Oceń postawy Polaków wobec ich współobywateli- Żydów podczas II wojny światowej
kinia1998
Polacy, którzy przyznają się do narodowości żydowskiej, to drobny ułamek społeczeństwa, nie więcej niż promil. W świadomości swych współobywateli zajmują jednak wiele miejsca. Żydzi, o których myślą Polacy, to w dużej mierze ci, którzy żyli w Polsce kiedyś - po wojnie, przed wojną, a nawet dawniej. Cały naród żydowski, Żydzi "symboliczni", zbiorowy byt i konstrukcja zbiorowej wyobraźni. Dla uprzedzonego umysłu rozróżnienia te nie mają znaczenia - dla niego ludzie z jakiegoś narodu zawsze i wszędzie są tacy sami. - pisze w "Gazecie Wyborczej " prof. Antoni Sułek z Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
Wg. prof. Sułka duża część Polaków - których poglądy, zwłaszcza opinie tzw. zwykłych ludzi, poznają socjologowie dzięki prowadzonym od lat i powtarzanym sondażom - nie potrafi podać żadnej liczby Żydów w Polsce. Problemem nie jest jednak niewiedza, ale wiedza fałszywa. Ludzie, którzy w kwestii "ilu Żydów mieszka w naszym kraju" zdanie mają, rażąco zawyżają swe szacunki. W 1996 r. w sondażu CBOS-u tylko jedna trzecia badanych wybrała różne liczby do 100 tys. - reszta wybierała większe (14 proc. dało fantastyczną odpowiedź: "milion i więcej"). Jaskrawo zawyżają szacunki Żydów zwłaszcza ci, którzy widzą w Żydach zagrożenie.
Polska nie jest tu wyjątkiem. W Austrii, gdzie Żydów jest równie mało, równie fałszywe są potoczne wyobrażenia o ich liczbie. W Europie Środkowo-Wschodniej Żydzi są fantomem i tak jak utracona ręka, która wciąż boli, utrzymują się w świadomości, choć prawie zupełnie zniknęli z życia regionu. - pisze Sułek.
Niewielu Polaków osobiście spotkało kogoś, kto jest Żydem, a mimo to wielu wyraża wobec Żydów uczucia ciepłe i zimne, sympatię i niechęć. Tych uczuć nauczyły ich tradycja, język i narracje krążące między ludźmi.
Mamy w Polsce dwie serie badań uczuć wobec Żydów i innych narodów. Jedno to badanie OBOP-u z lat 1975-91, drugie - CBOS-u z lat 1993-2008. W środku tego okresu nastąpiła zmiana ustroju.
Do 1989 r. w postawach wobec Żydów przeważała obojętność. Ci, którzy mieli do Żydów określony stosunek, przez długi czas zdecydowanie częściej deklarowali niechęć niż sympatię. Następował jednak powolny wzrost sympatii i spadek niechęci. To część ogólnej tendencji do zmniejszania się niechęci wobec obcych, ale niechęć do Żydów słabła szybciej niż do innych nielubianych narodów.
Zaraz po 1989 r. ta pozytywna tendencja trwała, ale wkrótce zatrzymała się, a nawet cofnęła. Miało to związek z wybuchem ostrych sporów o historię Polaków i Żydów. Demokracja, która uczyniła możliwymi takie dyskusje, poradziła sobie jednak także z ich ubocznymi skutkami. W ostatnich latach uczucia wobec Żydów znów się ocieplają i w 2008 r. sympatia do nich lekko przeważyła nad niechęcią - po raz pierwszy od czasu, gdy podjęto w Polsce badania nad stosunkiem do Żydów.
Jak mówił amerykański socjolog Seymour M. Lipset: "Ci, którzy znają tylko jeden kraj, nie znają żadnego". Najbardziej aktualne porównanie Polski z innymi krajami pochodzi z badania Komitetu Żydów Amerykańskich (AJC) z 2005 r.
W Polsce w postawach wobec Żydów dominowała obojętność - podobnie jak w Austrii, Niemczech, Szwecji i we Francji, ale inaczej niż w USA i Wielkiej Brytanii, gdzie najczęściej deklarowano sympatię. Sympatia wystąpiła w Polsce wyraźnie częściej niż w Austrii i Niemczech, ale rzadziej niż w pozostałych krajach. Dużą sympatię Polacy deklarowali rzadziej niż inne badane narody.
Zmiany w uczuciach sympatii i niechęci przekładają się na zmiany w dystansie odczuwanym wobec Żydów. Jest on wciąż duży, ale powoli się zmniejsza.
• Zwiększa się akceptacja Żydów jako hipotetycznych sąsiadów. W 1999 r. „mieć za sąsiadów Żydów” nie chciałoby 25 proc. Polaków (sondaż European Values Survey), a w 2007 r. już tylko 16 proc.
• Przybywa akceptacji dla małżeństw mieszanych z Żydami, także hipotetycznych. W badaniach Ewy Nowickiej z lat 1988-98 odsetek Polaków, którzy odradzaliby przyjaciołom małżeństwo z Żydem, spadł z 40 do 33 proc.
