Scenografia: stół, miska, łyżka, garnczek, ława, prowizoryczne łóżko, okno, drzwi, obraz święty na ścianie, fajka, komin - narysowany na papierze, lampka - "ogień".
Na tle muzyki Jules Masseneta "Thais" - medytacja.
Na środku izby siedzą przy stole dziad i baba. Udają, że rozmawiają. Na stole stoi garnek z łyżką..., dziadek "pali" fajkę.
Narrator: (wskazując na staruszków) Żyli sobie dziad i baba, bardzo starzy oboje. Ona kaszląca i słaba.
Dziad:(klepie kaszlącą babcię po ramieniu) Oj, tak, tak.
Narrator: On skurczony we dwoje.
Baba: Oj, mój mężu! Postarzeliśmy się, i to bardzo.
Dziad: O tak, moja kochana.
Dalej udają, że rozmawiają.
Narrator: Mieli chatkę maleńką, taka stara jak oni. (wskazując na okno i drzwi) Jedno miała okienko i jeden był wchód do niej.
Żyli bardzo szczęśliwie i spokojnie jak w niebie, czemu ja się nie dziwię, bo przywykli do siebie.
Dziad: Wiesz, moja kochana żono?! Kiedyś odejdziemy z tego świata. Smutno będzie, jeżeli nie umrzemy razem. (z żalem) Tak pięknie nam razem było!!
Baba: Pomódlmy się za to, żebyśmy odeszli razem.
Dziad:(zadowolony) To jest myśl!
Dziad i baba podchodzą do obrazu, klękają, modlą się po cichu. Kończą. Wstają i idąc do stołu, baba kręci głową, i mówi:
Baba: (z powątpieniem) Razem!? To być nie może! Ktoś choć chwilę wprzód skona!
Dziad:(wstaje od stołu i mówi do widzów z żalem) Byle tylko nie ona.
Baba: (spokojnie) Ja wprzódy umrę. Jestem starsza od ciebie, co chwila bardziej słaba. Zapłaczesz na moim pogrzebie. Dziad: Ja wprzódy, moja miła. (kaszle kilka razy) Ja kaszlę bez ustanku. I zimna mnie mogiła przykryje lada ranku.
Baba: Mnie wprzódy! -Mnie, kochanie!
Dziad:(ze złością) Mnie mówię! Dośćże tego, dla ciebie płacz zostanie!
Baba:(z ciekawością w głosie) A tobie nic, dlaczego?
przekomarzają się; udają, że się kłócą Narrator: I tak dalej, i dalej, Jak zaczęli się kłócić, tak się z miejsca porwali, chatkę chcieli porzucić.
Dziad i baba biegają po izbie, udają, że chcą uciec.
Narrator: Aż tu nagle do drzwi ktoś zapukał.
słychać stukanie do drzwi
Baba(przestraszona): Ktoo taam?
Śmierć (z grozą w głosie): Otwórzcie, proszę, posłuszna waszej woli, Śmierć jestem, skon przynoszę! Ha, ha, ha...
Dziad i baba trzęsą się i chowają za siebie, wypychając się nawzajem do drzwi.
Dziad:(wypychając babę, mówi błagającym tonem) Idź babo, drzwi otworzyć.
Baba: Ot, to idź sam, jam słaba, (kieruje się do łóżka pod oknem) Ja się pójdę położyć. (zagląda do okna i mówi do dziada zatroskana) Fi, Śmierć na słocie stoi I czeka tam nieboga! Idź, otwórz z łaski swojej!
Dziad:(zbywając babę) Jak Ci jej szkoda, to Ty Jej otwórz, moja droga.
(Dziad i baba biegają bezwiednie po izbie, nie wiedzą, gdzie mają uciec. Dziad wpycha się pod ławę, baba za kominem szuka kryjówki, a Śmierć ciągle puka.)
Narrator: I byłaby lat dwieście Pode drzwiami stała, Lecz znudzona nareszcie Kominem wleźć musiała.
(zza komina wybiega Śmierć i goni dziada i babę za scenę)
3 votes Thanks 0
kempinski
Scenariusz bajki pt. "Dziad i baba" - Józefa Ignacego Kraszewskiego
Osoby: narrator, dziad, baba, śmierć.
