Zadzwonił dzwonek. Wstaliśmy z miejsc i spakowaliśmy książki do plecaków. Po chwili cała klas wyszła z sali lekcyjnej. Mieliśmy chemię, więc musieliśmy zejść po schodach na dół szkoły , żeby zostawić torby w klasie matematycznej. Zaczęła się duża przerwa, która miał trwać 20 minut. Nie rozłączna trójka : Marcin i dwóch Kamili, jak zwykle to co czynią na każdej przerwie, poszli do łazienki. Ewelina z Anią poleciały na pogaduchy do Kasi i Edyty z IIIc. Reszta chłopaków zapewne poszła do jadalni na herbatę, a one z pewnością za chwilę do nich dołączyły. Czasem tam przychodzę i słucham np.: omawianego planu „strategicznego” na jakiegoś nauczyciela. Najczęściej jednak zajmuję się zupełnie innymi sprawami. Całe schody przy czwórce były „zawalone” uczniami. Jadzia, Mirela, Justyna, Roksana, Judyta i Asia przesiadują pod drzwiami zwykle całe dnie. Rozmawiałam z Magdą tam też na przeróżne tematy. Czasem umiem się z nią super dogadać, ale najczęściej nie umiemy dojść do kompromisu i się kłócimy. Tym razem jednak wszystko było w porządku. Ania z Sandrą poszły do biblioteki szkolnej wypożyczyć gazety, ponieważ były one nam potrzebne na plastykę. Po pięciu minutach otwarła się klasa. Wyszła pani Dzierżęgowa i uczniowie, którzy właśnie pisali sprawdzian. My też mieliśmy go pisać po przerwie. Wszyscy się bali, bo miały być procenty ,a to nie jest mocną stroną naszej klasy. Dziewczyny miały otwarte zeszyty i powtarzały zadany materiał. Pani zostawiła nam klucz od sali włącznie z ostrzeżeniem, żebyśmy niczego nie dotykali. Dziewczyny siedzące na schodach weszły do klasy, ale korytarz zbytnio nie opustoszał, ponieważ wszędzie kręcili się pierwszoroczniaki. Wzięłam torbę od Eweliny i położyłam ją przy naszym stoliki. Zaczęła mnie boleć głowa, bo na klatce schodowej wszyscy darli się w niebogłosy. Do klasy przywędrowało kilka osób. Wojtek z Marcinem mieli dyżur, więc zabrali się za ścieranie tablicy i otwieranie okien. Było słychać śmiech Asi i Judyty. Ciekawe co je tak śmieszyło? Przyszła Ania Grabiec. Namówiłam ja usilnymi prośbami, żebyśmy siadły sobie nakrzesłach przy oknie. Było tak strasznie duszno. Dotarli także „boyfrendy ”, nazywane przez naszą klasę „trójcą”, z bułkami i kubkami z herbatą w ręku ( potem oczywiście musieli iść je odnieść , bo by kucharka się na nich zdenerwowała i byłoby źle). Zabrałyśmy im z Anią krzesła i musieli sobie siąść na ławce. Rozmawialiśmy o tym jak komu życie płynie i gdzie kto składa papiery do następnej szkoły. Pani Kołodziej poszukiwała Sandry. Chodziło o stypendium. Nikt jej nie mógł znaleźć. Postanowiłam jej poszukać. Obeszłam kilka razy szkołę i znalazłam ją dopiero w toalecie, włącznie z Magdą i Kasią, które odłączyły się ode mnie po wejściu do sali. Głowa przestała mnie już boleć. Ewelina z Anią z wielkim krzykiem weszły do sali w poszukiwaniu Adriana. Oni się po prostu „uwielbiają”. Zaginiony po chwili sam się znalazł. Rozpoczęła się gonitwa ,kto kogo pierwszy „zbije”. Szybkie nogi Eweliny dotarły do niego jako pierwsze i oberwało mu się za zaczepianie. Dzwoni na lekcje. Wszyscy szybko zaczęli się zbierać do klasy i rozpakowywali matematykę. Siedliśmy na miejsce i oczekiwaliśmy nauczycielki (i sprawdzianu), która zapewne pojawi się za 15 minut. Tak przyjemnie mijają nasze każde przerwy.
