Napisz Rozprawke .
temat
Kultura masowa - dobrodziejstwo czy przekleństwo mieszkańców '' globalnej wioski ''
Tekst w załączniku . za najlepsza daje naj!
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Wioska globalna XXI - go wieku – dobrodziejstwo, czy przekleństwo cywilizacji?
Nasza mała - duża matka ziemia
Co oznacza termin wioska globalna w dzisiejszych czasach? Niewątpliwie obrazuje społeczność całego świata, żyjącą w podobnych warunkach, jak dawniej żyły plemiona w sąsiednich wioskach, gdzie każdy widział każdego, gdzie słyszało się płacz dzieci z przyległej chaty, gdzie w taki czy inny sposób każdy członek społeczeństwa wywierał pewien wpływ na bliźniego.
Nowe wynalazki i ulepszenia techniki, zaistniałe w wieku XX - tym przywiodły nas do obecnego stanu rzeczy. Inwencja tranzystora w 1947 roku, dokonana przez laboratoria Bella w Nowym Jorku przyczyniła się do niesłychanego rozwoju telekomunikacji, telefonów przenośnych, a co za tym idzie ogólno dostępnych wiadomości krajowych i ze świata, telewizji, propagandy i reklamy.
USA stało się mistrzem w rozpowszechnianiu kultury masowej, nowinek ze świata – CNN – muzyki, mody i fast food – MacDonalds i Kentacky Fried Chicken.
Dlatego glob ziemski nauczył się postrzegać Stany Zjednoczone jako siłę przewodnią, często niosącą poważne problemy, czasem dającą niegłupie rozwiązania.
W dzisiejszych czasach, wbrew pozorom, to jednak nie wielkie narody podejmują decyzje ekonomiczne, a nawet polityczne. Olbrzymie korporacje skupiają w swych chciwych dłoniach efekty mrówczej pracy własnego kraju i innych, satelitowych państw.
USA zapewnia kierownictwo i badania ekonomiczne w krajach słabiej rozwiniętych, nie czyni tego jednak za darmo. Amerykanie ciągną z tego olbrzymie zyski.
Wielkie korporacje, mieszczące się poza granicami stanów Zjednoczonych naśladują je w podobny sposób, wykorzystując sprzyjające temu warunki w biednych krajach trzeciego świata, a jest to praktyka szeroko i na wielką skalę stosowana w różnych gałęziach przemysłu. Takie korporacje sięgają rozgałęzieniami w coraz dalsze zakątki kuli ziemskiej, przy okazji oddalając się coraz bardziej od własnej ojczyzny.
Zapuszczają korzenie tam, gdzie podatki są niskie, siła robocza najtańsza, zaś prawa pracy i przepisy środowiskowe najsłabsze, a więc obywatel niechroniony. Najchętniej umiejscawiają się tam, gdzie panuje chaos, jeden z faktorów sprzyjających „grabieżcom i drapieżnikom”.
Tymczasem, wielu obywateli państw zaawansowanych w hierarchii dobrobytu i wolności społecznej, znajduje się w nieustannej konkurencji o pracę z ludami Wschodu i Południa. Część majątku narodowego i światowego przechodzi w ręce grabieżców, zaś reszta - niższy przychód i zaprzepaszczony dochód z podatków, zmusza czasem dobrze prosperujące kraje do porzucenia ważnych programów socjalnych, których dotąd zazdrościł im obywatel trzeciego świata.
To błędne koło tworzy grupy niezadowolonych, protesty, pochody i opór młodych, silnych i gotowych stanąć do walki i rywalizacji z istniejącymi drapieżnikami.
Całe nacje, którym wydawało się, iż dotąd dążyły ku narodowej stabilizacji spostrzegają, że kierują nimi korporacje, niemające nic wspólnego z budowaniem lepszego jutra dla państwa. Dostrzegają pasożytnicze cechy, niesprawiedliwość i bezwzględność takich systemów, a przede wszystkim ich własną rolę, ograniczającą się do posłusznego wykonywania poleceń, bez możliwości wykazania własnych pomysłów intelektu.
Często problem ten wiąże się ze wstydliwymi, lecz stale istniejącymi problemami rasowymi i etnicznymi, których przykłady nadal mnożą się w łonie super power - Stanach Zjednoczonych.