• W 1994 r. połowa Polaków (CBOS) nie chciała mieć premiera z mniejszości narodowej i to, czy byłby on Żydem czy np. Niemcem lub Ukraińcem, nie miało znaczenia. Waga, jaką Polacy przykładają do pochodzenia przywódców politycznych, powoli maleje. W badaniach Ireneusza Krzemińskiego na kandydata na prezydenta pochodzenia żydowskiego „na pewno” nie głosowałby w 1992 r. 38 proc., a w dziesięć lat później 33 proc. badanych.
• Słabnie poczucie obcości biologicznej w stosunku do Żydów. W 1988 r. 23 proc. Polaków zbadanych przez Nowicką odpowiedziało, że w razie konieczności transfuzji nie przyjęłoby krwi od Żyda, podobnie jak od Araba, Chińczyka i Murzyna. W 1998 r. - ok. 15 proc.
• Oceniając historyczne sąsiedztwo z Żydami Polacy siebie lubią uważać za dobrych, a Żydów - za złych sąsiadów. Ale tę tendencję Krzemiński wykrył także w ocenach współżycia z Niemcami, Rosjanami i Ukraińcami. W latach 90. pod wpływem sporów o polsko-żydowską historię ocena Żydów jako sąsiadów się pogorszyła. W 1992 r. 18 proc. badanych uważało, że Polacy od Żydów doznali więcej złego niż dobrego, a w dziesięć lat później - już 27 proc.
• Powoli rozszerza się za to poczucie bliskości religijnej z Żydami. W 1996 r. 39 proc., a w 2000 r., tuż po wizycie Jana Pawła II w Ziemi Świętej i jego modlitwie pod Ścianą Płaczu, już tylko 26 proc. Polaków nie zgadzało się, że „Żydzi to nasi starsi bracia w wierze” (CBOS).
Dystans Polaków do Żydów z pewnością nadal będzie się zmniejszał, ale ten społecznie naturalny trend ma swą granicę. Przyrost ujemnych ocen Żydów jako historycznych sąsiadów - odbicie sporów o historię polsko-żydowską - pokazuje, że niechęć do Żydów nie jest tylko sprawą ogólnej ksenofobii. Nie jest także dlatego, że inaczej niż niechęć do innych narodów zakorzeniona jest w szerszym poglądzie na świat, w antysemityzmie.
Sednem antysemityzmu jest przekonanie, że Żydzi wywierają wielki, nadmierny i niepożądany wpływ na instytucje finansowe, polityczne i media, "rządzą światem", a do tego robią to skrycie. Dlatego w sondażach pytania o ocenę wpływów i władzy Żydów są podstawową miarą antysemityzmu - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Gdy w latach 1990-92 zaczęto pytać o "władzę Żydów", mniej więcej jedna trzecia badanych godziła się z poglądem, że "osoby pochodzenia żydowskiego" mają "za duży" wpływ na sprawy kraju. Później zwolenników takich poglądów jeszcze przybyło, ale przybyło też ludzi, którzy te poglądy odrzucają. Ubyło tych, co nie mają zdania.
W Polsce "osoby pochodzenia żydowskiego" nie tylko nie mają żadnego specjalnego wpływu na politykę, gospodarkę i media, ale nawet nie istnieją jako odrębny podmiot w tych dziedzinach. Przekonań o zbiorowych wpływach Żydów nie można traktować po prostu jako błędnego opisu rzeczywistości. Są one wynikiem akceptacji zbiorowego schematu myślowego - antysemickiej wiary we wpływy Żydów.
Kryteria etniczne nabierają znaczenia w czasie takich zakłóceń porządku społecznego, w których duże grupy widzą zagrożenie swych interesów i tożsamości. Wiemy też, że negatywne ocenianie innych grup wzmacnia spójność grupy własnej. W Polsce pod ręką są Żydzi czy raczej figura Żyda.
Na początku zmiany ustrojowej do wzrostu wiary we władzę Żydów przyczyniło się ożywienie uczuć narodowych i nacjonalistycznych. Swoją rolę odegrały też aluzje antysemickie w retoryce politycznej. Toksyny wówczas rozlane dają o sobie znać jeszcze dziś. Radykalna reforma rynkowa wywołała frustrację wielu grup, dla wielu ludzi jej skutki okazały się trudne do zrozumienia. "Wpływy Żydów" - obok interesów zagranicznych kapitalistów i kombinacji krajowych aferzystów - były prostym wyjaśnieniem nieszczęść transformacji. Ludzie nie akceptowaliby jednak antysemickich aluzji ani wyjaśnienia bólów reform "wpływami Żydów", gdyby w świadomości społecznej nie istniał gotowy schemat takich wpływów - pisze prof. Sułek.
