O czym jest książka ,,Honorowy Łobuz" Mariana Brandysa . ? Proszę tylko o zwięzłą odpowiedź . :P
Zgłoś nadużycie!
Dzia�o si� to tu� przed wybuchem powstania war- szawskiego, w czerwcu czy lipcu 1944 roku -dok�ad- nie nie pami�tam. Dzie� by� duszny, chmurny. Cz�o-' wiek przes�dny m�g�by powiedzie�, �e w powietrzu od rana czai�o si� co� niedobrego. �andarmi przychwycili nasz poci�g na ma�ej sta- cyjce ko�o Cz�stochowy, a raczej jeszcze przed wja- zdem na stacyjk� - w go�ym polu pod sygna�em. By�o ich dwunastu - jak w ,,Powrocie taty" - pod' dow�dztwem czarnego SS-mana z psem. Zgodnie ze swym zwyczajem, zaszli nas od dw�ch stron i spraw- dzali przedzia� po przedziale. Pasa�erowie podawali dokumenty do kontroli, staraj�c si� wytrzyma� bez dr�enia spojrzenie SS-mana. Bali si� wszyscy. W owych czasach nie by�o niewinnych. Po ostatnich kl�- skach na froncie hitlerowcy wzmogli czujno�� i ka�da przypadkowa ob�awa mog�a si� sko�czy� katastrofo. Ta w�a�nie sko�czy�a si� katastrof�. Kiedy dwie partie kontroluj�cych zbli�a�y si� ju� ku sobie, w ko�cu korytarza wybuchn�� wrzask. To jeden z �andarm�w pozostawionych przy drzwiach wszed� do ubikacji i znalaz� tam ukryty za sedesem automat. Wiadomo, czym grozi�o znalezienie w poci�gu ukry- tej broni. Hitlerowc�w ogarn�� sza�. Wrzeszcz�c i t�u- k�c na o�lep kolbami, wyrzucali nas z poci�gu. Po- maga� im w tym spuszczony z ka�czuga pies - czarna roz�arta bestia, k�saj�ca milczkiem i niena- wistnie. Po opr�nieniu wagonu ustawiono nas w dwusze- regu przed poci�giem. Naprzeciw, w odleg�o�ci kilku- nastu krok�w, stan�� SS-man z psem. S�owa oficera przek�ada� na polski �andarm Sl�zak. Bi�y w nas jak kamienie: "Ten od automatu ma si� zaraz przyzna�. inaczej, za pi�� minut co pi�ty z ca�ej bandy b�dzie rozstrzelany". SS-man wyci�gn�� spokojnie r�k� z zegarkiem i ob- wi�d� nas powoli spojrzeniem. Wierzcie, �e" by�o to najstraszniejsze pi�� minut, ja- kie prze�y�em kiedykolwiek. Do automatu nie przyzna� si� nikt. Na kr�tkie warkni�cie SS-mana dopadli nas �an- darmi i uderzeniami luf zacz�li odlicza� co pi�tego. Starzec z siw� brod�, kt�rego odliczono jako pierw- szego, ze strachu os�ab�. Inni przyjmowali wyrok w milczgcym odr�twieniu. Jaki� m�ody, szczup�y cz�owiek w binoklach zacz�� g�o�no, rozpaczliwie p�aka�. Wtedy w�a�nie wyst�pi? ten ch�opiec. By� to jeszcze zupe�nie m�ody szpic. Mia� pi�tna�cie, a mo�e szesna�cie lat, ale nie wygl�da� nawet na tyle. Dzi� nie potrafi�bym ju� opisa� dok�adnie jego wy- gl�du. Pami�tam tylko, �e w jego drobnej, dziecinnej sylwetce by�o co� ujmuj�cego - co�, co cechuje za- zwyczaj ch�opc�w bardzo nerwowych i bardzo nie- �mia�ych. A przecie� zdoby� si� na �mia�o��, kiedy my - doro�li, silni m�czy�ni dr�eli�my ze strachu. Ludzie tak byli zaj�ci procedur� odliczania, �e po- cz�tkowo nie wszyscy dostrzegli jego wyst�pienie. Do- piero kiedy podszed� do oficera, zapad�a zadyszana cisza. W tej ciszy ch�opiec powiedzia� g�o�no i wy- ra�nie: - Automat jest m�j. Ja go wioz�em. �andarmi natychmiast skoczyli ku ch�opcu i na chwil�; zakryli go przed naszym wzrokiem. Dostrze- g�em tylko, �e SS-man pochyli� si� i odpi�� ka�czug' od obro�y psa. Nast�pi�y dwa straszne ciosy. Ch�o- piec upad�, lecz zaraz szybko si� podni�s�. Chwia� si� na nogach. R�kami zas�ania� twarz. Potem zabrali si� do niego �andarmi. , . O Bo�e, jak bardzo kochali�my wtedy tego ch�op- ca! Jego post�pek przywr�ci� nam ca�� utracon� od- wag�. Byli�my znowu m�czyznami. Jestem przekona- ny, �e w owej chwili ka�dy bez wahania odda�by za niego �ycie. Kiedy my�leli�my, �e nic ju� nie uchroni go od zgu- by - zelektryzowa� nas nagle przera�liwy okrzyk: "- Herr Sturmfuhrer! Herr Sturmfuhrer! Od. ko�ca poci�gu bieg�a w nasz� stron� grupa podnieconych ludzi. Trzech konduktor�w wlok�o za �ob� opieraj�cego si� Bahnschutza. Bahnschutz by� w rozpi�tym mundurze, zupe�nie pijany. Wyrywa� si�, wierzga� i be�kota� co� nieprzytomnie, W chwil� potem dr��cy i blady jak �mier� starszy konduktor salutuj�c sk�ada� po niemiecku meldunek oficerowi. � Nie mogli�my zrozumie� s��w, ale od razu domy�li- li�my si� wszystkiego. To ten Bahnschutz - to pfjane zwierz� - zostawi� sw�j automat w ust�pie polskie- go wagonu. Schroni� si� tam zapewne w obawie przed partyzantami, a p�niej - spiwszy si� zupe�nie - wr�ci� spa� do niemieckiej cz�ci poci�gu. Konduk- torzy okazali si� porz�dnymi, odwa�nymi lud�mi. Wia- domo zreszt�, jak obs�uga poci�g�w nienawidzi�a panosz�cych si� Bahnschutz�w. Niemcy zupe�nie zbaranieli. Dla nas to by� ratu- nek, ale oni t� kasz� musieli jako� zje��. SS-man przez chwil� wa�y� w sobie decyzj�. Potem - krzy- wi�c twarz w u�miechu - podszed� do ch�opca, wy-- pr�yS si� na baczno��, zasalutowa� i wyci�gn�� do niego r�k�. Ale rycerski gest zawis� w powietrzu. Ch�opiec od- wr�ci� si� od hitlerowca i z twarz� zalan� krwi�, ma- caj�c przed �ob� jak �lepiec, powl�k� si� w stron� poci�gu. Szczekliwy rozkaz zagna� nas z powrotem do wago- nu. Tym razem nie trzeba by�o nam pomaga� ani po- p�dza�. Dopiero kiedy poci�g ruszy� spod fatalnego sygna- �u, zaj�li�my si� ch�opcem. Le�a� na �awce z zamkni�- tymi oczami, a wygl�da� tak, �e strach by�o na niego patrze�. Kiedy kobiety star�y mu krew z twarzy chustkami zmoczonymi w occie, dorwali�my si� do niego my i pocz�li�my wo�a� jeden przez drugiego: - Ch�opcze, dlaczego� to uczyni�? Po co� si� przyznawa�? Przecie� nie mia�e� z tym nic wsp�lne- go! Wtedy on spojrza� na nas i, z trudem poruszaj�c rozci�tymi wargami, rzek�; - Ja mog�em, bo nie nale�� do �adnej organiza- cji. Nikogo bym n|e. wsypa�. l jakby zwalaj�c z .siebie wstyd, co gni�t� go od dawna, doda� ciszej: -Nie jestem w organizacji, bo szkopy rozwalili mi dw�ch braci. Musia�em przysi�c mamie, �e nie b�- d� si� nara�a�. NAYIGARE NECESSE E S T... Pod koniec pa�dziernika w grabkowskim Liceum Og�lnokszta�c�cym pojawi� si� nowy nauczyciel �aci- ny. By� to wysoki, ko�cisty starzec o wielkiej, ��tawo po�yskuj�cej �ysinie i wydatnym nosie, na kt�rym chwia�y si� okulary w drucianej oprawie, pozbawio- nej bocznych rami�czek. Z ca�ej powierzchowno�ci nauczyciela przebija�o zm�czenie i zaniedbanie. Nie by� to �aden z tych b�ogos�awionych szcz�liwc�w, kt�rzy wyg!