Opisz holokaust w literaturze i filmie. opisz na wybranych przykladach . rozprawka .
Zgłoś nadużycie!
Każdy Żyd, bez względu biedny czy bogaty, wykształcony czy nie ,w czasie okupacji skazany był na śmierć. Ludzie umierali z głodu, nieleczonych chorób, ciężkich pobić. Ginęli w gettach i obozach. Tylko nie wielu udało się wyjść cało z tego piekła. Życie w tak w nieludzkich warunkach stało się ogromną traumą dla tych ,co przeżyli. Tak ogromną, że kiedyś po kilkudziesięciu latach potrafili opisywać to piekło z detalami, chociaż gdy to ich spotkało ,byli kilkuletnimi dziećmi. Z taką dokładnością swoje przeżycia wojenne i Holocaust wspomina Roma Ligocka (właściwie Roma Liebling) autorka „ Dziewczynki w czerwonym płaszczyku”. Ta uznana artystka, scenografka i projektantka kostiumów, kuzynka Romana Polańskiego, stawia czoło wspomnieniom młodej Żydówki, która dzięki determinacji rodziców, szczególnie swojej matki, przeżyła eksterminację swojego narodu. Niespełna czteroletnia dziewczynka została oszukana przez los. Nie dane jej było być dzieckiem, mieć zabawki, cieszyć się życiem. Pamięta tylko getto, które kojarzy jej się staniem na mrozie, brakiem słońca i snu, brudem i masą stłoczonych ludzi w jednym niewielkim pokoju. Mała Roma na każdy głośny krzyk chowa się pod stołem, który jest jedynym jej azylem. W getcie z jednej strony są ludzie – tacy jak ona- niepewni jutra, czekający na śmierć. Z drugiej strony- dumni panowie z skrzypiącymi lśniącym butami i złotymi guzikami, którzy ciągle coś wrzeszczą po niemiecku, strasznie biją , poniewierają innymi i nieustannie strzelają. Autorka powieści straciła w czasie okupacji wielu krewnych, niektórych śmierć oglądała na własne oczy. Jej ciocię Dusię rozstrzelano na placu, gdy nie chciała dobrowolnie wsiąść do auta wywożącego Żydów na „wysiedlenie”. Przyszła pisarka, będąc dzieckiem, nie wiedziała, co to znaczy naprawdę wysiedlenie. Nikt jej nie chciał powiedzieć, gdzie naprawdę hitlerowcy wywożą wszystkich tych ludzi. Rodzice bardzo chcieli ją uratować, stracili już wielu krewnych. Pragnęli Romę za wszelką cenę uchronić od śmierci. Udało się. Matka wyprowadziła ją na aryjską stronę Krakowa. Znalazły schronienie u rodziny Kierników i dzięki niej doczekały wolności. Dziewczynka w czerwonym wełnianym płaszczyku i jej mama ocalały z Holocaustu. Ale to, co przeżyła, pozostanie jej ogromną traumą do końca życia. Ciągle będzie wracać myślami do tamtych dni z pierwszych miesięcy 1943 r. Każde napotkane dziecko będzie jej przypominało o krzywdzie, jaką wyrządzili jej i całemu narodowi żydowskiemu Niemcy.