Wierze we wpływy Żydów w Polsce towarzyszy bardziej ogólne wyobrażenie o ich nadmiernych wpływach na sprawy świata - to antysemicki kanon. Wpływ ten ma być z natury międzynarodowy i wyrażać się w kontrolowaniu wielkich banków, manipulowaniu rządami i sterowaniu mediami.
W sondażu dla AJC z 2005 r. aż 56 proc. Polaków zgodziło się (38 proc. nie) ze stwierdzeniem: "Teraz, tak jak w przeszłości, Żydzi mają zbyt duży wpływ na to, co się dzieje w świecie". To najwyższy wskaźnik spośród dziewięciu zbadanych krajów Europy i USA. Nigdzie jednak nie jest on niższy niż 25 proc. W Polsce wiara w światowe wpływy Żydów jest "wysokoprocentową" odmianą całkiem powszechnego mitu antysemickiego. Ale to marna pociecha. - uważa profesor.
W szczególnym natężeniu mit ten występuje w Europie Środkowo-Wschodniej. Jego wyznawców jest więcej w regionie, w którym więcej było ich także przed wojną. Wiara we wpływy Żydów jest spadkiem po ich długiej tutaj historii i silnych antysemickich nacjonalizmach.
Siła antysemityzmu w tej części Europy jest efektem zbiegu dwóch elementów: dominacji jednej religii - katolicyzmu - i braku tradycji liberalnej demokracji. Nie sprzyja to kulturze tolerancji.
Przekonanie o wpływie Żydów bierze się w znacznym stopniu z generalnej nieufności do świata. Polacy chętnie przypisują innym ukryty wpływ na swój los. Uważają ów los za gorszy niż ten, na jaki zasłużyli, i winią za to różne złe moce - potężniejsze od Żydów. W sondażu CBOS-u z 2005 r. przypisali te ukryte wpływy nieformalnym grupom polityków i biznesmenów, wielkim przedsiębiorcom i zagranicznym kapitalistom, biurokratom z Brukseli, polskim i zagranicznym przestępcom i mafiom, nomenklaturze i Kościołowi katolickiemu. Wpływy Żydów ocenili bardzo nisko, niżej znalazły się tylko tajne związki i masoni.
OBOP sprawdził, w jaki sposób antysemickie schematy sterują myśleniem. Gdy badani mieli sami wymienić "grupy, które mają za duży wpływ na sprawy naszego kraju", Żydów wskazał niespełna 1 proc. Gdy potem spytano ich, "czy któraś z mniejszości narodowych ma za duży wpływ", ale nie podano żadnych nazw mniejszości, Żydów wskazało już 19 proc. Na koniec tych, którzy sami nie wymienili Żydów, spytano wprost o wpływ "Żydów, którzy żyją w Polsce" - teraz dodatkowe 24 proc. odpowiedziało, że jest on za duży. W sumie ponad 40 proc. badanych uaktywniło antysemicki schemat poznawczy, choć prawie nikt nie użył go spontanicznie!
Dziś w Polsce "wpływy Żydów" nie są kwestią na tyle wyrazistą, by przywoływano ją automatycznie, ilekroć ludzie zaczną myśleć o sprawach kraju. W codziennych rozmowach kategorie etniczne pojawiają się rzadko i Polacy bynajmniej nie myślą, że w Polsce rządzą Żydzi. Ale ludzie, którym tylko wyjątkowo przychodzi do głowy taka myśl, dość łatwo zgadzają się z nią, gdy już się z nią zetkną. W tym tkwi niebezpieczeństwo. - twierdzi prof. Sułek.
W Europie dzisiejszej, zwłaszcza tej nam bliższej, postawy wobec Żydów przesuwają się ze sfery władzy do sfery pamięci, zwłaszcza pamięci Zagłady. Żydzi postrzegani są jako zagrożenie nie tyle dla ładu społecznego, ile dla tożsamości narodowej i pozytywnej moralnie samooceny różnych społeczeństw. Tak jest i w Polsce.
Po "Solidarności" i zmianie ustroju sprawy między Polakami a Żydami stały się ciągle obecnym tematem sporów publicznych. W kraju, z którego wojna i powojenne emigracje zabrały Żydów, skupiają się one na historii i pamięci.
Pamięć zbiorowa obserwuje, zapisuje, przechowuje, rewiduje i przywołuje nasze grupowe doświadczenie, a wszystko to pod kontrolą naszego Ja, Ego.
• Przeszłość Polski Polacy pamiętają jako dramat, w którym to Polacy byli głównymi aktorami.
Do niedawna pisana i uczona historia Polski była tylko historią Polaków i dopiero ostatnio inne narody Rzeczypospolitej przesunęły się ku centrum narracji historycznej. Dotyczy to także cierpień II wojny światowej. Cierpienia własne Polacy znają i pamiętają lepiej niż cierpienia Żydów. Holocaust, zagłada totalna, ominął naród polski. Mimo to Polacy w większości nie przyznają, że Żydzi doświadczyli większych cierpień niż oni. Świadomość wyjątkowej skali i metafizycznego wymiaru zagłady Żydów nie znajduje łatwej drogi do umysłów Polaków. Blokuje ją zadawniony brak poczucia bliskości między Polakami a Żydami, żywa świadomość własnych cierpień (i cierpień własnych rodzin) oraz przekonanie o szczególnym męczeństwie własnego narodu. Do tego dołącza się obronne przekonanie, że Żydzi nie widzą polskiego cierpienia i nie szanują polskiej wrażliwości. Dlatego z wielkim trudem włączani są do wspólnoty pamięci.
