Napisz wypracowanie na temat rozwoju drogownictwa od starożytności do czasów współczesnych. BŁAGAM ! POMOCY ! TO JEST BARDZO WAŻNE ;__;
Psiaczek7
Po upadku Imperium, rzymskie drogi kamienne budowane z olbrzymim wysiłkiem, straciły swoje znaczenie. Nie odpowiadały gospodarczym wymaganiom średniowiecza i w konsekwencji stały się niepotrzebne. Powstała nowa sieć dróg, nie pokrywaPąca się z dawną rzymską, bardziej celowa, choć nie wyposażona w twardą nawierzchnię. Dla ówczesnego transportu nie miało to zasadniczego znaczenia, ponieważ najcięższe nawet wozy średniowiecza były parokrotnie lżejsze od antycznych machin wojennych.W ciągu paru stuleci rzymskie drogi uległy całkowitej dewastacji, ponieważ ludność zamieszkująca pobliskie tereny zużyła bloki kamienne do budowy domów. Był to doskonały budulec, łatwo dostępny i w dodatku całkowicie bezpański. Tak więc wraz z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego upadła i sztuka budowania dróg. Pewne wysiłki poprawienia stanu dróg podejmował wprawdzie Karol Wielki (742- 814 r.), a później nieliczne miasta średniowieczne oraz od XIII wieku Szwecja i inne państwa europejskie. Jednak wobec olbrzymich nakładów potrzebnych na utrzymanie i rozbudowę sieci drogowej, dążenia te nie dały zadowalających wyników. Przez wiele stuleci, bo aż do połowy XVII wieku, nikt w Europie nie zajmował się sprawami dróg lądowych. Nawet słynne drogi alpejskie, prowadzące przez przełęcze Świętego Bernarda i Świętego Gotarda, były w rzeczywistości jedynie górskimi ścieżkami niedostępnymi dla ruchu kołowego. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że ruch na tych drogach w wiekach średnich był bardzo intensywny. Według zachowanych fragmentarycznych zapisów można ocenić, że klasztory na tych przełęczach obsługiwały rocznie ponad 30 tysięcy podróżnych i pielgrzymów. Szlaki komunikacyjne na nizinach, zwane drogami, gościńcami lub traktami, nie miały utwardzonej nawierzchni, nie były nawet wytyczone rowami odwadniającymi. Tych szlaków nikt nie budował, nikt ich nie naprawiał i nikt o nie nie dbał. Wydeptał je człowiek idący pieszo, poszerzyły koła przejeżdżających wozów... Szerokość gościńca była dowolna, uzależniona od fantazji woźniców i struktury terenu. Cechowały go ostre, niczym nie łagodzone spadki, wyrwy wybijane kopytami końskimi, koleiny żłobione przez koła wozów, doły, które deszcz zamieniał w istne grzęzawiska ledwie możliwe do przebycia. Wprawdzie już w XIII wieku niektórzy władcy feudalni usiłowali ustalać szerokość dróg na swoich terenach, były to jednak przypadki sporadyczne. Wobec braku rowów przydrożnych istniały zrozumiałe tendencje do zajeżdżania pasów przydrożnych dla omijania wybojów, a więc do poszerzania gościńca w terenach bezleśnych. Dla ludzi średniowiecza codzienna interwencja świętych pańskich we wszystkie dziedziny ich doczesnego życia była sprawą tak oczywistą, że spokojnie pozostawiano opatrzności boskiej, reprezentowanej na ziemi przez hierarchię kościelną, cały szereg spraw, należących, z dzisiejszego punktu widzenia, do elementarnych obowiązków władz państwowych. Do zagadnień takich należała nie tylko oświata, szpitalnictwo, opieka nad starcami, obłąkanymi, trędowatymi, ale i problemy komunikacyjne w najszerszym tego słowa znaczeniu. Logiczną konsekwencją takiego światopoglądu było więc ogólne przekonanie, że na przykład do budowy mostów obowiązane są... czynniki nadprzyrodzone. Świadczy o tym urocza opowieść ze starych francuskich kronik o dwunastoletnim pastuszku imieniem Bénezet, któremu głos Boga polecił wybudowanie mostu w Avignon. Chłopiec nie wiedział, gdzie znajduje się takie miasto, ale drogę wskazał mu anioł, który stanął u jego boku. Przy wejściu do miasta Bénezet natknął się na orszak biskupa, któremu obwieścił wolę niebios. Biskup i jego dworzanie przyjęli śmiechem słowa dziecka i zażądali jakiegoś dowodu prawdziwości słów chłopca. I oto na oczach zdumionych mieszkańców Avignonu mały Bénezet bez żadnego wysiłku przyniósł nad brzeg Rodanu ogromny blok skalny, którego nie mogło ruszyć z miejsca trzydziestu dorosłych mężczyzn!