easytouch123
- Co twoim zdaniem składa się na sukces w skokach narciarskich?
Adam Małysz: bardzo dużo rzeczy, przede wszystkim talent, predyspozycje, zdrowie, warunki fizyczne, wytrwałość, zaplecze jakim są skocznie do trenowania, sprzęt, opieka trenera. To jest wypadkowa wielu składników, nie ma jednego decydującego.
- Co trzeba w sobie mieć, żeby zostać dobrym skoczkiem?
Adam Małysz: przede wszystkim motywację. Sport wyczynowy to zupełnie coś innego niż sport rekreacyjny. W sporcie wyczynowym pojawiają się kontuzje, inne problemy związane ze zdrowiem, tu całe życie jest temu podporządkowane, to wymaga wielu wyrzeczeń. W skokach na wynik nie wpływa tylko wysoka forma zawodnika, jest wiele innych czynników, które decydują o zwycięstwie. Chodzi przede wszystkim o dopasowanie się do często zmieniających się przepisów. Teraz skoczkowie musieli przytyć, nie wszyscy się w tym odnaleźli. Wszystko się zmienia, skocznie są inaczej wyprofilowane, bardziej spłaszczone, zmianie ulega kąt nachylenia najazdu, jego długość. Duże znaczenia mają warunki atmosferyczne. Skoczek może być w rewelacyjnej formie, ale wiatru, który go wyhamowuje w danej chwili, nie pokona. Aby być dobrym skoczkiem trzeba mieć talent i wytrwale trenować.
- Jaki jest zatem najlepszy moment, by zacząć trenować skoki?
Adam Małysz: ja zacząłem skakać jak miałem 6 lat i teraz wydaje mi się, że było to trochę za wcześnie. Dziecko powinno mieć czas na normalne dzieciństwo, zabawę z kolegami, grę w piłkę czy chowanego. Inna sprawa to utrudnienia związane z rozwojem dziecka, z tym też jest trochę problemów. Dobry wiek to 8-10 lat.
- Później pojawia się lęk związany ze skakaniem?
Adam Małysz: strach jest zawsze. Ja sam myślałem, że przestanę skakać, gdy przyjdzie moment przejścia na większe skocznie. Wobec każdej skoczni trzeba mieć respekt, każdą wyczuć. To nie jest tak, że strach mija. Zawsze pierwszy skok na danej skoczni jest niepewny, trzeba skocznię oswoić. Na każdej jest trochę inaczej. Mało kto wie, że na skoczni np. mamuciej na rozbiegu mamy prędkość ponad 100km/h a na dole nawet ponad 140km/h. Każdy ruch, najmniejszy błąd na coś się przekłada. Tu można małym palcem sterować lotem. Człowiek się do tego przyzwyczaja, ale sam strach nie mija.
- Jaką rolę w początkach trenowania odgrywają rodzice?
Adam Małysz: pytano mnie, czy Karolina (córka), syn, jeśli się pojawi, będę trenować. Powiedziałem, że ja namawiać i zachęcać dziecka do tego nie będę. Sport w wydaniu wyczynowym to jest dużo wyrzeczeń, a dziecko powinno mieć czas na zabawę, kolegów.
Nie powinno być do niczego zmuszane. Często tak jest, nie tylko w przypadku sportu, że jak rodzic chce czegoś bardziej niż dziecko, to ono prędzej czy później zaczyna robić na przekór rodzicom.
- A jeśli dziecko chce trenować?
Adam Małysz: to wsparcie rodziny jest bardzo ważne. W polskich warunkach to rodzice w dużej mierze finansują dziecko. Patrząc na skocznie w Wiśle Centrum to od dawna tylko do remontu się nadaje. Coś tam na bieżąco naprawiali, ale to jak z remontowaniem dziur w drodze, po pierwszym deszczu wszystko wypływa. Wujek Janek Szturc powiedział, że już tam z dzieciakami nie pójdzie, bo nie będzie ryzykował ich bezpieczeństwa. A tą skocznię kiedyś rodzice stawiali. Obecność rodziny na każdym etapie jest ważna. Jeśli skoczek nie ma wsparcia bliskich, przyjaciół, znajomych w momentach słabszych przychodzi załamanie i często decyzja o zakończeniu kariery. Życie podporządkowane jest treningom. Zostają tylko wytrwali. Jak ja zaczynałem była nas duża grupa, a zostałem sam.
