Napisz wypracowanie na temat .śniło mi się , że spotkałam Jana Pawła II(opowiadanir z opisem)
Kety777
To tak, najpierw z góry przeproszę Cię za to, że mogłam się za bardzo rozpisać, a także mogłam wczuć się w postać dość 'religijną'. Opowiadanie zawiera 603 słowa, więc krótko nie jest. A więc oto rozwiązanie:
POCZĄTEK
Powiadają, że sny są odzwierciedleniem naszych marzeń; ukrytych, podświadomych pragnień. Niektórzy śnią o bogactwie, inni o wielkiej miłości, a mnie ostatnio przyśnił się... Jan Paweł II. We śnie spotkałam go na jednej z tych pięknych górskich hal zalanych letnim słońcem. Spacerował powoli po ścieżkach wyłożonymi drobnymi kamyczkami, przy każdym kroku podpierając się swą drewnianą laską - choć był tą „młodszą wersją siebie”, ciało już zaczynało płatać mu drobne figle. Ubrany w długą, białą szatę papieską zatrzymywał się co chwilę, by podążyć wzrokiem w kierunku skomplikowanie ułożonych gór, wpuszczając przy tym do płuc świeże powietrze. Jego twarz wydawała się być nieskazitelnie jasna, czysta. Zaczęłam zastanawiać się nawet, czy nie jest ona czasem odzwierciedleniem jego duszy – tak niespotykaną, zdającą się nigdy nie być niczym zabrudzoną. Mogłabym całymi wiekami podziwiać świętość papieża, gdyby nie fakt, że w tamtej chwili, jego spojrzenie padło na mnie. Początkowo przestraszyłam się, że być może przeszkadzam mu w jednej z jego samotnych wycieczek, lecz moje wątpliwości rozwiały się z chwilą, gdy ujrzałam na jego ustach dobrotliwy uśmiech. - Podejdź do mnie – powiedział, a jego aksamitny głos dotarł do mnie za pomocą lekkiego fenu. Nie czując mych stóp, ani kroków, które one stawiały, znalazłam się przy Karolu Wojtyle. - Będę Ci towarzyszył – odparł, chwytając mnie za dłoń. Znów posunął się naprzód, a ja podążyłam za nim. Wokół nas panowała niezmącona cisza: letni wietrzyk zaprzestał swych halnych wędrówek, ptaki przerwały swój melodyjny koncerty, a woda w pobliskim strumieniu szumiała coraz ciszej i ciszej... - Pokażę Ci coś – usłyszałam w pewnym momencie jego głos. Zwiększył uścisk dłoni, w której trzymał moją rękę, jakby bał się, że mu ucieknę. Ale po co miałabym uciekać? W jednej chwili zniknęła hala. Zniknęło słońce, zarys gór, nawet ciepły wietrzyk zginął pod wpływem kłębiących się tu chmar dymu. Spróbowałam rozejrzeć się wokół. Gdy dym już trochę się przerzedził, z mego gardła wydobył się cichy krzyk. Tak obskurnego miejsca jeszcze nigdy nie widziałam. Senne koszmary były niczym w porównaniu z tym miejscem i dźwiękami wydobywającymi się z jego wnętrza. W jednej chwili spróbowałam wyszarpać rękę z uścisku Wojtyły, ale przecież wierzyłam, że będąc tu z nim, nic złego mnie nie spotka. - Nie bój się – echo tych słów zabrzęczało w mych uszach, rozlewając w serce uspokajające ciepło. - To, co zobaczysz, nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie: to prawdziwy cud. Naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodzi. A jednak, gdy ruszył w kierunku wejścia do małego, odpychającego domku: ruszyłam za nim. Minąwszy po drodze obdarte z tapet i wszelakiej farby korytarze, znaleźliśmy się w czymś na kształt salonu. Otworzyłam szeroko oczy. Na starej, poniszczonej, drewnianej kanapie siedziała kobieta w średnim wieku, ubrana w łachmany. W ramionach trzymała maleńkie dzieciątko. Pochylała się nad nim, delikatnie całując potomka w policzki, nosek, czoło... Po jej ubiorze poznałam, że jest matką ubogą. W jaki więc sposób może radować się ze swego życia? - Nie wszystko, co przydaje się nam do codziennego użytku sprawia, że czujemy się szczęśliwi i spełnieni – odrzekł Jan Paweł II. - Czasem takie rzeczy, jak pieniądze i dobre mieszkanie tracą swą wartość, gdy w naszym życiu pojawia się coś o stokroć bardziej cennego... Jakiś czas później znów przechadzaliśmy się po górskich halach, czując na twarzach gorące promienie słońca. Gdy rano wstałam do szkoły, starałam się zapamiętać ten sen jak najwyraźniej, z jak największą ilością szczegółów. Do dziś pamiętam głos papieża – tak głęboki i delikatny jednocześnie. Pamiętam jego spojrzenie – mądre, mówiące tak wiele... Nigdy nie zapomnę lekcji, której Karol Wojtyła udzielił mi poprzez sen. Mówiła ona o tym, że miłości do bliskich osób nie są w stanie zastąpić ani pieniądze, ani drogie posiadłości.