Jedną z najcenniejszych relacji o holocauście jest opowieść reportażowa Hanny Krall „ Zdążyć przed Panem Bogiem”. Jest to zapis rozmowy z jedynym dowódcą powstania w getcie warszawskim, któremu udało się je przeżyć. Marek Edelman wspomina brak ludzkiej reakcji na gwałty, wspomina, jak ludzie z głodu dopuszczali się kanibalizmu. Wspomina ludzi zdolnych tylko do czekania na wagony, w których mogli dostać chleba. Takim podstępem w początkowej fazie likwidacji getta posłużyli się Niemcy, aby zachęcić Żydów do „wysiedlenia”. W wagonach, owszem dawano chleb, ale z tym chlebem Żydzi jechali wprost do komór gazowych. Przyszły kardiolog widział ludzi popełniających zbiorowe samobójstwa poprzez strzelanie do siebie lub zażywanie trucizny, którzy ten sposób uciekali od śmierci w krematorium. Zaledwie kilkuset młodych ludzi postanowiło „zginąć dla honoru, dla historii…”, „bo umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni”. Wiedzieli, że to jest beznadziejnie nierówna walka. Edelman, uczestnik powstania żyje z kompleksem ocalonego z zagłady, świadka 400 tys. pomordowanych jego rodaków. To los, przypadek sprawił, że ocalał. Ktoś uratował go z „transportu”, ktoś pomógł kanałami dostać się do aryjskiej części stolicy. Może to wdzięczność losu za, że on też pomagał innym, wyciągając ich z tłumu czekającego „na transport”?
A jak nazywał Holocaust Jurgen Stroop w „Rozmowach z katem” Kazimierza Moczarskiego? Zagładę Żydów, ten nazywała nie inaczej jak :„oczyszczanie” czy „rozwiązanie kwestii”. Brutalność moralna naszych władz komunistycznych postawiła znak równości pomiędzy Polakiem, bohaterem Armii Krajowej, a Niemcem, katem Warszawy. W jednej celi, przez blisko dziewięć miesięcy w 1949 roku, przebywali Kazimierz Moczarski, autor książki i generał SS Jurgen Stroop. Niewinny człowiek był prawnie, bez skrupułów, zrównany ze zbrodniarzem hitlerowskim. Jurgen, właściwie Józef Stroop, był człowiekiem niewykształconym, lecz mimo to wspinał się po kolejnych szczeblach kariery. Ten likwidator getta warszawskiego nie od czuwał żadnej skruchy ani żalu, a to co opowiadał współwięźniowi o swoich dokonaniach, stanowiło całą treść i sens jego życia. Dla niego Hitler to świętość. Był całkowicie posłuszny partii i przywódcy. Znajdował się w obliczu śmierci ale do końca wierzył w teorię wodza o wyższości rasy germańskiej nad innymi rasami – Żydzi to podludzie. Likwidacja getta warszawskiego rozpoczęła się 19 kwietnia 1943r. o szóstej rano. Kat Warszawy opowiadał dokładnie o akcji „oczyszczania”. Mówił o ludziach skaczących z okien płonących domów , o szukaniu przez oddziały szturmowe „ruchomych celów”, o rozpaczy Żydów. Z precyzyjną dokładnością Stroop zdawał relację Moczarskiemu z akcji poszukiwania żydowskich zdrajców lub też opowiadał o sposobach torturowania złapanych ludzi w celu uzyskania od informacji. Dla niego niejako uwiecznieniem całek akcji pacyfikacyjnej było wysadzenie synagogi żydowskiej. Z lubością wspominał o 56 tysiącach Żydach , którzy zginęli z jego rozkazu podczas „Wielkiej Akcji”. W oczach hitlerowca akcja ta była spektakularnym sukcesem, podczas której przejęto wielkie ilości broni, amunicji, zebrano mnóstwo kosztowności, złota i pieniędzy. Nie czuł się winny. Twierdził, iż wykonywał tylko po prostu rozkazy. Żydzi to nie byli ludzie, to były zwierzęta, a getto to żydowski ogród zoologiczny.