Scenografia: stół, miska, łyżka, garnczek, ława, prowizoryczne łóżko, okno, drzwi, obraz święty na ścianie, fajka, komin - narysowany na papierze, lampka - "ogień".
Na tle muzyki Jules Masseneta "Thais" - medytacja.
Na środku izby siedzą przy stole dziad i baba. Udają, że rozmawiają. Na stole stoi garnek z łyżką..., dziadek "pali" fajkę.
Narrator: (wskazując na staruszków) Żyli sobie dziad i baba, bardzo starzy oboje. Ona kaszląca i słaba.
Dziad:(klepie kaszlącą babcię po ramieniu) Oj, tak, tak.
Narrator: On skurczony we dwoje.
Baba: Oj, mój mężu! Postarzeliśmy się, i to bardzo.
Dziad: O tak, moja kochana.
Dalej udają, że rozmawiają.
Narrator: Mieli chatkę maleńką, taka stara jak oni. (wskazując na okno i drzwi) Jedno miała okienko i jeden był wchód do niej.
Żyli bardzo szczęśliwie i spokojnie jak w niebie, czemu ja się nie dziwię, bo przywykli do siebie.
Dziad: Wiesz, moja kochana żono?! Kiedyś odejdziemy z tego świata. Smutno będzie, jeżeli nie umrzemy razem. (z żalem) Tak pięknie nam razem było!!
Baba: Pomódlmy się za to, żebyśmy odeszli razem.
Dziad:(zadowolony) To jest myśl!
Dziad i baba podchodzą do obrazu, klękają, modlą się po cichu. Kończą. Wstają i idąc do stołu, baba kręci głową, i mówi:
Baba: (z powątpieniem) Razem!? To być nie może! Ktoś choć chwilę wprzód skona!
Dziad:(wstaje od stołu i mówi do widzów z żalem) Byle tylko nie ona.
Baba: (spokojnie) Ja wprzódy umrę. Jestem starsza od ciebie, co chwila bardziej słaba. Zapłaczesz na moim pogrzebie. Dziad: Ja wprzódy, moja miła. (kaszle kilka razy) Ja kaszlę bez ustanku. I zimna mnie mogiła przykryje lada ranku.
Baba: Mnie wprzódy! -Mnie, kochanie!
Dziad:(ze złością) Mnie mówię! Dośćże tego, dla ciebie płacz zostanie!
Baba:(z ciekawością w głosie) A tobie nic, dlaczego?
przekomarzają się; udają, że się kłócą Narrator: I tak dalej, i dalej, Jak zaczęli się kłócić, tak się z miejsca porwali, chatkę chcieli porzucić.
Dziad i baba biegają po izbie, udają, że chcą uciec.
Narrator: Aż tu nagle do drzwi ktoś zapukał.
słychać stukanie do drzwi
Baba(przestraszona): Ktoo taam?
Śmierć (z grozą w głosie): Otwórzcie, proszę, posłuszna waszej woli, Śmierć jestem, skon przynoszę! Ha, ha, ha...
Dziad i baba trzęsą się i chowają za siebie, wypychając się nawzajem do drzwi.
Dziad:(wypychając babę, mówi błagającym tonem) Idź babo, drzwi otworzyć.
Baba: Ot, to idź sam, jam słaba, (kieruje się do łóżka pod oknem) Ja się pójdę położyć. (zagląda do okna i mówi do dziada zatroskana) Fi, Śmierć na słocie stoi I czeka tam nieboga! Idź, otwórz z łaski swojej!
Dziad:(zbywając babę) Jak Ci jej szkoda, to Ty Jej otwórz, moja droga.
(Dziad i baba biegają bezwiednie po izbie, nie wiedzą, gdzie mają uciec. Dziad wpycha się pod ławę, baba za kominem szuka kryjówki, a Śmierć ciągle puka.)
Narrator: I byłaby lat dwieście Pode drzwiami stała, Lecz znudzona nareszcie Kominem wleźć musiała.
soby: narrator, dziad, baba, śmierć.