- Po twoich pierwszych dużych sukcesach wzrosło zainteresowanie trenowaniem skoków.
Adam Małysz: tak, ale to jest nasza polska norma, najpierw muszą przyjść sukcesy, a potem buduje się zaplecze. W innych krajach najpierw inwestuje się w młode talenty. Był duży wzrost zainteresowania skokami, pojawiło się dużo młodych zawodników, z których zostało kilka osób. Jak na 100 młodych skoczków całkowicie się temu poświęci 5 to już jest sukces, selekcja jest bardzo duża. Przychodzi moment, że kariera sportowa kończy się z powodów finansowych. Skoczek na średnim poziomie przechodzi do seniorów, zakłada rodzinę i sytuacja finansowa zmusza go to zakończenia kariery. Trzeba utrzymać rodzinę i różnie to bywa.
- Wracając do treningów, jak wyglądają przygotowania do sezonu?
Adam Małysz: Oj dużo by mówić. Tak najprościej, to są 3 treningi, do południa na skoczni, po obiedzie troszkę odpoczynki i znów trening na skoczni a wieczorem trening motoryczny. Bywa, że czas na kolację jest dopiero po godzinie 20. Jeśli nie trenuje się na skoczni, to wykonuje się inne ćwiczenia.
- A jak to wygląda podczas sezonu?
Adam Małysz: wtedy na trenowanie nie ma czasu, wszystko sprowadza się do utrzymania formy. Nacisk idzie na trening motoryczny, czyli przede wszystkim gra w siatkówkę, piłkę nożną, do tego dochodzi ćwiczenie odbicia. Trening nie może być zbyt mocny, bo zabraknie sił na skakanie w konkursie.
- Masz swoją ulubioną skocznie?
Adam Małysz: Bardzo dobrze skakało mi się na starej skoczni w Innsbrucku czy też w Oslo. To były skocznie starego typu, z innym najazdem, kątem nachylenia.
- A jak skacze się na skoczni w Wiśle Malince?
Adam Małysz: Dobrze się skacze. Obiekt jest nowoczesny, ładnie się prezentuje, co nie tylko kibice podkreślają. Początkowo skoczkowie obawiali się tego krótkiego i wysokiego przeciwstoku. Dlatego tak ważne są skoki treningowe, by wyczuć skocznie, poznać jej specyfikę.
- Myślisz już o olimpiadzie w Vancouver?
Adam Małysz: Oczywiście, że tak. Olimpiada to jest najważniejsze wydarzenie w sezonie, pod jej kątem się przygotowuję. Każdy konkurs jest ważny, do każdych zawodów pochodzi się poważnie. Nie jest tak, że np. do Letniego Grand Prix podchodzi się bardziej na luzie niż do konkursów zimowych. Teraz wszystkie działania skoncentrowane są na olimpiadzie. Czy uda się trafić z formą idealnie na olimpiadę wyliczyć się nie da, ale to będzie najważniejsze wydarzenie w nadchodzącym sezonie.
- To będzie trudny sezon, w marcu Mistrzostwa Świata w lotach.
Adam Małysz: o tym nie myślę, główna koncentracja dotyczy olimpiady.
- Był czas, że mówiono, że po olimpiadzie zakończysz karierę.
Adam Małysz: co jakiś czas media naciskają na mnie, żebym podał dokładną datę. W okresie bez formy tak mnie męczono, czy to już koniec, że zdenerwowany w końcu powiedziałem, że tak. Po czym pojechałem na konkursy w Skandynawii i stanąłem na podium. Nie wiem, kiedy zakończę karierę. Pojawiają się głosy, że już jestem za stary. Na pewno odejdę, gdy skakanie przestanie sprawiać mi radość, gdy zabraknie motywacji. A mało kto wie, że z zbiegiem lat człowiek, musi o wiele więcej wysiłku włożyć w osiągnięcie optymalnej formy. Z jednej strony człowiek lepiej się czuje po treningu, z drugiej strony trzeba wciąż dawać z siebie więcej.
