Rano wstałam, w sumie po południu, i zjadłam śniadanio-obiad. Nie zdążyłam nawet włączyć TV, bo rodzice oznajmili, że jedziemy do miasta na zakupy. Szybko się ubrałam i wyruszyliśmy w drogę. Przechadając się wśród półek i różnych ubrań w końcu miałam dość. Okazało się, że jedziemy do koleżanki mamy, bo ta ma urodziny.
NIEDZIELA:
Nic mi się nie chce. Chyba mam gorączkę, bo wyglądam jak burak i jest mi gorąco. Pewnie zaraziłam się w szkole, teraz trwa epidemia na grypę. Przynajmniej jutro do wyżej wymienionej instytucji nie pójdę. Chociaż plus jest - nie muszę odrabiać zadania.
W ostatni weeken dpędziłam ze znajomymi. Najpierw chodziliśmy po mieście, szukając jakiegoś cichego miejsca, aby móc porozmawiać w spokoju. Rozmawialiśmy o tym co bedzie robić kiedyś, za ileś lat. gdy wyczerpaliśmy temat postanowiliśmy iść coś przekąsić, bo trochę zgłodnieliśmy. Tam spotkaliśmy kolegów z klasy, którzy dołączyli się się do nas. Śmialiśmy się do upadłego, aż wszyscy płakali. Czas biegł bardzo szybko. Nim się spostrzegłam/łem było juz późno i musiałem/musiałam lecieć do domu. Ale moi znajomi postanowili mnie odprowadzić. Pod moim domem jeszcze się wygłupialiśmy i rozmawiliśmy. Ale niestety trzeba było już wracać. Gdy weszłem/lam rodzice siedzieli przy stole i rozmawiali z jakimś panem. Poszłem/łam się wykąpać i podnięty położyłem/łam się spać i usnąłem. Nazajutrz obudziłem/łam się późno i gdy poszłem do kuchni rodziców już nie było. Zostawili mi tylko kateczkę, że będą późno. Zadzwoniłem więc do znajomych, którzy wpadli do mnie po godzinie. Oglądaliśmy straszny a zarazem śmieszny horror. Gdy skończyliśmy oglądać wszyscy musieli iść już do domów, aby uczyć się na polski. I tak o to spędziłem/łam najlepszy weeken odkąd pamiętam ze znajomymi.
SOBOTA:
Rano wstałam, w sumie po południu, i zjadłam śniadanio-obiad. Nie zdążyłam nawet włączyć TV, bo rodzice oznajmili, że jedziemy do miasta na zakupy. Szybko się ubrałam i wyruszyliśmy w drogę. Przechadając się wśród półek i różnych ubrań w końcu miałam dość. Okazało się, że jedziemy do koleżanki mamy, bo ta ma urodziny.
NIEDZIELA:
Nic mi się nie chce. Chyba mam gorączkę, bo wyglądam jak burak i jest mi gorąco. Pewnie zaraziłam się w szkole, teraz trwa epidemia na grypę. Przynajmniej jutro do wyżej wymienionej instytucji nie pójdę. Chociaż plus jest - nie muszę odrabiać zadania.
W ostatni weeken dpędziłam ze znajomymi. Najpierw chodziliśmy po mieście, szukając jakiegoś cichego miejsca, aby móc porozmawiać w spokoju. Rozmawialiśmy o tym co bedzie robić kiedyś, za ileś lat. gdy wyczerpaliśmy temat postanowiliśmy iść coś przekąsić, bo trochę zgłodnieliśmy. Tam spotkaliśmy kolegów z klasy, którzy dołączyli się się do nas. Śmialiśmy się do upadłego, aż wszyscy płakali. Czas biegł bardzo szybko. Nim się spostrzegłam/łem było juz późno i musiałem/musiałam lecieć do domu. Ale moi znajomi postanowili mnie odprowadzić. Pod moim domem jeszcze się wygłupialiśmy i rozmawiliśmy. Ale niestety trzeba było już wracać. Gdy weszłem/lam rodzice siedzieli przy stole i rozmawiali z jakimś panem. Poszłem/łam się wykąpać i podnięty położyłem/łam się spać i usnąłem. Nazajutrz obudziłem/łam się późno i gdy poszłem do kuchni rodziców już nie było. Zostawili mi tylko kateczkę, że będą późno. Zadzwoniłem więc do znajomych, którzy wpadli do mnie po godzinie. Oglądaliśmy straszny a zarazem śmieszny horror. Gdy skończyliśmy oglądać wszyscy musieli iść już do domów, aby uczyć się na polski. I tak o to spędziłem/łam najlepszy weeken odkąd pamiętam ze znajomymi.
mam nadzieję, że jest dobrze;DD