POCZĄTEK
Powiadają, że sny są odzwierciedleniem naszych marzeń; ukrytych, podświadomych pragnień. Niektórzy śnią o bogactwie, inni o wielkiej miłości, a mnie ostatnio przyśnił się... Jan Paweł II.
We śnie spotkałam go na jednej z tych pięknych górskich hal zalanych letnim słońcem. Spacerował powoli po ścieżkach wyłożonymi drobnymi kamyczkami, przy każdym kroku podpierając się swą drewnianą laską - choć był tą „młodszą wersją siebie”, ciało już zaczynało płatać mu drobne figle. Ubrany w długą, białą szatę papieską zatrzymywał się co chwilę, by podążyć wzrokiem w kierunku skomplikowanie ułożonych gór, wpuszczając przy tym do płuc świeże powietrze. Jego twarz wydawała się być nieskazitelnie jasna, czysta. Zaczęłam zastanawiać się nawet, czy nie jest ona czasem odzwierciedleniem jego duszy – tak niespotykaną, zdającą się nigdy nie być niczym zabrudzoną. Mogłabym całymi wiekami podziwiać świętość papieża, gdyby nie fakt, że w tamtej chwili, jego spojrzenie padło na mnie. Początkowo przestraszyłam się, że być może przeszkadzam mu w jednej z jego samotnych wycieczek, lecz moje wątpliwości rozwiały się z chwilą, gdy ujrzałam na jego ustach dobrotliwy uśmiech.
- Podejdź do mnie – powiedział, a jego aksamitny głos dotarł do mnie za pomocą lekkiego fenu. Nie czując mych stóp, ani kroków, które one stawiały, znalazłam się przy Karolu Wojtyle. - Będę Ci towarzyszył – odparł, chwytając mnie za dłoń. Znów posunął się naprzód, a ja podążyłam za nim. Wokół nas panowała niezmącona cisza: letni wietrzyk zaprzestał swych halnych wędrówek, ptaki przerwały swój melodyjny koncerty, a woda w pobliskim strumieniu szumiała coraz ciszej i ciszej...
- Pokażę Ci coś – usłyszałam w pewnym momencie jego głos. Zwiększył uścisk dłoni, w której trzymał moją rękę, jakby bał się, że mu ucieknę. Ale po co miałabym uciekać?
W jednej chwili zniknęła hala. Zniknęło słońce, zarys gór, nawet ciepły wietrzyk zginął pod wpływem kłębiących się tu chmar dymu. Spróbowałam rozejrzeć się wokół. Gdy dym już trochę się przerzedził, z mego gardła wydobył się cichy krzyk. Tak obskurnego miejsca jeszcze nigdy nie widziałam. Senne koszmary były niczym w porównaniu z tym miejscem i dźwiękami wydobywającymi się z jego wnętrza. W jednej chwili spróbowałam wyszarpać rękę z uścisku Wojtyły, ale przecież wierzyłam, że będąc tu z nim, nic złego mnie nie spotka.
- Nie bój się – echo tych słów zabrzęczało w mych uszach, rozlewając w serce uspokajające ciepło. - To, co zobaczysz, nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie: to prawdziwy cud.
Naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodzi. A jednak, gdy ruszył w kierunku wejścia do małego, odpychającego domku: ruszyłam za nim. Minąwszy po drodze obdarte z tapet i wszelakiej farby korytarze, znaleźliśmy się w czymś na kształt salonu. Otworzyłam szeroko oczy. Na starej, poniszczonej, drewnianej kanapie siedziała kobieta w średnim wieku, ubrana w łachmany. W ramionach trzymała maleńkie dzieciątko. Pochylała się nad nim, delikatnie całując potomka w policzki, nosek, czoło... Po jej ubiorze poznałam, że jest matką ubogą. W jaki więc sposób może radować się ze swego życia?
- Nie wszystko, co przydaje się nam do codziennego użytku sprawia, że czujemy się szczęśliwi i spełnieni – odrzekł Jan Paweł II. - Czasem takie rzeczy, jak pieniądze i dobre mieszkanie tracą swą wartość, gdy w naszym życiu pojawia się coś o stokroć bardziej cennego...
Jakiś czas później znów przechadzaliśmy się po górskich halach, czując na twarzach gorące promienie słońca.
Gdy rano wstałam do szkoły, starałam się zapamiętać ten sen jak najwyraźniej, z jak największą ilością szczegółów. Do dziś pamiętam głos papieża – tak głęboki i delikatny jednocześnie. Pamiętam jego spojrzenie – mądre, mówiące tak wiele... Nigdy nie zapomnę lekcji, której Karol Wojtyła udzielił mi poprzez sen. Mówiła ona o tym, że miłości do bliskich osób nie są w stanie zastąpić ani pieniądze, ani drogie posiadłości.
KONIEC