- Myślisz o tym, co będziesz robić po zakończeniu kariery?
Adam Małysz: Kiedyś o tym myślałem, teraz nie. Nie wiem, co będę wtedy robił. Na razie skupiam się na skakaniu i to jest najważniejsze.
- Co robiłbyś, gdybyś nie został skoczkiem narciarskim?
Adam Małysz: pewno zostałbym piłkarzem, piłka nożna zawsze była dla mnie ważna- po szkole od razu szło się grać z kolegami w piłkę. Trudno byłoby się jednak przebić, dojść gdzieś wyżej. W skokach było prościej. Góry, skocznia w Wiśle, to ułatwiało pierwsze kroki najpierw w kombinacji norweskiej później w skokach. Na pewno byłoby to coś związanego ze sportem.
- Jak podchodzić do wszędzie otaczających cię kibiców?
Adam Małysz: kibice są bardzo ważni. Na początki młodego zawodnika może to peszyć, tremować. Mnie zawsze dopinguje i daje poczucie dumy narodowej. Gdy jestem na skoczni okrzyki kibiców dodają siły. Nasi kibice bardzo się zmienili, to widać nie tylko w przypadku skoków narciarskich, tak jest w siatkówce, piłce nożnej. Nawet gdy coś nie wychodzi, kibice dają wsparcie, to bardzo pomaga.
- Bywa, że skoczkowie ignorują kibiców. Ja w ten sposób „obraziłam się" na Romoerena
Adam Małysz: takie sytuacje pokazują wielkości skoczka - gdy pomimo niepowodzeń na skoczni ma się czasem tylko uśmiech dla kibiców, w miarę możliwości czas na rozdanie autografów, stanięcie do zdjęcia. Są tacy, którzy zawsze znajdą czas, a są tacy, którzy dostępni są dla kibiców tylko jak odnoszą sukcesy. Kibice są bardzo ważni, ale czasem też przeszkadzają. Mnie na skoczni zawsze pomagają, ale poważnym utrudnieniem są na treningu. Część rozumie, że ja wtedy jestem jak w pracy, maksymalnie koncentruję się na treningu, dobrych skokach. Do dyspozycji kibiców jestem później. Są tacy, którzy tego nie rozumieją, od razu zarzucają, że jest się niedostępnym, zadufanym w sobie. Czasem to już gardło boli od mówienia, że autografy dam po treningu.
- Popularność bywa uciążliwa
Adam Małysz: teraz i tak mam się lepiej, już nie ciągnę skoków sam, chłopaki odnoszą coraz więcej sukcesów, widać to w konkursach. Sukcesy Justyny (Kowalczyk) przeniosły dużą uwagę na narciarstwo biegowe. Justyna przyznała się, że nie do końca wiedziała, jak uciążliwa może być popularność, kiedy ludzie przychodzą nawet w środku nocy. To samo mówi Tomek Sikora, popularność jest miła, ale też bardzo przeszkadza w pracy, treningach. Wszystko zależy od ludzi, a są tacy, którzy mają niesamowite czasem pomysły i nie rozumieją, że jest się przy tym wszystkim normalnym człowiekiem.
- A jak relacje z innymi skoczkami?
Adam Małysz: tu w dużej mierze decyduje bariera językowa. Ja troszkę znam niemiecki i fajnie się rozmawia ze skoczkami posługującymi się tym językiem. Norwegowie, którzy są bardzo otwarci i sympatyczni, mówią po angielsku, a ja o ile dużo po angielsku rozumiem, to już nie pogadam, w tym jest największa trudność. Przyjaźnie się ze Szwajcarami.
- Po za skokami znajdujesz czas na inne sporty?
Adam Małysz: jest ciężko, w miarę możliwości siatkówka, piłka nożna, quady, ogólnie off-road.
- Zamiłowanie do sportów ekstremalnych?
Adam Małysz: coraz mniej. Im człowiek starszy, tym ostrożniejszy, bardziej boi się kontuzji. Początkowo na quadach robiłem praktycznie wszystko, teraz zastanawiam się, co jest za górką, czym ryzykuję.
