Lata po upadku powstania styczniowego były dziwnym czasem; czasem, kiedy żadne znaki na niebie nie przynosiły nadziei na poprawę sytuacji narodu polskiego pod zaborami. Stracono wiarę w rychłe odzyskanie niepodległości drogą walki zbrojnej, tym większą jednak uwagę przykładano do odbudowy kraju. Próbowano dokonać tego na różne sposoby.
Od początku XIX wieku ważną rolę odgrywała historia: miała dostarczać wzorów patriotyzmu, piętnować postawy, które doprowadziły do upadku Rzeczypospolitej, a zarazem przybliżyć narodowi jego przeszłość. Planowano zbiorowo opracować dzieje państwa polskiego pod auspicjami Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie – w dyskusjach dotyczących metod realizacji tego projektu brali udział m.in. Niemcewicz i Staszic. W najważniejszych miastach: Warszawie, Krakowie, Wilnie i Lwowie pracowało wielu historyków, którzy – tocząc liczne spory – badali historię społeczeństwa. Jednym z roztrząsanych problemów była definicja historii jako nauki bądź literatury – wówczas granica między powieścią a opracowaniem naukowym była bardzo płynna. Toteż zainteresowanie tą tematyką widoczne było również w literaturze, gdzie powstawały różne odmiany powieści historycznych. Niestety większość z nich prezentowała przeciętny poziom: powtarzalność fabuły, schematyczne postaci i monotonia form narracyjnych sprawiły, że gatunek ten szybko przestał cieszyć się popularnością. Na tym tle wyraźnie odcinała się twórczość Kraszewskiego, który pisał mniej konwencjonalnie. Jego cykl kronik dziejów Polski charakteryzowało przedstawianie już zinterpretowanych wydarzeń historycznych – nie tylko w jasnych barwach. Kraszewski nie stronił od krytykowania ludzi u szczytu władzy, zarzucając im dbanie tylko o swoje sprawy, lekceważenie państwa, awanturniczość, a niekiedy nawet zdradę. Kierowała nim troska o kraj, jednak zdecydowanie nie była to literatura dająca siłę do dalszych walk.
Młodsze pokolenie do powieści historycznych nastawione było raczej negatywnie. W okresie użytkowego traktowania literatury i pisarstwa tendencyjnego wyraźnie krytykowali utwory nie odzwierciedlające problemów teraźniejszości. Pozytywiści uważali powieść historyczną za twórczość nieudolnie próbującą zastępować rozprawy i dzieła naukowe, niczemu nie przydatną, a ponadto niebezpieczną. W 1866 roku Orzeszkowa zauważała, że: lekko traktować przeszłości nie wolno, a powieść historyczna, niedoskonale napisana, zamiast pożytek, szkodę przynosi, bo nie dosyć wykształconym umysłom daje fałszywe pojęcie o tym, o czym stokroć lepiej jest nie wiedzieć nic niż nieprawdę. Tak więc powieść historyczna poważaniem cieszyć się w owym czasie nie mogła i nic nie wskazywało na to, że niebawem zacznie.
*
Pierwsza faza pozytywizmu, gdy ogół pisarzy ściśle przestrzegał reguł pisarstwa tendencyjnego, zaowocowała licznymi manifestami propagującymi pracę organiczną i pracę u podstaw, nowelami i opowiadaniami tendencyjnymi, a także opracowaniami dotyczącymi społeczeństwa, utworami poetyckimi Asnyka i… właściwie żadną wybitną powieścią, jeśli pominąć twórczość Kraszewskiego. Zwątpienie w sens idei pozytywistycznych doprowadziło do przełomu w literaturze. Zaczęto odchodzić od tendencyjności w stronę realizmu. Do Polski zaczął docierać informacje o nowym prądzie, naturalizmie, ale próby zaadoptowania go przez polskich pisarzy wypadają raczej niekorzystnie. Najpopularniejsze pozostały nowele.
W dalszym ciągu brakowało jednak w literaturze polskiej czegoś wzniosłego, porywającego serca i wzbudzającego nadzieję. Henryk Sienkiewicz, nowelista i dziennikarz, który spędził jakiś czas w Ameryce i pozostawał pod wrażeniem tamtejszych rozległych prerii, wolności, swobody i barwnych, przedsiębiorczych postaci, do naturalizmu nastawiony był negatywnie. Wołał, polemizując z Włodzimierzem Spasowiczem: Niechże choć literatura stworzy nam światy inne, gdzie wszystko nie jest takie karłowate, ale wielke, nie takie płaskie, ale wzniosłe, nie chorobliwe i śmiertelne, ale zdrowe i nieśmiertelne, nie zgrzybiałe, ale młode. Dajcie nam jakie inne światy i inne jakieś przestrzenie, w których piersi zgorączkowane od miejskich wyziewów odetchną choć raz swobodnie a szeroko.
Nie mogąc znaleźć takich światów we współczesności, zainteresował się przeszłością, a zwłaszcza okresem Wazów i Jana II Kazimierza, bardzo wówczas popularnym wśród historiografów. Czytał liczne źródła i opracowania, z których powoli powstaje jego własna wizja przeszłości: wzniosła i wielka. Inspirowały go na pewno prace lwowskich historyków, książka Karola Szanojchy o powstaniu Chmielnickiego (Dwa lata dziejów naszych) i Szkice historyczne Ludwika Kubali, charakteryzujące się wyjątkowo sugestywną narracją. To w recenzji do Szkiców Sienkiewicz porównał siedemnasty wiek z powieścią, która się sama pisze.
*
Późnym latem 1880 roku Sienkiewicz napisał nowelę Niewola tatarska, utwór stylizowany na kronikę szlachecką. Pracując nad tekstem, napisał do Godlewskiego: Mam to za sobą, że czytałem bardzo wiele rzeczy z XVI wieku i późniejszych. Owładłem więc językiem, a swoją drogą staram się, by uniknąć afektacji i rozmaitych wżdy i przedsię nie na miejscu, którymi łata się nieuctwo. Język dawny polega najwięcej na toku, który ma prawie powagę łaciny, nie zaś na sadzeniu dzikimi archaizmami. Jeśli chcesz, nasadzę ich tyle, że nikt nie zrozumie, o co idzie, ale też tyle z tego. Żeby dobrze pisać, potrzeba znać nie tylko Polaków z XVI i XVII w., ale i autorów łacińskich, i przekłady ich dawniej dokonywane, bo na nich kształcili się właśnie nasi i duchem ich się przejęli. Potrzeba też umieć odtworzyć strefę pojęć właściwą współczesnym ludziom, co już jest rzeczą intuicji. Czy to potrafię zrobić, to się pokaże, ale z tego, co Ci piszę, możesz zmiarkować, że rozumiem, jak to należy robić. A zatem już wtedy Sienkiewicz miał świadomość istoty pisarstwa historycznego: potrzeby oddania całego systemu kulturowego opisywanej epoki poprzez odpowiednią stylizację języka.
Niewola tatarska nie została jednak przyjęta przez krytyków pozytywnie. Zwrócono uwagę na pesymistyczną wymowę utworu, przeoczono jego walory: swobodne operowanie językiem siedemnastowiecznego szlachcica, barwne obrazy. Piotr Chmielowski, czołowy krytyk literacki, wypowiedział się wówczas zdecydowanie: Dziedzina powieści historycznej jest dla Sienkiewicza zamknięta!. Sąd swój uzasadnił wyeksploatowaniem stosowanej przez pisarza stylizacji pamiętnikowej. (Parę lat później, przygotowując nową edycję Zarysu literatury polskiej, wykreślił to zdanie z książki i znacznie rozbudował fragment poświęconyNiewoli. Było to już bowiem po ukazaniu się prawie całej Trylogii).
Sienkiewicz krytyką się nie przejął, wyciągnął z niej jedynie odpowiednie wnioski i jeszcze bardziej zagłębił się w badania nad XVII wiekiem. Znał wszystkie współczesne mu opracowania (także rosyjskie), a także wiele dawnych kronik i innych dokumentów z interesującej go epoki, wydawanych w pierwszej połowie XIX wieku. Źródeł miał dość, jak sam pisał.