W obozach zagłady na terenie ziem polskich przebywali Żydzi z całej Europy. Do Oświęcimia trafił też kilkunastoletni węgierski Żyd – Gyorgy Koves, bohater i narrator „Losu utraconego” Imre Kartesza. Chłopak pochodził z żydowskiej rodziny mieszczańskiej. Jego rodzice byli rozwiedzieni. W dzieciństwie postrzegał Żydów jako średnio zamożnych ludzi mających najczęściej własne firmy handlowe lub produkcyjne. Rządy Hitlera szybko zmieniły jego pogląd na życie. Musiał pogodzić się z tym, że już nie jest pełnoprawnym obywatelem. Dla obywateli pochodzenia żydowskiego wydano nowe przepisy: musieli obowiązkowo nosić ma ramieniu żółtą gwiazdę. Zabierano im domy, sklepy, fabryki, tracili urzędnicze posady, a jedyną pracą jaką mogli podjąć (obowiązkowo!) była ciężka praca fizyczna w wyniszczających organizm warunkach. Piętnastoletni Gyorgy dostał pracę w zakładach rafineryjnych ale i ona nie uchroniła go przed obozem. Pewnego dnia nie dotarł to pracy, wraz z innymi Żydami został zamknięty na kilka dni w koszarowej stajni. Potem wsadzono go do wagonu towarowego i tak trafił do Oświęcimia. Tam wszystkich ogolono, ogołocono z pieniędzy i złota, umyto i ubrano w obozowe pasiaki. Miał szczęście, że nie trafił do łaźni, bo to oznaczało zagazowanie i spalenie w krematorium. To był nie koniec jego obozowych wędrówek, przetransportowywano go jeszcze kilkakrotnie. Trafił do Buchenwaldu, gdzie dostał nr 64921, potem do Zeitu, gdzie po początkowym okresie bycia Finem, stał się muzułmaninem. Dokuczał mu głód, świerzb i flegmony (ropiejące krosty). W obozowym szpitalu dopadły go jeszcze wszy i pchły. W tak potwornym stanie wysłano go z powrotem do Buchenwaldu. Ocalał, ale gdy zobaczył się w lustrze po wyzwoleniu obozu, przeżył szok. W zwierciadle odbijała się twarz sponiewieranego życiem starca. Miał szczęście, że żyje, ale co to za życie, które obarczone jest tak strasznymi wspomnieniami.
O obozowym życiu, o losie Żydów przywiezionych w transporcie opowiada też Tadeusz Borowski w utworze „Proszę państwa do gazu”. W obozie narrator należy do grupy uprzywilejowanych, którzy pomagają w „rozładunku” kolejnych transportów Żydów. Tym razem są to Żydzi z Sosnowca. Zatłoczone wagony towarowe pełne są ludzi łaknących świeżego powietrza. Każdy najmniejszy ich jęk zostaje uciszony za pomocą serii z karabinu. Wysiadają, obowiązkowo składają wszystkie rzeczy obok wagonu i idą do selekcji- szczęśliwcy trafią do obozu jako siła robocza, pozostali wsiądą na ciężarówkę, która zawiezie ich prosto do komór gazowych. Nie wszyscy dojechali żywi. „Uprzywilejowani” więźniowie sprzątają wagony, wynoszą z nich martwe ciała niemowląt, które jak worki śmieci są rzucane na ciężarówkę. Podróż na stojąco w brudzie, smrodzie i braku powietrza odbiera niektórym rozum. Niejedna matka w desperackim akcie woli życia wypiera się własnych dzieci. Inne kobiety dobrowolnie wsiadają do samochodów. Ci, którzy próbują uciekać lub postradali zmysły, zostają natychmiast rozstrzelani. „Kanadyjczycy” mogą zabrać jedzenie, które potem posłuży im jako waluta w walce po przetrwanie. Są już zlagrowani, zdobyli, to co chcieli; dla nich nie ma już żadnych ludzkich wartości. Nawet Tadek, główny bohater, jest zły na Żydów(nie na hitlerowców), że przez nich musi być na rampie. Nie przejmują się tym, że „ z krematoriów ciągną się potężne słupy dymów…”
Holocaust stał się przekleństwem dla milionów Żydów. Ocalała zaledwie garstka a wśród niej: Roma Lichocka i jej rodzice, Roman Polański i jego ojciec, dr Marek Edelman i paru jego znajomych, Gyorgy Koves i jego matka, Tadek, ale to co wojna pozostawiła w ich pamięci, przekreśliło na zawsze normalną egzystencję w powojennym świecie. Nie umieją oni odnaleźć się w normalnych realiach, traumatyczne wspomnienia tak ich przytłaczają, że niektórzy popełniają samobójstwo. Tak umarła Elżunia, córka przyjaciela Marka Edelmana - zastępcy komendanta powstania w getcie warszawskim. Niektórzy chcą za wszelką cenę wyprzeć te okrutne przeżycia ze swojej pamięci. Próbują żyć, omijając w rozmowach bolesne wspomnienia.
