p0016
Z nieba kapie lekkie błoto, na termometrze minus cztery, ale temperatura odczuwalna mrozi krew. A my idziemy biegać. Psa byś nie wygonił, a sam lecisz.
Kiedy już skończyliśmy i siedziałem nagrzanym w samochodzie, myślałem, że tak naprawdę po to człowiek trenuje w takich warunkach. Żeby sobie z przyjemnością siąść.
Wszystko zgodnie z planem. W poniedziałek były podbiegi, a potem Voltaren (tabletki) z Olfenem (maść). Doraźnie działa fantastycznie, ból się momentalnie rozpłynął. We wtorek grzecznie nie biegałem, ale abstynencja była pozorna, bo graliśmy z Dzikim w ping-ponga. Znów wygrał, prowadzi w meczach 2:1, ale najważniejsze, że poziom nam się podnosi (drżyj sfx). Podejrzewamy, że zbliżamy się już w ping pongu do łamania godziny na dychę.
W środę abstynencja była niemal ścisła, tylko brzuszki z rana (przestrzegam ściśle), a potem cztery godziny mycia okien. Nie myślcie, że mamy pałac, to tylko pył po remoncie.
Pracę przez ten remont nieco zaniedbuję. Zaczynam wprawdzie nowy temat, nawet dwa, ale rozpędzam się jak lokomotywa. Może macie jakieś doświadczenia w tej kwestii - albo znajomych, którzy mają - i chcielibyście zostać bohaterami (może być pod nazwiskiem, może być anonimowo) jednego z dwóch reportaży:
- pierwszy pod hasłem ”Na zlecenie” - o młodych ludziach, którzy już skończyli naukę, idą do pracy, ale nie dostają normalnej umowy o pracę, tylko o dzieło, na zlecenie, jakby nadal chodziło o dorabianie w czasie studiów, a nie normalne życie dorosłych ludzi;
- drugi pod hasłe ”Dzieci z domu” - o tym, kiedy młodzi ludzie wyprowadzają się teraz od rodziców, chodzi tu nie o wyjazdy na studia albo wyjścia za męża, ale o świadomą decyzję o wyprowadzce, a może decyzję o pozostaniu w domu rodzinnym do trzydziestki, czterdziestki itp.
Serio pytam, szukam osób, które chciałyby ciekawie, ze szczegółami, z filmowymi scenami z przeszłości i teraźniejszości o tym opowiedzieć. Pod nazwiskiem albo bez. Zostać bohaterami reportażu. Piszcie: [email protected]
W pracy Łuszczka niestety nie chcą, ale się im nie dziwię, bo naprawdę nie jest to materiał najwyższych lotów, legenda nie potrafiła się opowiedzieć albo nie znalazłem klucza. Za to w dzisiejszym Dużym Formacie jest Andrzej Bachleda, ostatni taki narciarz. Czytaliście?
Biegaliśmy rano z Dzikim po puszczy. Śnieg, drzewa i czego więcej trzeba. Półtorej godziny w pierwszym zakresie, co przełożyło się na średnie tempo rzędu 5:50 na kilometr. Pod koniec zamiast przebieżek wyszło nam BNP, bo dostaliśmy skrzydeł. Kilometr w 5:17, następny w 4:45 i w 4:14. To było przyjemne. A potem najprzyjemniejsze - usiedliśmy w samochodzie, który ogrzała już córka maturzystka, która podwiozła nas do puszczy, pojechała się karnąć bryką i wróciła tak samo punktualnie, jak my dobiegliśmy.
Wiecie co, sam się sobie dziwię jako stary hippis względnie punkowiec, ale sprawia mi to dużą przyjemność. Być na czas, trenować wg planu, dążyć do celu. Bieganie jest wolnością, to prawda, ale lubię, jak w wolności można sobie znaleźć cel.
Kiedy już skończyliśmy i siedziałem nagrzanym w samochodzie, myślałem, że tak naprawdę po to człowiek trenuje w takich warunkach. Żeby sobie z przyjemnością siąść.
Wszystko zgodnie z planem. W poniedziałek były podbiegi, a potem Voltaren (tabletki) z Olfenem (maść). Doraźnie działa fantastycznie, ból się momentalnie rozpłynął. We wtorek grzecznie nie biegałem, ale abstynencja była pozorna, bo graliśmy z Dzikim w ping-ponga. Znów wygrał, prowadzi w meczach 2:1, ale najważniejsze, że poziom nam się podnosi (drżyj sfx). Podejrzewamy, że zbliżamy się już w ping pongu do łamania godziny na dychę.
W środę abstynencja była niemal ścisła, tylko brzuszki z rana (przestrzegam ściśle), a potem cztery godziny mycia okien. Nie myślcie, że mamy pałac, to tylko pył po remoncie.
Pracę przez ten remont nieco zaniedbuję. Zaczynam wprawdzie nowy temat, nawet dwa, ale rozpędzam się jak lokomotywa. Może macie jakieś doświadczenia w tej kwestii - albo znajomych, którzy mają - i chcielibyście zostać bohaterami (może być pod nazwiskiem, może być anonimowo) jednego z dwóch reportaży:
- pierwszy pod hasłem ”Na zlecenie” - o młodych ludziach, którzy już skończyli naukę, idą do pracy, ale nie dostają normalnej umowy o pracę, tylko o dzieło, na zlecenie, jakby nadal chodziło o dorabianie w czasie studiów, a nie normalne życie dorosłych ludzi;
- drugi pod hasłe ”Dzieci z domu” - o tym, kiedy młodzi ludzie wyprowadzają się teraz od rodziców, chodzi tu nie o wyjazdy na studia albo wyjścia za męża, ale o świadomą decyzję o wyprowadzce, a może decyzję o pozostaniu w domu rodzinnym do trzydziestki, czterdziestki itp.
Serio pytam, szukam osób, które chciałyby ciekawie, ze szczegółami, z filmowymi scenami z przeszłości i teraźniejszości o tym opowiedzieć. Pod nazwiskiem albo bez. Zostać bohaterami reportażu. Piszcie: [email protected]
W pracy Łuszczka niestety nie chcą, ale się im nie dziwię, bo naprawdę nie jest to materiał najwyższych lotów, legenda nie potrafiła się opowiedzieć albo nie znalazłem klucza. Za to w dzisiejszym Dużym Formacie jest Andrzej Bachleda, ostatni taki narciarz. Czytaliście?
Biegaliśmy rano z Dzikim po puszczy. Śnieg, drzewa i czego więcej trzeba. Półtorej godziny w pierwszym zakresie, co przełożyło się na średnie tempo rzędu 5:50 na kilometr. Pod koniec zamiast przebieżek wyszło nam BNP, bo dostaliśmy skrzydeł. Kilometr w 5:17, następny w 4:45 i w 4:14. To było przyjemne. A potem najprzyjemniejsze - usiedliśmy w samochodzie, który ogrzała już córka maturzystka, która podwiozła nas do puszczy, pojechała się karnąć bryką i wróciła tak samo punktualnie, jak my dobiegliśmy.
Wiecie co, sam się sobie dziwię jako stary hippis względnie punkowiec, ale sprawia mi to dużą przyjemność. Być na czas, trenować wg planu, dążyć do celu. Bieganie jest wolnością, to prawda, ale lubię, jak w wolności można sobie znaleźć cel.
Dziki to ujął krócej: - Przestałem być chłopcem.