Moim "życiowym zakrętem" było to jak pokłuciłam się z moimi koleżankami o bardzo nie istotną rzecz . A mianowicie o to że jedna rozerwałą mi koszulke specjalnie a reszta sie ze mnie śmiała. Było to bardzo nie miłe i nie komfortowe . Czułam się okropnie a , że to były moje koleżanki z podwórka bardzo przejmowałam się ich opinią o mnie. Tak więc wróciłam do domu i wyrzuciłam podartą koszulkę . Następnego dnia miałam markotny humor ponieważ przypomniałam sobie ,że tak naprawde nie warto przejmować się takimi rzeczami . Po południu kiedy wyszłam na dwór porozmawiałam z koleżankami o zaistniałej sytuacji i wyszło na to , że nic się nie stało . A kolażance co rozerwała mi koszulke poprostu wybaczyłam bo każdy kiedyś popełnił błędy . Myślę że nie musiał mi nikt w tym pomagać ponieważ sama zdałam sobie sprawę z tego jakie jest życie .
Moją "życową przygodą" była moja wycieczka na jagody z rodzicami i bratem.
Poszliśmy do lasu nazbierac jagud.Chcieliśmy zrobic jagodową ucztę dla gości.Karzdy miał ze sobą koszyk.Szukaliśmy i szukaliśmy i w końcu znaleźliśmy krzak jagut.Kiedy wszytkie koszyki były pełne,wruciliśmy do domu.Szliśmy kamienistą dróżką i nagle zauwaliśmy psa.Mój brat podbiegł do niego i go pogłaskał.Pies zasnął.Mój brat już miał do nas wrócic kiedy przez przypadek nadepnął psu na ogon.Pies obudził się rozwścieczony, i zaczął nas gonic.No i tylko ja byłam wystarczająco mądra.Sypnęłam trochę jagód na ziemię.Pies od razu zaczął zajadac a jak podniusł głowę już nas nie było.Myślałam że mój plan nie wypali,bo nigdy w życiu nie widziałam żeby pies jadł jagody!
Moim "życiowym zakrętem" było to jak pokłuciłam się z moimi koleżankami o bardzo nie istotną rzecz . A mianowicie o to że jedna rozerwałą mi koszulke specjalnie a reszta sie ze mnie śmiała. Było to bardzo nie miłe i nie komfortowe . Czułam się okropnie a , że to były moje koleżanki z podwórka bardzo przejmowałam się ich opinią o mnie. Tak więc wróciłam do domu i wyrzuciłam podartą koszulkę . Następnego dnia miałam markotny humor ponieważ przypomniałam sobie ,że tak naprawde nie warto przejmować się takimi rzeczami .
Po południu kiedy wyszłam na dwór porozmawiałam z koleżankami o zaistniałej sytuacji i wyszło na to , że nic się nie stało . A kolażance co rozerwała mi koszulke poprostu wybaczyłam bo każdy kiedyś popełnił błędy .
Myślę że nie musiał mi nikt w tym pomagać ponieważ sama zdałam sobie sprawę z tego jakie jest życie .
Moją "życową przygodą" była moja wycieczka na jagody z rodzicami i bratem.
Poszliśmy do lasu nazbierac jagud.Chcieliśmy zrobic jagodową ucztę dla gości.Karzdy miał ze sobą koszyk.Szukaliśmy i szukaliśmy i w końcu znaleźliśmy krzak jagut.Kiedy wszytkie koszyki były pełne,wruciliśmy do domu.Szliśmy kamienistą dróżką i nagle zauwaliśmy psa.Mój brat podbiegł do niego i go pogłaskał.Pies zasnął.Mój brat już miał do nas wrócic kiedy przez przypadek nadepnął psu na ogon.Pies obudził się rozwścieczony, i zaczął nas gonic.No i tylko ja byłam wystarczająco mądra.Sypnęłam trochę jagód na ziemię.Pies od razu zaczął zajadac a jak podniusł głowę już nas nie było.Myślałam że mój plan nie wypali,bo nigdy w życiu nie widziałam żeby pies jadł jagody!