„Ludzie ludziom zgotowali taki los” (Zofia Nałkowska-Medaliony). Plan eksterminacji narodu żydowskiego udało się zrealizować Hitlerowi prawie w całości. Spośród polskich Żydów, którzy znaleźli się w jego zasięgu, zginęło 95 procent, czyli 3 miliony Żydów- obywateli polskich. W sumie „szaleniec” wymordował ponad 6 milionów obywateli różnych nacji pochodzenia żydowskiego. Niemcy zostali na zawsze napiętnowani mianem zbrodniarzy-ludobójców. Nikt nie wyszedł z tej wojny zwycięsko. Obozy zagłady w Oświęcimiu czy Majdanku stały się haniebnym symbolem upadku cywilizacji XX wieku. Ci, którzy cało wyszli z tego piekła, długo walczyli ze sobą, aby pozbyć się zwierzęcej natury. Musieli pozbyć się przerażającego strachu i trwogi, patrzeć śmiało w oczy drugiemu człowiekowi, nie chomikować jedzenia. Musieli nauczyć się od nowa człowieczeństwa, czyli miłości, zaufania i wiary w drugą osobę.
Holocaust był tak strasznym przeżyciem, tak ogromną traumą, że nie dziwi, iż poeci i pisarze często nawiązują do jego motywu. O okupacyjnych losach polskich Żydów pisali m. in.: Zofia Nałkowska w „Medalionach”, Henryk Grynberg w „Żydowskiej wojnie”, Hanna Krall w „Sublokatorce”, Ida Fink w „Skrawku czasu” i wielu innych.
Z taką dokładnością swoje przeżycia wojenne i Holocaust wspomina Roma Ligocka (właściwie Roma Liebling) autorka „ Dziewczynki w czerwonym płaszczyku”. Ta uznana artystka, scenografka i projektantka kostiumów, kuzynka Romana Polańskiego, stawia czoło wspomnieniom młodej Żydówki, która dzięki determinacji rodziców, szczególnie swojej matki, przeżyła eksterminację swojego narodu.
Niespełna czteroletnia dziewczynka została oszukana przez los. Nie dane jej było być dzieckiem, mieć zabawki, cieszyć się życiem. Pamięta tylko getto, które kojarzy jej się staniem na mrozie, brakiem słońca i snu, brudem i masą stłoczonych ludzi w jednym niewielkim pokoju.
Mała Roma na każdy głośny krzyk chowa się pod stołem, który jest jedynym jej azylem. W getcie z jednej strony są ludzie – tacy jak ona- niepewni jutra, czekający na śmierć. Z drugiej strony- dumni panowie z skrzypiącymi lśniącym butami i złotymi guzikami, którzy ciągle coś wrzeszczą po niemiecku, strasznie biją , poniewierają innymi i nieustannie strzelają.
Autorka powieści straciła w czasie okupacji wielu krewnych, niektórych śmierć oglądała na własne oczy. Jej ciocię Dusię rozstrzelano na placu, gdy nie chciała dobrowolnie wsiąść do auta wywożącego Żydów na „wysiedlenie”. Przyszła pisarka, będąc dzieckiem, nie wiedziała, co to znaczy naprawdę wysiedlenie. Nikt jej nie chciał powiedzieć, gdzie naprawdę hitlerowcy wywożą wszystkich tych ludzi.
