Tak jak co roku wraz z moją cała rodziną wybraliśmy się do Austri w góry.
Po dokładnych i męczących przygotowaniach to wyprawy pozostało tylko cieszenie się podróżą. Mój tata bardzo boi się latać samolotem, więc wybraliśmy drogę londową.
Spakowaliśmy walizki do samochodu i wyruszyliśmy w przygodę "życia".
To tylko ponad tysiąc kilometrów- zażartował tata. Lecz nam nie było do śmiechu...
W tym momencie zaczęła się nasza "niesamowita przygoda" . Nie ujechalismy nawet stu kilometrów , a w samochodzie pękło koło. Jednak mój tata jest bardzo uzdolniny, więc z kołem poradził sobie bez problemu. Trochę zgłodnieliśmy, a ja musiałem do "kibelka".
Najgorsze co mogło się wydarzyć to brak hot-dogów. Żartuję brak toaulety na stacji to był koszmar. Źli oraz głodni ruszyliśmy dalej. Uff po 10 godzinach drogi dojechaliśmy, koniec naszej podroży. Dojechaliśmy o 2 na ranem, więc czym prędzej poszliśmy spać w cztero gwiazdkowym hotelu, ale nie będę się chwalił. Rano wyruszyliśmy na narty, a tu co?
Brak śniegu, jedynym pocieszeniem były przepiękne widoki i pyszne hot-dogi oraz publiczne toaulety.
Zawsze kochałam góry i w zeszłym roku, jak zwykle ,wyruszyłam z rodzicami w poszukiwaniu przygód na szczyt Kasprowego Wierchu. Wszyscy bylismy mile podekscytowani tą wspaniałą wyprawa. Pogoda tego dnia miała być piękna. Niestety w momencie przejechania kilkunastu metrów kolejki , ta nagle , z niewiadomych przyczyn, stanęła. Wszyscy podróżni spojrzeli po sobie z wielkim zdziwieniem. Niektórzy dzwonili po pomoc inni popłakiwali cicho. Nie ukrywam , że ja sama miałam niemiłe uczucie dyskomfortu. Moi rodzice próbowali uspokoic resztę pasażerów. Pogoda raptownie zaczęła się bardzo pogarszać. Niebo pociemniało, a silny wiatr zaczął bujać kolejką. Ludzie z przerażenia krzyczeli i wołali o pomoc. Sytuacja wydawała się tragiczna. W myślach żegnałam sie juz ze swoim zyciem , gdy raptownie wiatr ustał, a na niebie pojawiło sie słońce. Po kilku chwilach , jak gdby nigdy nic , kolejka ruszyła z miejsca i bezppiecznie dotarlismy na szcyt Kasprowego Wierchu. To była najbardziej szalona przygoda mojego życia.
Tak jak co roku wraz z moją cała rodziną wybraliśmy się do Austri w góry.
Po dokładnych i męczących przygotowaniach to wyprawy pozostało tylko cieszenie się podróżą. Mój tata bardzo boi się latać samolotem, więc wybraliśmy drogę londową.
Spakowaliśmy walizki do samochodu i wyruszyliśmy w przygodę "życia".
To tylko ponad tysiąc kilometrów- zażartował tata. Lecz nam nie było do śmiechu...
W tym momencie zaczęła się nasza "niesamowita przygoda" . Nie ujechalismy nawet stu kilometrów , a w samochodzie pękło koło. Jednak mój tata jest bardzo uzdolniny, więc z kołem poradził sobie bez problemu. Trochę zgłodnieliśmy, a ja musiałem do "kibelka".
Najgorsze co mogło się wydarzyć to brak hot-dogów. Żartuję brak toaulety na stacji to był koszmar. Źli oraz głodni ruszyliśmy dalej. Uff po 10 godzinach drogi dojechaliśmy, koniec naszej podroży. Dojechaliśmy o 2 na ranem, więc czym prędzej poszliśmy spać w cztero gwiazdkowym hotelu, ale nie będę się chwalił. Rano wyruszyliśmy na narty, a tu co?
Brak śniegu, jedynym pocieszeniem były przepiękne widoki i pyszne hot-dogi oraz publiczne toaulety.
Zawsze kochałam góry i w zeszłym roku, jak zwykle ,wyruszyłam z rodzicami w poszukiwaniu przygód na szczyt Kasprowego Wierchu. Wszyscy bylismy mile podekscytowani tą wspaniałą wyprawa. Pogoda tego dnia miała być piękna. Niestety w momencie przejechania kilkunastu metrów kolejki , ta nagle , z niewiadomych przyczyn, stanęła. Wszyscy podróżni spojrzeli po sobie z wielkim zdziwieniem. Niektórzy dzwonili po pomoc inni popłakiwali cicho. Nie ukrywam , że ja sama miałam niemiłe uczucie dyskomfortu. Moi rodzice próbowali uspokoic resztę pasażerów. Pogoda raptownie zaczęła się bardzo pogarszać. Niebo pociemniało, a silny wiatr zaczął bujać kolejką. Ludzie z przerażenia krzyczeli i wołali o pomoc. Sytuacja wydawała się tragiczna. W myślach żegnałam sie juz ze swoim zyciem , gdy raptownie wiatr ustał, a na niebie pojawiło sie słońce. Po kilku chwilach , jak gdby nigdy nic , kolejka ruszyła z miejsca i bezppiecznie dotarlismy na szcyt Kasprowego Wierchu. To była najbardziej szalona przygoda mojego życia.