Justyna Kowalczyk to niesamowita , zdolna i pracowita kobieta. Historia niezwykłej dziewczyny biegającej na nartach zaczyna się niezwykle, bo od... zmiany daty urodzenia. Faktycznie Justyna Kowalczyk przyszła na świat 19 stycznia 1983 roku w Limanowej, jednak zbieg okoliczności sprawił, że w dokumentach znalazła się data 23 stycznia. Nikt pomyłki nie sprostował i Justyna urodziny może świętować dwukrotnie. Do wyjaśnienia pozostaje jedynie kwestia znaku zodiaku. Justyna sama przyznaje, że zdecydowanie bliżej jest jej do upartego Koziorożca.
Sportowe zacięcie u mieszkanki Kasiny Wielkiej było już widoczne w szkole podstawowej. Janusz Kałużny był jej pierwszym nauczycielem wf i osobą, której do dziś jest wdzięczna za rozbudzenie sportowych pasji. Justyna rywalizowała w biegach płaskich, przełajowych, grała w koszykówkę i piłkę ręczną. Do narciarstwa przekonał ją natomiast Stanisław Mrowca, jej pierwszy trener w klubie Maraton Mszana Dolna, do którego trafiła w siódmej klasie szkoły podstawowej. Rok później Justyna obiecała, że jeśli zostanie mistrzynią Polski młodzików, zacznie na poważnie trenować biegi. Po sześciu miesiącach treningów przyszło zwycięstwo – w biegu na 3 km stylem klasycznym, gdzie wygrała z przewagą prawie minuty. A ponieważ Justyna nie zwykła łamać złożonych obietnic swoją przyszłość związała z nartami. Następnym etapem była szkoła mistrzostwa sportowego w Zakopanem, choć rodzice nie ukrywali, że mieli wobec najmłodszej córki innej plany. Chcieli by dziewczyna z humanistycznym zacięciem, mająca bardzo dobre wyniki w nauce, została prawnikiem. Justyna postawiła jednak na swoim, a w szkole w Zakopanem nauczyła się nie tylko biegać na nartach, ale także zahartowała się życiowo. W szkole z internatem, daleko od domu musiała często zagryzać zęby, znosząc dodatkowo zazdrość koleżanek od których była zdecydowanie lepsza na trasach, choć często brakowało jej jeszcze techniki biegu.
W czasie pobytu w szkole na utalentowaną nastolatkę zwrócił uwagę trener Aleksander Wierietielny. I choć będąc w Zakopanem Justyna ćwiczyła pod okiem Ludwika Tokarza, to plany treningowe ustalał już trener kadry narodowej. I tak narodził się mistrzowski duet. W grudniu 2001 roku Justyna zadebiutowała w zawodach Pucharu Świata i już w drugim starcie zaskoczyła wszystkich zdobywając pierwszy pucharowy punkt. Następne lata treningów i startów pod okiem Aleksandra Wierietielnego przynosiły kolejne dobre rezultaty. Z roku na rok polska dziewczyna coraz bardziej istniała na światowych trasach.
W 2005 roku nastąpił dramat. Justyna została zdyskwalifikowana na dwa lata, po tym jak w jej organizmie wykryto środek znajdujący się na liście zabronionych leków. Dość szybko wyjaśniło się, że przyczyną był lek, który przypisał jej lekarz w powiatowym szpitalu w związku z bólem ścięgna Achillesa. Nikt nie poinformował Justyny, że fakt przyjmowania takiego leku powinna zgłosić to na kontroli antydopingowej i wtedy nie byłoby żadnego problemu, żadnej dyskwalifikacji. A tak anulowano znakomite wyniki Justyny, które osiągnęła podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie. Kilka dni przepłakała zamknięta w pokoju w domu w rodzinnej Kasinie Wielkiej. Potem zaczęła działać i walczyć o skrócenie zawieszenia. Jej argumenty były mocne i po tym jak złożyła odwołanie, federacja narciarska zmniejszyła jej karę do sześciu miesięcy.