Adam Małysz: bardzo dużo rzeczy, przede wszystkim talent, predyspozycje, zdrowie, warunki fizyczne, wytrwałość, zaplecze jakim są skocznie do trenowania, sprzęt, opieka trenera. To jest wypadkowa wielu składników, nie ma jednego decydującego.
- Co trzeba w sobie mieć, żeby zostać dobrym skoczkiem?
Adam Małysz: przede wszystkim motywację. Sport wyczynowy to zupełnie coś innego niż sport rekreacyjny. W sporcie wyczynowym pojawiają się kontuzje, inne problemy związane ze zdrowiem, tu całe życie jest temu podporządkowane, to wymaga wielu wyrzeczeń. W skokach na wynik nie wpływa tylko wysoka forma zawodnika, jest wiele innych czynników, które decydują o zwycięstwie. Chodzi przede wszystkim o dopasowanie się do często zmieniających się przepisów. Teraz skoczkowie musieli przytyć, nie wszyscy się w tym odnaleźli. Wszystko się zmienia, skocznie są inaczej wyprofilowane, bardziej spłaszczone, zmianie ulega kąt nachylenia najazdu, jego długość. Duże znaczenia mają warunki atmosferyczne. Skoczek może być w rewelacyjnej formie, ale wiatru, który go wyhamowuje w danej chwili, nie pokona. Aby być dobrym skoczkiem trzeba mieć talent i wytrwale trenować.
- Jaki jest zatem najlepszy moment, by zacząć trenować skoki?
Adam Małysz: ja zacząłem skakać jak miałem 6 lat i teraz wydaje mi się, że było to trochę za wcześnie. Dziecko powinno mieć czas na normalne dzieciństwo, zabawę z kolegami, grę w piłkę czy chowanego. Inna sprawa to utrudnienia związane z rozwojem dziecka, z tym też jest trochę problemów. Dobry wiek to 8-10 lat.
- Później pojawia się lęk związany ze skakaniem?
Adam Małysz: strach jest zawsze. Ja sam myślałem, że przestanę skakać, gdy przyjdzie moment przejścia na większe skocznie. Wobec każdej skoczni trzeba mieć respekt, każdą wyczuć. To nie jest tak, że strach mija. Zawsze pierwszy skok na danej skoczni jest niepewny, trzeba skocznię oswoić. Na każdej jest trochę inaczej. Mało kto wie, że na skoczni np. mamuciej na rozbiegu mamy prędkość ponad 100km/h a na dole nawet ponad 140km/h. Każdy ruch, najmniejszy błąd na coś się przekłada. Tu można małym palcem sterować lotem. Człowiek się do tego przyzwyczaja, ale sam strach nie mija.
- Jaką rolę w początkach trenowania odgrywają rodzice?
Adam Małysz: pytano mnie, czy Karolina (córka), syn, jeśli się pojawi, będę trenować. Powiedziałem, że ja namawiać i zachęcać dziecka do tego nie będę. Sport w wydaniu wyczynowym to jest dużo wyrzeczeń, a dziecko powinno mieć czas na zabawę, kolegów.
Nie powinno być do niczego zmuszane. Często tak jest, nie tylko w przypadku sportu, że jak rodzic chce czegoś bardziej niż dziecko, to ono prędzej czy później zaczyna robić na przekór rodzicom.
- A jeśli dziecko chce trenować?
Adam Małysz: to wsparcie rodziny jest bardzo ważne. W polskich warunkach to rodzice w dużej mierze finansują dziecko. Patrząc na skocznie w Wiśle Centrum to od dawna tylko do remontu się nadaje. Coś tam na bieżąco naprawiali, ale to jak z remontowaniem dziur w drodze, po pierwszym deszczu wszystko wypływa. Wujek Janek Szturc powiedział, że już tam z dzieciakami nie pójdzie, bo nie będzie ryzykował ich bezpieczeństwa. A tą skocznię kiedyś rodzice stawiali. Obecność rodziny na każdym etapie jest ważna. Jeśli skoczek nie ma wsparcia bliskich, przyjaciół, znajomych w momentach słabszych przychodzi załamanie i często decyzja o zakończeniu kariery. Życie podporządkowane jest treningom. Zostają tylko wytrwali. Jak ja zaczynałem była nas duża grupa, a zostałem sam.
