Opiszcie mi jamesa herriota w 3-4 zdaniach pliska szybko prosze nie przepisywac z wiki
guma319
Z książki napisanej przez syna pisarza wyłania się obraz Alfa Wighta (James Herriot jest jedynie pseudonimem) – jedynaka, urodzonego w 1916 roku, wychowanego w Glasgow w atmosferze bardzo rodzinnej, otoczonego niezliczonymi wujami, ciotkami, kuzynami. Prym w rodzinie Wightów wiodła matka, której posłusznie podporządkowany był ojciec, Pop. Dzieciństwo małego Alfa było dość „zasobne” i szczęśliwe, wypełnione zabawą, szkołą, sportem, bez żadnych złych wydarzeń i cały czas pod kontrolą i wielkim wpływem matki. Bardziej „rozrywkowe” życie zaczęło się dla niego na studiach. W owym czasie studenci weterynarii byli znani z imprez, a odsetek „wiecznych studentów” z nawet kilkunastoletnim stażem był znaczny. Nic w tym dziwnego – z jednej strony libacje, z drugiej trudne egzaminy, na czele z dwiema wspominanymi w pierwszym tomie „kobyłami”: parazytologią i patologią. Nawet Alf, dość pilny student, nieco odstający od takiego trybu życia, potknął się na nich... Faktem jednak jest, że i pewne kłopoty zdrowotne przeszkodziły mu w ukończeniu studiów o czasie. Pierwsze nieudane podejście spowodowało, że Alf intensywnie przygotowywał się do poprawki. Był zresztą przed nią dobrej myśli. Ku jego zdumieniu nie znalazł się na liście osób, które zdały. Jego żal i rozczarowanie było przeogromne i już-już odchodził od tablicy z listą nazwisk, gdy wtem przez tłum studentów przepchnął się jeden z asystentów i przepraszając naniósł poprawkę na listę: dodał nazwisko „Wight”. W taki właśnie sposób świat otrzymał najsławniejszego weterynarza. Alf karierę zawodową rozpoczął w 1939 roku, tuż po ukończeniu nauki, na praktyce u swego przyjaciela ze studiów, Eddiego Straitona. Niestety problemy klubu wyścigowego, z którym współpracował Eddie, spowodowały ograniczenie tej współpracy, a tym samym liczbę zleceń. W efekcie Eddie z przykrością po kilku miesiącach musiał zrezygnować ze współpracy z Alfem. Alf wprawdzie mógł próbować szczęścia w rodzinnym Glasgow, jednakże zdaje się nie przepadał tak do końca za tym dość ponurym, wietrznym i deszczowym miejscem. Szukał uporczywie pracy w regionach położonych bardziej na południe i faktycznie cudem, jak to opisał w książce, udało mu się w ostatniej chwili dostać płatną pracę u Donalda Sinclaira – i to w czasie, gdy na jedno stanowisko asystenta weterynaryjnego przypadało około 80 kandydatów, a młodzi stażem weterynarze pracowali bez pensji, wyłącznie za wikt i opierunek! Przybywszy na miejsce wręcz zakochał się w tamtej okolicy i był jej wierny do końca życia. Nawet, gdy po wielu latach, w okresie sukcesu finansowego, podsunięto mu myśl przeniesienia się na rok na wyspę Jersey w celu uniknięcia płacenia rządowi Jej Królewskiej Mości iście bandyckich, 80-procentowych (!) podatków, nie skorzystał. Nie wyobrażał sobie bowiem życia w innym miejscu. Alf został rzucony na głęboką wodę. Donald, człowiek o wybuchowym charakterze, o tysiącu pomysłów, szukający ciągłych nowych wyzwań, ale – co tu kryć – często zrzucający ich realizację na barki innych był trudnym szefem. Przez pierwsze kilka lat Alf brał więc nadprogramowo praktycznie wszystkie nocne dyżury. W zasadzie nie miał w tym okresie ani jednego wolnego dnia, co najwyżej wolne popołudnie raz na parę dni. Jak przy takim trybie życia w tym czasie udało mu się zbliżyć do przyszłej żony Joan (alias Helen Alderson) – trudno zrozumieć... Czasy te Alf zawsze jednak wspominał z wielkim sentymentem. Jak sam twierdził, mimo harówy były to także czasy humoru i śmiechu na co dzień – w czym zresztą przodował