Dnia wczorajszego przeżyłem prawdziwy koszmar. Wracając z meczu niespodziewanie rozpętała się burza. W pierwszej chwili nie wiedziałem co zrobić. Grzmoty stawały się coraz mocniejsze. Wyłączyłem telefon komórkowy i schowałem się pod pobliskim drzewem. Piorun uderzył w drzewo obok, rozległ się huk. Byłem przerażony. Nagle ujrzałem przejeżdzający samochód. Okazało się, że był to mój wujek. Przestraszony wsiadłem do samochodu i w pierwszej chwili nie wiedziałem co powiedzieć. Wujek zaś skarcił mnie, abym nigdy w czasie burzy nie chował się pod drzewem, bo pioruny trafiają w nie najczęściej. Po powrocie do domu przebrałem się, ponieważ byłem przemoczony do suchej nitki i opowiedziałem rodzicom całą historię. Uspokoili mnie i oznajmili, że najważniejsze jest to, że nic mi się nie stało - jestem cały i zdrów.
Był piękny słoneczny poranek. Tak jak codziennie, rano udałem się do szkoły. Nagle mniej więcej w połowie drogi ujrzałem dziwny spodek. Zdziwiłem się i z ciekawości podszedłem przyjrzeć mu się bliżej. Nie miałem wątpliwości, to byli kosmici. Nagle przede mną otworzyły się wielkie drzwi, a gdy wszedłem do środka gwałtownie zatrzasnęły. Byłem przerażony. Dwóch zielonych stworków, którzy mieli się za ochroniarzy zaprowadzili mnie do kapitana. Błagałem, aby mnie wypuszczono. Kapitan powiedział, że cel ich wizyty jest inny - mam przekazań ludziom, że kosmici naprawdę istnieją. Natychmiast się zgodziłem, a w szkole opowiedziałem wszystkim o tym, co mnie spotkało. Wezwano telewizję i świat wreszcie ujrzał całą prawdę.
Idąc brzegiem morskim, nuciłem sobie jedna z marynarskich piosenek. Szedłem iszedłem brzegiem morza i znalazłem malutką bezbronna foczkę. Myślałem, że jak każdy turysta nazbieram muszelek i może uda mi się znaleźć kawałek bursztynu, a ja spotkałem zwierzątko.
- Skąd się tu wzięłaś?- powiedziałem niby do niej, a właściwie głośno pomyślałem. – Co ja teraz z tobą mam zrobić? Wziąć ze sobą? Zostawić?- w dalszym ciągu głośno się zastanawiałem.
Rozglądnąłem się dokoła, szukając pomocy. Na szczęście na plaży pracował ratownik i akurat był niedaleko ode mnie. Może on też zauważył foczkę, pomyślałem. Ale na wszelki wypadek zawołałem:
- Proszę pana, proszę tu podejść. Cośpanu pokażę.
Ratownik prędko podbiegł i zauważywszy zwierzątko, był tak samo zdumiony jak ja. Szybko porozumiał się przez radio z biurem ratownictwa, które zawiadomiło instytut morski.
Kilka minut czekaliśmy na przybycie pracowników instytutu, którzy natychmiast zajęli się maleństwem.
Foczka była trzydniowym noworodkiem i nie chwaląc się, dzięki mnie, została uratowana. A ja do tej pory mile wspominam to wydarzenie. Dzięki małej foczce mogłem zwiedzać instytut, kiedy tylko chciałem i do woli bawić się z delfinami.
Dnia wczorajszego przeżyłem prawdziwy koszmar. Wracając z meczu niespodziewanie rozpętała się burza. W pierwszej chwili nie wiedziałem co zrobić. Grzmoty stawały się coraz mocniejsze. Wyłączyłem telefon komórkowy i schowałem się pod pobliskim drzewem. Piorun uderzył w drzewo obok, rozległ się huk. Byłem przerażony. Nagle ujrzałem przejeżdzający samochód. Okazało się, że był to mój wujek. Przestraszony wsiadłem do samochodu i w pierwszej chwili nie wiedziałem co powiedzieć. Wujek zaś skarcił mnie, abym nigdy w czasie burzy nie chował się pod drzewem, bo pioruny trafiają w nie najczęściej. Po powrocie do domu przebrałem się, ponieważ byłem przemoczony do suchej nitki i opowiedziałem rodzicom całą historię. Uspokoili mnie i oznajmili, że najważniejsze jest to, że nic mi się nie stało - jestem cały i zdrów.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
lub tak jak prosiłeś na PW o kosmitach ;p
Był piękny słoneczny poranek. Tak jak codziennie, rano udałem się do szkoły. Nagle mniej więcej w połowie drogi ujrzałem dziwny spodek. Zdziwiłem się i z ciekawości podszedłem przyjrzeć mu się bliżej. Nie miałem wątpliwości, to byli kosmici. Nagle przede mną otworzyły się wielkie drzwi, a gdy wszedłem do środka gwałtownie zatrzasnęły. Byłem przerażony. Dwóch zielonych stworków, którzy mieli się za ochroniarzy zaprowadzili mnie do kapitana. Błagałem, aby mnie wypuszczono. Kapitan powiedział, że cel ich wizyty jest inny - mam przekazań ludziom, że kosmici naprawdę istnieją. Natychmiast się zgodziłem, a w szkole opowiedziałem wszystkim o tym, co mnie spotkało. Wezwano telewizję i świat wreszcie ujrzał całą prawdę.
Idąc brzegiem morskim, nuciłem sobie jedna z marynarskich piosenek. Szedłem i szedłem brzegiem morza i znalazłem malutką bezbronna foczkę. Myślałem, że jak każdy turysta nazbieram muszelek i może uda mi się znaleźć kawałek bursztynu, a ja spotkałem zwierzątko.
- Skąd się tu wzięłaś?- powiedziałem niby do niej, a właściwie głośno pomyślałem. – Co ja teraz z tobą mam zrobić? Wziąć ze sobą? Zostawić?- w dalszym ciągu głośno się zastanawiałem.
Rozglądnąłem się dokoła, szukając pomocy. Na szczęście na plaży pracował ratownik i akurat był niedaleko ode mnie. Może on też zauważył foczkę, pomyślałem. Ale na wszelki wypadek zawołałem:
- Proszę pana, proszę tu podejść. Coś panu pokażę.
Ratownik prędko podbiegł i zauważywszy zwierzątko, był tak samo zdumiony jak ja. Szybko porozumiał się przez radio z biurem ratownictwa, które zawiadomiło instytut morski.
Kilka minut czekaliśmy na przybycie pracowników instytutu, którzy natychmiast zajęli się maleństwem.
Foczka była trzydniowym noworodkiem i nie chwaląc się, dzięki mnie, została uratowana. A ja do tej pory mile wspominam to wydarzenie. Dzięki małej foczce mogłem zwiedzać instytut, kiedy tylko chciałem i do woli bawić się z delfinami.