Do chaty Piasta przybywają goście aby wziąć udział w uroczystości postrzyżyn jego syna. Dla społeczności jest to dzień doniosły: oto chłopiec wyrasta z najwcześniejszego dzieciństwa i spod opieki matki przechodzi pod opiekę mężczyzn, najczęściej stryjów lub starszych braci, by sposobić się do swej przyszłej roli we wspólnocie. Rzadko kiedy chłopiec pozostaje pod opieką ojca, ponieważ ojciec mógłby być dla syna zbyt łagodny, co źle wpłynęłoby na kształtowanie się charakteru chłopca, a z drugiej strony surowość ojca mogłaby w młodzieńcu wywołać sprzeciw wobec ojcowskiej woli, co też nie byłoby dobre.
Chłopiec w tym uroczystym dniu ubrany jest na biało. Okazuje ojcu należytą cześć przez rzucenie mu się do nóg (dosłownie). Ojciec podnosi go, kropi wodą ze źródła i obcina mu trochę włosów nad czołem a następnie podaje je starszyźnie (najbardziej szanowanym gościom), która przycina je „po troszę dokoła”. Te ścinki zostają zakopane (nie mogą dostać się do ognia, bo to by było złą wróżbą) i dopiero wtedy dziecko otrzymuje imię. Do tej pory chłopiec był znany jako syn Piasta, teraz dostaje piękne imię Ziemowid.
Goście cały czas ucztują przy suto zastawionych stołach, dziewczęta śpiewają pieśni związane z postrzyżynami, odganiają od chłopca wszelkie złe moce, duchy i uroki. Matka przynosi wianek uwity z ziół „dających zdrowie i szczęście” i wkłada synowi na głowę. Następnie ojciec prowadzi chłopca na mogiły przodków, by pokłonić się ich duchom i złożyć ofiarę. Po powrocie z „żalnika” (cmentarza) dalej trwa biesiada i śpiewy.
Jak ważna była ta uroczystość najlepiej świadczy fakt, że mimo przygotowań do bliskiej już wojny zjechali na nią wszyscy sąsiedzi, znajomi i przyjaciele Piasta.
Święto Kupały obchodzono w momencie letniego zrównania dnia z nocą, co według kalendarza wypada 24 czerwca. Zaczynało się o świcie - rytualną kąpielą w jeziorze (rzece, stawie). Potem ludzie przybrani w wieńce gromadzili się, by słuchać gęślarzy (poetów - śpiewaków); chłopcy od rana nosili drzewo na ognisko, które miało zapłonąć wieczorem. Drzewo musiało być świeżo ścięte - w suchym mieszkała śmierć. Ognisko rozpalano przez tarcie dwóch suchych kawałków drewna. Ogień, który rozbłysnął był święty - od niego rozpalano ogniska domowe, palące się przez cały rok. Nikomu obcemu nie wolno było tego ognia z domu wynieść, bo razem z nim wynosił z chaty życie. O zachodzie słońca zapłonęły ogniska. Kobiety i mężczyźni stawali w oddzielnych kręgach i trzymając się za ręce śpiewali pieśni. Kawalerowie skakali przez ogień, tańczono, bawiono się, obiegano z płonącymi pochodniami pola, żeby zapewnić urodzaj. Następnie ucztowano i pito wokół ognisk, śpiewano, lano miód w płomienie na ofiarę bogom.Święto opisane przez Kraszewskiego to noc Kupały. Przeplata się ono z wciąż wznawianym i nierozstrzygniętym Wiecem, również starą słowiańską tradycją. No, ale wróćmy do Kupały. Nazwa ta nie pochodzi od rosyjskiego kupatsa, czyli kąpać się, ale od boga Kupały, zarządzającego ogniem, wodą i miłością... Ten piękny stary zwyczaj świętowano w najkrótszą noc w roku, kiedy właściwie w Polsce mamy malutki fragment białych nocy... W związku z tym, że dawni Słowianie byli niezwykle przywiązani do rytmu natury, niemal współżyjąc z nią, czcili to niezwykłe zjawisko w swoisty sposób. I nie mam teraz na myśli li tylko puszczania wianków po wodzie (wiano- czyli cnota dziewczyny), biegania po lesie za kwiatem paproci, czy skakania przez ogień. Kupała to przede wszystkim święto miłości, podczas którego purytańscy na co dzień Słowianie pozwalali sobie na większą swobodę.. Panny z reguły powściągliwe i cnotliwe oraz młodzieńcy mogli tej nocy połaczyć się na zawsze. A stare czarownice ponoć miały jedyną w roku okazję, aby znów być młodymi i pięknymi..