brat Donalda, Brian (książkowy Tristan). Weterynaria była wówczas w niemalże powijakach, więc były to czasy małych sukcesów i dużych porażek, będących podstawą snutych w jego późniejszych książkach opowieści. Bywało nawet tak, że Alf podawał eksperymentalnie leki kilku zwierzętom w chorym stadzie – po jakimś czasie stado zdrowiało całe z wyjątkiem leczonych sztuk... Jednakże mieszkańcy Yorkshire zawsze przyjmowali takie zrządzenia losu z filozoficznym spokojem. Ten spokój, a także uczciwość i życzliwość tamtejszej ludności Alf zawsze cenił sobie bardzo mocno. Współpraca z Donaldem – z czego czytelnicy Herriota na ogół nie zdają sobie sprawy – załamała się po pierwszych kilku latach. Alf liczył po cichu na to, że gdy jego rola w firmie nieco „okrzepnie”, otrzyma status partnera i oprócz skromnej pensji także prawo do części zysków. Niestety Donald zawsze odmawiał i zdaje się robił to w swoim chimeryczno-cholerycznym stylu. Alf miał wtedy poważny problem: nieco zadrażnione stosunki z szefem, dość niskie zarobki, wreszcie niemożność rozwinięcia własnej praktyki w okolicy (podpisując umowę z Donaldem zobowiązał się tego nie robić w razie zerwania współpracy). Alf odszedł więc do innej praktyki, jednak „okoliczności życiowe” sprawiły, że znów nie dane mu było „rozwinąć skrzydeł” gdzie indziej. Nie mając zbyt wielkiego wyboru zwrócił się ponownie do Donalda. Został na powrót przyjęty i... otrzymał udziały w firmie. Od tej pory współpraca obu panów odbywała się już bezproblemowo. To znaczy: bezproblemowo w relacjach wzajemnych, bo na wielkie pieniądze z praktyki żaden z nich nie mógł liczyć. Taki stan trwał wiele lat i po części był spowodowany niefrasobliwością obu panów. Wszyscy wspominają, że faktycznie obaj udzielali często darmowych porad osobom biednym, z drugiej strony wielu klientów nie spieszyło się (łagodnie mówiąc) z płaceniem. Do tego dodajmy brak uczciwej, regularnej księgowości – w efekcie praktyka ledwo-ledwo wychodziła „na swoje”, a roczne zyski nierzadko były zaledwie kilkusetfuntowe. To było powodem nie tylko frustracji obu weterynarzy, ale i ich księgowych. Jeszcze jednym powodem trudności finansowych byli praktykanci. W nawale pracy byli oni błogosławieństwem, ale w czasach, gdy praktyka na małych zwierzętach dopiero zaczęła się rozwijać i trzon pracy stanowiło leczenie dużych zwierząt, lekarze musieli podróżować wiele mil do gospodarstw. Każdy praktykant musiał więc dysponować własnym autem. Jak wspominał Alf, ci młodzi, bardzo energiczni stażyści jeździli tak, jakby brali udział w zawodach na szybkość „dorżnięcia” silników, „żyłując” prędkość do granic możliwości technicznych i znacznie powyżej granic zdrowego rozsądku. Koszty przejazdów i liczne konieczne naprawy poważnie nadwyrężały budżet firmy. Alf, Joan oraz ich dzieci: Jim i Rosie (imiona w książkach tożsame z rzeczywistymi) żyli więc raczej skromnie, ale szczęśliwie. Jim w biografii ojca wspomina, że nigdy mu i siostrze niczego nie brakowało, także w sensie finansowym. Z jak wielkimi wyrzeczeniami musieli się zmagać rodzice – można się tylko domyślać. W tej sytuacji z wielką pomocą przyszedł im w pewnym momencie Eddie Straiton, który znienacka zafundował im wakacje nad morzem. Wightowie do końca życia byli mu za to wdzięczni. Jednakże była to kropla w morzu. Przeogromny nawał pracy w połączeniu ze wspominaną przez Alfa w książkach brucelozą niestety poskutkował dalszymi potężnymi problemami zdrowotnymi i wpadaniem w stany maniakalno-depresyjne – na szczęście przez stosunkowo krótki czas. Jim wspomina w biografii swój strach przed ojcem, gdy widział go siedzącego ponuro i nie