Opisz jakąś zabawną historię z życia szkolnego. Opowiedz o tym, co sam przeżyłeś (opowiadanie w 1 osobie l.pojedyńczej) albo o tym, co przeżył ktoś inny z twojej rodziny lub któryś z kolegów (opowiadanie w 3 osobie l.pojedyńczej). Zanim zaczniesz pisać, ułóż plan opowiadania. Plz.
Szeregoowy08
Pewnego słonecznego poranka, wstałem jak zwykle wczesną porą by wyszykować się do szkoły. Wstałem z łóżka, ubrałem się, umyłem buźkę i zęby, zjadłem śniadanie i poszedłem do szkoły. Jakoby mam do szkoły niewiele piechotą, to chodzenie do szkoły sprawia mi wiele przyjemności. I zmierzając ku celowi mojej historii, opowiem wam jak to wszystko się wydarzyło. Była 09:00 rano gdy zaczynała się pierwsza lekcja matematyki. Czekałem pod klasą wraz z resztą moich przyjaciół na szanownego pana profesora Zdzisława. Czekaliśmy dłuższą chwilę, gdy nagle naszym oczom ujrzała się postać "gacka", gdyż tak mówiliśmy na swojego wychowawcę. Szedł on dziwnym, niespokojnym krokiem z pudełkiem jakiś rzeczy. Otworzył nam salę, weszliśmy, usiedliśmy w ławkach i z niepokojem obserwowaliśmy naszego pana. Po chwili zaczął wyciągać z pudełka jakieś przezroczyste przedmioty. Położył to u siebie na biurku i podał nam temat dzisiejszej lekcji i kazał podejść jednej osobie z ławki do biurka. Gdy już podszedliśmy, kazał nam wybrać sobie po jednym przedmiocie przedstawiającym jakąś figurę geometryczną. Wybrałem ostrosłup i wróciłem na swoje miejsce. Mój kolega z ławki zaczął się bawić tym ostrosłupem, obracać go, oglądać ze wszystkich stron. Nagle pstryknął palcem w wierzchołek ostrosłupa iii ostrosłup upadł na ziemie i rozpadł się na kawałki. Moi koledzy wybuchnęli śmiechem, wszyscy patrzeliśmy na wychowawcę i zastanawialiśmy się co zrobi w takiej sytuacji. Zaczął mówić podniesionym głosem, mówił o naszej nieodpowiedzialności i dziecinności oraz o tym, że nie wolno nam nic dawać bo zaraz coś zepsujemy. Pozbierał kawałki z ostrosłupa wrócił na swoje miejsce pracy, wyciągnął jakiś klej, chyba kropelkę i zaczął to sklejać, ale że robił to tak niezdarnie po chwili pokleił nie ostrosłup lecz swoje własne palce. Nikt nie mógł wytrzymać ze śmiechu, wszyscy cieszyli się od ucha do ucha a nasz wychowawca czuł się zażenowany całą sytuacją, bo wyszło, że on tez nie do końca jest odpowiedzialny i dojrzały. Tego dnia nie mogliśmy przestać się śmiać z tej sytuacji, wspominamy to na każdej lekcji z naszym panem.
Proszę bardzo, liczę na naj :)
2 votes Thanks 1
Natka88GD
Był to obóz siatkarski, ale akcja działa się w gimnazjum: Klub siatkarski, do którego chodzę, miał mecz w Szczecinie. Przyjechałam tam o godz. 23:00 oraz wszystkie siatkarki, z mojego rocznika, trenerzy i młodsze dziewczyny. Miałyśmy nocować w gimnazjum, więc od razu poszłam spać bo było już późno, ale zanim wszystkie się wyzbierały minęła godzina, no ale trudno. Nie dało się spać, bo wszędzie były komary, ale jak już w końcu zasnęłam (ok. godz. 1:30 w nocy) nie minęło 15 minut nim zaczął dzwonić czujnik gazu. Moja koleżanka poszła szukać w szkole woźnego, bez celowo, bo była noc, kiedy znalazłyśmy trenerkę z innej drużyny, przyszła do nas i zaczęła krzyczeć, że gaz się ulatnia, Więc, wybiegłam z moimi przyjaciółkami na korytarz, ale w sumie to w podskokach, bo było tak zimno, że wyskoczyłyśmy w śpiworach. Czujnik nie dawał spokoju, a mróz był nie do wytrzymania, o 5 rano wyłączył się i okazało się że był na sali gimnastycznej, a młodsze o niego pierdziały. Położyłyśmy się spać, spałyśmy około 30 minut, później obudził nas trener z wieścią, że mamy wstawać, bo na 7 mamy być. Przegrałyśmy, ale nigdy nie zapomnę nocy spędzonej na szkolnym korytarzu. (Na prawdę nie było mnie tam, tylko mój były klub, i połowa się nie zgadza, ale jest ok.)