Przyjrzyjmy się kilku społecznościom, rozsianym w różnych częściach naszej globalnej wioski i zanalizujmy nieustanne problemy etniczne i religijne, które ten globalny układ wydaje się jeszcze tylko podsycać. Czy biedniejsze kraje mają w tej sytuacji jakąkolwiek szansę na wyrwanie się z błędnego koła wyzysku i odzyskania równowagi ekonomicznej, jeśli nawet bogate nie mogą sobie z nimi poradzić?
Szmaragdowa Wyspa
Przyjrzyjmy się najpierw Irlandii, tej poetycko zwanej Szmaragdowej Wyspie, jednemu z najbardziej zielonych miejsc na ziemi
Irlandię zdobywano kilkakrotnie, najpierw przez armie katolickie króla Henryka II angielskiego w XII w., potem przez Cromwella i kalwińskie wojska, wreszcie przez Wilhelma Orańskiego, protestanta itd. itd.
Zarówno Cromwell jak i Wilhelm Orański płacili wojsku rozdzielając ziemię, odebraną katolikom, w wyniku czego irlandzcy katolicy byli zmuszeni emigrować za chlebem i lepszym życiem do Anglii, a w końcu do USA.
Ci, którzy pozostali w ojczyźnie, cierpieli straszliwą biedę na maleńkich, wydzielonych im przez Protestantów poletkach. W końcu przyszła zaraza, która zniszczyła zbiory zboża i ziemniaków, podstawowego produktu żywnościowego wyspy, a z nią głód i choroby w roku1846.
Chłopów wyrzucano z nędznych domostw, a ich gospodarkę zrównywano z ziemią. Miłosierdzie okazano jedynie tym, którzy najęli się do pracy, zresztą w niewolniczych, okrutnych warunkach. Całe rodziny rozrywano brutalnie, dzieci oddzielano od matek tym bardziej, że pracowały one ponad siłę na równi z dorosłymi.
Tysiące ludzi pomarło, dwa miliony zostały zmuszone do emigracji.
W samej Irlandii powstały niepokoje, bunty, zaś wyspa podzieliła się na dwie części – katolicką na południu i protestancką na północy. W 1921 roku południowa Irlandia uzyskała niepodległość. Północna pozostała częścią Imperium Brytyjskiego z większością protestantów i katolicką mniejszością. Każda z tych religii posiadała własną policję i organizacje terrorystyczne.
Protestanci uważają, że będąc na swej ziemi od wieków, powinni być traktowani jako większość narodowa. Zaś katolicy chcą zjednoczenia całej Irlandii. Jak można zaradzić temu głębokiemu problemowi? Czy jest to w ogóle możliwe?
Globalna wioska próbuje rozwiązać ten dylemat w jeden, wypróbowany sposób. W obu częściach Irlandii otwiera się olbrzymie korporacje światowe, przyjęto Irlandię do Unii Europejskiej i przynajmniej ekonomicznie wyspa ma się lepiej, niż kiedykolwiek przedtem. Jak nigdy przedtem, irlandzkie kobiety zabierają głos w sprawach państwa, nawołują do pokoju i zgody. A jednak przeciętny obywatel nie czuje się całkiem bezpieczny. Wszyscy mają się na baczności i nikt tak naprawdę nie wie, jaka jest słuszna droga do rozwiązania konfliktu. Czy kiedykolwiek zostanie wytyczona?
Co z tymi Bałkanami?
Innym zarzewiem nieustannego niepokoju jest okolica Bałkanów.
Aby to zrozumieć, należy znać historię Serbów, bowiem to właśnie oni są kluczem do tego konfliktu. Pomiędzy XIV a XVI wiekiem Bałkany należały do Turcji. Ostatni poddał się Otomanom Belgrad, zaś Turcy dawali obywatelstwo tym, który przeszli na Islam i poddali się całkowicie sułtanowi.
Niektórzy Serbowie, zwani teraz Bośniakami, przeszli na mahometanizm. Ponieważ mówili językiem serbskim, zagarniali lepsze stanowiska i pozycje rządowe policji, wojska i administracji. W ten sposób stanęli stopień wyżej od nie-muzułmańskich Serbów. Serbowie – chrześcijanie nigdy nie zapomnieli tej zdrady tym bardziej, że w granice ich kraju poczęli wkraczać muzułmańscy Albańczycy.