*
Do pracy nad pierwszym tomem Trylogii, Ogniem i mieczem, przystąpił prawdopodobnie dopiero w 1882 r. Z początku planował, że rzecz będzie większa, może 60 fejletonów, może więcej (jak pisał w liście do przyjaciela, nazwiskiem Smolka) i że będzie nosiła tytułWilcze gniazdo. Sienkiewicz projektował, że napisze tylko jeden tom o losach Kurcewiczów; mieli w powieści występować Bohun i Zagłoba, a ostatni rozdział obejmował oblężenie Zbaraża. Słowem: chciał napisać awanturniczy romans, przeniesiony do przeszłości z powodu rozczarowania teraźniejszością. Wówczas prawdopodobnie nie uwierzyłby komuś, kto powiedziałby mu, że stworzy trzytomowy cykl obejmujący ponad dwadzieścia lat z historii Polski, który wejdzie na stałe do kanonu literatury i zostanie nazwany przez późniejsze pokolenia wiecznym bestsellerem. A jednak już wkrótce pobyt w Zbarażu zaowocował wieloma pomysłami i znacznym rozbudowaniem fabuły. Uległ też zmianie tytuł powieści.
Pierwszy odcinek Ogniem i mieczem ukazał się 2 maja 1883 r. w „Słowie”. Powieść przyjęto z entuzjazmem i zaskoczeniem. Zdziwienie budził fakt, że autor opowiadań ludowych i tak mocno związany ze współczesnością podejmie się tematu historycznego i zrobi to tak efektownie – zwłaszcza w czasie, gdy powieść historyczna zdawała się zamknięta dla każdego i podsumowana cyklem Kraszewskiego, a na dodatek cieszyła się jak najgorszą opinią jako gatunek literatury popularnej, uprawiany przez pisarzy drugorzędnych.
Tymczasem wyjątkowo atrakcyjny awanturniczo-przygodowy klimat Ogniem i mieczem, wątek romansowy, opisy działań wojennych, synkretyczność, uniwersalny, niemal antyczny schemat fabularny (warstwom inteligenckim mogący skojarzyć się z romansami o Amadisie, Lancelocie i Orlandzie Szalonym, a ludowi z opowieściami baśniowymi), i sposób publikacji – w odcinkach w gazecie codziennej – sprawiły, że nowa powieść Sienkiewicza cieszyła się ogromną popularnością od samego początku. Podobnie przyjęte zostały następne tomy: Potop i Pan Wołodyjowski.
W nieco późniejszych czasach modernistyczny krytyk Antoni Potocki tak zachwalał Sienkiewicza w swoich Szkicach i wrażeniach literackich: Tak w każdym calu po szlachecku napisanego arcydzieła jeszcześmy nie mieli. Pan Pasek mógłby to napisać, gdyby na swoje czasy spojrzał z odległości naszych czasów. To jest niewątpliwie bardzo polskie, ale przy tym bajecznie szlacheckie.
Tymczasem ludzie wyczekiwali na poczcie kolejnych numerów „Słowa” i krakowskiego „Czasu”. Żeromski zapisuje w pamiętniku: Józef opowiadał mi rzecz następującą. Był w zimie w Staszowie, miał interes na poczcie, więc tam czekał. Razem z nim czekało na przyjście poczty ze dwudziestu szewców, czeladników, sklepikarzy – czekali na „Słowo”. Gdy poczta przyszła, urzędnik pocztowy zaczął czytać Potop na głos… Ci ludzie czekali tam parę godzin, oderwawszy się od pracy, aby usłyszeć ciąg dalszy powieści. Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z uczuć polskich… Sienkiewicz zrobił dużo, bardzo dużo. Niech imię jego będzie pochwalone.
Czytelnicy przeżywali nieszczęścia ukochanych bohaterów niczym nieszczęścia osób im najbliższych, starali się wpływać na tok wydarzeń, pisząc do autora listy z prośbą, by tego a tego bohatera koniecznie zostawił przy życiu. Znana jest opowieść o człowieku, który modlił się za duszę Podbipięty i dopiero w trakcie modlitwy zorientował się, że pan Longinus jest postacią fikcyjną, o czym wiedział od samego Sienkiewicza
*
Longinus Podbipięta był jednak jednym z nielicznych wyjątków, ponieważ Sienkiewicz, żeby nadać swojej powieści jak najwięcej realizmu, starał się tworzyć bohaterów na podstawie źródeł historycznych (odstąpił od tej zasady właściwie tylko raz, kreując postać Zagłoby). Jan Skrzetuski ma swego odpowiednika w Mikołaju, który faktycznie przedarł się ze Zbaraża, a występujący w Potopie Stanisław Skrzetuski w istocie był krewnym Mikołaja. W znanym oficerze i zabijace Samuelu Kmicicu, można odnaleźć pana Andrzeja przed swoją wielką przemianą – tyle że Samuel do końca życia pozostał awanturnikiem, zaś Sienkiewicz obdarował jego cechami stworzonego przez siebie Jakuba Kmicica, spokrewnionego z głównym bohaterem Potopu. Iwan Bohun (przechrzczony w książce na Jurka – nie wiadomo dlaczego, jego imię i tak pojawia się w treści najwyżej dwukrotnie) był znanym Kozakiem, który zasłynął właściwie dopiero w późnym okresie powstania Chmielnickiego i rzeczywiście był tak pełny fantazji i umiłowania wolności, jak to wynika z powieści – można więc powiedzieć, że Ogniem i mieczem przedstawia możliwą wersję jego wcześniejszego życia. Bez wątpienia niezgodny z prawdą jest tylko epilog powieści, mówiący, że żył w wiosce, którą odbudował, i która zwała się Rozłogi. W rzeczywistości został rozstrzelany w 1664 roku za zdradę: będąc w oddziale pod dowództwem sprzyjającemu Polakom Tetery, spiskował z Kozakami Polsce przeciwnymi. Wynikało to z prowadzonej przez niego polityki: widział zawsze Ukrainę jako kraj niezależny ani Rosji, ani Polsce, ani nikomu innemu.
Najciekawsza – i wyraźnie ukazująca stosunek pisarza do faktów historycznych – jest jednak postać Wołodyjowskiego, noszącego w powieści dwa imiona: Jerzego i Michała. Pod księciem Wiśniowieckim służył dragon Michał Wołodyjowski, ale wcześniej, bo w latach 1632-1634. Był żonaty i wiadomo, że uwiódł czternastoletnią córkę popa Iwana ze wsi Słobódka Czernihowska. Wojen z Chmielnickim nie dożył. Z kolei pułkownik Jerzy Wołodyjowski faktycznie zginął w Kamieńcu Podolskim. Ciekawe, czy Sienkiewicz, szkicując zarysy powieści Wilcze gniazdo, planował stworzenie Pana Wołodyjowskiego. Chyba jednak nie, skoro w Potopie każe stwierdzić małemu rycerzowi, że właściwie to on jest Jerzy Michał, ale święty Jerzy wsławił się jedynie pokonaniem smoka, natomiast święty Michałcałemu komunikowi niebieskiemu przewodzi. W ten sposób łączy obu historycznych żołnierzy. Podobną metodę stosuje w Panu Wołodyjowskim, tworząc Basię. Wymyślił już Michałowi dziewczynę-hajduczka, a następnie odkrył, że Jerzy z Kamieńca miał żonę blisko czterdziestoletnią, wdowę po trzech mężach, imieniem Krystyna. Po namyśle zdecydował się zostawić Basię i jedynie w którymś momencie powieści pada stwierdzenie, że ubiegało się do niej trzech konkurentów i wszyscy zginęli, toteż ludzie żartobliwie zwą pannę Jeziorkowską wdową po nich. Krystyną w powieści jest natomiast przyjaciółka Basi i żona Ketlinga.
*
Od samego początku jednak, oprócz zachwytów, czytelnicy Trylogii wyrażali wiele zastrzeżeń. Krytykowali Sienkiewicza zwłaszcza starsi autorzy powieści historycznych: Kraszewski, Jeż i Kaczkowski, wykazując mu niezrozumienie pewnych wydarzeń i błędne ich przedstawianie. Z kolei krytycy pozytywistyczni wskazali wiele niedociągnięć historiozoficznych.
Najsumienniej dokonał tego Bolesław Prus w swoim komentarzu do Ogniem i mieczem, zwracając uwagę na brak tła dziejowego, nie ukazanie przyczyn, które doprowadziły do wybuchu powstania Chmielnickiego. Wymalował on tylko cyferblat zegarka, ale kółek i sprężyn nie pokazał, pisze autor Faraona. Dalej stwierdza, że Sienkiewicz odmalowuje wszystkie szczegóły i fakty, ale część traktuje marginalnie, niektóre zaś uwydatnia – i w ten sposób tworzy zupełnie inny obraz historii.
