Tego ranka jak zwykle wybierałe się do szkoły. Nic nie wskazywało na to , że stanie sie on dniem wyjątkowym .Mieszkam w odleglości 3 kilometrów od szkoły .Zwykle dojeżdzam rowerem ,trochę ruchu przed zajęciami nie zaszkodzi.Są dwie drogi ktorymi moge dojechać do szkoły.Jednak z polecenia rodziców dojeżdzam drogą trochę dłuższą .Zajmuje mi ona około 15 minut.Na skróty w szkole byłbym maximum w 7 minut.Wytłumaczę czemu nie pozwalają mi rodzice jeździć krótszą drogą.Sa to bowiem tereny podmokłe i zagrożone obsunięciami ,poprostu ryzykowne.Wracając do tematu ,tego ranka już prawie spakowany przypomniałe sobie że niemam rzeczy na zajęcia techniczne .Szybko bieganie po całym domu i w garazu i w końcu mam jest wszystko.Te poszukiwania spowodowały spore opóźnienie ,spojrzalem na zegarek bylo późno .Gdy pojade drogą dłuższą napewno sie spóźnię,postanowiłem więc że zrobie cos wbrew zakazowi .Rower ,plecak i ruszyłem troche wyrzuty sumienia ,że nie posłuchałem rodziców gryzły mnie ,jednak aspiracje wzieły górę spóźnić sie to nie w moim stylu.Nic nie wskazywało na to ,że coś sie może wydarzyć .Przejeźdzałem właśnie przy mokradłach i nagle straciłem panowanie nad kierownicą roweru .Bo i jak kierować skoro rower sie zapada.Spadłem na chwilę straciłem orientację czułem tylko że jestem mokry.Stało sie to przedczym mnie przestrzegano i co dalej?O wyjsciu nie bylo mowy czułem że sie obsówam ,jakby mnie wchłaniała woda.Krzyczeć poco nikogo niema ,las woda i ja zanurzony w niej po pachy.Nie uwierzycie ,ale strachu sie najadłem.Naprawde miałem czarne myśli,nie byłem w stanie nic zrobić.Postanowiłem krzyczeć może mnie ktoś usłyszy ,w końcu to jesień pora grzybobrania ,a może będe mial szczęście.Czas mijał nieubłaganie wsysało mnie coraz bardziej, już tylko głowa była widoczna.Nagle od tyły pojawił się gruby konar gałęzi ,chwyciłem go ostatnimi siłami i poczułęm jak mnie coś ciągnie.Gdy już mogłem się odwróćić zobaczyłem starszego pana ,nie ważne dla mnie było kto to jest. Jak się potem okazało ,rybak wracający z połowów. Uratował mnie .Rower i reszte moich rzeczy szlak trafił,ale to było nie istotne.Poczułem straszną chęć krzyczenia z radości ,usiadłem na trawie i zaczołem płakać.Co było dalej łątwo sie domyslić ,ale dla mnie wszystko potem co sie wydarzylo nie miało wiekszego znaczenia. Istotne było to, że dostałem nową szansę od losu ,i dnia tego nigdy nie zapomnę .Dlatego dla mnie jest najszczęsliwszym dniem mojego kótkiego jeszcze życia.
Tego ranka jak zwykle wybierałe się do szkoły. Nic nie wskazywało na to , że stanie sie on dniem wyjątkowym .Mieszkam w odleglości 3 kilometrów od szkoły .Zwykle dojeżdzam rowerem ,trochę ruchu przed zajęciami nie zaszkodzi.Są dwie drogi ktorymi moge dojechać do szkoły.Jednak z polecenia rodziców dojeżdzam drogą trochę dłuższą .Zajmuje mi ona około 15 minut.Na skróty w szkole byłbym maximum w 7 minut.Wytłumaczę czemu nie pozwalają mi rodzice jeździć krótszą drogą.Sa to bowiem tereny podmokłe i zagrożone obsunięciami ,poprostu ryzykowne.Wracając do tematu ,tego ranka już prawie spakowany przypomniałe sobie że niemam rzeczy na zajęcia techniczne .Szybko bieganie po całym domu i w garazu i w końcu mam jest wszystko.Te poszukiwania spowodowały spore opóźnienie ,spojrzalem na zegarek bylo późno .Gdy pojade drogą dłuższą napewno sie spóźnię,postanowiłem więc że zrobie cos wbrew zakazowi .Rower ,plecak i ruszyłem troche wyrzuty sumienia ,że nie posłuchałem rodziców gryzły mnie ,jednak aspiracje wzieły górę spóźnić sie to nie w moim stylu.Nic nie wskazywało na to ,że coś sie może wydarzyć .Przejeźdzałem właśnie przy mokradłach i nagle straciłem panowanie nad kierownicą roweru .Bo i jak kierować skoro rower sie zapada.Spadłem na chwilę straciłem orientację czułem tylko że jestem mokry.Stało sie to przedczym mnie przestrzegano i co dalej?O wyjsciu nie bylo mowy czułem że sie obsówam ,jakby mnie wchłaniała woda.Krzyczeć poco nikogo niema ,las woda i ja zanurzony w niej po pachy.Nie uwierzycie ,ale strachu sie najadłem.Naprawde miałem czarne myśli,nie byłem w stanie nic zrobić.Postanowiłem krzyczeć może mnie ktoś usłyszy ,w końcu to jesień pora grzybobrania ,a może będe mial szczęście.Czas mijał nieubłaganie wsysało mnie coraz bardziej, już tylko głowa była widoczna.Nagle od tyły pojawił się gruby konar gałęzi ,chwyciłem go ostatnimi siłami i poczułęm jak mnie coś ciągnie.Gdy już mogłem się odwróćić zobaczyłem starszego pana ,nie ważne dla mnie było kto to jest. Jak się potem okazało ,rybak wracający z połowów. Uratował mnie .Rower i reszte moich rzeczy szlak trafił,ale to było nie istotne.Poczułem straszną chęć krzyczenia z radości ,usiadłem na trawie i zaczołem płakać.Co było dalej łątwo sie domyslić ,ale dla mnie wszystko potem co sie wydarzylo nie miało wiekszego znaczenia. Istotne było to, że dostałem nową szansę od losu ,i dnia tego nigdy nie zapomnę .Dlatego dla mnie jest najszczęsliwszym dniem mojego kótkiego jeszcze życia.