Serbowie - Chorwaci, ochrzczeni w IX wieku w wierze rzymsko katolickiej, przez wieki orbitowali wokół cesarstwa austro - węgierskiego. Po I - wszej wojnie światowej wtłoczono ich w granice Jugosławii, całkowicie zdominowanej przez Serbów. Chorwaci walczyli o luźną konfederację państw, Serbowie upierali się przy całkowitym zjednoczeniu pod ich rządami.
Hitler wykreował kukiełkowe państwo chorwackie, w którego skład wchodziła Bośnia i Hercegowina. Przywódca tej nacji – Anta Palewicz - posiadał własną organizacją terrorystyczna Ustasza, składającą się z Bośnian i Chorwatów. Wymordował tysiące chrześcijańskich Serbów i Żydów w pogromach etnicznych.
Oczywiście, kiedy Jugosławia rozpadła się w 1990 roku, nadszedł czas zemsty. Chorwaci i Serbowie poczęli pomiędzy sobą walczyć o zabrane im wcześniej tereny. Szczególnie krwawe walki toczono o Kosowo, gdzie przed wiekami, w roku 1389 Turcy rozgromili armię serbską. Bitwa na Kosowym Polu jest wydarzeniem pamięci narodowej Serbów, częścią ich narodowej spójni i tożsamości.
W wyniku interwencji NATO Serbię doszczętnie zbombardowano, niszcząc system transportu, komunikacji i przemysł. Serbowie ratowali się ucieczką, zmuszeni opuścić Kosowo, ale równocześnie obiecując pomstę.
Świat musi znaleźć inne, niźli zbrojne, rozwiązanie konfliktu. Dzięki takim wydarzeniom podnoszą głowy bezwzględni despoci, jak Miloszewicz, którego naród jednak przez pewien czas popierał, ponieważ podzielał jego nienawiść do Chorwatów, Bośnian i Albańczyków. Jak i gdzie można wyznaczyć granice nienawiści, zemsty i rozpaczy?
Czarny Ląd
Przez wieki mieszkaniec Afryki był obiektem łowów przez innych Afrykanów i arabskich handlarzy niewolnikami, uważany przez nich za niższą formę życia, wartą niewiele więcej, niźli zwierzę.
Afrykanin żył w związkach plemiennych. Kolonie Afryki uzyskały niepodległość po zakończeniu II wojny światowej. Zmuszone były do przeskoczenia wielkiego rozdziału pomiędzy formami układów plemiennych, a zachodnią cywilizacją XX wieku.
W czasach kolonialnych nie nauczono ich rządzić się i pracować we własnym kraju. Nagle wolni Afrykanie nie wiedzieli, jak połączyć tę wolność z innymi ideami demokracji.
Etiopia i Somalia poróżniły się o ziemie graniczne. Związek Radziecki najpierw pomagał Somalii, potem Etiopii. W efekcie Somalia rozpadła się na małe plemienne związki. Susza poczyniła wielkie spustoszenia. 1.5 miliona ludności umierało z głodu.
Humanitarne racje żywnościowe nigdy do nich nie dotarły, ponieważ rozkradła je banda gangsterów. W 1992 roku USA, Kanada i inne kraje wysłały armie, aby uporać się z tym problemem, jednakże białe wojska poniosły klęskę. Kilku żołnierzy zostało dosłownie rozszarpanych przez oszalały tłum – na oczach przerażonych ekip telewizji. W marcu 1994 roku armie interwencyjne wycofały się, gdy tymczasem w byłych koloniach Belgii - Rwanda i Burundi, plemiona Hutu i Tutsi masakrowały się bezlitośnie przez całe lata.
W 1994 roku ta straszna wojna osiągnęła apogeum. Obliczono, że ponad dwa miliony ludzi uciekło przed zamordowaniem do pobliskiego Zaire.
W Afryce nie ma końca męczeństwu, mordom i nienawiści, aby wspomnieć powyższe Zaire – Kongo, Ugandę, Mozambik, Sudan, Nigerię, Południową Afrykę itd.