- Po twoich pierwszych dużych sukcesach wzrosło zainteresowanie trenowaniem skoków.
Adam Małysz: tak, ale to jest nasza polska norma, najpierw muszą przyjść sukcesy, a potem buduje się zaplecze. W innych krajach najpierw inwestuje się w młode talenty. Był duży wzrost zainteresowania skokami, pojawiło się dużo młodych zawodników, z których zostało kilka osób. Jak na 100 młodych skoczków całkowicie się temu poświęci 5 to już jest sukces, selekcja jest bardzo duża. Przychodzi moment, że kariera sportowa kończy się z powodów finansowych. Skoczek na średnim poziomie przechodzi do seniorów, zakłada rodzinę i sytuacja finansowa zmusza go to zakończenia kariery. Trzeba utrzymać rodzinę i różnie to bywa.
- Wracając do treningów, jak wyglądają przygotowania do sezonu?
Adam Małysz: Oj dużo by mówić. Tak najprościej, to są 3 treningi, do południa na skoczni, po obiedzie troszkę odpoczynki i znów trening na skoczni a wieczorem trening motoryczny. Bywa, że czas na kolację jest dopiero po godzinie 20. Jeśli nie trenuje się na skoczni, to wykonuje się inne ćwiczenia.
- A jak to wygląda podczas sezonu?
Adam Małysz: wtedy na trenowanie nie ma czasu, wszystko sprowadza się do utrzymania formy. Nacisk idzie na trening motoryczny, czyli przede wszystkim gra w siatkówkę, piłkę nożną, do tego dochodzi ćwiczenie odbicia. Trening nie może być zbyt mocny, bo zabraknie sił na skakanie w konkursie.
- Masz swoją ulubioną skocznie?
Adam Małysz: Bardzo dobrze skakało mi się na starej skoczni w Innsbrucku czy też w Oslo. To były skocznie starego typu, z innym najazdem, kątem nachylenia.
- A jak skacze się na skoczni w Wiśle Malince?
Adam Małysz: Dobrze się skacze. Obiekt jest nowoczesny, ładnie się prezentuje, co nie tylko kibice podkreślają. Początkowo skoczkowie obawiali się tego krótkiego i wysokiego przeciwstoku. Dlatego tak ważne są skoki treningowe, by wyczuć skocznie, poznać jej specyfikę.
- Myślisz już o olimpiadzie w Vancouver?
Adam Małysz: Oczywiście, że tak. Olimpiada to jest najważniejsze wydarzenie w sezonie, pod jej kątem się przygotowuję. Każdy konkurs jest ważny, do każdych zawodów pochodzi się poważnie. Nie jest tak, że np. do Letniego Grand Prix podchodzi się bardziej na luzie niż do konkursów zimowych. Teraz wszystkie działania skoncentrowane są na olimpiadzie. Czy uda się trafić z formą idealnie na olimpiadę wyliczyć się nie da, ale to będzie najważniejsze wydarzenie w nadchodzącym sezonie.
- To będzie trudny sezon, w marcu Mistrzostwa Świata w lotach.
Adam Małysz: o tym nie myślę, główna koncentracja dotyczy olimpiady.
- Był czas, że mówiono, że po olimpiadzie zakończysz karierę.
Adam Małysz: co jakiś czas media naciskają na mnie, żebym podał dokładną datę. W okresie bez formy tak mnie męczono, czy to już koniec, że zdenerwowany w końcu powiedziałem, że tak. Po czym pojechałem na konkursy w Skandynawii i stanąłem na podium. Nie wiem, kiedy zakończę karierę. Pojawiają się głosy, że już jestem za stary. Na pewno odejdę, gdy skakanie przestanie sprawiać mi radość, gdy zabraknie motywacji. A mało kto wie, że z zbiegiem lat człowiek, musi o wiele więcej wysiłku włożyć w osiągnięcie optymalnej formy. Z jednej strony człowiek lepiej się czuje po treningu, z drugiej strony trzeba wciąż dawać z siebie więcej.