Była 09:00 rano gdy zaczynała się pierwsza lekcja matematyki. Czekałem pod klasą wraz z resztą moich przyjaciół na szanownego pana profesora Zdzisława. Czekaliśmy dłuższą chwilę, gdy nagle naszym oczom ujrzała się postać "gacka", gdyż tak mówiliśmy na swojego wychowawcę. Szedł on dziwnym, niespokojnym krokiem z pudełkiem jakiś rzeczy. Otworzył nam salę, weszliśmy, usiedliśmy w ławkach i z niepokojem obserwowaliśmy naszego pana. Po chwili zaczął wyciągać z pudełka jakieś przezroczyste przedmioty. Położył to u siebie na biurku i podał nam temat dzisiejszej lekcji i kazał podejść jednej osobie z ławki do biurka. Gdy już podszedliśmy, kazał nam wybrać sobie po jednym przedmiocie przedstawiającym jakąś figurę geometryczną. Wybrałem ostrosłup i wróciłem na swoje miejsce. Mój kolega z ławki zaczął się bawić tym ostrosłupem, obracać go, oglądać ze wszystkich stron. Nagle pstryknął palcem w wierzchołek ostrosłupa iii ostrosłup upadł na ziemie i rozpadł się na kawałki. Moi koledzy wybuchnęli śmiechem, wszyscy patrzeliśmy na wychowawcę i zastanawialiśmy się co zrobi w takiej sytuacji. Zaczął mówić podniesionym głosem, mówił o naszej nieodpowiedzialności i dziecinności oraz o tym, że nie wolno nam nic dawać bo zaraz coś zepsujemy. Pozbierał kawałki z ostrosłupa wrócił na swoje miejsce pracy, wyciągnął jakiś klej, chyba kropelkę i zaczął to sklejać, ale że robił to tak niezdarnie po chwili pokleił nie ostrosłup lecz swoje własne palce. Nikt nie mógł wytrzymać ze śmiechu, wszyscy cieszyli się od ucha do ucha a nasz wychowawca czuł się zażenowany całą sytuacją, bo wyszło, że on tez nie do końca jest odpowiedzialny i dojrzały.
Tego dnia nie mogliśmy przestać się śmiać z tej sytuacji, wspominamy to na każdej lekcji z naszym panem.
Proszę bardzo, liczę na naj :)
Klub siatkarski, do którego chodzę, miał mecz w Szczecinie. Przyjechałam tam o godz. 23:00 oraz wszystkie siatkarki, z mojego rocznika, trenerzy i młodsze dziewczyny. Miałyśmy nocować w gimnazjum, więc od razu poszłam spać bo było już późno, ale zanim wszystkie się wyzbierały minęła godzina, no ale trudno. Nie dało się spać, bo wszędzie były komary, ale jak już w końcu zasnęłam (ok. godz. 1:30 w nocy) nie minęło 15 minut nim zaczął dzwonić czujnik gazu. Moja koleżanka poszła szukać w szkole woźnego, bez celowo, bo była noc, kiedy znalazłyśmy trenerkę z innej drużyny, przyszła do nas i zaczęła krzyczeć, że gaz się ulatnia, Więc, wybiegłam z moimi przyjaciółkami na korytarz, ale w sumie to w podskokach, bo było tak zimno, że wyskoczyłyśmy w śpiworach. Czujnik nie dawał spokoju, a mróz był nie do wytrzymania, o 5 rano wyłączył się i okazało się że był na sali gimnastycznej, a młodsze o niego pierdziały. Położyłyśmy się spać, spałyśmy około 30 minut, później obudził nas trener z wieścią, że mamy wstawać, bo na 7 mamy być. Przegrałyśmy, ale nigdy nie zapomnę nocy spędzonej na szkolnym korytarzu. (Na prawdę nie było mnie tam, tylko mój były klub, i połowa się nie zgadza, ale jest ok.)