Jakby co to te odstępy to są akapity (tutaj nie da się ich tak normalnie zrobić).
„Historia pewnego dnia”
Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć ale jednak tak się stało. Chyba... Bo tak w ogóle to mało co pamiętam.
Zaczęło się od tego, że Kaśka, ta co z nią chodziłam do podstawówki, długo mnie namawiała na ten amulet. Pomyślałam sobie: „Czemu nie?” W końcu jest to teraz takie modne. Nie mogłam tylko zaplanować sobie jakiegoś odpowiedniego dnia jednocześnie nie mogąc się doczekać tej chwili. Naprawdę, nie wiedziałam jak to będzie.
W końcu udało mi się jako zwolnić z większości obowiązków. Cały tydzień starałam się aby ten jeden dzień mieć tylko dla siebie. A właściwie: dla mnie i dla amuletu. Wiem, może się to wydać śmieszne. Taki amulet... Jedni mają ten swój „kryształ” a ja mam amulet. Wiedzcie jednak, że nie jestem jakąś tam newage'ową dziewuchą tylko mam w życiu swój plan.
Pewnego dnia Kaśka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że niedaleko Centralnego otworzyli nowy sklep. W sumie to nie była to prawda. Szybko wyjaśniła, że to ten sam sklep, ten sam właściciel, tylko nowa nazwa i nowi pracownicy. Tak długo mnie na to namawiała, że aż sama zaczęłam wierzyć, że ten amulet może mi coś dać. No, wiecie o co mi chodzi... Kaśka od dawna mówiła, że jestem jakaś poddenerwowana. Mama mówiła, że to przez brak jakiś witamin. Może i to przez to te dziwne uczucie w oku, wiecie, takie malutkie skurcze. Witaminy na pewno nie miały jednak wpływu na stan mojego umysłu a od kilku miesięcy panował w nim totalny bałagan.
-No i co z tym potem zrobimy? - zapytałam się Kaśki w drodze do sklepu „Ewa Wodnika”
-Jak to co? Trzeba spalić. - odowiedziała
-Jak to spalić?! To ja po to mam wydać te kilkadziesiąt złotych aby potem to zmarnować? - stwierdziłam
-No, jak to zmarnować? Przecież będzie fajnie.
-No, ale ja nie jestem pewna jak to potem będzie. Chyba nie podziała za mocno jak się spali.
-Skąd wiesz? Nigdy jeszcze takich rzeczy nie robiliśmy.
-No, ale przecież słyszałam o tych innych amuletach co to je się kruszy i wiesz co potem...
-Ok, ale to też się kruszy przed paleniem. To taki pradawny rytuał. Znany zresztą od miliardów lat.
Tym zdaniem Kaśka zupełnie mnie uspokoiła.
Musicie wiedzieć, że w końcu stwierdziła, że ten amulet rzeczywiście mi się przyda. Od dawna starałam doświadczyć odmiennych stanów świadomości ale jak na razie medytacja, joga i te sprawy niewiele dawały. Słyszałam o chłopcach z innych klas naszej szkoły, którzy podobno potrafili wpływać na swój umysł tak, że w ogóle nie chciało im się spać. Mówili, że są to jakieś specyfiki z Chin, które dawano kiedyś wojownikom i przy odpowiednim nastawieniu każdy może skorzystać z mądrości Wschodu. Ja tam im jednak nie wierzyłam. No bo wiecie, spać to ja lubię. Lubię się zrelaksować a to jest przecież podstawa rozwoju osobistego. Keep clam itd. Jak się przekonałam nic tak nie relaksuje jak ten konkretny amulet.
-Która wchodzi? - zapytała Kaśka kiedy czekałyśmy na przejściu dla pieszych niedaleko sklepu. Do otwarcia pozostało jeszcze ok. 10 minut ale przed sklepem już kręciło się kilka osób. W większości wychudzonych i w ogóle jakoś dziwnie wyglądających. „Oni pewnie stosują jakąś specjalną dietę. Wegetariańską i jeszcze coś tam. Pewnie nie przejmują ich ziemskie problemy i całymi dniami modlą się do tych amuletów czerpiąc z nich energię życiową.” - pomyślałam kiedy to Kaśka zaczęła ciągnąć mnie za rękaw mojej nowej kurtki.
-No dawaj. Bo zaraz będzie znowu czerwone! - zawołała
-Ok już idę. - odpowiedziałam dodając po chwili: -Ja tam na pewno nie wchodzę.