Z kart Ogniem i mieczem wynika, że bunt Kozaków wybuchł częściowo sam, a częściowo dlatego, że Czapliński uwiódł żonę przywódcy powstania, Chmielnickiego. Wspominane są też listy, które Chmielnicki wykradł – i to właściwie wszystkie powody, które mogą się nasunąć średnio uważnemu czytelnikowi, mającego o historii XVII wieku niewielkie pojęcie. Sienkiewicz nie uwydatnia stosunków panujących w Rzeczypospolitej i na Ukrainie: upadku militarnego Polski, wybuchowej mieszanki narodów zgromadzonych na Dzikich Polach, magnaterii pilnującej tylko własnych interesów i tego, by król przypadkiem nie miał zbyt wielkich praw, wyzyskiwanych chłopów, walecznych Kozaków zaganianych do pracy na roli…Nie widzimy ani wyzyskiwanego ludu, ani pogardzanych popów, ani weteranów, rozpamiętywających czasy sławy i równouprawnienia pod sztandarami Rzeczypospolitej. Nie widzimy ani chciwych grosza panów i panków, ani zgrai Żydów-oficjalistów, ani Żydów podsuwających nowe plany wyzysku lub wyzyskujących na własną rękę. Nie widzimy tych, których bito, którym zabierano fortuny, żony lub córki. Słyszymy tylko kiedy niekiedy lekkie wzmianki, zauważa Prus. Chłopi w powieści to tylko czerń napadająca na szlachtę, wieszająca jej przedstawicieli na konarach drzew i rabująca ich majątki. Napadają najpierw na pojedyncze gospodarstwa szlacheckie (Rozłogi), a potem opanowują większe wsie i miasteczka – jak Czehryn. Ale dlaczego mieliby to robić? Nie bardzo wiadomo. A dlaczego Kozacy mieliby napadać na Rzeczypospolitą?
Wydaje się czytelnikowi, że winien temu wszystkiemu jest Chmielnicki, który w powieści przede wszystkim jest brutalny, nadużywa alkoholu i kiepsko broni się przed Skrzetuskim, który zarzuca mu, że wyleje morze ludzkiej krwi i łez, spustoszy cały kraj, swoich w niewolę odda, a wszystko to czyni dla prywaty. Tymczasem historyczny Chmielnicki jest postacią bardzo barwną, o wiele wyrazistszą i tragiczną, bo rozdartą. Dobrze charakteryzuje go Prus:Tkliwy kochanek i okrutny morderca, który własną żonę kazał powiesić; sceptyk i obrońca wiary; ambitny egoista, ale tak streszczający w sobie uczucia swego ludu, że gdy odezwał się, poszły za nim krocie; wdzięczny za doznane usługi jak najszlachetniejsi i mściwy jak najpodlejsi; mało okrzesany Kozak, a jednocześnie dyplomata, wielki wódz i mistrz w kierowaniu uczuciami swoich tłumów. Groźnego przeciwnika dla swoich powstańców, Tatarów, hetman zaporoski nie tylko zneutralizował, ale i uczynił sojusznikami, dowodząc przy tym swych wielkich zdolności. Czemu więc mistrz w kreowaniu fascynujących postaci, Sienkiewicz, tak go nie przedstawił? To oczywiste – Chmielnicki był wrogiem, zaś jedną z cech całej Trylogii jest baśniowe przedstawianie bohaterów, dzielenie ich na dobrych i złych, raczej bez stanów pośrednich (wyjątkiem jest Bohun, ale on nie był przywódcą powstania, a ponadto sam Sienkiewicz zauważył przecież, że na początku przedstawiał go w korzystniejszym świetle, gdyż z czasem zmieniała mu się koncepcja). Jest zatem hetman zaporoski symbolem najeźdźcy, tym wyraźniejszym, że ze wschodu, z kraju niby z Polską spokrewnionego, ale jednak bliskiego i naszemu byłemu zaborcy, Rosji. Musi być zły.
Skoro Chmielnicki został celowo uczerniony i pozbawiony pewnej części swych szlachetnych rysów, nasuwa się pytanie: co z jego antagonistą, walecznym i miłującym ojczyznę Jeremim Wiśniowieckim?
Sienkiewicz przedstawia wojewodę ruskiego jako nieomal jedynego z magnatów na Ukrainie, który podejmuje walkę z wojskami kozackimi. W momencie wybuchu rebelii Wiśniowiecki cieszył się już sławą: mając niewiele ponad dwadzieścia lat, walczył pod Putywlem, gdzie nie odniósł wprawdzie żadnego wielkiego zwycięstwa, ale zyskał przydomek „Podpalacza” (jak zwali go w Moskwie) i dał się poznać królowi. Nieco później przyczynił się znacząco do stłumienia powstania Pawluka. W 1644 przyczynił się do wielkiego zwycięstwa hetmana Koniecpolskiego pod Ochmatowem. Jego talent wojenny zyskał uznanie nawet wśród wrogów: kronikarz tatarski opisał go jako słynnego i znakomitego męża. W 1646 został wojewodą ruskim i senatorem Rzeczypospolitej, ale nie to rozsławiło jego imię; jak zresztą i inni ukrainni królewięta, książę Wiśniowiecki był w stanie całkowicie bezprawnie walczyć o pomnażanie swoich dóbr ziemskich, od początku bardzo dużych. Pozwalał sobie na odmówienie hetmanowi Koniecpolskiemu stawienia się na wyprawę wojenną, zaś z chorążym wielkim koronnym toczył spór o Hadziacz, przez pomyłkę nadany im obu; Wiśniowiecki sprawę przegrał, ale zdołał upokorzyć zarówno przeciwnika, jak i senat i samego króla.
Kiedy wybuchło powstanie Chmielnickiego, jako jeden z kilku magnatów kresowych nie złożył broni. Stać go było na utrzymywanie kilkutysięcznej prywatnej armii i z nimi wyruszył przeciw buntownikom, odnosząc kilka efektownych zwycięstw i wykazując się okrucieństwem porównywalnym tylko z brutalnością rebeliantów. Wbijał na pal, palił… Do historii przeszła jego wypowiedź: Mordujcie ich tak, aby czuli, że umierają. Sienkiewicz, chociaż słowa te cytuje, poświęca okrucieństwu niewiele uwagi, przemilcza także chciwość wojewody – zwraca natomiast uwagę na umiłowanie ojczyzny (z czego ironizuje Prus: jaki to ładny obrazek, w którym owa ojczyzna w sercu Jaremy walczy z ambicją i – zwycięża!… Ale nie bez trudu, bo aż Chrystus musiał interweniować). Podkreślone jest także negatywne nastawienie możnowładców do Wiśniowieckiego, wynikające z obaw dworu, że książę nie zechce podporządkować się władzy królewskiej. Obawy były uzasadnione: po nominacji regimentarzy Jarema udał się walczyć w inne miejsce, niż mu nakazano. Wiśniowiecki zdawał sobie sprawę, że większość szlachty widzi w nim zbawcę kraju i wykorzystywał swoją popularność jak tylko mógł. Kiedy Kisiel pertraktował z Chmielnickim, który sam nawoływał do układów, by powstrzymać ruszających do powstania chłopów, Jarema wojował z buntownikami, a Kisielowi zarzucał, że jest sprzedajny. Gdy doszło do zawieszenia broni, Chmielnicki ściął kilkuset rozbójników w celu utrzymania spokoju – w tym czasie mężny książę dalej napadał, aż w końcu przekonał czerń, że za wszystkim stoi zrywający układy Kisiel oraz cała Rzeczypospolita i spowodował kolejną falę walk. Mimo to jego sława rosła. Apogeum osiągnęła w 1649 roku podczas obrony Zbaraża. Wbrew legendzie, Wiśniowiecki nie był jednak jedynym dowódcą twierdzy, lecz komendantem jednej z pięciu dywizji i członkiem ścisłej rady wojennej. Jednak jego wpływ na organizację obrony i morale wojska, a także osobisty udział w wycieczkach, miały ogromne znaczenie dla sukcesu tej walki i utrzymania Zbaraża aż do przyjazdu króla.