Justyna na kilka tygodni przed rozpoczęciem olimpijskiej rywalizacji w Turynie mogła wrócić na trasy i jeszcze przed wyjazdem do Włoch pierwszy raz w karierze znalazła się podium Pucharu Świata. Dokonała tego w estońskiej miejscowości Otepaeae, która do dziś jest jednym z jej ulubionych miejsc na ziemi. Niewielu się jednak spodziewało, że miejsce na podium powtórzy w czasie olimpijskiej rywalizacji. W Turynie przeżywała upadki i wzloty. Najpierw nie ukończyła swojej koronnej konkurencji 10 kilometrów stylem klasycznym, by niespodziewanie na 30 km łyżwą zdobyć brązowy medal. Później każdy kolejny sezon był lepszy od poprzedniego. Złoto, srebro i brąz na igrzyskach w Vancouver, tytuły mistrzyni świata w Libercu, już dwie na koncie Kryształowe Kule. Justyna Kowalczyk została gwiazdą światowych tras biegowych.
W kolejnym sezonie polska narciarka znów mogła być zadowolona, choć sama przyznała, że do pełni szczęścia zabrakło 4 sekund. Tyle właśnie zabrakło Justynie do złotego medalu podczas biegu na 10 km stylem klasycznym w czasie mistrzostw świata w Oslo. Było się jednak z czego cieszyć, bo z Norwegii polska mistrzyni wyjechała ponownie jako multimedalistka wielkiej imprezy, poza tym na kilka tygodni przed zakończeniem rywalizacji zapewniła sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Spełniła więc marzenie o trzeciej z rzędu Kryształowej Kuli, zostając dopiero drugą w historii zawodniczką, której udała się taka sztuka.
Justyna Kowalczyk - nadzieja polskich biegów narciarskich, jest nazywana polską królową śniegu. I słusznie. Z Vancouver przywiozła, aż trzy olimpijskie medale w tym ten najcenniejszy – złoty. Po igrzyskach dołożyła do nich jeszcze Kryształową Kulę za zwycięstwo w Pucharze Świata w biegach narciarskich i dwie małe Kryształowe Kule w sprincie i biegach dystansowych. Przeczytaj biografię naszej olimpijki z Kasiny Wielkiej i śledź najnowsze informacje o jej wyczynach w Pucharze Świata 2010/2011 w naszym serwisie o Justynie Kowalczyk.
Justyna Kowalczyk to niesamowita , zdolna i pracowita kobieta. Historia niezwykłej dziewczyny biegającej na nartach zaczyna się niezwykle, bo od... zmiany daty urodzenia. Faktycznie Justyna Kowalczyk przyszła na świat 19 stycznia 1983 roku w Limanowej, jednak zbieg okoliczności sprawił, że w dokumentach znalazła się data 23 stycznia. Nikt pomyłki nie sprostował i Justyna urodziny może świętować dwukrotnie. Do wyjaśnienia pozostaje jedynie kwestia znaku zodiaku. Justyna sama przyznaje, że zdecydowanie bliżej jest jej do upartego Koziorożca.
Sportowe zacięcie u mieszkanki Kasiny Wielkiej było już widoczne w szkole podstawowej. Janusz Kałużny był jej pierwszym nauczycielem wf i osobą, której do dziś jest wdzięczna za rozbudzenie sportowych pasji. Justyna rywalizowała w biegach płaskich, przełajowych, grała w koszykówkę i piłkę ręczną. Do narciarstwa przekonał ją natomiast Stanisław Mrowca, jej pierwszy trener w klubie Maraton Mszana Dolna, do którego trafiła w siódmej klasie szkoły podstawowej. Rok później Justyna obiecała, że jeśli zostanie mistrzynią Polski młodzików, zacznie na poważnie trenować biegi. Po sześciu miesiącach treningów przyszło zwycięstwo – w biegu na 3 km stylem klasycznym, gdzie wygrała z przewagą prawie minuty. A ponieważ Justyna nie zwykła łamać złożonych obietnic swoją przyszłość związała z nartami. Następnym etapem była szkoła mistrzostwa sportowego w Zakopanem, choć rodzice nie ukrywali, że mieli wobec najmłodszej córki innej plany. Chcieli by dziewczyna z humanistycznym zacięciem, mająca bardzo dobre wyniki w nauce, została prawnikiem. Justyna postawiła jednak na swoim, a w szkole w Zakopanem nauczyła się nie tylko biegać na nartach, ale także zahartowała się życiowo. W szkole z internatem, daleko od domu musiała często zagryzać zęby, znosząc dodatkowo zazdrość koleżanek od których była zdecydowanie lepsza na trasach, choć często brakowało jej jeszcze techniki biegu.