-Jak chcesz. W takim razie daj mi pieniądze.
-A tak w ogóle to ile to dokładnie kosztuje? - starałam się dopytać bo wszystko co wiedziałam o amulecie wiedziałam od Kaśki, a ona powiedziała mi tyle co ja teraz opowiadam was
-Nie wiem dokładnie ile kosztuje. Daj mi tyle ile masz.
-A jeśli będzie za mało?
-Raczej nie powinno być za mało. Jeśli chcesz to możesz zapytać się w środku jaka jest dokładna cena. Mnie tam nie obchodzi. Ja kupuje swój amulet nawet jeśli będzie kosztował milion złotych. - stwierdziła z uśmiechem
-Ale nie masz miliona. Masz tylko 120 zł – stwierdziłam
-A ty masz tylko 90 i to raczej powinno wystarczyć – odpowiedziała
Zbliżyłyśmy się do sklepu będąc już w bezpośrednim zasięgu ludzi, którzy przyszli przed nami. Długo namawiałam Kaśkę abyśmy poszły tam zaraz po otwarciu gdyż nie chciałam aby ktoś nas przypadkiem zobaczył. Czułam w głębi siebie, że z tym amuletem może być różnie.
-Panienki na wakacjach? - powiedział do nas jakiś stojący przed sklepem mężczyzna
-Eee... - Kaśka zawahała się i po chwili zaczęła się głośno śmiać a wraz z nią wszyscy stojący wokół nas.
-Lepiej już wchodźmy – powiedziałam do koleżanki
-Myślałam, że nie chcesz tam wchodzić...
-Chodź już, nie mamy dużo czasu. - zaczęłam popychać Kaśkę w stronę wejścia
Sklep wyglądał dziwnie. Dziwnie w nim pachniało, słychać było dziwną muzykę.
-Eee... słucham? - nie wiadomo skąd wyłonił się jakiś mężczyzna, który zdecydowanie był tutaj pracownikiem
-Dzień dobry. My szukamy takiego amuletu co działa jak pejotl. - zaczęła Kaśka
-Aha... eee... a czy panie...? - patrząc na tego sprzedawcę, wiedziałam już, że chce kupić ten amulet. Patrząc jak Kaśka swobodnie z nim rozmawia oraz widząc jego ni to zmieszanie ni to zdenerwowanie zadałam sobie sprawę, że jeśli zacznę robić to co ona. Ubierać się jak ona, zachowywać się na ona, myśleć jak ona to zdobędę taką samą pewność siebie a przecież o to mi właśnie chodziło.
-No, przecież gdyby tak nie było to by nas tutaj nie wpuszczono, prawda? - Kaśka coraz bardziej górowała na sprzedawcą
-Ale, proszę pani, pejotl to jest... Eee... my sprzedajemy tutaj tylko amulety. Trzeba wierzyć w ich magiczną moc. Tylko wtedy one działają i...- sprzedawca nie zdążył dokończyć gdy przerwała mu Kaśka
-Panie, nie gadaj pan tylko powiedz jaki jest numer tego amuletu co to był kiedyś pejotl!
-Amulet nr 069! - odpowiedział sprzedawca uśmiechając się lekko i sprawiając, że i ja się w końcu uśmiechnęłam.
Kiedy wyszłyśmy już ze sklepu ludzi stojących wcześniej przed nim jakoś ubyło. Było to o tyle dziwne, że nikt nie wchodził po nas do sklepu. Przed wejściem została tylko jakaś kobieta wyglądająca na bezdomną i dwóch mężczyzn nie lepiej od niej ubranych. Wtedy też zaczęłam tak sobie to wszystko obliczać i wyszło mi, że od powrotu ze sklepu do mojego mieszkania (bo miałyśmy wrócić z Kaśką od razu do mnie i tam rozpakować te amulety) zostanie mi około 7 godzin do powrotu rodziców. Mimo wszystko nie chciałam aby dowiedzieli się o tych amuletach. Nie dlatego, że wydała na niego aż 80 zł. Były to prawie wszystkie moje oszczędności. Chodziło mi raczej o to, że rodzice nie zaakceptują mojego nowego stylu życia; tego że chciałabym się rozwijać duchowo itp. Zastanawiałam się czy te 7 godzin wystarczy aby poczuć moc amuletu i zrobić z niego jakiś pożytek warty jego ceny.
Potem okazało się, że było warto. Ale to już inna historia...