A jednak niechaj ci, którzy myślą, iż tylko Afryka zdolna jest do takich zbrodni, przypomną sobie czasy krucjat, wojny białych z Indianami w Ameryce i w końcu okres Holocaustu. Myśląc o Afryce powinniśmy przecież pamiętać piękną sylwetkę Juliusza Nyerere – znakomitego przywódcy Tanzanii, czy inteligentnego, charyzmatycznego Nelsona Mandelę. Kolor skóry nie czyni mordercy. Mordercę czynią okoliczności.
Muzułmanie i Żydzi.
Po I - szej wojnie światowej Palestyną rządzili Brytyjczycy, którzy zabrali ją Turcji. Stale powiększający się naród żydowski zakupił spore połacie ziemi od muzułmanów i osiedlił się na nich, niestety, nie można powiedzieć, że w spokoju.
Ponieważ szybko nastąpiły zbrojne starcia. Napisano tomy prac i rozpraw na temat, czy Brytyjczycy słusznie postąpili, pozwalając na żydowski napływ w czasie międzywojennym.
Straszliwy Holocaust utwierdził jednak Żydów w przekonaniu, że nigdzie w Europie nie mogą czuć się prawdziwie bezpiecznie. Czuli się przez wszystkich zdradzeni i przez wszystkich zaszczuci. Marzyli o założeniu własnego państwa. Wszak we wczesnym stadium II wojny światowej okręt, pełen Żydów wędrował po morzach i oceanach z pasażerami, błagającymi o przygarnięcie ich najpierw w Wielkiej Brytanii, a potem a USA, a nawet w Kanadzie.Wszędzie spotkali się z odmową.
W końcu przygarnęła ich Holandia, lecz jakby dla ironii, na drugi dzień po ich wylądowaniu, Hitler napadł na Holandię, zaś większość Żydów zginęła w komorach gazowych.
Żydzi marzyli o ziemi obiecanej, przyrzeczonej im jeszcze przez Abrahama, więc nic dziwnego, że właśnie tam chcieli osiąść po wojnie. A jednak nawet w tej chwili Palestyńczycy powiadają – "Dlaczego to właśnie my mamy rekompensować Żydów za ich krzywdy, doznane w Europie? My nigdy w czasach wojny nie uczyniliśmy im nic złego! Dlaczego teraz my mamy cierpieć?”
Tymczasem w 1947 roku ONZ niefortunnym posunięciem przepołowienia Palestyny i podziału jej pomiędzy obie walczące strony, spowodowała dramat, który ciągnie się do dziś. Żydzi w wydzielonej im części natychmiast utworzyli własne państwo Izrael, na co muzułmanie odpowiedzieli zbrojnym atakiem. Izrael obronił się dzielnie, ale ataki nie ustawały. Najpoważniejszym wrogiem pomiędzy państwami arabskimi stał się Egipt pod przewodem Gamala Abdela Nassera, charyzmatycznego lidera junty, która obaliła monarchię króla Faruka.
Nasser znacjonalizował anglo – francuskie kompanie, które rządziły kanałem Sueskim i wstrzymał statki, płynące do i z Izraela. Zażądał także opłaty myta, które finansowałoby budowę zapory asuańskiej. W odpowiedzi Anglia, Francja i Izrael zgromadziły armię i odbiły kanał z rąk Egipcjan, lecz USA zmusił ich do oddania zdobyczy na powrót Egiptowi.
Nasser nie chciał zachodnich przyjaciół, ani też nie czuł się zobowiązany w stosunku do USA. Przyjaciel mojego wroga jest moim wrogiem – mawiał podług arabskiego porzekadła. Uważał, że wszystkie te kraje są mu w gruncie rzeczy wrogie, począł więc kokietować Związek Radziecki, udając, że chce zaprowadzić u siebie socjalizm. Nie była to prawda, lecz ani Rosja, ani USA nie zauważyły tego w porę.
Nasser był po prostu muzułmańskim autokratą, szczującym mega – siły światowe przeciw sobie i korzystającym z tego podług przysłowia, gdzie się dwu bije, tam trzeci korzysta. Bowiem dzięki temu zyskał pomoc od jednych i drugich w formie broni, w jedynym ważnym dla niego celu, w pokonaniu Izraela. Tym nie mniej dwie następne wojny w 1967 i 1973 roku przyniosły zwycięstwo Izraelowi.
