Miziołeczka
W otchłaniach oceanu, miejsca do którego nikt nie zaglądał narodziła się kobieta. Piękna kobieta o jasnych, niebieskich włosach mieniących się wszystkimi odcieniami błękitu. A było to tak: Był to ponury dzień. Fale z niewielką siłą, ledwie co uderzały o przydrożne skały. Nikomu nic nie chciało się robić. Każdy tylko pływał po oceanie bez celu, bezsensu, bez kompletnego znaczenia. Każda chwila rutyny sprawiała, że piach zaczął tworzyć kształt. Kształt, który z czasem przybrał postać kobiety. Nagusieńka, jak ją stworzono postanowiła wypłynąć na powierzchnię. Morskie glony przyległy do jej zimnego ciała i oplotły jej włosy. Nie protestowała i nie zrzuciła ich. Wyszła tak z lodowatych fal głębin. Na brzegu ujrzała młodzieńca. Siedział grając na flecie. Lee - tak miała na imię kobieta, która narodziła się w głębinach oceanu pomachała nieznajomemu. Ten podbiegł do niej tak szybko, jak tylko siła mu pozwalała i zabrał do swojej niewielkiej chatki. - Wiesz. Po... - wypowiedziała kawałek tego zdania, gdy nagle do chatki weszła kobieta. Nie była ona boskiej urody tak jak Lee, nawet nie mogła się z nią równać ale Cristian był w niej zakochany po uszy, to było widać. Musnął ją w policzek i przedstawił gościa. Zawiedziona, morska pani wybiegła z chatki i skoczyła wprost do oceanu. Od tamtej pory obiecała, a nawet przyrzekła sobie, że będzie łamała serca. Jedno za drugim, dopóki jej nie zdoła zagoić się. Jak obiecała, tak zrobiła. Z każdym, kolejnym, zakochanym młodzieńcem pajała coraz większą rządzą zranionych serc. Nawet nie zdawała sobie, że jej serca czarniało. Jej włosy też, poszarzały i zaczęły blaknąć. Któregoś dnia trafiła na ostatnią ofiarę. Zakochany w niej blondyn nie mógł aż żyć bez jej spojrzenia, oddechu i popełnił samobójstwo. Wtedy ona, tak jak powstała, czyli z piaski, w piach się obróciła. Nikt już więcej o niej nie słyszał ani nie wspominał.
Był to ponury dzień. Fale z niewielką siłą, ledwie co uderzały o przydrożne skały. Nikomu nic nie chciało się robić. Każdy tylko pływał po oceanie bez celu, bezsensu, bez kompletnego znaczenia. Każda chwila rutyny sprawiała, że piach zaczął tworzyć kształt. Kształt, który z czasem przybrał postać kobiety. Nagusieńka, jak ją stworzono postanowiła wypłynąć na powierzchnię. Morskie glony przyległy do jej zimnego ciała i oplotły jej włosy. Nie protestowała i nie zrzuciła ich. Wyszła tak z lodowatych fal głębin. Na brzegu ujrzała młodzieńca. Siedział grając na flecie. Lee - tak miała na imię kobieta, która narodziła się w głębinach oceanu pomachała nieznajomemu. Ten podbiegł do niej tak szybko, jak tylko siła mu pozwalała i zabrał do swojej niewielkiej chatki.
- Wiesz. Po... - wypowiedziała kawałek tego zdania, gdy nagle do chatki weszła kobieta. Nie była ona boskiej urody tak jak Lee, nawet nie mogła się z nią równać ale Cristian był w niej zakochany po uszy, to było widać. Musnął ją w policzek i przedstawił gościa. Zawiedziona, morska pani wybiegła z chatki i skoczyła wprost do oceanu. Od tamtej pory obiecała, a nawet przyrzekła sobie, że będzie łamała serca. Jedno za drugim, dopóki jej nie zdoła zagoić się. Jak obiecała, tak zrobiła. Z każdym, kolejnym, zakochanym młodzieńcem pajała coraz większą rządzą zranionych serc. Nawet nie zdawała sobie, że jej serca czarniało. Jej włosy też, poszarzały i zaczęły blaknąć. Któregoś dnia trafiła na ostatnią ofiarę. Zakochany w niej blondyn nie mógł aż żyć bez jej spojrzenia, oddechu i popełnił samobójstwo. Wtedy ona, tak jak powstała, czyli z piaski, w piach się obróciła. Nikt już więcej o niej nie słyszał ani nie wspominał.