Jakby co to te odstępy to są akapity (tutaj nie da się ich tak normalnie zrobić).
„Historia pewnego dnia”
Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć ale jednak tak się stało. Chyba... Bo tak w ogóle to mało co pamiętam.
Zaczęło się od tego, że Kaśka, ta co z nią chodziłam do podstawówki, długo mnie namawiała na ten amulet. Pomyślałam sobie: „Czemu nie?” W końcu jest to teraz takie modne. Nie mogłam tylko zaplanować sobie jakiegoś odpowiedniego dnia jednocześnie nie mogąc się doczekać tej chwili. Naprawdę, nie wiedziałam jak to będzie.
W końcu udało mi się jako zwolnić z większości obowiązków. Cały tydzień starałam się aby ten jeden dzień mieć tylko dla siebie. A właściwie: dla mnie i dla amuletu. Wiem, może się to wydać śmieszne. Taki amulet... Jedni mają ten swój „kryształ” a ja mam amulet. Wiedzcie jednak, że nie jestem jakąś tam newage'ową dziewuchą tylko mam w życiu swój plan.
Pewnego dnia Kaśka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że niedaleko Centralnego otworzyli nowy sklep. W sumie to nie była to prawda. Szybko wyjaśniła, że to ten sam sklep, ten sam właściciel, tylko nowa nazwa i nowi pracownicy. Tak długo mnie na to namawiała, że aż sama zaczęłam wierzyć, że ten amulet może mi coś dać. No, wiecie o co mi chodzi... Kaśka od dawna mówiła, że jestem jakaś poddenerwowana. Mama mówiła, że to przez brak jakiś witamin. Może i to przez to te dziwne uczucie w oku, wiecie, takie malutkie skurcze. Witaminy na pewno nie miały jednak wpływu na stan mojego umysłu a od kilku miesięcy panował w nim totalny bałagan.
-No i co z tym potem zrobimy? - zapytałam się Kaśki w drodze do sklepu „Ewa Wodnika”
-Jak to co? Trzeba spalić. - odowiedziała
-Jak to spalić?! To ja po to mam wydać te kilkadziesiąt złotych aby potem to zmarnować? - stwierdziłam
-No, jak to zmarnować? Przecież będzie fajnie.
-No, ale ja nie jestem pewna jak to potem będzie. Chyba nie podziała za mocno jak się spali.
-Skąd wiesz? Nigdy jeszcze takich rzeczy nie robiliśmy.
-No, ale przecież słyszałam o tych innych amuletach co to je się kruszy i wiesz co potem...
-Ok, ale to też się kruszy przed paleniem. To taki pradawny rytuał. Znany zresztą od miliardów lat.
Tym zdaniem Kaśka zupełnie mnie uspokoiła.
Musicie wiedzieć, że w końcu stwierdziła, że ten amulet rzeczywiście mi się przyda. Od dawna starałam doświadczyć odmiennych stanów świadomości ale jak na razie medytacja, joga i te sprawy niewiele dawały. Słyszałam o chłopcach z innych klas naszej szkoły, którzy podobno potrafili wpływać na swój umysł tak, że w ogóle nie chciało im się spać. Mówili, że są to jakieś specyfiki z Chin, które dawano kiedyś wojownikom i przy odpowiednim nastawieniu każdy może skorzystać z mądrości Wschodu. Ja tam im jednak nie wierzyłam. No bo wiecie, spać to ja lubię. Lubię się zrelaksować a to jest przecież podstawa rozwoju osobistego. Keep clam itd. Jak się przekonałam nic tak nie relaksuje jak ten konkretny amulet.
-Która wchodzi? - zapytała Kaśka kiedy czekałyśmy na przejściu dla pieszych niedaleko sklepu. Do otwarcia pozostało jeszcze ok. 10 minut ale przed sklepem już kręciło się kilka osób. W większości wychudzonych i w ogóle jakoś dziwnie wyglądających. „Oni pewnie stosują jakąś specjalną dietę. Wegetariańską i jeszcze coś tam. Pewnie nie przejmują ich ziemskie problemy i całymi dniami modlą się do tych amuletów czerpiąc z nich energię życiową.” - pomyślałam kiedy to Kaśka zaczęła ciągnąć mnie za rękaw mojej nowej kurtki.
-No dawaj. Bo zaraz będzie znowu czerwone! - zawołała
-Ok już idę. - odpowiedziałam dodając po chwili: -Ja tam na pewno nie wchodzę.