Akcja Ogniem i mieczem kończy się w tym miejscu, więc Sienkiewicz nie odnotowuje powolnego upadku popularności Jaremy, ani też nie wspomina o jego śmierci wkrótce po stoczeniu bitwy pod Beresteczkiem. Te obrazy nie miałyby już takiej wymowy, osłabiłyby moc wizerunku magnata – wielkiego patrioty. A zatem autor postąpił z nim podobnie jak z Chmielnickim, uwypuklając zupełnie inne cechy. Jednak Chmielnicki był jedynym przywódcą powstania, zaś na jego głównego przeciwnika mógłby właściwie Sienkiewicz wybrać kogoś innego, lepszego. Jednak w XIX wieku, a szczególnie w okresie, gdy powstawała Trylogia, historycy kreowali wojewodę ruskiego na bohatera. Antoni Rolle, który uwielbiał szperać po starych dokumentach, zauważył w 1880 roku: Gdy przyszły pierwsze klęski w 1648 r., wówczas wobec samowoli i zbrodni umilkło wszelkie prawo, wszelki głos sprawiedliwości; znalazł się jednak człowiek, który zaprotestował orężnie i jako straszny mściciel krzywd naszych wystąpił, był nim ks. Jeremi Wiśniowiecki, czynny, czujny, przezorny, odważny, poświęcający się, wytrwały, słowem ideał bohatera, owiany nawet urokiem zawiedzionego uczucia, do powieści historycznej nadać by się mógł łatwo. Nadał się. Autor Ogniem i mieczem pociągnął tylko jego legendę, a zarazem niejako zwieńczył ją swoim dziełem.
Również wydarzenia historyczne przedstawiał Sienkiewicz po swojemu, tak, aby jak najbardziej pasowały mu do wymowy powieści. Nie modyfikował ich, lecz odpowiednio naświetlał pewne fakty. Marceli Kosman w opracowaniu Na tropach bohaterów Trylogiistwierdza: Ogniem i mieczem kończy się opisem bitwy pod Beresteczkiem, która stanowiła sukces polskiego oręża. Sienkiewicz jednak nie mówi wszystkiego. W epilogu przedstawia samą bitwę – dosyć wiernie, zgodnie z ówczesną wiedzą historyczną. A przecież bitwa ta poprzedzona była niezbyt pięknymi czynami wojska, które buntowało się, rabowało ludność cywilną, nie słuchało rozkazów królewskich. Po zwycięstwie zaś – upojone triumfem i radosne – rozproszyło się niemal natychmiast, podczas gdy nieprzyjaciel zbierał nowe siły. Ale czy wzmianka o tym byłaby odpowiednia jako zwieńczenie działań walecznych żołnierzy, których dopiero co podziwiał czytelnik? Znany jest także przypadek, gdy opisując bitwę pod Machnówką, miał do dyspozycji kilka źródeł: Szanojchy, Maskiwicza i pewnego anonimowego autora, którego Pamiętniki o wojnach kozackich za Chmielnickiego wydane zostały w latach czterdziestych. Badacze Trylogii początkowo nie wiedzieli o tym dokumencie i sądzili, że niezgodny z prawdą przebieg bitwy i opis Jaremy zwyciężającego Krzywonosa zostały wykreowane przez Sienkiewicza; dopiero jeden z nich odkrył Pamiętniki. Świadczy to o interesującym stosunku Sienkiewicza do materiałów, z których korzystał: anonimowa relacja była mniej pewna niż opracowania historyków, lecz bardziej pasowała do założeń artysty – przedstawiała taki przebieg wydarzeń, jaki mu odpowiadał do krzepiącej serca powieści.
*
Wokół Potopu nie rozgorzała już taka dyskusja. Prawdopodobnie po części spowodowane to było reakcją Sienkiewicza na komentarze dotyczące poprzedniej powieści. Inną przyczyną mógł być fakt, że Ogniem i mieczem dotyczyło tragicznej wojny domowej, zaś napad Szwedów i zdradę Radziwiłła można było interpretować w jeden tylko sposób (zwłaszcza gdy z przyczyn cenzuralnych w Potopie nie ma prawie wzmianek o wojnie polsko-rosyjskiej, która rozgorzała po pakcie perejasławskim). Ponadto głównym motywem Potopu jest przemiana wewnętrzna Kmicica, co oznacza, że to jego – postać raczej fikcyjną – Sienkiewicz kreuje na wielkiego bohatera i patriotę.
Kmicica poznajemy jako wsławionego we wspomnianej już wojnie z Rosją, butnego dowódcę kompanii składającej się z walecznych awanturników, jakich mnóstwo w owym czasie uczestniczyło w wojnach, walcząc także dla kraju, lecz przede wszystkim dla osobistych korzyści. Taki Kmicic jest bardzo prawdopodobny i ma dużo cech wspólnych z noszącym to samo nazwisko Samuelem, który rzeczywiście żył na Litwie w owym czasie. Z kolejnych wydarzeń rysuje się obraz młodzieńca odważnego, pomysłowego, niezwykle pewnego siebie, lecz oddanego prywatnym sprawom, nie zaś ojczyźnie – wartości najważniejszej z punktu widzenia XIX-wiecznych czytelników. Kmicic od początku jednak wzbudza sympatię: być może także dlatego, że Sienkiewicz nie rozwodził się zbytnio nad opisywaniem czynów, jakie popełniali jemu podobni żołnierze. Gdyby czytelnik wiedział, że ów szlachcic był bardziej od Szwedów w paleniu wsi i mordowaniu zawzięty, nie miałby dla niego tyle sympatii. A takie postępowanie leżało w psychice ówczesnego żołnierza. Od tej watahy jednak Kmicic dość prędko odłącza, głównie na skutek miłości do Oleńki. To ona – szlachetna Polka – jest dla niego z początku najważniejsza i dla niej uczy się postępować jak prawdziwy patriota. Zdobędzie ją jednak dopiero, gdy nauczy się prawdziwej miłości do ojczyzny – po licznych przygodach i walkach, oczywiście przedstawionych w fascynujący sposób. Tylko tak krystalicznie czyste i uczciwe osoby jak pan Andrzej po przemianie, mogły stać się wzorem. Pokazać, że Rzeczpospolita to nie tylko liberum veto i jest za czym tęsknić. Jest to bardzo interesujący sposób rozbudzania miłości do kraju: pochłaniający z wypiekami na twarzy opowieści o perypetiach młodego chorążego orszańskiego, przeżywający wszystko razem z nim, czytelnik prawdopodobnie zechce choć przez chwilę przeżyć coś podobnego – czyli właśnie zatęskni za tamtymi czasami, za walką o Polskę.
To, że o historii w Potopie nie dyskutowano tak bardzo, nie oznacza, że Sienkiewicz wiernie się jej trzymał. Jednym z ważniejszych wydarzeń w powieści jest uczta w Kiejdanach. W rzeczywistości nie upłynęła w tak podniosłym nastroju. Biesiadnicy doskonale wiedzieli, co się stanie i już od dawna wznoszono toasty za zdrowie szwedzkie. Jednak taka wersja zdrady kiejdańskiej lepiej uzmysławia powagę sytuacji i tragiczność losów Polski. Wyobraźmy sobie tę scenę opisaną zgodnie ze źródłami: i obecnych na niej Wołodyjowskiego, Zagłobę, Skrzetuskich, od początku pozbawionych złudzeń… Niemożliwe, prawda? Ponadto tylko w okolicznościach wymyślonych przez Sienkiewicza Kmicic zostałby wplątany przysięgą w knowania Radziwiłłów – najczarniejszych charakterów w Potopie. Interesujące, że choć Sienkiewicz oczywiście odmalował ich na swój subiektywny sposób, opinia publiczna nie burzyła się przeciw temu. Ale też inni historycy oceniali postępowanie Janusza Radziwiłła bardziej negatywnie niż na przykład działania Krzysztofa Opalińskiego, zdrajcy spod Ujścia.
Kolejnym przełomowym wydarzeniem, zarówno dla dziejów Polski jak i losów Kmicica, jest obrona Jasnej Góry. Pisząc o niej, Sienkiewicz opierał się przede wszystkim na Nowej Gigantomachii księdza Kordeckiego, nie zmieniając ani faktów, ani podniosłego stylu, w jakim utrzymany jest opis walk, jednak zmienił jedną rzecz: w klasztorze wiedziano o możliwości ataku i bez ostrzeżeń Kmicica przygotowano się do niego: ojciec Kordecki już dawno polecił wywieźć cudowny obraz i skarby za granicę oraz poczynić przygotowania do obrony. Kmicic jednakże, jako postać fikcyjna, może dokonywać fikcyjnych czynów – tych zwłaszcza, które nie wpływają na bieg historii. Kmicic staje się ważny także dla Jana Kazimierza, popierając jego powrót do kraju – co prawie przypłacił życiem, walcząc w obronie monarchy.