�dem swym na pierwszy rzut oka wzbudza- j� odruchowo sympati� otoczenia. Inauguracyjna lekcja �aciny odby�a si� w klasie �smej, s�yn�cej na cai� szko�� z dobrych wynik�w sportowych i ze skandgJ<fflT|"gp sprawowania. �sma- /IW^� cy powitali nowego nauczyciela wroga cisz� i ironicz- nymi spojrzeniami. Po odwo�aniu z Grabkowa poprzedniej nauczycielki �aciny, panny Szadkowskiej, grabkowscy ,,�acinnicy" korzystali przez miesi�c z b�ogiego ,,fajr�ntu". Pa�- dziernik tego roku by� wyj�tkowo pi�kny. Mieni�cy si� wszystkimi barwami jesieni �wiat grza� si� w s�o�cu jak wielki, rudy kocur. Sucha, spr�ysta ziemia zapra- sza�a do gry w pi�k�. W czasie trzech wolnych lekcji w tygodniu roz- wrzeszczana banda �acinnik�w szala�a na szkolnym boisku, mobilizuj�c przeciwko sobie ponur� zawi�� wszystkich pozosta�ych koleg�w. Teraz z winy tego ko�cianego dziadka, kt�rego licho przynios�o nie wia- domo sk�d, ,,wdechowe" czasy mia�y si� sko�czy�. �smacy nie kryli urazy do przybysza. Je�eli ju� ko- niecznie musia� uszcz�liwi� swoj� osob� grabkow- skie liceum, to m�g� z tym przynajmniej zaczeka� do po�owy listopada, kiedy zaczn� si� pierwsze jesienne pluchy. Ale nowego �acinnika zdawa� si� zupe�nie nie ob- chodzi� nastr�j �smej klasy. Szybkim, stanowczym krokiem przeby� kr�tk� przestrze� od drzwi do katedry, obejrza� podejrzliwie profesorski fotel i Iekcewa��cym ruchem str�ci� z niego pod?o�on� przez uczni�w pi- nezk�. Od razu mo�na by�o pozna�, �e jest to stary praktyk, znaj�cy si� na uczniowskich kawa�ach. Po odczytaniu listy obecno�ci nauczyciel zamkn�� dziennik i nie wdaj�c si� w �adne wst�pne pogaw�d- ' ' 12 ki z uczniami podszed� do ta- blicy. Wytar� j� starannie, po czym wzl�� do r�ki kred� i zacz�� powoli pisa�, pi�knie kaligrafuj�c ka�d� z liter. Uczniowie pocz�tkowo �le- dzili z zainteresowaniem gwa�- towne ruchy wystaj�cych �opa- tek nauczyciela, lecz wkr�tce przesta�o ich to bawi�. Kto� z dalszych �awek wystrzeli� pa- pierow� strza��. Ku og�lnej uciesze trafi�a w sam �rodek profesorskich plec�w. Ponie- wa� nie wywo�a�o to �adne] reakcji, za pierwsz� strzai� �mign�y nast�pne. Potem trzasn�� w katedr� z rozma- chem ci�ni�ty pantofel gimna- styczny. Wrzawa w klasie za- cz�a rosn�� jak piana na ki- pi�cym mleku. Kiedy w pewnej chwili nauczyciel zani�s� si� suchym astmatycznym kaszlem, ze wszystkich stron odpowie- dzia�o mu zuchwa�e echo. - Khe-khe-khe! - kastali rozbawieni �smacy.- Khe- -khe-khe! Khe-khe-khe! 13 Nowy �acinnik - jakby nie s�ysz�c, co dzieje si� za jego plecami - spokojnie pisa! dalej. Dopiero po postawieniu ostatniej kropki, odwr�ci� si� do klasy i krzykn�� ostro: - Silentium! * Jak �wiat �wiatem na grabkowskich �smak�w nikt jeszcze nie krzycza� po �acinie. By�o to tak nieoczeki- wane i zdumiewaj�ce, �e klasa z wra�enia zamar�a. Nauczycie! spokojnie otar� r�ce z kredy i jeszcze raz przyjrza� si� zdaniom wykaligrafowanym na tablicy, po czym odczyta� je g�o�no, akcentuj�c wyra�nie ka�- de s�owo: - Vivere non est necesse. Navigare necesse est. Obieg� wzrokiem klas� i z nieomylnym wyczuciem wskaza� palcem na najlepszego ucznia, Liskowicza. - T�umacz ty, je�eli potrafisz. Klasa �sma dopiero zaczyna�a nauk� faciny. Ale dla Liskowicza nie by�o rzeczy trudnych. Podni�s� si� z godno�ci�, raz tylko odchrz�kn�� i bez zaj�knienia prze�o�y� �aci�ski tekst; - Vivere non est necesse znaczy: ,,�y� nie jest ko- nieczne". Navigare necesse est znaczy: ,,�eglowa� jest konieczne". Oczyw...
Siedem opowiadań dla młodzieży: * Chłopiec z pociągu * Navigare necesse est * Eksperyment naukowy * Śmierć don Juana * Wiewiórczak * Honorowy łobuz * W Nałęczowie
Siedem opowiadań dla młodzieży:
* Chłopiec z pociągu
* Navigare necesse est
* Eksperyment naukowy
* Śmierć don Juana
* Wiewiórczak
* Honorowy łobuz
* W Nałęczowie