Scenografia: stół, miska, łyżka, garnczek, ława, prowizoryczne łóżko, okno, drzwi, obraz święty na ścianie, fajka, komin - narysowany na papierze, lampka - "ogień".
Na tle muzyki Jules Masseneta "Thais" - medytacja.
Na środku izby siedzą przy stole dziad i baba. Udają, że rozmawiają. Na stole stoi garnek z łyżką..., dziadek "pali" fajkę.
Narrator: (wskazując na staruszków)
Żyli sobie dziad i baba,
bardzo starzy oboje.
Ona kaszląca i słaba.
Dziad: (klepie kaszlącą babcię po ramieniu)
Oj, tak, tak.
Narrator:
On skurczony we dwoje.
Baba:
Oj, mój mężu!
Postarzeliśmy się, i to bardzo.
Dziad:
O tak, moja kochana.
Dalej udają, że rozmawiają.
Narrator:
Mieli chatkę maleńką,
taka stara jak oni.
(wskazując na okno i drzwi)
Jedno miała okienko
i jeden był wchód do niej.
Żyli bardzo szczęśliwie
i spokojnie jak w niebie,
czemu ja się nie dziwię,
bo przywykli do siebie.
Dziad:
Wiesz, moja kochana żono?! Kiedyś odejdziemy z tego świata. Smutno będzie, jeżeli nie umrzemy razem.
(z żalem) Tak pięknie nam razem było!!
Baba: Pomódlmy się za to, żebyśmy odeszli razem.
Dziad: (zadowolony) To jest myśl!
Dziad i baba podchodzą do obrazu, klękają, modlą się po cichu. Kończą. Wstają i idąc do stołu, baba kręci głową, i mówi:
Baba: (z powątpieniem)
Razem!?
To być nie może!
Ktoś choć chwilę wprzód skona!
Dziad: (wstaje od stołu i mówi do widzów z żalem)
Byle tylko nie ona.
Baba: (spokojnie)
Ja wprzódy umrę.
Jestem starsza od ciebie,
co chwila bardziej słaba.
Zapłaczesz na moim pogrzebie.
Dziad:
Ja wprzódy, moja miła.
(kaszle kilka razy)
Ja kaszlę bez ustanku.
I zimna mnie mogiła
przykryje lada ranku.
Baba:
Mnie wprzódy! -Mnie, kochanie!
Dziad: (ze złością)
Mnie mówię! Dośćże tego,
dla ciebie płacz zostanie!
Baba: (z ciekawością w głosie)
A tobie nic, dlaczego?
przekomarzają się; udają, że się kłócą
Narrator:
I tak dalej, i dalej,
Jak zaczęli się kłócić,
tak się z miejsca porwali,
chatkę chcieli porzucić.
Dziad i baba biegają po izbie, udają, że chcą uciec.
Narrator:
Aż tu nagle do drzwi ktoś zapukał.
słychać stukanie do drzwi
Baba (przestraszona): Ktoo taam?
Śmierć (z grozą w głosie):
Otwórzcie, proszę,
posłuszna waszej woli,
Śmierć jestem, skon przynoszę!
Ha, ha, ha...
Dziad i baba trzęsą się i chowają za siebie, wypychając się nawzajem do drzwi.
Dziad: (wypychając babę, mówi błagającym tonem)
Idź babo, drzwi otworzyć.
Baba:
Ot, to idź sam, jam słaba,
(kieruje się do łóżka pod oknem)
Ja się pójdę położyć.
(zagląda do okna i mówi do dziada zatroskana)
Fi, Śmierć na słocie stoi
I czeka tam nieboga!
Idź, otwórz z łaski swojej!
Dziad: (zbywając babę)
Jak Ci jej szkoda,
to Ty Jej otwórz, moja droga.
(Dziad i baba biegają bezwiednie po izbie, nie wiedzą, gdzie mają uciec. Dziad wpycha się pod ławę, baba za kominem szuka kryjówki, a Śmierć ciągle puka.)
Narrator:
I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami stała,
Lecz znudzona nareszcie
Kominem wleźć musiała.
(zza komina wybiega Śmierć i goni dziada i babę za scenę)
Osoby: narrator, dziad, baba, śmierć.