W 1982 roku Izrael wkroczył do Libanu, aby zlikwidować ogniska muzułmańskich guerillas, lecz pomimo olbrzymich ofiar w ludziach i zniszczenia tego pięknego kraju, nie osiągnął zamierzonego celu.
Kto tu jest winien, a kto jest ofiarą? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Jak rozwiązać problem, którego korzenie faktycznie rozgałęziły się na małym skrawku Jeruzalem, w świętym miejscu dla obu stron, muzułmanów i żydów. Zarówno jedni, jak i drudzy gotowi oddać duszę i ciało za utrzymanie w swych rękach najświętszego ze świętych miejsc na ziemi. Inną wielką przeszkodą w zawarciu jakiegokolwiek porozumienia jest tzw. prawo do powrotu tych, którzy uciekli z Izraela i ich potomków do powrotu do ojczystej ziemi.
Niestety, nawet gdyby przestrzegano w pełni tego prawa, to i tak w Izraelu mieszkałaby nadal większość muzułmanów. Jedynym rozwiązaniem byłoby wycofanie się Izraela z ziemi zwanej West Bank i Gazy, którymi zawładnęli w roku 1967. Tylko wtedy muzułmanie mogliby tam bezpiecznie powrócić i z pomocą zachodnich mocarstw rozpocząć spokojne życie. Czy jest to jednak możliwe? Z perspektywy USA w obecnej chwili nie jest to problem najbardziej palący. Olbrzymie wydatki i straty, jakie ponoszą Amerykanie w Iraku i w Afganistanie, przekładają wszelkie inne sprawy na plan dalszy.
Ajatollah Khomeini już dawno temu nazwał Amerykę wielkim szatanem, ponieważ uważał, że USA reprezentuje wszystko, co wrogie myśli i religii Islamu. W wiosce globalnej nowości amerykańskie przenikają bez trudu do krajów arabskich i deprawują morale i patriotyzm młodego pokolenia. Zawsze znajdą się fanatycy – fundamentaliści, gotowi poświęcić życie dla słusznej sprawy i perspektywy rozkoszy niebieskich.
Tym nie mniej istnieją kraje arabskie, które nie chcą wojny. Egipt, dawniej zawzięty wróg Izraela, podpisał z nim sojusz pokojowy, Jordan próbuje załagodzić konflikt arabsko – izraelski. Saddam Hussein był wielkim wrogiem Izraela, ponieważ jego ambicją było zjednoczenie wszystkich Arabów pod egidą jego rządów. Nie tylko nie osiągnął celu, ale rozpoczął wojnę z Iranem w 1979 roku. Oczywiście w tej wojnie chodziło przede wszystkim o zabranie pól naftowych, z których miały nadzieję skorzystać USA i Rosja. Przez 8 lat wspierały Irak, szczególne bardzo niechętne Iranowi Stany Zjednoczone, a to z powodu kryzysu w Teheranie i więzieniu amerykańskich zakładników w ambasadzie. Ironią losu nikt niczego nie osiągnął, wojna zakończyła się właściwie w martwym punkcie.
W 1990 roku Saddam zaatakował Kuwejt bogaty w ropę naftową. Wprawdzie USA i ONZ rozgromiły jego wojska, ale Hussein nadal utrzymał się na prezydenckim krześle. Niektórzy arabscy przywódcy spoglądali na niego nawet z podziwem, ponieważ przetrzymał embargo nałożone przez USA, odparł zarzuty ONZ i wizyty inspektorów i nie uląkł się lotniczych ataków amerykańskich w roku 1998 i 2001.
Mówiąc krótko, w oczach niektórych stał się bohaterem, zwalczającym diabelską globalizację świata. Islam nie pozostawia miejsca dla cywilizacji zachodnich, jego przywódcy nigdy nie byli demokratami. Kalifat został obalony dopiero w roku 1924. Czy muzułmański fundamentalizm odejdzie w niepamięć? Na pewno nie! Podsycany przez zelotów i polityczną propagandę będzie kwitł i pięknie się rozwijał.
Większość świata muzułmańskiego to biedota, a biedota słucha swoich mułłów, w których interesie jest wszak utrzymanie w swych rękach władzy i podżeganie fanatyzmu.
