Mam nadzieję, ze może być to w formie "Kartki z pamiętnika". Pozdrawiam :D
Obudziłem się wcześnie rano, nie wiem, która to mogła być godzina. Siedziałem i rozmyślałem nad swoim dalszym życiem. Już od 3 dni jestem chory, lekarz i żona nie pozwalają mi się smucić. Każą mi walczyć. Jednak ja czasem czuję, że to mnie już wykańcza. Ogarniają mnie niekiedy straszne myśli - że koniec jest już blisko. Co będzie jak umrę? Co stanie się z moją żoną? Czasem jednak myślę zupełnie pozytywnie. Że już niedługo będe zdrowy, moje życie znów będzie takie samo jak przedtem - codzienna, wielogodzinna praca, potem powrót do domu i wspólne wieczory z żoną. Wcześniej myślałem, że jest to strasznie monotonne, jednak to leżenie w łóżku jest straszniejsze. I kiedy tak myślałem o swoim życiu nagle do pokoju weszła żona. Przywitała się ze mną, czule całując mnie w czoło. Jak zwykle zapytała się czy czegoś mi nie potrzeba i jak się czuję. Biedaczka. Nawet boję się mysleć, jak ona może się teraz czuć. Osamotniona, niedość, że ma swoje problemy, to musi zajmować się jeszcze mną. Popatrzyłem na nią i wyobraziłem sobie swoje życie bez niej. Bez jej pięknych, miękkich loków i wspaniałej twarzy. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo ją kocham. Przyniosła nam śniadanie. Poprawiła mi poduszkę, pomogła dobrze się usadowić i zaczęliśmy jeść. Nie mieliśmy zbyt wiele tematów do rozmów - ani ona, ani ja nie byliśmy w dobrych humorach. To straszne, jak choroba może zmienić ludzi. Oglądałem więc tylko jak w pośpiechu je swój posiłek. Znowu całuje mnie - tym razem na pożegnanie i pośpiesznie wychodzi do pracy. Ja jeszcze dokańczam jedzenie i znów popadam w melancholię. Nie wiem, co ze mną będzie. Lekarz kazał mi zdrowieć i leżeć w łożku. Zobaczymy, co powie, jak dzisiaj przyjdzie, chociaż nie wiem jakbym zareagował, gdyby przekazał mi złe nowiny. Wycieńczony chorobą i przemyśleniami postanowiłem się przespać. Kiedy się obudziłem słońce było juz wysoko, pomyślałem, że niedługo przyjdzie moja ukochana. Nie mogłem się doczekać, mimo, że tylko kilka dni leżę sam to jest to strasznie nudne i... szczerze powiedziawszy tęsknię za pracą. Usłyszałem trzask zamku w drzwiach. To moja żona - przyszła z lekarzem. Zbadał mnie. Cały czas się do mnie usmiechał i pocieszał. Potem, poszedł do kuchni porozmawiać z żoną. Strasznie ciekaw byłem, o czym rozmawiają i kiedy znów pogrążyłem się w przemyśleniach o tym, że lekarz może przekazywać żonie złe informacje wrócili do pokoju. Lekarz powiedział, żebym dbal o siebie i wyszedł. Żona usiadła przy moim łóżku i rozmawialiśmy cały wieczór. Poczułem się strasznie śpiący i nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem. Kojarzę tylko jedną rzecz - widok mojej żony przy łóżku i myśl, że jutro będzie kolejny samotny, spędzony w łożku dzień.
Mam nadzieję, ze może być to w formie "Kartki z pamiętnika". Pozdrawiam :D
Obudziłem się wcześnie rano, nie wiem, która to mogła być godzina. Siedziałem i rozmyślałem nad swoim dalszym życiem. Już od 3 dni jestem chory, lekarz i żona nie pozwalają mi się smucić. Każą mi walczyć. Jednak ja czasem czuję, że to mnie już wykańcza. Ogarniają mnie niekiedy straszne myśli - że koniec jest już blisko. Co będzie jak umrę? Co stanie się z moją żoną? Czasem jednak myślę zupełnie pozytywnie. Że już niedługo będe zdrowy, moje życie znów będzie takie samo jak przedtem - codzienna, wielogodzinna praca, potem powrót do domu i wspólne wieczory z żoną. Wcześniej myślałem, że jest to strasznie monotonne, jednak to leżenie w łóżku jest straszniejsze. I kiedy tak myślałem o swoim życiu nagle do pokoju weszła żona. Przywitała się ze mną, czule całując mnie w czoło. Jak zwykle zapytała się czy czegoś mi nie potrzeba i jak się czuję. Biedaczka. Nawet boję się mysleć, jak ona może się teraz czuć. Osamotniona, niedość, że ma swoje problemy, to musi zajmować się jeszcze mną. Popatrzyłem na nią i wyobraziłem sobie swoje życie bez niej. Bez jej pięknych, miękkich loków i wspaniałej twarzy. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo ją kocham. Przyniosła nam śniadanie. Poprawiła mi poduszkę, pomogła dobrze się usadowić i zaczęliśmy jeść. Nie mieliśmy zbyt wiele tematów do rozmów - ani ona, ani ja nie byliśmy w dobrych humorach. To straszne, jak choroba może zmienić ludzi. Oglądałem więc tylko jak w pośpiechu je swój posiłek. Znowu całuje mnie - tym razem na pożegnanie i pośpiesznie wychodzi do pracy. Ja jeszcze dokańczam jedzenie i znów popadam w melancholię. Nie wiem, co ze mną będzie. Lekarz kazał mi zdrowieć i leżeć w łożku. Zobaczymy, co powie, jak dzisiaj przyjdzie, chociaż nie wiem jakbym zareagował, gdyby przekazał mi złe nowiny. Wycieńczony chorobą i przemyśleniami postanowiłem się przespać. Kiedy się obudziłem słońce było juz wysoko, pomyślałem, że niedługo przyjdzie moja ukochana. Nie mogłem się doczekać, mimo, że tylko kilka dni leżę sam to jest to strasznie nudne i... szczerze powiedziawszy tęsknię za pracą. Usłyszałem trzask zamku w drzwiach. To moja żona - przyszła z lekarzem. Zbadał mnie. Cały czas się do mnie usmiechał i pocieszał. Potem, poszedł do kuchni porozmawiać z żoną. Strasznie ciekaw byłem, o czym rozmawiają i kiedy znów pogrążyłem się w przemyśleniach o tym, że lekarz może przekazywać żonie złe informacje wrócili do pokoju. Lekarz powiedział, żebym dbal o siebie i wyszedł. Żona usiadła przy moim łóżku i rozmawialiśmy cały wieczór. Poczułem się strasznie śpiący i nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem. Kojarzę tylko jedną rzecz - widok mojej żony przy łóżku i myśl, że jutro będzie kolejny samotny, spędzony w łożku dzień.