-Jak chcesz. W takim razie daj mi pieniądze.
-A tak w ogóle to ile to dokładnie kosztuje? - starałam się dopytać bo wszystko co wiedziałam o amulecie wiedziałam od Kaśki, a ona powiedziała mi tyle co ja teraz opowiadam was
-Nie wiem dokładnie ile kosztuje. Daj mi tyle ile masz.
-A jeśli będzie za mało?
-Raczej nie powinno być za mało. Jeśli chcesz to możesz zapytać się w środku jaka jest dokładna cena. Mnie tam nie obchodzi. Ja kupuje swój amulet nawet jeśli będzie kosztował milion złotych. - stwierdziła z uśmiechem
-Ale nie masz miliona. Masz tylko 120 zł – stwierdziłam
-A ty masz tylko 90 i to raczej powinno wystarczyć – odpowiedziała
Zbliżyłyśmy się do sklepu będąc już w bezpośrednim zasięgu ludzi, którzy przyszli przed nami. Długo namawiałam Kaśkę abyśmy poszły tam zaraz po otwarciu gdyż nie chciałam aby ktoś nas przypadkiem zobaczył. Czułam w głębi siebie, że z tym amuletem może być różnie.
-Panienki na wakacjach? - powiedział do nas jakiś stojący przed sklepem mężczyzna
-Eee... - Kaśka zawahała się i po chwili zaczęła się głośno śmiać a wraz z nią wszyscy stojący wokół nas.
-Lepiej już wchodźmy – powiedziałam do koleżanki
-Myślałam, że nie chcesz tam wchodzić...
-Chodź już, nie mamy dużo czasu. - zaczęłam popychać Kaśkę w stronę wejścia
Sklep wyglądał dziwnie. Dziwnie w nim pachniało, słychać było dziwną muzykę.
-Eee... słucham? - nie wiadomo skąd wyłonił się jakiś mężczyzna, który zdecydowanie był tutaj pracownikiem
-Dzień dobry. My szukamy takiego amuletu co działa jak pejotl. - zaczęła Kaśka
-Aha... eee... a czy panie...? - patrząc na tego sprzedawcę, wiedziałam już, że chce kupić ten amulet. Patrząc jak Kaśka swobodnie z nim rozmawia oraz widząc jego ni to zmieszanie ni to zdenerwowanie zadałam sobie sprawę, że jeśli zacznę robić to co ona. Ubierać się jak ona, zachowywać się na ona, myśleć jak ona to zdobędę taką samą pewność siebie a przecież o to mi właśnie chodziło.
-No, przecież gdyby tak nie było to by nas tutaj nie wpuszczono, prawda? - Kaśka coraz bardziej górowała na sprzedawcą
-Ale, proszę pani, pejotl to jest... Eee... my sprzedajemy tutaj tylko amulety. Trzeba wierzyć w ich magiczną moc. Tylko wtedy one działają i...- sprzedawca nie zdążył dokończyć gdy przerwała mu Kaśka
-Panie, nie gadaj pan tylko powiedz jaki jest numer tego amuletu co to był kiedyś pejotl!
-Amulet nr 069! - odpowiedział sprzedawca uśmiechając się lekko i sprawiając, że i ja się w końcu uśmiechnęłam.
Kiedy wyszłyśmy już ze sklepu ludzi stojących wcześniej przed nim jakoś ubyło. Było to o tyle dziwne, że nikt nie wchodził po nas do sklepu. Przed wejściem została tylko jakaś kobieta wyglądająca na bezdomną i dwóch mężczyzn nie lepiej od niej ubranych. Wtedy też zaczęłam tak sobie to wszystko obliczać i wyszło mi, że od powrotu ze sklepu do mojego mieszkania (bo miałyśmy wrócić z Kaśką od razu do mnie i tam rozpakować te amulety) zostanie mi około 7 godzin do powrotu rodziców. Mimo wszystko nie chciałam aby dowiedzieli się o tych amuletach. Nie dlatego, że wydała na niego aż 80 zł. Były to prawie wszystkie moje oszczędności. Chodziło mi raczej o to, że rodzice nie zaakceptują mojego nowego stylu życia; tego że chciałabym się rozwijać duchowo itp. Zastanawiałam się czy te 7 godzin wystarczy aby poczuć moc amuletu i zrobić z niego jakiś pożytek warty jego ceny.
Potem okazało się, że było warto. Ale to już inna historia...