Moim zdaniem najciekawszą przygodą morską Robinsona była ta sytuacja w której wyruszył na morze z kapitanem Smithem. A było to tak... Kiedy Robinson wszedł do karczmy wszyscy zdziwili się ponieważ, do tej karczmy nigdy nie wchodził ktoś tak młody. Usiadł i poprosił o coś do picia i do jedzenia. Wtedy wyciągnął z sakiewki dwie złote monety, wszyscy po raz kolejne zdziwili się. W tym momencie wszedł kapitan Smith i zaczął wybierać osoby do swojej wyprawy na Wybrzeże Kości Słoniowej. Kiedy skończył zobaczył, jak Robinson prosi o jeszcze więcej jedzenia i picia i po raz kolejny wyciąga dwie złote monety. Po paru minutach podszedł do niego i zaczęli rozmawiać. Gdy skończyli kapitan zaproponował mu wypłynięcie na morze. Chłopak zgodził się. Następnego dnia Robinson pobiegł do portu i ujrzawszy kapitana Smitha podbiegł do niego. Ten kazał mu dąć wszystkie swoje pieniądze i powiedział aby chłopak wszedł na statek. Robinson zawahał się ale, wyciągnął sakiewkę, wręczył kapitanowi i wszedł na statek. Po odpłynięciu od portu kapitan powiedział do Robinsona ze on ma się słuchać jednego z członków załogi. Po paru dniach statek zaatakowali piraci. Nadaremna była ucieczka i obrona. Piraci schwytali kapitana Smitha i jego załogę i stali się niewolnikami. Moim zdaniem Robinson postąpił dobrze ponieważ, nauczył się wielu ciekawych rzeczy od kapitana Smitha ale, również stracił przy tym swoje wszystkie pieniądze.
Moim zdaniem najciekawszą przygoda Robinsona była pierwsza wyprawa w głąb wyspy.
Zabrał kapelusz, buty, torbę z żywnością i dzidę. Ruszył na wschód. Las, którym szedł był miejscami bardzo gęsty więc Robinson miał niemałe trudności z poruszaniem się. Po kilkunastu minutach wędrówki wyszedł wreszcie z lasu na polanę porośniętą trawą i gęstymi krzewami. Na tej właśnie dolinie Robinson znalazł ziemniaki, które wziął za truciznę, ponieważ spożywał je na surowo. Robinson ruszył dalej. Po zaledwie kilku krokach zauważył, że dookoła niego jest dość dużo kokosów. Zjadł je z największą przyjemnością. Robinson tak się ucieszył z odkrycia kokosów, że zaczął polować na ptaki siedzące na drzewach. Jednak w porę uświadomił sobie, że to niepotrzebne ? nie miał przecież ognia! Kręcąc głową nad swoją głupotą ruszył dalej. Upał był straszny, wiec Robinson postanowił wykąpać się w morzu. Widząc mnóstwo ryb pływających we wodzie, postanowił zrobić sieć łowiecką z włókien bananowca, a ryby ?podsmarzać? na słońcu. Po kąpieli Robinson przespał się w cieniu. Gdy wstał i zobaczył wschodzące słońce, zdziwił się bardzo. Czy możliwe, że prawie całą dobę spał? Pomimo lekkiego wiatru, na wyspie było wciąż bardzo gorąco. Robinson postanowił, ze zrobi parasol do ochrony przed słońcem. Nazrywał dość dużo liści kokosowych, uciął długi kij i przywiązał do jego końca cztery długie gałązki, które na środku przewiązał na krzyż. Połączył wszystko sznurkiem i tak otrzymał parasol. Około południa Robinson postanowił znów się wykąpać. Zbliżając się do brzegu, z radością powitał widok ostryg przyczepionych do skał. Nazbierał ich do torby, a częścią się pożywił. Gdy ruszył dalej, nagle poczuł pewien rozkoszny zapach. Robinson myślał, że to jakiś kwiat, lecz jak się później okazało, był to ananas. Zjadł jednego, kilka zabrał ze sobą i choć ciężko było mu dźwigać, poszedł dalej. Szukając noclegu, Robinson odkrył, że w kopcach ziemi, które się gdzieniegdzie znajdowały, znajdują się jaja żółwi morskich. I chociaż nie dokuczał mu już głód, widok nowego przysmaku obudził apetyt i wypił parę jajek. Trzeci dzień wyprawy nie był zbyt owocny. Przez kilka godzin Robinson nic nie znajdował, a potem zabłądził. Na szczęście długo nie musiał szukać swojego domu. Gdy szedł do domu, obok niego przebiegło zwierzę do zająca podobne, lecz Robinson rzucając dzidą chybił. Postanowił więc zrobić sobie łuk i strzały. Nie było to trudne, bo nauczył się tego w niewoli. Gdy wrócił do swojej groty skalnej, dobry humor znikł zupełnie. Ostrygi i kukurydza, które chciał spożyć na obiad poschły zupełnie, a banany zwiędły. Na szczęście żółwim jajom się nic nie stało ? miały przecież skorupę. Po trzech ciężkich dniach, Robinson wreszcie mógł porządnie odpocząć. Ta przygoda podobała mi się najbardziej, ponieważ jest bardzo ciekawa. Robinson nie poddaje się, mimo, że nie wszystko toczy się po jego myśli. Podoba mi się jego postawa. Robinson bardzo wierzył w siebie i myślę, że właśnie dzięki temu nie ?zwariował? i nie poddał się rozpaczy na wyspie.