Scenografia: stół, miska, łyżka, garnczek, ława, prowizoryczne łóżko, okno, drzwi, obraz święty na ścianie, fajka, komin - narysowany na papierze, lampka - "ogień".
Na tle muzyki Jules Masseneta "Thais" - medytacja.
Na środku izby siedzą przy stole dziad i baba. Udają, że rozmawiają. Na stole stoi garnek z łyżką..., dziadek "pali" fajkę.
Narrator: (wskazując na staruszków)
Żyli sobie dziad i baba,
bardzo starzy oboje.
Ona kaszląca i słaba.
Dziad: (klepie kaszlącą babcię po ramieniu)
Oj, tak, tak.
Narrator:
On skurczony we dwoje.
Baba:
Oj, mój mężu!
Postarzeliśmy się, i to bardzo.
Dziad:
O tak, moja kochana.
Dalej udają, że rozmawiają.
Narrator:
Mieli chatkę maleńką,
taka stara jak oni.
(wskazując na okno i drzwi)
Jedno miała okienko
i jeden był wchód do niej.
Żyli bardzo szczęśliwie
i spokojnie jak w niebie,
czemu ja się nie dziwię,
bo przywykli do siebie.
Dziad:
Wiesz, moja kochana żono?! Kiedyś odejdziemy z tego świata. Smutno będzie, jeżeli nie umrzemy razem.
(z żalem) Tak pięknie nam razem było!!
Baba: Pomódlmy się za to, żebyśmy odeszli razem.
Dziad: (zadowolony) To jest myśl!
Dziad i baba podchodzą do obrazu, klękają, modlą się po cichu. Kończą. Wstają i idąc do stołu, baba kręci głową, i mówi:
Baba: (z powątpieniem)
Razem!?
To być nie może!
Ktoś choć chwilę wprzód skona!
Dziad: (wstaje od stołu i mówi do widzów z żalem)
Byle tylko nie ona.
Baba: (spokojnie)
Ja wprzódy umrę.
Jestem starsza od ciebie,
co chwila bardziej słaba.
Zapłaczesz na moim pogrzebie.
Dziad:
Ja wprzódy, moja miła.
(kaszle kilka razy)
Ja kaszlę bez ustanku.
I zimna mnie mogiła
przykryje lada ranku.
Baba:
Mnie wprzódy! -Mnie, kochanie!
Dziad: (ze złością)
Mnie mówię! Dośćże tego,
dla ciebie płacz zostanie!
Baba: (z ciekawością w głosie)
A tobie nic, dlaczego?
przekomarzają się; udają, że się kłócą
Narrator:
I tak dalej, i dalej,
Jak zaczęli się kłócić,
tak się z miejsca porwali,
chatkę chcieli porzucić.
Dziad i baba biegają po izbie, udają, że chcą uciec.
Narrator:
Aż tu nagle do drzwi ktoś zapukał.
słychać stukanie do drzwi
Baba (przestraszona): Ktoo taam?
Śmierć (z grozą w głosie):
Otwórzcie, proszę,
posłuszna waszej woli,
Śmierć jestem, skon przynoszę!
Ha, ha, ha...
Dziad i baba trzęsą się i chowają za siebie, wypychając się nawzajem do drzwi.
Dziad: (wypychając babę, mówi błagającym tonem)
Idź babo, drzwi otworzyć.
Baba:
Ot, to idź sam, jam słaba,
(kieruje się do łóżka pod oknem)
Ja się pójdę położyć.
(zagląda do okna i mówi do dziada zatroskana)
Fi, Śmierć na słocie stoi
I czeka tam nieboga!
Idź, otwórz z łaski swojej!
Dziad: (zbywając babę)
Jak Ci jej szkoda,
to Ty Jej otwórz, moja droga.
(Dziad i baba biegają bezwiednie po izbie, nie wiedzą, gdzie mają uciec. Dziad wpycha się pod ławę, baba za kominem szuka kryjówki, a Śmierć ciągle puka.)
Narrator:
I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami stała,
Lecz znudzona nareszcie
Kominem wleźć musiała.