Niedocenianie martyrologii Żydów nie jest sprawą ignorancji, bo Polacy wiedzą, że prawie wszyscy Żydzi zostali zamordowani. Mają konkurować z Żydami o pierwszeństwo w cierpieniu, ma im ono dawać poczucie moralnej wyższości. Cierpienie czasu wojny jest częścią ich tożsamości i oczekują uznania swej "osobnej, niekonkurencyjnej ofiary".
• Przypisujemy sobie sprawstwo zdarzeń pożądanych, a winę za niepożądane składamy na innych i na okoliczności.
Myśląc o sobie i Żydach w czasie wojny, Polacy przywołują swoje czyny chwalebne, a wypierają z pamięci haniebne. W sondażu OBOP-u z 2008 r. tylko 3 proc. badanych zgodziło się z poglądem, że "nieliczni Polacy ratowali Żydów, a wielu ich prześladowało". Wspierający narodowe Ego pogląd, że "wielu Polaków ratowało Żydów, a nieliczni ich prześladowali", uznało 43 proc. badanych. Reszta - że jednych i drugich było tyle samo.
Zarzuty, że Polacy w małym stopniu przejęli się losem ginących Żydów, i ujawniane fakty ich udziału w zbrodniach nazistów uruchomiły procesy wykraczające poza "rywalizację w cierpieniu". Część Polaków przyjmuje te zarzuty i fakty, wzbudzają one współczucie dla Żydów i pewien wstyd. Ale większość oskarżenia te odrzuciła, a u części tylko wzmogły one lub wywołały niechęć do Żydów. Deprecjonowanie oskarżyciela lub kogoś, wobec kogo nie ma się czystego sumienia, to zjawisko dobrze znane psychologom.
• Nie zgadzamy się na zmianę własnego obrazu.
Trwałość wyobrażeń o zachowaniu Polaków w czasie Holocaustu wynika nie tyle z małej znajomości faktów, ile z powiązania tych przedstawień z polską tożsamością narodową. Wyobrażenia wspierają Ego, a Ego powstrzymuje zmianę wyobrażeń. Rezygnacja Polaków z obecnych przekonań o ich postawie wobec Żydów w czasie wojny mogłaby pociągnąć za sobą bolesne dla nich zmiany całego obrazu własnego narodu.
Przekonania te są zmistyfikowane, gdyż Polacy w sposób zmistyfikowany widzą swą historię. Większość przyjmuje wobec niej postawę apologetyczną - zna powody do dumy, ale nie do wstydu. To samouwielbienie dotyczy zwłaszcza wojny: uformowany wtedy i wciąż żywy autostereotyp to Polak bohater i Polak męczennik - próby szokowej zmiany żywej historii stosunków polsko-żydowskich są odrzucane jako godzące w polską tożsamość. Badanie pokazało, że po publikacji "Strachu" Jana T. Grossa i publicznej dyskusji nad tą książką wyobrażenia zwykłych Polaków o ich historii nie zmieniły się prawie wcale. Na razie Ego narodowe się broni.
Zmiany są jednak możliwe. Pojedynczy ludzie i wspólnoty bezustannie wytwarzają przeszłość na nowo, przebudowują ją w interesie teraźniejszości. Nowe i przełomowe doświadczenia jednostek i społeczeństw zmieniają ich tożsamość. Inna tożsamość potrzebuje innej historii i pozwala zobaczyć przeszłość w nowym świetle.
Przebudowa polskiej pamięci nastąpi może dopiero wtedy, gdy Polacy zmodernizują swój kraj, znajdą sobie dobre miejsce wśród narodów świata i uznają to wszystko za wielki sukces narodowy, powód do dumy i podstawę nowej tożsamości. Kiedy od historii nie będą już potrzebować pokrzepienia i pociechy, spojrzą na nią i siebie samych okiem bardziej krytycznym. Obejmie to także ich historyczne stosunki z Żydami.
Ale może już wcześniej pojawi się taka narracja, która obejmie całe polskie doświadczenie czasu wojny. Znajdą w niej wspólne miejsce: państwo podziemne, zorganizowana walka i indywidualna kolaboracja; bohaterowie, zwykła większość i zbrodniarze; szmalcownicy, świadkowie i ratujący Żydów. Taki obraz swej historii Polacy będą mogli przyjąć bez obawy nadmiernej samodeprecjacji.
• Wszystkie badania przywołane w tekście i na wykresach przeprowadzone zostały na próbach reprezentatywnych od 1000 do 1500 osób.
