Helena była raczej sceptycznie nastawiona do mężczyzn. Była przeznaczona królowi Grecji. Jednak Parys zawładnął jej sercem. Helena od tej pory poznała prawdziwą miłość i zaczęła inaczej patrzeć na mężczyzn. Doceniła ich atuty, zaczęła inaczej na nich patrzeć.
Hélène Langevin-Joliot: Od dziecka żyłam w przekonaniu, że dziewczynka musi mieć zawód, podobnie jak chłopiec. Innymi słowy, należało zadać sobie pytanie, co by się chciało robić później. Rodzice nigdy nas nie naciskali, żebyśmy się zajęli pracą naukową, a szczególnie promieniotwórczością i fizyką nuklearną. Oboje wyglądali na szczęśliwych - podobało im się to, co robili. Ja często miałam okazję robić doświadczenia fizyczne w piwnicy i raczej tego typu zabawy wzbudziły we mnie chęć zajęcia się tą dziedziną. Po drugiej wojnie światowej przyszło mi do głowy, żeby iść raczej do szkoły inżynieryjnej niż na uniwersytet. Mój ojciec był przekonany, że nie mam zdolności manualnych, więc powiedziałam sobie, że nie zaszkodzi mi potrenować w tym kierunku. A gdy ukończyłam szkołę, która wcale nie otwierała kariery w dziedzinie promieniotwórczości i fizyki nuklearnej, podjęłam decyzję, by zająć się właśnie tymi gałęziami nauki. To chyba mało oczywiste... (śmiech)
Helena była raczej sceptycznie nastawiona do mężczyzn. Była przeznaczona królowi Grecji. Jednak Parys zawładnął jej sercem. Helena od tej pory poznała prawdziwą miłość i zaczęła inaczej patrzeć na mężczyzn. Doceniła ich atuty, zaczęła inaczej na nich patrzeć.
Hélène Langevin-Joliot: Od dziecka żyłam w przekonaniu, że dziewczynka musi mieć zawód, podobnie jak chłopiec. Innymi słowy, należało zadać sobie pytanie, co by się chciało robić później. Rodzice nigdy nas nie naciskali, żebyśmy się zajęli pracą naukową, a szczególnie promieniotwórczością i fizyką nuklearną. Oboje wyglądali na szczęśliwych - podobało im się to, co robili. Ja często miałam okazję robić doświadczenia fizyczne w piwnicy i raczej tego typu zabawy wzbudziły we mnie chęć zajęcia się tą dziedziną. Po drugiej wojnie światowej przyszło mi do głowy, żeby iść raczej do szkoły inżynieryjnej niż na uniwersytet. Mój ojciec był przekonany, że nie mam zdolności manualnych, więc powiedziałam sobie, że nie zaszkodzi mi potrenować w tym kierunku. A gdy ukończyłam szkołę, która wcale nie otwierała kariery w dziedzinie promieniotwórczości i fizyki nuklearnej, podjęłam decyzję, by zająć się właśnie tymi gałęziami nauki. To chyba mało oczywiste... (śmiech)