W czasie pobytu w szkole na utalentowaną nastolatkę zwrócił uwagę trener Aleksander Wierietielny. I choć będąc w Zakopanem Justyna ćwiczyła pod okiem Ludwika Tokarza, to plany treningowe ustalał już trener kadry narodowej. I tak narodził się mistrzowski duet. W grudniu 2001 roku Justyna zadebiutowała w zawodach Pucharu Świata i już w drugim starcie zaskoczyła wszystkich zdobywając pierwszy pucharowy punkt. Następne lata treningów i startów pod okiem Aleksandra Wierietielnego przynosiły kolejne dobre rezultaty. Z roku na rok polska dziewczyna coraz bardziej istniała na światowych trasach.
W 2005 roku nastąpił dramat. Justyna została zdyskwalifikowana na dwa lata, po tym jak w jej organizmie wykryto środek znajdujący się na liście zabronionych leków. Dość szybko wyjaśniło się, że przyczyną był lek, który przypisał jej lekarz w powiatowym szpitalu w związku z bólem ścięgna Achillesa. Nikt nie poinformował Justyny, że fakt przyjmowania takiego leku powinna zgłosić to na kontroli antydopingowej i wtedy nie byłoby żadnego problemu, żadnej dyskwalifikacji. A tak anulowano znakomite wyniki Justyny, które osiągnęła podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie. Kilka dni przepłakała zamknięta w pokoju w domu w rodzinnej Kasinie Wielkiej. Potem zaczęła działać i walczyć o skrócenie zawieszenia. Jej argumenty były mocne i po tym jak złożyła odwołanie, federacja narciarska zmniejszyła jej karę do sześciu miesięcy.
Justyna na kilka tygodni przed rozpoczęciem olimpijskiej rywalizacji w Turynie mogła wrócić na trasy i jeszcze przed wyjazdem do Włoch pierwszy raz w karierze znalazła się podium Pucharu Świata. Dokonała tego w estońskiej miejscowości Otepaeae, która do dziś jest jednym z jej ulubionych miejsc na ziemi. Niewielu się jednak spodziewało, że miejsce na podium powtórzy w czasie olimpijskiej rywalizacji. W Turynie przeżywała upadki i wzloty. Najpierw nie ukończyła swojej koronnej konkurencji 10 kilometrów stylem klasycznym, by niespodziewanie na 30 km łyżwą zdobyć brązowy medal. Później każdy kolejny sezon był lepszy od poprzedniego. Złoto, srebro i brąz na igrzyskach w Vancouver, tytuły mistrzyni świata w Libercu, już dwie na koncie Kryształowe Kule. Justyna Kowalczyk została gwiazdą światowych tras biegowych.
W kolejnym sezonie polska narciarka znów mogła być zadowolona, choć sama przyznała, że do pełni szczęścia zabrakło 4 sekund. Tyle właśnie zabrakło Justynie do złotego medalu podczas biegu na 10 km stylem klasycznym w czasie mistrzostw świata w Oslo. Było się jednak z czego cieszyć, bo z Norwegii polska mistrzyni wyjechała ponownie jako multimedalistka wielkiej imprezy, poza tym na kilka tygodni przed zakończeniem rywalizacji zapewniła sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Spełniła więc marzenie o trzeciej z rzędu Kryształowej Kuli, zostając dopiero drugą w historii zawodniczką, której udała się taka sztuka.
Justyna Kowalczyk - nadzieja polskich biegów narciarskich, jest nazywana polską królową śniegu. I słusznie. Z Vancouver przywiozła, aż trzy olimpijskie medale w tym ten najcenniejszy – złoty. Po igrzyskach dołożyła do nich jeszcze Kryształową Kulę za zwycięstwo w Pucharze Świata w biegach narciarskich i dwie małe Kryształowe Kule w sprincie i biegach dystansowych. Przeczytaj biografię naszej olimpijki z Kasiny Wielkiej i śledź najnowsze informacje o jej wyczynach w Pucharze Świata 2010/2011 w naszym serwisie o Justynie Kowalczyk.