*Antoni Sułek - profesor w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
Skrócona wersja wykładu wygłoszonego 15 grudnia 2009 r. na UW w cyklu "8 wykładów na nowe tysiąclecie". Wersja rozszerzona ukaże się w tomie zbiorowym "Następstwa Zagłady. Polska 1944-2008", który zostanie wydany przez Żydowski Instytut Historyczny
Wg. prof. Sułka duża część Polaków - których poglądy, zwłaszcza opinie tzw. zwykłych ludzi, poznają socjologowie dzięki prowadzonym od lat i powtarzanym sondażom - nie potrafi podać żadnej liczby Żydów w Polsce. Problemem nie jest jednak niewiedza, ale wiedza fałszywa. Ludzie, którzy w kwestii "ilu Żydów mieszka w naszym kraju" zdanie mają, rażąco zawyżają swe szacunki. W 1996 r. w sondażu CBOS-u tylko jedna trzecia badanych wybrała różne liczby do 100 tys. - reszta wybierała większe (14 proc. dało fantastyczną odpowiedź: "milion i więcej"). Jaskrawo zawyżają szacunki Żydów zwłaszcza ci, którzy widzą w Żydach zagrożenie.
Polska nie jest tu wyjątkiem. W Austrii, gdzie Żydów jest równie mało, równie fałszywe są potoczne wyobrażenia o ich liczbie. W Europie Środkowo-Wschodniej Żydzi są fantomem i tak jak utracona ręka, która wciąż boli, utrzymują się w świadomości, choć prawie zupełnie zniknęli z życia regionu. - pisze Sułek.
Niewielu Polaków osobiście spotkało kogoś, kto jest Żydem, a mimo to wielu wyraża wobec Żydów uczucia ciepłe i zimne, sympatię i niechęć. Tych uczuć nauczyły ich tradycja, język i narracje krążące między ludźmi.
Mamy w Polsce dwie serie badań uczuć wobec Żydów i innych narodów. Jedno to badanie OBOP-u z lat 1975-91, drugie - CBOS-u z lat 1993-2008. W środku tego okresu nastąpiła zmiana ustroju.
Do 1989 r. w postawach wobec Żydów przeważała obojętność. Ci, którzy mieli do Żydów określony stosunek, przez długi czas zdecydowanie częściej deklarowali niechęć niż sympatię. Następował jednak powolny wzrost sympatii i spadek niechęci. To część ogólnej tendencji do zmniejszania się niechęci wobec obcych, ale niechęć do Żydów słabła szybciej niż do innych nielubianych narodów.
Zaraz po 1989 r. ta pozytywna tendencja trwała, ale wkrótce zatrzymała się, a nawet cofnęła. Miało to związek z wybuchem ostrych sporów o historię Polaków i Żydów. Demokracja, która uczyniła możliwymi takie dyskusje, poradziła sobie jednak także z ich ubocznymi skutkami. W ostatnich latach uczucia wobec Żydów znów się ocieplają i w 2008 r. sympatia do nich lekko przeważyła nad niechęcią - po raz pierwszy od czasu, gdy podjęto w Polsce badania nad stosunkiem do Żydów.
Jak mówił amerykański socjolog Seymour M. Lipset: "Ci, którzy znają tylko jeden kraj, nie znają żadnego". Najbardziej aktualne porównanie Polski z innymi krajami pochodzi z badania Komitetu Żydów Amerykańskich (AJC) z 2005 r.
W Polsce w postawach wobec Żydów dominowała obojętność - podobnie jak w Austrii, Niemczech, Szwecji i we Francji, ale inaczej niż w USA i Wielkiej Brytanii, gdzie najczęściej deklarowano sympatię. Sympatia wystąpiła w Polsce wyraźnie częściej niż w Austrii i Niemczech, ale rzadziej niż w pozostałych krajach. Dużą sympatię Polacy deklarowali rzadziej niż inne badane narody.
Zmiany w uczuciach sympatii i niechęci przekładają się na zmiany w dystansie odczuwanym wobec Żydów. Jest on wciąż duży, ale powoli się zmniejsza.
• Zwiększa się akceptacja Żydów jako hipotetycznych sąsiadów. W 1999 r. „mieć za sąsiadów Żydów” nie chciałoby 25 proc. Polaków (sondaż European Values Survey), a w 2007 r. już tylko 16 proc.
• Przybywa akceptacji dla małżeństw mieszanych z Żydami, także hipotetycznych. W badaniach Ewy Nowickiej z lat 1988-98 odsetek Polaków, którzy odradzaliby przyjaciołom małżeństwo z Żydem, spadł z 40 do 33 proc.
• W 1994 r. połowa Polaków (CBOS) nie chciała mieć premiera z mniejszości narodowej i to, czy byłby on Żydem czy np. Niemcem lub Ukraińcem, nie miało znaczenia. Waga, jaką Polacy przykładają do pochodzenia przywódców politycznych, powoli maleje. W badaniach Ireneusza Krzemińskiego na kandydata na prezydenta pochodzenia żydowskiego „na pewno” nie głosowałby w 1992 r. 38 proc., a w dziesięć lat później 33 proc. badanych.