poznającego świata. Na szczęście leki i bardzo troskliwa opieka żony zrobiły swoje – Alf stosunkowo szybko wrócił do zdrowia, a ataki nie powtórzyły się już nigdy. Sytuacja finansowa Wightów zaczęła poprawiła się dopiero w latach 60-tych wraz z rozpoczęciem kariery pisarskiej Alfa. Alf przez wiele lat próbował napisać książkę, jednak żadne z wydawnictw nie było w jakikolwiek sposób zainteresowane jej publikacją. Również Joan była bardzo sceptycznie nastawiona do pomysłu – jej zdaniem ktoś, kto dobiegał 50-ki raczej nie powinien liczyć na sukces. Niechęć wydawców zdawała się tą tezę potwierdzać, ale Alf się nie zrażał. Przestudiował wiele podręczników typu „Jak pisać ?”, zmieniał styl, dokonywał niezliczonej ilości korekt. Jednakże nadal bez sukcesu. W końcu po parokrotnych załamaniach w niemalże akcie rozpaczy wysłał maszynopis ponownie do pierwszego z „nagabywanych” przed laty wydawnictw, w dodatku powracając nieco do swego pierwotnego stylu pisania. Po wielomiesięcznym oczekiwaniu książka trafiła w końcu do jednego z recenzentów, który się nią bardziej zainteresował. W tym niemały udział miała żona owego recenzenta, która po przeczytaniu maszynopisu oświadczyła mężowi, że w życiu nie czytała czegoś tak zabawnego i że jeżeli tej książki nie wyda, to ją popamięta. Książka została wydana, co zachęciło Alfa, do przygotowania następnych. Potem pojawiła się propozycja sfilmowania dzieła, a po niej propozycja nakręcenia serialu. Równolegle przyszły sukcesy za granicą, przede wszystkim w Ameryce. W ciągu dwóch lat z finansowego dołka Alf wybił się na wyżyny, a jego dochody wzrosły wielokrotnie. Mimo to, jak wspominają jego znajomi, do końca życia pozostał skromnym człowiekiem, często bardzo mocno wspomagającym finansowo innych ludzi i rozmaite instytucje charytatywne. Alfa nieco cała ta sytuacja krępowała, zwłaszcza, że – co tu kryć – trafiały się osoby wyraźnie zazdrosne o jego sukces. Przez kolejne lata cieszyła go popularność, ale też męczyły niezliczone spotkania z czytelnikami, podróże promocyjne (także do Stanów) i kolejka do przychodni w sytuacji, gdy składała się ona w 90% z czytelników chcących poznać pisarza, a tylko w 10% z posiadaczy chorych zwierząt. Cieszyły go dowody uznania (w tym ze strony jego ulubionej drużyny piłkarskiej, czy dawnej uczelni), ale zawsze miał powtarzać, że przede wszystkim jest weterynarzem. Aż do wieku emerytalnego pracował w zawodzie, podobnie jak Donald i Brian. Niestety mimo, że sam uratował mnóstwo istnień, sam po trzech latach walki musiał w końcu poddać się atakowi choroby nowotworowej. Zmarł we własnym domu, mimo ograniczeń wynikających z choroby ciesząc się do niemal samego końca wszystkim wokół. W kilka miesiecy po jego śmierci w słynnej katedrze York Minster zorganizowano poświęcone mu uroczystości. Zjawiło się wiele tysięcy fanów, a prócz rodziny i przyjaciół także przedstawiciele uczelni, świata wydawniczego i aktorzy, którzy przed laty wzięli udział w ekranizacji książek. Była to, jak wspominali, impreza wcale nie nostalgiczna, lecz wręcz wesoła, m.in. dzięki wspaniałym interpretacjom, jakimi popisali się właśnie aktorzy, czytając zgromadzonym tłumom obszerne fragmenty najlepszych i najbardziej zabawnych opowiadań Alfa. Jeśli chodzi o losy pozostałych przyjaciół – cóż, Brian przez wiele lat także toczył walkę z chorobą. Udało mu się ją na wiele lat pokonać, jednakże zmarł kilka lat przed Alfem. A dobiegający 90-ki Donald, owdowiały i przez to bardzo samotny załamał się i w kilka miesięcy po śmierci żony popełnił samobójstwo, zażywając dużą dawkę barbituranu. Po kilkudniowej śpiączce zmarł w szpitalu.