Król Jan Kazimierz, otaczany przez Sienkiewicza uwagą podobną nieco do tej poświęcanej Jeremiemu Wiśniowieckiemu, jest niewątpliwie postacią upiększoną. Według Kubali był on lekkoduchem, nie posiadającym cech niezbędnych monarsze. Jana Kazimierza poniekąd usprawiedliwia jednak to, że nie był wychowywany na następcę tronu. Młodszy brat króla Władysława IV korzystał ze swej wolności. Nie garnął do nauki, był rozpieszczany, zwłaszcza odkąd omal nie zginął w pożarze Wilna. Zmieniał zajęcia i zawody: był pułkownikiem cesarskim, więźniem króla francuskiego, jezuitą, kardynałem – aż w końcu otrzymał po zmarłym bracie koronę, której wcale nie chciał. Przyszło mu rządzić Polską w bardzo ciężkich czasach – Rzeczypospolita toczyła kolejne wojny, brakowało pieniędzy, magnaci spiskowali przeciw niemu, planując, że posadzą na tronie króla szwedzkiego… Autor przedstawia króla jako człowieka mądrego, szlachetnego, cierpiącego za winy swojego kraju. Jego Jan Kazimierz potrafi nie tylko leżeć krzyżem, ale i dowodzić w wielkiej bitwie, kierować się sprawiedliwością, dostrzegać krzywdy swoich poddanych. Jeśli popełnia błędy – to za sprawą dbających o własne korzyści doradców. Nieszczęścia kraju są jego nieszczęściami.
Król u Sienkiewicza z reguły jest w osobą świętą. Miłość do ojczyzny oznacza miłowanie jej władcy, a zatem król, jak i dzieje Polski, przedstawiany jest w Trylogii w ten charakterystyczny, podniosły sposób. Czuje się, że to ktoś większy i szlachetniejszy niż zwykły człowiek. Dotyczy to także Władysława IV w Ogniem i mieczem (szanowanego także przez Chmielnickiego) oraz Jana Sobieskiego w Panu Wołodyjowskim, wówczas jeszcze hetmana. Wyjątek uczynił Sienkiewicz tylko dla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W ciężkich czasach po abdykacji Jana Kazimierza naród żałował, że nie ma już Jaremy, przesławnego wodza, który ochroniłby Rzeczypospolitą przed kolejnymi najeźdźcami. Na kolejnego króla wybrano zatem jego syna, o panowaniu którego można powiedzieć tyle dobrego, że trwało krótko, jedynie cztery lata. Zatem powieściopisarz, nie mogąc wyidealizować postaci władcy, po prostu o nim milczał, od początku poświęcając całą swą uwagę wspaniałemu dowódcy, Sobieskiemu.
*
Najmniej kontrowersji wzbudził ostatni tom Trylogii. W Panu Wołodyjowskim niewiele jest zresztą wydarzeń czysto historycznych, zwłaszcza takich, które można by odmalować na różne sposoby. Wybór Wiśniowieckiego na króla jest tylko tłem dla wydarzeń mających miejsce w dworku Ketlinga; Wołodyjowski wyjeżdża z niego na wojnę, której autor nie poświęca prawie żadnej uwagi. Realia życia w Chreptiowie nie wydają się historykom zbyt ważne. Główny czarny charakter, demoniczny Azja syn Tuhaj-beja, jest postacią fikcyjną, aczkolwiek autentyczna jest historia zdrady, a potem powrotu Tatarów litewskich do Rzeczypospolitej, zaś dzieje Aleksandra Kryczyńskiego, przywódcy buntowników, częściowo przypominają historię Azji.
A jak było naprawdę z najważniejszą sceną w ostatnim tomie cyklu: wybuchem Kamieńca i śmiercią Wołodyjowskiego, który wolał zginąć niż się poddać? Warownią dowodził starosta podolski, Mikołaj Potocki – a pomagał mu pułkownik Jerzy Wołodyjowski, żołnierz bardzo dobry, nadzieja i otucha oblężonych, według słów Jasienicy. Kamieniec Podolski uchodził w dawniejszych czasach za twierdzę nie do zdobycia, lecz zmieniło się to, gdy udoskonalono artylerię. Przyczyną były wzniesienia górujące nad warownią; ustawione na nich armaty z łatwością mogły ostrzelać Kamieniec. Forteca była zatem skazana na klęskę. W trakcie walk część fortyfikacji całkowicie zniszczono. Kamieniec skapitulował 26 sierpnia 1772 roku. Wielki wezyr zagwarantował załodze i wszystkim innym możliwość wyjścia z miasta, które przejmował, a okolicznym ziemianom – nietykalność osób i majątków. Warunki były zatem dobre. W trakcie pertraktacji dowódca artylerii fortecznej, nazwiskiem Hejking lub Hekling, podpalił prochownię. W wybuchu zginęło ośmiuset żołnierzy, a z twierdzy pozostały ruiny. Wydarzenia są zatem bardzo podobne, różna jest natomiast ocena Sienkiewicza i historyków. Postępek był niewątpliwie bohaterski, ale utrata ośmiuset walecznych i sprawdzonych ludzi w czasach, gdy Rzeczpospolita rozporządzała minimalnymi siłami… Na wzmiankę o tym w Trylogii nie było miejsca – jest natomiast wzruszający opis pogrzebu, budujący epilog przedstawiający bitwę pod Chocimem i podsumowanie: Na tym kończy się ten szereg książek pisanych w ciągu kilku lat i w niemałym trudzie – dla pokrzepienia serc.
*
Sienkiewicz manipulował zatem wszystkimi faktami historycznymi całkowicie świadomie i w bardzo szlachetnym celu, który sam określa: w celu krzepienia serc. Krytycznie Polaków przedstawiali inni, on zaś zamierzał, zamiast wymieniać po raz kolejny błędy popełnione przez nasz naród na przestrzeni dziejów, odmalować ich wielkość. Trylogia pisana była w czasach ostrej rusyfikacji po nieudanym powstaniu styczniowym; negatywne ukazanie społeczeństwa polskiego, warcholstwa, rozpusty i działania wyłącznie dla własnych korzyści odebrałoby powieściom ich moc.
Rozbudzony patriotycznie naród mógł oczekiwać nadejścia wojny. Nastał rok 1914. Wielu legionistów niosło ze sobą, oprócz zwyczajnych przedmiotów niezbędnych do przeżycia i walki o niepodległość, któryś z tomów Trylogii. A podczas drugiej wojny światowej niejeden z żołnierzy oraz harcerzy przybrał imię po którymś z bohaterów sienkiewiczowskich. Trylogięczytywano także w obozach hitlerowskich…
Nieco wcześniej, w 1934 roku, napadł na Sienkiewicza Olgierd Górka w książce Ogniem i mieczem a rzeczywistość historyczna. Powyciągał różne nieścisłości, jak gdyby miał do czynienia ze studentem historii, sam przy tym popełniając wiele błędów. Jego praca nie została ciepło przyjęta. Narodowych świętości nie rozkłada się na czynniki pierwsze.
Wyobrażenie staropolszczyzny jest sienkiewiczowskie, tak barwnie i przekonująco przedstawił autor zarówno język, jak i obyczaje szlacheckie. Czytelnik ma pewność, że przedstawiony przez Sienkiewicza świat jest prawdziwy. Przekonanie to, przechodzące z pokolenia na pokolenie, jest tak silne, że Trylogia pełni rolę książki do nauczania historii Polski. Subiektywnej, to prawda. Można Sienkiewiczowi zarzucić tendencyjność, a nawet propagowanie wspaniałej Polski. Ale dlaczego nie? Po pierwsze, pozytywizm w ogóle cechował się tendencyjnością, po drugie zaś – czego trzeba było ludziom pozbawionym własnego kraju? Od 1795 roku, gdy upadła niepodległość szlachecka, minęło prawie sto lat, bardzo dla Polski niekorzystnych. Nie pomógł Napoleon, upadały kolejne powstania. Zaborcy starali się pozbawić Polaków tożsamości narodowej. Trylogia, gloryfikująca dawne zwycięstwa i umniejszająca klęski, czytana przez wszystkich, nie tylko odegrała wielkie znaczenie w procesie uświadamiania patriotycznego, ale i do dziś nie straciła na swojej uniwersalności, fascynując kolejne pokolenia czytelników (czego dowodem są chociażby dyskusje, które wybuchały podczas ekranizacji wszystkich jej części). Celowe zmiany w przedstawieniu niektórych faktów w niczym nie umniejszają zatem jej wielkości i absolutnie nie odbierają prawa do pozostawania klasyką polskiej literatury.