• Słabnie poczucie obcości biologicznej w stosunku do Żydów. W 1988 r. 23 proc. Polaków zbadanych przez Nowicką odpowiedziało, że w razie konieczności transfuzji nie przyjęłoby krwi od Żyda, podobnie jak od Araba, Chińczyka i Murzyna. W 1998 r. - ok. 15 proc.
• Oceniając historyczne sąsiedztwo z Żydami Polacy siebie lubią uważać za dobrych, a Żydów - za złych sąsiadów. Ale tę tendencję Krzemiński wykrył także w ocenach współżycia z Niemcami, Rosjanami i Ukraińcami. W latach 90. pod wpływem sporów o polsko-żydowską historię ocena Żydów jako sąsiadów się pogorszyła. W 1992 r. 18 proc. badanych uważało, że Polacy od Żydów doznali więcej złego niż dobrego, a w dziesięć lat później - już 27 proc.
• Powoli rozszerza się za to poczucie bliskości religijnej z Żydami. W 1996 r. 39 proc., a w 2000 r., tuż po wizycie Jana Pawła II w Ziemi Świętej i jego modlitwie pod Ścianą Płaczu, już tylko 26 proc. Polaków nie zgadzało się, że „Żydzi to nasi starsi bracia w wierze” (CBOS).
Dystans Polaków do Żydów z pewnością nadal będzie się zmniejszał, ale ten społecznie naturalny trend ma swą granicę. Przyrost ujemnych ocen Żydów jako historycznych sąsiadów - odbicie sporów o historię polsko-żydowską - pokazuje, że niechęć do Żydów nie jest tylko sprawą ogólnej ksenofobii. Nie jest także dlatego, że inaczej niż niechęć do innych narodów zakorzeniona jest w szerszym poglądzie na świat, w antysemityzmie.
Sednem antysemityzmu jest przekonanie, że Żydzi wywierają wielki, nadmierny i niepożądany wpływ na instytucje finansowe, polityczne i media, "rządzą światem", a do tego robią to skrycie. Dlatego w sondażach pytania o ocenę wpływów i władzy Żydów są podstawową miarą antysemityzmu - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Gdy w latach 1990-92 zaczęto pytać o "władzę Żydów", mniej więcej jedna trzecia badanych godziła się z poglądem, że "osoby pochodzenia żydowskiego" mają "za duży" wpływ na sprawy kraju. Później zwolenników takich poglądów jeszcze przybyło, ale przybyło też ludzi, którzy te poglądy odrzucają. Ubyło tych, co nie mają zdania.
W Polsce "osoby pochodzenia żydowskiego" nie tylko nie mają żadnego specjalnego wpływu na politykę, gospodarkę i media, ale nawet nie istnieją jako odrębny podmiot w tych dziedzinach. Przekonań o zbiorowych wpływach Żydów nie można traktować po prostu jako błędnego opisu rzeczywistości. Są one wynikiem akceptacji zbiorowego schematu myślowego - antysemickiej wiary we wpływy Żydów.
Kryteria etniczne nabierają znaczenia w czasie takich zakłóceń porządku społecznego, w których duże grupy widzą zagrożenie swych interesów i tożsamości. Wiemy też, że negatywne ocenianie innych grup wzmacnia spójność grupy własnej. W Polsce pod ręką są Żydzi czy raczej figura Żyda.
Na początku zmiany ustrojowej do wzrostu wiary we władzę Żydów przyczyniło się ożywienie uczuć narodowych i nacjonalistycznych. Swoją rolę odegrały też aluzje antysemickie w retoryce politycznej. Toksyny wówczas rozlane dają o sobie znać jeszcze dziś. Radykalna reforma rynkowa wywołała frustrację wielu grup, dla wielu ludzi jej skutki okazały się trudne do zrozumienia. "Wpływy Żydów" - obok interesów zagranicznych kapitalistów i kombinacji krajowych aferzystów - były prostym wyjaśnieniem nieszczęść transformacji. Ludzie nie akceptowaliby jednak antysemickich aluzji ani wyjaśnienia bólów reform "wpływami Żydów", gdyby w świadomości społecznej nie istniał gotowy schemat takich wpływów - pisze prof. Sułek.
Wierze we wpływy Żydów w Polsce towarzyszy bardziej ogólne wyobrażenie o ich nadmiernych wpływach na sprawy świata - to antysemicki kanon. Wpływ ten ma być z natury międzynarodowy i wyrażać się w kontrolowaniu wielkich banków, manipulowaniu rządami i sterowaniu mediami.