Moim zdaniem najciekawszą przygodą morską Robinsona była ta sytuacja w której wyruszył na morze z kapitanem Smithem. A było to tak...
Kiedy Robinson wszedł do karczmy wszyscy zdziwili się ponieważ, do tej karczmy nigdy nie wchodził ktoś tak młody. Usiadł i poprosił o coś do picia i do jedzenia. Wtedy wyciągnął z sakiewki dwie złote monety, wszyscy po raz kolejne zdziwili się. W tym momencie wszedł kapitan Smith i zaczął wybierać osoby do swojej wyprawy na Wybrzeże Kości Słoniowej. Kiedy skończył zobaczył, jak Robinson prosi o jeszcze więcej jedzenia i picia i po raz kolejny wyciąga dwie złote monety. Po paru minutach podszedł do niego i zaczęli rozmawiać. Gdy skończyli kapitan zaproponował mu wypłynięcie na morze. Chłopak zgodził się. Następnego dnia Robinson pobiegł do portu i ujrzawszy kapitana Smitha podbiegł do niego. Ten kazał mu dąć wszystkie swoje pieniądze i powiedział aby chłopak wszedł na statek. Robinson zawahał się ale, wyciągnął sakiewkę, wręczył kapitanowi i wszedł na statek. Po odpłynięciu od portu kapitan powiedział do Robinsona ze on ma się słuchać jednego z członków załogi. Po paru dniach statek zaatakowali piraci. Nadaremna była ucieczka i obrona. Piraci schwytali kapitana Smitha i jego załogę i stali się niewolnikami.
Moim zdaniem Robinson postąpił dobrze ponieważ, nauczył się wielu ciekawych rzeczy od kapitana Smitha ale, również stracił przy tym swoje wszystkie pieniądze.
Moim zdaniem najciekawszą przygoda Robinsona była pierwsza wyprawa w głąb wyspy.
Zabrał kapelusz, buty, torbę z żywnością i dzidę. Ruszył na wschód. Las, którym szedł był miejscami bardzo gęsty więc Robinson miał niemałe trudności z poruszaniem się. Po kilkunastu minutach wędrówki wyszedł wreszcie z lasu na polanę porośniętą trawą i gęstymi krzewami. Na tej właśnie dolinie Robinson znalazł ziemniaki, które wziął za truciznę, ponieważ spożywał je na surowo. Robinson ruszył dalej. Po zaledwie kilku krokach zauważył, że dookoła niego jest dość dużo kokosów. Zjadł je z największą przyjemnością. Robinson tak się ucieszył z odkrycia kokosów, że zaczął polować na ptaki siedzące na drzewach. Jednak w porę uświadomił sobie, że to niepotrzebne ? nie miał przecież ognia! Kręcąc głową nad swoją głupotą ruszył dalej. Upał był straszny, wiec Robinson postanowił wykąpać się w morzu. Widząc mnóstwo ryb pływających we wodzie, postanowił zrobić sieć łowiecką z włókien bananowca, a ryby ?podsmarzać? na słońcu. Po kąpieli Robinson przespał się w cieniu. Gdy wstał i zobaczył wschodzące słońce, zdziwił się bardzo. Czy możliwe, że prawie całą dobę spał? Pomimo lekkiego wiatru, na wyspie było wciąż bardzo gorąco. Robinson postanowił, ze zrobi parasol do ochrony przed słońcem. Nazrywał dość dużo liści kokosowych, uciął długi kij i przywiązał do jego końca cztery długie gałązki, które na środku przewiązał na krzyż. Połączył wszystko sznurkiem i tak otrzymał parasol. Około południa Robinson postanowił znów się wykąpać. Zbliżając się do brzegu, z radością powitał widok ostryg przyczepionych do skał. Nazbierał ich do torby, a częścią się pożywił. Gdy ruszył dalej, nagle poczuł pewien rozkoszny zapach. Robinson myślał, że to jakiś kwiat, lecz jak się później okazało, był to ananas. Zjadł jednego, kilka zabrał ze sobą i choć ciężko było mu dźwigać, poszedł dalej. Szukając noclegu, Robinson odkrył, że w kopcach ziemi, które się gdzieniegdzie znajdowały, znajdują się jaja żółwi morskich. I chociaż nie dokuczał mu już głód, widok nowego przysmaku obudził apetyt i wypił parę jajek. Trzeci dzień wyprawy nie był zbyt owocny. Przez kilka godzin Robinson nic nie znajdował, a potem zabłądził. Na szczęście długo nie musiał szukać swojego domu. Gdy szedł do domu, obok niego przebiegło zwierzę do zająca podobne, lecz Robinson rzucając dzidą chybił. Postanowił więc zrobić sobie łuk i strzały. Nie było to trudne, bo nauczył się tego w niewoli. Gdy wrócił do swojej groty skalnej, dobry humor znikł zupełnie. Ostrygi i kukurydza, które chciał spożyć na obiad poschły zupełnie, a banany zwiędły. Na szczęście żółwim jajom się nic nie stało ? miały przecież skorupę. Po trzech ciężkich dniach, Robinson wreszcie mógł porządnie odpocząć.
Ta przygoda podobała mi się najbardziej, ponieważ jest bardzo ciekawa. Robinson nie poddaje się, mimo, że nie wszystko toczy się po jego myśli. Podoba mi się jego postawa. Robinson bardzo wierzył w siebie i myślę, że właśnie dzięki temu nie ?zwariował? i nie poddał się rozpaczy na wyspie.