Lata po upadku powstania styczniowego były dziwnym czasem; czasem, kiedy żadne znaki na niebie nie przynosiły nadziei na poprawę sytuacji narodu polskiego pod zaborami. Stracono wiarę w rychłe odzyskanie niepodległości drogą walki zbrojnej, tym większą jednak uwagę przykładano do odbudowy kraju. Próbowano dokonać tego na różne sposoby.
Od początku XIX wieku ważną rolę odgrywała historia: miała dostarczać wzorów patriotyzmu, piętnować postawy, które doprowadziły do upadku Rzeczypospolitej, a zarazem przybliżyć narodowi jego przeszłość. Planowano zbiorowo opracować dzieje państwa polskiego pod auspicjami Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie – w dyskusjach dotyczących metod realizacji tego projektu brali udział m.in. Niemcewicz i Staszic. W najważniejszych miastach: Warszawie, Krakowie, Wilnie i Lwowie pracowało wielu historyków, którzy – tocząc liczne spory – badali historię społeczeństwa. Jednym z roztrząsanych problemów była definicja historii jako nauki bądź literatury – wówczas granica między powieścią a opracowaniem naukowym była bardzo płynna. Toteż zainteresowanie tą tematyką widoczne było również w literaturze, gdzie powstawały różne odmiany powieści historycznych. Niestety większość z nich prezentowała przeciętny poziom: powtarzalność fabuły, schematyczne postaci i monotonia form narracyjnych sprawiły, że gatunek ten szybko przestał cieszyć się popularnością. Na tym tle wyraźnie odcinała się twórczość Kraszewskiego, który pisał mniej konwencjonalnie. Jego cykl kronik dziejów Polski charakteryzowało przedstawianie już zinterpretowanych wydarzeń historycznych – nie tylko w jasnych barwach. Kraszewski nie stronił od krytykowania ludzi u szczytu władzy, zarzucając im dbanie tylko o swoje sprawy, lekceważenie państwa, awanturniczość, a niekiedy nawet zdradę. Kierowała nim troska o kraj, jednak zdecydowanie nie była to literatura dająca siłę do dalszych walk.
Młodsze pokolenie do powieści historycznych nastawione było raczej negatywnie. W okresie użytkowego traktowania literatury i pisarstwa tendencyjnego wyraźnie krytykowali utwory nie odzwierciedlające problemów teraźniejszości. Pozytywiści uważali powieść historyczną za twórczość nieudolnie próbującą zastępować rozprawy i dzieła naukowe, niczemu nie przydatną, a ponadto niebezpieczną. W 1866 roku Orzeszkowa zauważała, że: lekko traktować przeszłości nie wolno, a powieść historyczna, niedoskonale napisana, zamiast pożytek, szkodę przynosi, bo nie dosyć wykształconym umysłom daje fałszywe pojęcie o tym, o czym stokroć lepiej jest nie wiedzieć nic niż nieprawdę. Tak więc powieść historyczna poważaniem cieszyć się w owym czasie nie mogła i nic nie wskazywało na to, że niebawem zacznie.
*
Pierwsza faza pozytywizmu, gdy ogół pisarzy ściśle przestrzegał reguł pisarstwa tendencyjnego, zaowocowała licznymi manifestami propagującymi pracę organiczną i pracę u podstaw, nowelami i opowiadaniami tendencyjnymi, a także opracowaniami dotyczącymi społeczeństwa, utworami poetyckimi Asnyka i… właściwie żadną wybitną powieścią, jeśli pominąć twórczość Kraszewskiego. Zwątpienie w sens idei pozytywistycznych doprowadziło do przełomu w literaturze. Zaczęto odchodzić od tendencyjności w stronę realizmu. Do Polski zaczął docierać informacje o nowym prądzie, naturalizmie, ale próby zaadoptowania go przez polskich pisarzy wypadają raczej niekorzystnie. Najpopularniejsze pozostały nowele.
W dalszym ciągu brakowało jednak w literaturze polskiej czegoś wzniosłego, porywającego serca i wzbudzającego nadzieję. Henryk Sienkiewicz, nowelista i dziennikarz, który spędził jakiś czas w Ameryce i pozostawał pod wrażeniem tamtejszych rozległych prerii, wolności, swobody i barwnych, przedsiębiorczych postaci, do naturalizmu nastawiony był negatywnie. Wołał, polemizując z Włodzimierzem Spasowiczem: Niechże choć literatura stworzy nam światy inne, gdzie wszystko nie jest takie karłowate, ale wielke, nie takie płaskie, ale wzniosłe, nie chorobliwe i śmiertelne, ale zdrowe i nieśmiertelne, nie zgrzybiałe, ale młode. Dajcie nam jakie inne światy i inne jakieś przestrzenie, w których piersi zgorączkowane od miejskich wyziewów odetchną choć raz swobodnie a szeroko.
Nie mogąc znaleźć takich światów we współczesności, zainteresował się przeszłością, a zwłaszcza okresem Wazów i Jana II Kazimierza, bardzo wówczas popularnym wśród historiografów. Czytał liczne źródła i opracowania, z których powoli powstaje jego własna wizja przeszłości: wzniosła i wielka. Inspirowały go na pewno prace lwowskich historyków, książka Karola Szanojchy o powstaniu Chmielnickiego (Dwa lata dziejów naszych) i Szkice historyczne Ludwika Kubali, charakteryzujące się wyjątkowo sugestywną narracją. To w recenzji do Szkiców Sienkiewicz porównał siedemnasty wiek z powieścią, która się sama pisze.
*
Późnym latem 1880 roku Sienkiewicz napisał nowelę Niewola tatarska, utwór stylizowany na kronikę szlachecką. Pracując nad tekstem, napisał do Godlewskiego: Mam to za sobą, że czytałem bardzo wiele rzeczy z XVI wieku i późniejszych. Owładłem więc językiem, a swoją drogą staram się, by uniknąć afektacji i rozmaitych wżdy i przedsię nie na miejscu, którymi łata się nieuctwo. Język dawny polega najwięcej na toku, który ma prawie powagę łaciny, nie zaś na sadzeniu dzikimi archaizmami. Jeśli chcesz, nasadzę ich tyle, że nikt nie zrozumie, o co idzie, ale też tyle z tego. Żeby dobrze pisać, potrzeba znać nie tylko Polaków z XVI i XVII w., ale i autorów łacińskich, i przekłady ich dawniej dokonywane, bo na nich kształcili się właśnie nasi i duchem ich się przejęli. Potrzeba też umieć odtworzyć strefę pojęć właściwą współczesnym ludziom, co już jest rzeczą intuicji. Czy to potrafię zrobić, to się pokaże, ale z tego, co Ci piszę, możesz zmiarkować, że rozumiem, jak to należy robić. A zatem już wtedy Sienkiewicz miał świadomość istoty pisarstwa historycznego: potrzeby oddania całego systemu kulturowego opisywanej epoki poprzez odpowiednią stylizację języka.
Niewola tatarska nie została jednak przyjęta przez krytyków pozytywnie. Zwrócono uwagę na pesymistyczną wymowę utworu, przeoczono jego walory: swobodne operowanie językiem siedemnastowiecznego szlachcica, barwne obrazy. Piotr Chmielowski, czołowy krytyk literacki, wypowiedział się wówczas zdecydowanie: Dziedzina powieści historycznej jest dla Sienkiewicza zamknięta!. Sąd swój uzasadnił wyeksploatowaniem stosowanej przez pisarza stylizacji pamiętnikowej. (Parę lat później, przygotowując nową edycję Zarysu literatury polskiej, wykreślił to zdanie z książki i znacznie rozbudował fragment poświęconyNiewoli. Było to już bowiem po ukazaniu się prawie całej Trylogii).
Sienkiewicz krytyką się nie przejął, wyciągnął z niej jedynie odpowiednie wnioski i jeszcze bardziej zagłębił się w badania nad XVII wiekiem. Znał wszystkie współczesne mu opracowania (także rosyjskie), a także wiele dawnych kronik i innych dokumentów z interesującej go epoki, wydawanych w pierwszej połowie XIX wieku. Źródeł miał dość, jak sam pisał.