W sondażu dla AJC z 2005 r. aż 56 proc. Polaków zgodziło się (38 proc. nie) ze stwierdzeniem: "Teraz, tak jak w przeszłości, Żydzi mają zbyt duży wpływ na to, co się dzieje w świecie". To najwyższy wskaźnik spośród dziewięciu zbadanych krajów Europy i USA. Nigdzie jednak nie jest on niższy niż 25 proc. W Polsce wiara w światowe wpływy Żydów jest "wysokoprocentową" odmianą całkiem powszechnego mitu antysemickiego. Ale to marna pociecha. - uważa profesor.
W szczególnym natężeniu mit ten występuje w Europie Środkowo-Wschodniej. Jego wyznawców jest więcej w regionie, w którym więcej było ich także przed wojną. Wiara we wpływy Żydów jest spadkiem po ich długiej tutaj historii i silnych antysemickich nacjonalizmach.
Siła antysemityzmu w tej części Europy jest efektem zbiegu dwóch elementów: dominacji jednej religii - katolicyzmu - i braku tradycji liberalnej demokracji. Nie sprzyja to kulturze tolerancji.
Przekonanie o wpływie Żydów bierze się w znacznym stopniu z generalnej nieufności do świata. Polacy chętnie przypisują innym ukryty wpływ na swój los. Uważają ów los za gorszy niż ten, na jaki zasłużyli, i winią za to różne złe moce - potężniejsze od Żydów. W sondażu CBOS-u z 2005 r. przypisali te ukryte wpływy nieformalnym grupom polityków i biznesmenów, wielkim przedsiębiorcom i zagranicznym kapitalistom, biurokratom z Brukseli, polskim i zagranicznym przestępcom i mafiom, nomenklaturze i Kościołowi katolickiemu. Wpływy Żydów ocenili bardzo nisko, niżej znalazły się tylko tajne związki i masoni.
OBOP sprawdził, w jaki sposób antysemickie schematy sterują myśleniem. Gdy badani mieli sami wymienić "grupy, które mają za duży wpływ na sprawy naszego kraju", Żydów wskazał niespełna 1 proc. Gdy potem spytano ich, "czy któraś z mniejszości narodowych ma za duży wpływ", ale nie podano żadnych nazw mniejszości, Żydów wskazało już 19 proc. Na koniec tych, którzy sami nie wymienili Żydów, spytano wprost o wpływ "Żydów, którzy żyją w Polsce" - teraz dodatkowe 24 proc. odpowiedziało, że jest on za duży. W sumie ponad 40 proc. badanych uaktywniło antysemicki schemat poznawczy, choć prawie nikt nie użył go spontanicznie!
Dziś w Polsce "wpływy Żydów" nie są kwestią na tyle wyrazistą, by przywoływano ją automatycznie, ilekroć ludzie zaczną myśleć o sprawach kraju. W codziennych rozmowach kategorie etniczne pojawiają się rzadko i Polacy bynajmniej nie myślą, że w Polsce rządzą Żydzi. Ale ludzie, którym tylko wyjątkowo przychodzi do głowy taka myśl, dość łatwo zgadzają się z nią, gdy już się z nią zetkną. W tym tkwi niebezpieczeństwo. - twierdzi prof. Sułek.
W Europie dzisiejszej, zwłaszcza tej nam bliższej, postawy wobec Żydów przesuwają się ze sfery władzy do sfery pamięci, zwłaszcza pamięci Zagłady. Żydzi postrzegani są jako zagrożenie nie tyle dla ładu społecznego, ile dla tożsamości narodowej i pozytywnej moralnie samooceny różnych społeczeństw. Tak jest i w Polsce.
Po "Solidarności" i zmianie ustroju sprawy między Polakami a Żydami stały się ciągle obecnym tematem sporów publicznych. W kraju, z którego wojna i powojenne emigracje zabrały Żydów, skupiają się one na historii i pamięci.
Pamięć zbiorowa obserwuje, zapisuje, przechowuje, rewiduje i przywołuje nasze grupowe doświadczenie, a wszystko to pod kontrolą naszego Ja, Ego.
• Przeszłość Polski Polacy pamiętają jako dramat, w którym to Polacy byli głównymi aktorami.
Do niedawna pisana i uczona historia Polski była tylko historią Polaków i dopiero ostatnio inne narody Rzeczypospolitej przesunęły się ku centrum narracji historycznej. Dotyczy to także cierpień II wojny światowej. Cierpienia własne Polacy znają i pamiętają lepiej niż cierpienia Żydów. Holocaust, zagłada totalna, ominął naród polski. Mimo to Polacy w większości nie przyznają, że Żydzi doświadczyli większych cierpień niż oni. Świadomość wyjątkowej skali i metafizycznego wymiaru zagłady Żydów nie znajduje łatwej drogi do umysłów Polaków. Blokuje ją zadawniony brak poczucia bliskości między Polakami a Żydami, żywa świadomość własnych cierpień (i cierpień własnych rodzin) oraz przekonanie o szczególnym męczeństwie własnego narodu. Do tego dołącza się obronne przekonanie, że Żydzi nie widzą polskiego cierpienia i nie szanują polskiej wrażliwości. Dlatego z wielkim trudem włączani są do wspólnoty pamięci.