- Myślisz o tym, co będziesz robić po zakończeniu kariery?
Adam Małysz: Kiedyś o tym myślałem, teraz nie. Nie wiem, co będę wtedy robił. Na razie skupiam się na skakaniu i to jest najważniejsze.
- Co robiłbyś, gdybyś nie został skoczkiem narciarskim?
Adam Małysz: pewno zostałbym piłkarzem, piłka nożna zawsze była dla mnie ważna- po szkole od razu szło się grać z kolegami w piłkę. Trudno byłoby się jednak przebić, dojść gdzieś wyżej. W skokach było prościej. Góry, skocznia w Wiśle, to ułatwiało pierwsze kroki najpierw w kombinacji norweskiej później w skokach. Na pewno byłoby to coś związanego ze sportem.
- Jak podchodzić do wszędzie otaczających cię kibiców?
Adam Małysz: kibice są bardzo ważni. Na początki młodego zawodnika może to peszyć, tremować. Mnie zawsze dopinguje i daje poczucie dumy narodowej. Gdy jestem na skoczni okrzyki kibiców dodają siły. Nasi kibice bardzo się zmienili, to widać nie tylko w przypadku skoków narciarskich, tak jest w siatkówce, piłce nożnej. Nawet gdy coś nie wychodzi, kibice dają wsparcie, to bardzo pomaga.
- Bywa, że skoczkowie ignorują kibiców. Ja w ten sposób „obraziłam się" na Romoerena
Adam Małysz: takie sytuacje pokazują wielkości skoczka - gdy pomimo niepowodzeń na skoczni ma się czasem tylko uśmiech dla kibiców, w miarę możliwości czas na rozdanie autografów, stanięcie do zdjęcia. Są tacy, którzy zawsze znajdą czas, a są tacy, którzy dostępni są dla kibiców tylko jak odnoszą sukcesy. Kibice są bardzo ważni, ale czasem też przeszkadzają. Mnie na skoczni zawsze pomagają, ale poważnym utrudnieniem są na treningu. Część rozumie, że ja wtedy jestem jak w pracy, maksymalnie koncentruję się na treningu, dobrych skokach. Do dyspozycji kibiców jestem później. Są tacy, którzy tego nie rozumieją, od razu zarzucają, że jest się niedostępnym, zadufanym w sobie. Czasem to już gardło boli od mówienia, że autografy dam po treningu.
- Popularność bywa uciążliwa
Adam Małysz: teraz i tak mam się lepiej, już nie ciągnę skoków sam, chłopaki odnoszą coraz więcej sukcesów, widać to w konkursach. Sukcesy Justyny (Kowalczyk) przeniosły dużą uwagę na narciarstwo biegowe. Justyna przyznała się, że nie do końca wiedziała, jak uciążliwa może być popularność, kiedy ludzie przychodzą nawet w środku nocy. To samo mówi Tomek Sikora, popularność jest miła, ale też bardzo przeszkadza w pracy, treningach. Wszystko zależy od ludzi, a są tacy, którzy mają niesamowite czasem pomysły i nie rozumieją, że jest się przy tym wszystkim normalnym człowiekiem.
- A jak relacje z innymi skoczkami?
Adam Małysz: tu w dużej mierze decyduje bariera językowa. Ja troszkę znam niemiecki i fajnie się rozmawia ze skoczkami posługującymi się tym językiem. Norwegowie, którzy są bardzo otwarci i sympatyczni, mówią po angielsku, a ja o ile dużo po angielsku rozumiem, to już nie pogadam, w tym jest największa trudność. Przyjaźnie się ze Szwajcarami.
- Po za skokami znajdujesz czas na inne sporty?
Adam Małysz: jest ciężko, w miarę możliwości siatkówka, piłka nożna, quady, ogólnie off-road.
- Zamiłowanie do sportów ekstremalnych?
Adam Małysz: coraz mniej. Im człowiek starszy, tym ostrożniejszy, bardziej boi się kontuzji. Początkowo na quadach robiłem praktycznie wszystko, teraz zastanawiam się, co jest za górką, czym ryzykuję.
- Zaraziłeś sportem rodzinę?
Adam Małysz: Karolina bardzo lubi narty.