*
Do pracy nad pierwszym tomem Trylogii, Ogniem i mieczem, przystąpił prawdopodobnie dopiero w 1882 r. Z początku planował, że rzecz będzie większa, może 60 fejletonów, może więcej (jak pisał w liście do przyjaciela, nazwiskiem Smolka) i że będzie nosiła tytułWilcze gniazdo. Sienkiewicz projektował, że napisze tylko jeden tom o losach Kurcewiczów; mieli w powieści występować Bohun i Zagłoba, a ostatni rozdział obejmował oblężenie Zbaraża. Słowem: chciał napisać awanturniczy romans, przeniesiony do przeszłości z powodu rozczarowania teraźniejszością. Wówczas prawdopodobnie nie uwierzyłby komuś, kto powiedziałby mu, że stworzy trzytomowy cykl obejmujący ponad dwadzieścia lat z historii Polski, który wejdzie na stałe do kanonu literatury i zostanie nazwany przez późniejsze pokolenia wiecznym bestsellerem. A jednak już wkrótce pobyt w Zbarażu zaowocował wieloma pomysłami i znacznym rozbudowaniem fabuły. Uległ też zmianie tytuł powieści.
Pierwszy odcinek Ogniem i mieczem ukazał się 2 maja 1883 r. w „Słowie”. Powieść przyjęto z entuzjazmem i zaskoczeniem. Zdziwienie budził fakt, że autor opowiadań ludowych i tak mocno związany ze współczesnością podejmie się tematu historycznego i zrobi to tak efektownie – zwłaszcza w czasie, gdy powieść historyczna zdawała się zamknięta dla każdego i podsumowana cyklem Kraszewskiego, a na dodatek cieszyła się jak najgorszą opinią jako gatunek literatury popularnej, uprawiany przez pisarzy drugorzędnych.
Tymczasem wyjątkowo atrakcyjny awanturniczo-przygodowy klimat Ogniem i mieczem, wątek romansowy, opisy działań wojennych, synkretyczność, uniwersalny, niemal antyczny schemat fabularny (warstwom inteligenckim mogący skojarzyć się z romansami o Amadisie, Lancelocie i Orlandzie Szalonym, a ludowi z opowieściami baśniowymi), i sposób publikacji – w odcinkach w gazecie codziennej – sprawiły, że nowa powieść Sienkiewicza cieszyła się ogromną popularnością od samego początku. Podobnie przyjęte zostały następne tomy: Potop i Pan Wołodyjowski.
W nieco późniejszych czasach modernistyczny krytyk Antoni Potocki tak zachwalał Sienkiewicza w swoich Szkicach i wrażeniach literackich: Tak w każdym calu po szlachecku napisanego arcydzieła jeszcześmy nie mieli. Pan Pasek mógłby to napisać, gdyby na swoje czasy spojrzał z odległości naszych czasów. To jest niewątpliwie bardzo polskie, ale przy tym bajecznie szlacheckie.
Tymczasem ludzie wyczekiwali na poczcie kolejnych numerów „Słowa” i krakowskiego „Czasu”. Żeromski zapisuje w pamiętniku: Józef opowiadał mi rzecz następującą. Był w zimie w Staszowie, miał interes na poczcie, więc tam czekał. Razem z nim czekało na przyjście poczty ze dwudziestu szewców, czeladników, sklepikarzy – czekali na „Słowo”. Gdy poczta przyszła, urzędnik pocztowy zaczął czytać Potop na głos… Ci ludzie czekali tam parę godzin, oderwawszy się od pracy, aby usłyszeć ciąg dalszy powieści. Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z uczuć polskich… Sienkiewicz zrobił dużo, bardzo dużo. Niech imię jego będzie pochwalone.
Czytelnicy przeżywali nieszczęścia ukochanych bohaterów niczym nieszczęścia osób im najbliższych, starali się wpływać na tok wydarzeń, pisząc do autora listy z prośbą, by tego a tego bohatera koniecznie zostawił przy życiu. Znana jest opowieść o człowieku, który modlił się za duszę Podbipięty i dopiero w trakcie modlitwy zorientował się, że pan Longinus jest postacią fikcyjną, o czym wiedział od samego Sienkiewicza
*
Longinus Podbipięta był jednak jednym z nielicznych wyjątków, ponieważ Sienkiewicz, żeby nadać swojej powieści jak najwięcej realizmu, starał się tworzyć bohaterów na podstawie źródeł historycznych (odstąpił od tej zasady właściwie tylko raz, kreując postać Zagłoby). Jan Skrzetuski ma swego odpowiednika w Mikołaju, który faktycznie przedarł się ze Zbaraża, a występujący w Potopie Stanisław Skrzetuski w istocie był krewnym Mikołaja. W znanym oficerze i zabijace Samuelu Kmicicu, można odnaleźć pana Andrzeja przed swoją wielką przemianą – tyle że Samuel do końca życia pozostał awanturnikiem, zaś Sienkiewicz obdarował jego cechami stworzonego przez siebie Jakuba Kmicica, spokrewnionego z głównym bohaterem Potopu. Iwan Bohun (przechrzczony w książce na Jurka – nie wiadomo dlaczego, jego imię i tak pojawia się w treści najwyżej dwukrotnie) był znanym Kozakiem, który zasłynął właściwie dopiero w późnym okresie powstania Chmielnickiego i rzeczywiście był tak pełny fantazji i umiłowania wolności, jak to wynika z powieści – można więc powiedzieć, że Ogniem i mieczem przedstawia możliwą wersję jego wcześniejszego życia. Bez wątpienia niezgodny z prawdą jest tylko epilog powieści, mówiący, że żył w wiosce, którą odbudował, i która zwała się Rozłogi. W rzeczywistości został rozstrzelany w 1664 roku za zdradę: będąc w oddziale pod dowództwem sprzyjającemu Polakom Tetery, spiskował z Kozakami Polsce przeciwnymi. Wynikało to z prowadzonej przez niego polityki: widział zawsze Ukrainę jako kraj niezależny ani Rosji, ani Polsce, ani nikomu innemu.
Najciekawsza – i wyraźnie ukazująca stosunek pisarza do faktów historycznych – jest jednak postać Wołodyjowskiego, noszącego w powieści dwa imiona: Jerzego i Michała. Pod księciem Wiśniowieckim służył dragon Michał Wołodyjowski, ale wcześniej, bo w latach 1632-1634. Był żonaty i wiadomo, że uwiódł czternastoletnią córkę popa Iwana ze wsi Słobódka Czernihowska. Wojen z Chmielnickim nie dożył. Z kolei pułkownik Jerzy Wołodyjowski faktycznie zginął w Kamieńcu Podolskim. Ciekawe, czy Sienkiewicz, szkicując zarysy powieści Wilcze gniazdo, planował stworzenie Pana Wołodyjowskiego. Chyba jednak nie, skoro w Potopie każe stwierdzić małemu rycerzowi, że właściwie to on jest Jerzy Michał, ale święty Jerzy wsławił się jedynie pokonaniem smoka, natomiast święty Michałcałemu komunikowi niebieskiemu przewodzi. W ten sposób łączy obu historycznych żołnierzy. Podobną metodę stosuje w Panu Wołodyjowskim, tworząc Basię. Wymyślił już Michałowi dziewczynę-hajduczka, a następnie odkrył, że Jerzy z Kamieńca miał żonę blisko czterdziestoletnią, wdowę po trzech mężach, imieniem Krystyna. Po namyśle zdecydował się zostawić Basię i jedynie w którymś momencie powieści pada stwierdzenie, że ubiegało się do niej trzech konkurentów i wszyscy zginęli, toteż ludzie żartobliwie zwą pannę Jeziorkowską wdową po nich. Krystyną w powieści jest natomiast przyjaciółka Basi i żona Ketlinga.
*
Od samego początku jednak, oprócz zachwytów, czytelnicy Trylogii wyrażali wiele zastrzeżeń. Krytykowali Sienkiewicza zwłaszcza starsi autorzy powieści historycznych: Kraszewski, Jeż i Kaczkowski, wykazując mu niezrozumienie pewnych wydarzeń i błędne ich przedstawianie. Z kolei krytycy pozytywistyczni wskazali wiele niedociągnięć historiozoficznych.