Rodzice bardzo chcieli ją uratować, stracili już wielu krewnych. Pragnęli Romę za wszelką cenę uchronić od śmierci. Udało się. Matka wyprowadziła ją na aryjską stronę Krakowa. Znalazły schronienie u rodziny Kierników i dzięki niej doczekały wolności.
Dziewczynka w czerwonym wełnianym płaszczyku i jej mama ocalały z Holocaustu. Ale to, co przeżyła, pozostanie jej ogromną traumą do końca życia. Ciągle będzie wracać myślami do tamtych dni z pierwszych miesięcy 1943 r. Każde napotkane dziecko będzie jej przypominało o krzywdzie, jaką wyrządzili jej i całemu narodowi żydowskiemu Niemcy.
Jedną z najcenniejszych relacji o holocauście jest opowieść reportażowa Hanny Krall „ Zdążyć przed Panem Bogiem”. Jest to zapis rozmowy z jedynym dowódcą powstania w getcie warszawskim, któremu udało się je przeżyć.
Marek Edelman wspomina brak ludzkiej reakcji na gwałty, wspomina, jak ludzie z głodu dopuszczali się kanibalizmu. Wspomina ludzi zdolnych tylko do czekania na wagony, w których mogli dostać chleba. Takim podstępem w początkowej fazie likwidacji getta posłużyli się Niemcy, aby zachęcić Żydów do „wysiedlenia”. W wagonach, owszem dawano chleb, ale z tym chlebem Żydzi jechali wprost do komór gazowych.
Przyszły kardiolog widział ludzi popełniających zbiorowe samobójstwa poprzez strzelanie do siebie lub zażywanie trucizny, którzy ten sposób uciekali od śmierci w krematorium.
Zaledwie kilkuset młodych ludzi postanowiło „zginąć dla honoru, dla historii…”, „bo umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni”. Wiedzieli, że to jest beznadziejnie nierówna walka. Edelman, uczestnik powstania żyje z kompleksem ocalonego z zagłady, świadka 400 tys. pomordowanych jego rodaków. To los, przypadek sprawił, że ocalał. Ktoś uratował go z „transportu”, ktoś pomógł kanałami dostać się do aryjskiej części stolicy. Może to wdzięczność losu za, że on też pomagał innym, wyciągając ich z tłumu czekającego „na transport”?
A jak nazywał Holocaust Jurgen Stroop w „Rozmowach z katem” Kazimierza Moczarskiego? Zagładę Żydów, ten nazywała nie inaczej jak :„oczyszczanie” czy „rozwiązanie kwestii”.
Brutalność moralna naszych władz komunistycznych postawiła znak równości pomiędzy Polakiem, bohaterem Armii Krajowej, a Niemcem, katem Warszawy. W jednej celi, przez blisko dziewięć miesięcy w 1949 roku, przebywali Kazimierz Moczarski, autor książki i generał SS Jurgen Stroop. Niewinny człowiek był prawnie, bez skrupułów, zrównany ze zbrodniarzem hitlerowskim.
Jurgen, właściwie Józef Stroop, był człowiekiem niewykształconym, lecz mimo to wspinał się po kolejnych szczeblach kariery. Ten likwidator getta warszawskiego nie od czuwał żadnej skruchy ani żalu, a to co opowiadał współwięźniowi o swoich dokonaniach, stanowiło całą treść i sens jego życia. Dla niego Hitler to świętość. Był całkowicie posłuszny partii i przywódcy. Znajdował się w obliczu śmierci ale do końca wierzył w teorię wodza o wyższości rasy germańskiej nad innymi rasami – Żydzi to podludzie.