Niedocenianie martyrologii Żydów nie jest sprawą ignorancji, bo Polacy wiedzą, że prawie wszyscy Żydzi zostali zamordowani. Mają konkurować z Żydami o pierwszeństwo w cierpieniu, ma im ono dawać poczucie moralnej wyższości. Cierpienie czasu wojny jest częścią ich tożsamości i oczekują uznania swej "osobnej, niekonkurencyjnej ofiary".
• Przypisujemy sobie sprawstwo zdarzeń pożądanych, a winę za niepożądane składamy na innych i na okoliczności.
Myśląc o sobie i Żydach w czasie wojny, Polacy przywołują swoje czyny chwalebne, a wypierają z pamięci haniebne. W sondażu OBOP-u z 2008 r. tylko 3 proc. badanych zgodziło się z poglądem, że "nieliczni Polacy ratowali Żydów, a wielu ich prześladowało". Wspierający narodowe Ego pogląd, że "wielu Polaków ratowało Żydów, a nieliczni ich prześladowali", uznało 43 proc. badanych. Reszta - że jednych i drugich było tyle samo.
Zarzuty, że Polacy w małym stopniu przejęli się losem ginących Żydów, i ujawniane fakty ich udziału w zbrodniach nazistów uruchomiły procesy wykraczające poza "rywalizację w cierpieniu". Część Polaków przyjmuje te zarzuty i fakty, wzbudzają one współczucie dla Żydów i pewien wstyd. Ale większość oskarżenia te odrzuciła, a u części tylko wzmogły one lub wywołały niechęć do Żydów. Deprecjonowanie oskarżyciela lub kogoś, wobec kogo nie ma się czystego sumienia, to zjawisko dobrze znane psychologom.
• Nie zgadzamy się na zmianę własnego obrazu.
Trwałość wyobrażeń o zachowaniu Polaków w czasie Holocaustu wynika nie tyle z małej znajomości faktów, ile z powiązania tych przedstawień z polską tożsamością narodową. Wyobrażenia wspierają Ego, a Ego powstrzymuje zmianę wyobrażeń. Rezygnacja Polaków z obecnych przekonań o ich postawie wobec Żydów w czasie wojny mogłaby pociągnąć za sobą bolesne dla nich zmiany całego obrazu własnego narodu.
Przekonania te są zmistyfikowane, gdyż Polacy w sposób zmistyfikowany widzą swą historię. Większość przyjmuje wobec niej postawę apologetyczną - zna powody do dumy, ale nie do wstydu. To samouwielbienie dotyczy zwłaszcza wojny: uformowany wtedy i wciąż żywy autostereotyp to Polak bohater i Polak męczennik - próby szokowej zmiany żywej historii stosunków polsko-żydowskich są odrzucane jako godzące w polską tożsamość. Badanie pokazało, że po publikacji "Strachu" Jana T. Grossa i publicznej dyskusji nad tą książką wyobrażenia zwykłych Polaków o ich historii nie zmieniły się prawie wcale. Na razie Ego narodowe się broni.
Zmiany są jednak możliwe. Pojedynczy ludzie i wspólnoty bezustannie wytwarzają przeszłość na nowo, przebudowują ją w interesie teraźniejszości. Nowe i przełomowe doświadczenia jednostek i społeczeństw zmieniają ich tożsamość. Inna tożsamość potrzebuje innej historii i pozwala zobaczyć przeszłość w nowym świetle.
Przebudowa polskiej pamięci nastąpi może dopiero wtedy, gdy Polacy zmodernizują swój kraj, znajdą sobie dobre miejsce wśród narodów świata i uznają to wszystko za wielki sukces narodowy, powód do dumy i podstawę nowej tożsamości. Kiedy od historii nie będą już potrzebować pokrzepienia i pociechy, spojrzą na nią i siebie samych okiem bardziej krytycznym. Obejmie to także ich historyczne stosunki z Żydami.
Ale może już wcześniej pojawi się taka narracja, która obejmie całe polskie doświadczenie czasu wojny. Znajdą w niej wspólne miejsce: państwo podziemne, zorganizowana walka i indywidualna kolaboracja; bohaterowie, zwykła większość i zbrodniarze; szmalcownicy, świadkowie i ratujący Żydów. Taki obraz swej historii Polacy będą mogli przyjąć bez obawy nadmiernej samodeprecjacji.
• Wszystkie badania przywołane w tekście i na wykresach przeprowadzone zostały na próbach reprezentatywnych od 1000 do 1500 osób.
*Antoni Sułek - profesor w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
Skrócona wersja wykładu wygłoszonego 15 grudnia 2009 r. na UW w cyklu "8 wykładów na nowe tysiąclecie". Wersja rozszerzona ukaże się w tomie zbiorowym "Następstwa Zagłady. Polska 1944-2008", który zostanie wydany przez Żydowski Instytut Historyczny