Do chaty Piasta przybywają goście aby wziąć udział w uroczystości postrzyżyn jego syna. Dla społeczności jest to dzień doniosły: oto chłopiec wyrasta z najwcześniejszego dzieciństwa i spod opieki matki przechodzi pod opiekę mężczyzn, najczęściej stryjów lub starszych braci, by sposobić się do swej przyszłej roli we wspólnocie. Rzadko kiedy chłopiec pozostaje pod opieką ojca, ponieważ ojciec mógłby być dla syna zbyt łagodny, co źle wpłynęłoby na kształtowanie się charakteru chłopca, a z drugiej strony surowość ojca mogłaby w młodzieńcu wywołać sprzeciw wobec ojcowskiej woli, co też nie byłoby dobre.
Chłopiec w tym uroczystym dniu ubrany jest na biało. Okazuje ojcu należytą cześć przez rzucenie mu się do nóg (dosłownie). Ojciec podnosi go, kropi wodą ze źródła i obcina mu trochę włosów nad czołem a następnie podaje je starszyźnie (najbardziej szanowanym gościom), która przycina je „po troszę dokoła”. Te ścinki zostają zakopane (nie mogą dostać się do ognia, bo to by było złą wróżbą) i dopiero wtedy dziecko otrzymuje imię. Do tej pory chłopiec był znany jako syn Piasta, teraz dostaje piękne imię Ziemowid.
Goście cały czas ucztują przy suto zastawionych stołach, dziewczęta śpiewają pieśni związane z postrzyżynami, odganiają od chłopca wszelkie złe moce, duchy i uroki. Matka przynosi wianek uwity z ziół „dających zdrowie i szczęście” i wkłada synowi na głowę. Następnie ojciec prowadzi chłopca na mogiły przodków, by pokłonić się ich duchom i złożyć ofiarę. Po powrocie z „żalnika” (cmentarza) dalej trwa biesiada i śpiewy.
Jak ważna była ta uroczystość najlepiej świadczy fakt, że mimo przygotowań do bliskiej już wojny zjechali na nią wszyscy sąsiedzi, znajomi i przyjaciele Piasta.
Święto Kupały obchodzono w momencie letniego zrównania dnia z nocą, co według kalendarza wypada 24 czerwca. Zaczynało się o świcie - rytualną kąpielą w jeziorze (rzece, stawie). Potem ludzie przybrani w wieńce gromadzili się, by słuchać gęślarzy (poetów - śpiewaków); chłopcy od rana nosili drzewo na ognisko, które miało zapłonąć wieczorem. Drzewo musiało być świeżo ścięte - w suchym mieszkała śmierć. Ognisko rozpalano przez tarcie dwóch suchych kawałków drewna. Ogień, który rozbłysnął był święty - od niego rozpalano ogniska domowe, palące się przez cały rok. Nikomu obcemu nie wolno było tego ognia z domu wynieść, bo razem z nim wynosił z chaty życie.
O zachodzie słońca zapłonęły ogniska. Kobiety i mężczyźni stawali w oddzielnych kręgach i trzymając się za ręce śpiewali pieśni. Kawalerowie skakali przez ogień, tańczono, bawiono się, obiegano z płonącymi pochodniami pola, żeby zapewnić urodzaj. Następnie ucztowano i pito wokół ognisk, śpiewano, lano miód w płomienie na ofiarę bogom.Święto opisane przez Kraszewskiego to noc Kupały. Przeplata się ono z wciąż wznawianym i nierozstrzygniętym Wiecem, również starą słowiańską tradycją. No, ale wróćmy do Kupały. Nazwa ta nie pochodzi od rosyjskiego kupatsa, czyli kąpać się, ale od boga Kupały, zarządzającego ogniem, wodą i miłością... Ten piękny stary zwyczaj świętowano w najkrótszą noc w roku, kiedy właściwie w Polsce mamy malutki fragment białych nocy... W związku z tym, że dawni Słowianie byli niezwykle przywiązani do rytmu natury, niemal współżyjąc z nią, czcili to niezwykłe zjawisko w swoisty sposób. I nie mam teraz na myśli li tylko puszczania wianków po wodzie (wiano- czyli cnota dziewczyny), biegania po lesie za kwiatem paproci, czy skakania przez ogień. Kupała to przede wszystkim święto miłości, podczas którego purytańscy na co dzień Słowianie pozwalali sobie na większą swobodę.. Panny z reguły powściągliwe i cnotliwe oraz młodzieńcy mogli tej nocy połaczyć się na zawsze. A stare czarownice ponoć miały jedyną w roku okazję, aby znów być młodymi i pięknymi..