Zadzwonił dzwonek. Wstaliśmy z miejsc i spakowaliśmy książki do plecaków. Po chwili cała klas wyszła z sali lekcyjnej. Mieliśmy chemię, więc musieliśmy zejść po schodach na dół szkoły , żeby zostawić torby w klasie matematycznej. Zaczęła się duża przerwa, która miał trwać 20 minut. Nie rozłączna trójka : Marcin i dwóch Kamili, jak zwykle to co czynią na każdej przerwie, poszli do łazienki. Ewelina z Anią poleciały na pogaduchy do Kasi i Edyty z IIIc. Reszta chłopaków zapewne poszła do jadalni na herbatę, a one z pewnością za chwilę do nich dołączyły. Czasem tam przychodzę i słucham np.: omawianego planu „strategicznego” na jakiegoś nauczyciela. Najczęściej jednak zajmuję się zupełnie innymi sprawami. Całe schody przy czwórce były „zawalone” uczniami. Jadzia, Mirela, Justyna, Roksana, Judyta i Asia przesiadują pod drzwiami zwykle całe dnie. Rozmawiałam z Magdą tam też na przeróżne tematy. Czasem umiem się z nią super dogadać, ale najczęściej nie umiemy dojść do kompromisu i się kłócimy. Tym razem jednak wszystko było w porządku. Ania z Sandrą poszły do biblioteki szkolnej wypożyczyć gazety, ponieważ były one nam potrzebne na plastykę. Po pięciu minutach otwarła się klasa. Wyszła pani Dzierżęgowa i uczniowie, którzy właśnie pisali sprawdzian. My też mieliśmy go pisać po przerwie. Wszyscy się bali, bo miały być procenty ,a to nie jest mocną stroną naszej klasy. Dziewczyny miały otwarte zeszyty i powtarzały zadany materiał. Pani zostawiła nam klucz od sali włącznie z ostrzeżeniem, żebyśmy niczego nie dotykali. Dziewczyny siedzące na schodach weszły do klasy, ale korytarz zbytnio nie opustoszał, ponieważ wszędzie kręcili się pierwszoroczniaki. Wzięłam torbę od Eweliny i położyłam ją przy naszym stoliki. Zaczęła mnie boleć głowa, bo na klatce schodowej wszyscy darli się w niebogłosy. Do klasy przywędrowało kilka osób. Wojtek z Marcinem mieli dyżur, więc zabrali się za ścieranie tablicy i otwieranie okien. Było słychać śmiech Asi i Judyty. Ciekawe co je tak śmieszyło? Przyszła Ania Grabiec. Namówiłam ja usilnymi prośbami, żebyśmy siadły sobie nakrzesłach przy oknie. Było tak strasznie duszno. Dotarli także „boyfrendy ”, nazywane przez naszą klasę „trójcą”, z bułkami i kubkami z herbatą w ręku ( potem oczywiście musieli iść je odnieść , bo by kucharka się na nich zdenerwowała i byłoby źle). Zabrałyśmy im z Anią krzesła i musieli sobie siąść na ławce. Rozmawialiśmy o tym jak komu życie płynie i gdzie kto składa papiery do następnej szkoły. Pani Kołodziej poszukiwała Sandry. Chodziło o stypendium. Nikt jej nie mógł znaleźć. Postanowiłam jej poszukać. Obeszłam kilka razy szkołę i znalazłam ją dopiero w toalecie, włącznie z Magdą i Kasią, które odłączyły się ode mnie po wejściu do sali. Głowa przestała mnie już boleć. Ewelina z Anią z wielkim krzykiem weszły do sali w poszukiwaniu Adriana. Oni się po prostu „uwielbiają”. Zaginiony po chwili sam się znalazł. Rozpoczęła się gonitwa ,kto kogo pierwszy „zbije”. Szybkie nogi Eweliny dotarły do niego jako pierwsze i oberwało mu się za zaczepianie. Dzwoni na lekcje. Wszyscy szybko zaczęli się zbierać do klasy i rozpakowywali matematykę. Siedliśmy na miejsce i oczekiwaliśmy nauczycielki (i sprawdzianu), która zapewne pojawi się za 15 minut. Tak przyjemnie mijają nasze każde przerwy.