Nieco optymizmu
Tymczasem w naszych najnowszych czasach obserwujemy, iż Stany Zjednoczone nie radzą sobie z wieloma problemami nie tylko w polityce zagranicznej, ale przede wszystkim we własnym domu. Ich relacje z krajami słabiej rozwiniętymi nie są wcale zadowalające i zauważalne tym bardziej, że żyjemy w globalnej wiosce, więc wiadomości, filmy i medialne zdjęcia docierają z szybkością błyskawicy w najodleglejsze zakątki globu.
Czy USA będzie zdolne odnieść jakiś większy sukces w walce z terroryzmem? Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, natomiast nasuwa się kilka obserwacji, nienapawających optymizmem.
Waszyngton nie potrafi usunąć wewnętrznych rynków handlu narkotykami - kokainą, heroiną itp. Obecnie w USA przebywa, według liczb, podanych przez biura imigracyjne i naturalizacyjne, około 6 milionów nielegalnych imigrantów.
Wobec powyższego, możny by zadać pytanie, w jaki sposób rząd amerykański walczyć będzie z przekraczającymi granicę terrorystami, lub z tymi, którzy mieszkają w USA od wielu lat i chętnie posłużą jako żywe bomby.
Aby zakończyć bardziej optymistyczną nutą, obecni terroryści, to w pewnym sensie dawni średniowieczni piraci i rozbójnicy na drogach, ograbiający przypadkowych żeglarzy i podróżnych.
Herostrates spalił cudowną świątynię Artemidy w Efezie, lecz pomimo tego przecież ją odbudowano. To, co zniszczono w ataku 9/11 również podniesie się z gruzów. Tyle możemy powiedzieć o najbliższej przyszłości.
Jednakże, dopóki wielcy grabieżcy górować będą siłą, uzbrojeniem, sprytem i agresją nad słabszymi społecznościami, dopóty nie zapanuje równowaga pomiędzy obywatelem a państwem, oraz między państwami. Niestety taki system, nawet w demokratycznych krajach wydaje się utopią, ponieważ nigdy i nigdzie nie istniała absolutna równość pomiędzy obywatelami nawet, jeśli posiadali podobne umiejętności, kwalifikacje i poziom mentalności.
Rasa, kolor skóry, a nawet uroda po przodkach zawsze pomagały w osiągnięciu korzyści materialnych.
Wielcy Samarytanie ludzkości, o których pisałam w poprzednim artykule pt. „Władcy świata”, wskazali ludzkości pewne niezłomne i zawsze sprawdzające się zasady prawego ustroju. W naukach Jezusa Chrystusa wszyscy ludzie byli równi i winni kochać nawet swoich wrogów. Niestety wiemy aż nadto dobrze, że te piękne prawidła nigdy nie sprawdziły się w rzeczywistości. W wielu wypadkach to właśnie Kościół pierwszy podżegał do wojen.
Budda również opowiadał się za równością i pokojem, a jednak Japończykom udało się wpleść jego naukę w taki sposób w ich własną filozofię religii, że stali się nie tylko wojowniczą, ale i okrutną nacją.
Mojżesz wydał Izraelitom rozkaz zdobycia krainy, przyrzeczonej im przez Boga, więc pierwsza koncepcja świętej wojny – jihad – pojawiła się już w Starym Testamencie.
Islam rozwinął ową myśl słowami Mahometa: „ Jeżeli ci, których pokonaliście w świętej wojnie, przygotowani są zmienić wiarę na Islam, winni być oszczędzeni.”
W końcu w czasach nowożytnych usiłowano stworzyć prawa regulujące relacje pomiędzy państwami i obalić system wojen. W tym celu powstała Liga Narodów, czy ONZ po II wojnie światowej. Wprawdzie ONZ spełnia doskonałe posłannictwo w pomocy charytatywnej głodującym krajom, dzieciom i ofiarom epidemii, ale gorzej radzi sobie w zażegnywaniu wojen w różnych zapalnych częściach świata.
Kiedy dochodzi do impasu politycznego, ONZ jest w stanie co najwyżej utrzymać taki status quo jak najdłużej. Pomimo tego na końcu tunelu świeci dalekie światełko nadziei i optymizmu. Jest nim Unia Europejska, związek krajów Europy, którą może doświadczenia obu wojen nauczyły rozwagi i wzajemnego poszanowania. Oby tak było!