Likwidacja getta warszawskiego rozpoczęła się 19 kwietnia 1943r. o szóstej rano. Kat Warszawy opowiadał dokładnie o akcji „oczyszczania”. Mówił o ludziach skaczących z okien płonących domów , o szukaniu przez oddziały szturmowe „ruchomych celów”, o rozpaczy Żydów. Z precyzyjną dokładnością Stroop zdawał relację Moczarskiemu z akcji poszukiwania żydowskich zdrajców lub też opowiadał o sposobach torturowania złapanych ludzi w celu uzyskania od informacji. Dla niego niejako uwiecznieniem całek akcji pacyfikacyjnej było wysadzenie synagogi żydowskiej. Z lubością wspominał o 56 tysiącach Żydach , którzy zginęli z jego rozkazu podczas „Wielkiej Akcji”. W oczach hitlerowca akcja ta była spektakularnym sukcesem, podczas której przejęto wielkie ilości broni, amunicji, zebrano mnóstwo kosztowności, złota i pieniędzy. Nie czuł się winny. Twierdził, iż wykonywał tylko po prostu rozkazy. Żydzi to nie byli ludzie, to były zwierzęta, a getto to żydowski ogród zoologiczny.
W obozach zagłady na terenie ziem polskich przebywali Żydzi z całej Europy. Do Oświęcimia trafił też kilkunastoletni węgierski Żyd – Gyorgy Koves, bohater i narrator „Losu utraconego” Imre Kartesza. Chłopak pochodził z żydowskiej rodziny mieszczańskiej. Jego rodzice byli rozwiedzieni. W dzieciństwie postrzegał Żydów jako średnio zamożnych ludzi mających najczęściej własne firmy handlowe lub produkcyjne. Rządy Hitlera szybko zmieniły jego pogląd na życie. Musiał pogodzić się z tym, że już nie jest pełnoprawnym obywatelem. Dla obywateli pochodzenia żydowskiego wydano nowe przepisy: musieli obowiązkowo nosić ma ramieniu żółtą gwiazdę. Zabierano im domy, sklepy, fabryki, tracili urzędnicze posady, a jedyną pracą jaką mogli podjąć (obowiązkowo!) była ciężka praca fizyczna w wyniszczających organizm warunkach.
Piętnastoletni Gyorgy dostał pracę w zakładach rafineryjnych ale i ona nie uchroniła go przed obozem. Pewnego dnia nie dotarł to pracy, wraz z innymi Żydami został zamknięty na kilka dni w koszarowej stajni. Potem wsadzono go do wagonu towarowego i tak trafił do Oświęcimia. Tam wszystkich ogolono, ogołocono z pieniędzy i złota, umyto i ubrano w obozowe pasiaki. Miał szczęście, że nie trafił do łaźni, bo to oznaczało zagazowanie i spalenie w krematorium. To był nie koniec jego obozowych wędrówek, przetransportowywano go jeszcze kilkakrotnie. Trafił do Buchenwaldu, gdzie dostał nr 64921, potem do Zeitu, gdzie po początkowym okresie bycia Finem, stał się muzułmaninem. Dokuczał mu głód, świerzb i flegmony (ropiejące krosty). W obozowym szpitalu dopadły go jeszcze wszy i pchły. W tak potwornym stanie wysłano go z powrotem do Buchenwaldu. Ocalał, ale gdy zobaczył się w lustrze po wyzwoleniu obozu, przeżył szok. W zwierciadle odbijała się twarz sponiewieranego życiem starca. Miał szczęście, że żyje, ale co to za życie, które obarczone jest tak strasznymi wspomnieniami.
O obozowym życiu, o losie Żydów przywiezionych w transporcie opowiada też Tadeusz Borowski w utworze „Proszę państwa do gazu”. W obozie narrator należy do grupy uprzywilejowanych, którzy pomagają w „rozładunku” kolejnych transportów Żydów. Tym razem są to Żydzi z Sosnowca. Zatłoczone wagony towarowe pełne są ludzi łaknących świeżego powietrza. Każdy najmniejszy ich jęk zostaje uciszony za pomocą serii z karabinu. Wysiadają, obowiązkowo składają wszystkie rzeczy obok wagonu i idą do selekcji- szczęśliwcy trafią do obozu jako siła robocza, pozostali wsiądą na ciężarówkę, która zawiezie ich prosto do komór gazowych. Nie wszyscy dojechali żywi. „Uprzywilejowani” więźniowie sprzątają wagony, wynoszą z nich martwe ciała niemowląt, które jak worki śmieci są rzucane na ciężarówkę. Podróż na stojąco w brudzie, smrodzie i braku powietrza odbiera niektórym rozum. Niejedna matka w desperackim akcie woli życia wypiera się własnych dzieci. Inne kobiety dobrowolnie wsiadają do samochodów. Ci, którzy próbują uciekać lub postradali zmysły, zostają natychmiast rozstrzelani.
„Kanadyjczycy” mogą zabrać jedzenie, które potem posłuży im jako waluta w walce po przetrwanie. Są już zlagrowani, zdobyli, to co chcieli; dla nich nie ma już żadnych ludzkich wartości. Nawet Tadek, główny bohater, jest zły na Żydów(nie na hitlerowców), że przez nich musi być na rampie. Nie przejmują się tym, że „ z krematoriów ciągną się potężne słupy dymów…”
Holocaust stał się przekleństwem dla milionów Żydów. Ocalała zaledwie garstka a wśród niej: Roma Lichocka i jej rodzice, Roman Polański i jego ojciec, dr Marek Edelman i paru jego znajomych, Gyorgy Koves i jego matka, Tadek, ale to co wojna pozostawiła w ich pamięci, przekreśliło na zawsze normalną egzystencję w powojennym świecie. Nie umieją oni odnaleźć się w normalnych realiach, traumatyczne wspomnienia tak ich przytłaczają, że niektórzy popełniają samobójstwo. Tak umarła Elżunia, córka przyjaciela Marka Edelmana - zastępcy komendanta powstania w getcie warszawskim. Niektórzy chcą za wszelką cenę wyprzeć te okrutne przeżycia ze swojej pamięci. Próbują żyć, omijając w rozmowach bolesne wspomnienia.
„Ludzie ludziom zgotowali taki los” (Zofia Nałkowska-Medaliony). Plan eksterminacji narodu żydowskiego udało się zrealizować Hitlerowi prawie w całości. Spośród polskich Żydów, którzy znaleźli się w jego zasięgu, zginęło 95 procent, czyli 3 miliony Żydów- obywateli polskich. W sumie „szaleniec” wymordował ponad 6 milionów obywateli różnych nacji pochodzenia żydowskiego. Niemcy zostali na zawsze napiętnowani mianem zbrodniarzy-ludobójców. Nikt nie wyszedł z tej wojny zwycięsko. Obozy zagłady w Oświęcimiu czy Majdanku stały się haniebnym symbolem upadku cywilizacji XX wieku. Ci, którzy cało wyszli z tego piekła, długo walczyli ze sobą, aby pozbyć się zwierzęcej natury. Musieli pozbyć się przerażającego strachu i trwogi, patrzeć śmiało w oczy drugiemu człowiekowi, nie chomikować jedzenia. Musieli nauczyć się od nowa człowieczeństwa, czyli miłości, zaufania i wiary w drugą osobę.
Holocaust był tak strasznym przeżyciem, tak ogromną traumą, że nie dziwi, iż poeci i pisarze często nawiązują do jego motywu. O okupacyjnych losach polskich Żydów pisali m. in.: Zofia Nałkowska w „Medalionach”, Henryk Grynberg w „Żydowskiej wojnie”, Hanna Krall w „Sublokatorce”, Ida Fink w „Skrawku czasu” i wielu innych.