Najsumienniej dokonał tego Bolesław Prus w swoim komentarzu do Ogniem i mieczem, zwracając uwagę na brak tła dziejowego, nie ukazanie przyczyn, które doprowadziły do wybuchu powstania Chmielnickiego. Wymalował on tylko cyferblat zegarka, ale kółek i sprężyn nie pokazał, pisze autor Faraona. Dalej stwierdza, że Sienkiewicz odmalowuje wszystkie szczegóły i fakty, ale część traktuje marginalnie, niektóre zaś uwydatnia – i w ten sposób tworzy zupełnie inny obraz historii.
Z kart Ogniem i mieczem wynika, że bunt Kozaków wybuchł częściowo sam, a częściowo dlatego, że Czapliński uwiódł żonę przywódcy powstania, Chmielnickiego. Wspominane są też listy, które Chmielnicki wykradł – i to właściwie wszystkie powody, które mogą się nasunąć średnio uważnemu czytelnikowi, mającego o historii XVII wieku niewielkie pojęcie. Sienkiewicz nie uwydatnia stosunków panujących w Rzeczypospolitej i na Ukrainie: upadku militarnego Polski, wybuchowej mieszanki narodów zgromadzonych na Dzikich Polach, magnaterii pilnującej tylko własnych interesów i tego, by król przypadkiem nie miał zbyt wielkich praw, wyzyskiwanych chłopów, walecznych Kozaków zaganianych do pracy na roli…Nie widzimy ani wyzyskiwanego ludu, ani pogardzanych popów, ani weteranów, rozpamiętywających czasy sławy i równouprawnienia pod sztandarami Rzeczypospolitej. Nie widzimy ani chciwych grosza panów i panków, ani zgrai Żydów-oficjalistów, ani Żydów podsuwających nowe plany wyzysku lub wyzyskujących na własną rękę. Nie widzimy tych, których bito, którym zabierano fortuny, żony lub córki. Słyszymy tylko kiedy niekiedy lekkie wzmianki, zauważa Prus. Chłopi w powieści to tylko czerń napadająca na szlachtę, wieszająca jej przedstawicieli na konarach drzew i rabująca ich majątki. Napadają najpierw na pojedyncze gospodarstwa szlacheckie (Rozłogi), a potem opanowują większe wsie i miasteczka – jak Czehryn. Ale dlaczego mieliby to robić? Nie bardzo wiadomo. A dlaczego Kozacy mieliby napadać na Rzeczypospolitą?
Wydaje się czytelnikowi, że winien temu wszystkiemu jest Chmielnicki, który w powieści przede wszystkim jest brutalny, nadużywa alkoholu i kiepsko broni się przed Skrzetuskim, który zarzuca mu, że wyleje morze ludzkiej krwi i łez, spustoszy cały kraj, swoich w niewolę odda, a wszystko to czyni dla prywaty. Tymczasem historyczny Chmielnicki jest postacią bardzo barwną, o wiele wyrazistszą i tragiczną, bo rozdartą. Dobrze charakteryzuje go Prus:Tkliwy kochanek i okrutny morderca, który własną żonę kazał powiesić; sceptyk i obrońca wiary; ambitny egoista, ale tak streszczający w sobie uczucia swego ludu, że gdy odezwał się, poszły za nim krocie; wdzięczny za doznane usługi jak najszlachetniejsi i mściwy jak najpodlejsi; mało okrzesany Kozak, a jednocześnie dyplomata, wielki wódz i mistrz w kierowaniu uczuciami swoich tłumów. Groźnego przeciwnika dla swoich powstańców, Tatarów, hetman zaporoski nie tylko zneutralizował, ale i uczynił sojusznikami, dowodząc przy tym swych wielkich zdolności. Czemu więc mistrz w kreowaniu fascynujących postaci, Sienkiewicz, tak go nie przedstawił? To oczywiste – Chmielnicki był wrogiem, zaś jedną z cech całej Trylogii jest baśniowe przedstawianie bohaterów, dzielenie ich na dobrych i złych, raczej bez stanów pośrednich (wyjątkiem jest Bohun, ale on nie był przywódcą powstania, a ponadto sam Sienkiewicz zauważył przecież, że na początku przedstawiał go w korzystniejszym świetle, gdyż z czasem zmieniała mu się koncepcja). Jest zatem hetman zaporoski symbolem najeźdźcy, tym wyraźniejszym, że ze wschodu, z kraju niby z Polską spokrewnionego, ale jednak bliskiego i naszemu byłemu zaborcy, Rosji. Musi być zły.
Skoro Chmielnicki został celowo uczerniony i pozbawiony pewnej części swych szlachetnych rysów, nasuwa się pytanie: co z jego antagonistą, walecznym i miłującym ojczyznę Jeremim Wiśniowieckim?
Sienkiewicz przedstawia wojewodę ruskiego jako nieomal jedynego z magnatów na Ukrainie, który podejmuje walkę z wojskami kozackimi. W momencie wybuchu rebelii Wiśniowiecki cieszył się już sławą: mając niewiele ponad dwadzieścia lat, walczył pod Putywlem, gdzie nie odniósł wprawdzie żadnego wielkiego zwycięstwa, ale zyskał przydomek „Podpalacza” (jak zwali go w Moskwie) i dał się poznać królowi. Nieco później przyczynił się znacząco do stłumienia powstania Pawluka. W 1644 przyczynił się do wielkiego zwycięstwa hetmana Koniecpolskiego pod Ochmatowem. Jego talent wojenny zyskał uznanie nawet wśród wrogów: kronikarz tatarski opisał go jako słynnego i znakomitego męża. W 1646 został wojewodą ruskim i senatorem Rzeczypospolitej, ale nie to rozsławiło jego imię; jak zresztą i inni ukrainni królewięta, książę Wiśniowiecki był w stanie całkowicie bezprawnie walczyć o pomnażanie swoich dóbr ziemskich, od początku bardzo dużych. Pozwalał sobie na odmówienie hetmanowi Koniecpolskiemu stawienia się na wyprawę wojenną, zaś z chorążym wielkim koronnym toczył spór o Hadziacz, przez pomyłkę nadany im obu; Wiśniowiecki sprawę przegrał, ale zdołał upokorzyć zarówno przeciwnika, jak i senat i samego króla.
Kiedy wybuchło powstanie Chmielnickiego, jako jeden z kilku magnatów kresowych nie złożył broni. Stać go było na utrzymywanie kilkutysięcznej prywatnej armii i z nimi wyruszył przeciw buntownikom, odnosząc kilka efektownych zwycięstw i wykazując się okrucieństwem porównywalnym tylko z brutalnością rebeliantów. Wbijał na pal, palił… Do historii przeszła jego wypowiedź: Mordujcie ich tak, aby czuli, że umierają. Sienkiewicz, chociaż słowa te cytuje, poświęca okrucieństwu niewiele uwagi, przemilcza także chciwość wojewody – zwraca natomiast uwagę na umiłowanie ojczyzny (z czego ironizuje Prus: jaki to ładny obrazek, w którym owa ojczyzna w sercu Jaremy walczy z ambicją i – zwycięża!… Ale nie bez trudu, bo aż Chrystus musiał interweniować). Podkreślone jest także negatywne nastawienie możnowładców do Wiśniowieckiego, wynikające z obaw dworu, że książę nie zechce podporządkować się władzy królewskiej. Obawy były uzasadnione: po nominacji regimentarzy Jarema udał się walczyć w inne miejsce, niż mu nakazano. Wiśniowiecki zdawał sobie sprawę, że większość szlachty widzi w nim zbawcę kraju i wykorzystywał swoją popularność jak tylko mógł. Kiedy Kisiel pertraktował z Chmielnickim, który sam nawoływał do układów, by powstrzymać ruszających do powstania chłopów, Jarema wojował z buntownikami, a Kisielowi zarzucał, że jest sprzedajny. Gdy doszło do zawieszenia broni, Chmielnicki ściął kilkuset rozbójników w celu utrzymania spokoju – w tym czasie mężny książę dalej napadał, aż w końcu przekonał czerń, że za wszystkim stoi zrywający układy Kisiel oraz cała Rzeczypospolita i spowodował kolejną falę walk. Mimo to jego sława rosła. Apogeum osiągnęła w 1649 roku podczas obrony Zbaraża. Wbrew legendzie, Wiśniowiecki nie był jednak jedynym dowódcą twierdzy, lecz komendantem jednej z pięciu dywizji i członkiem ścisłej rady wojennej. Jednak jego wpływ na organizację obrony i morale wojska, a także osobisty udział w wycieczkach, miały ogromne znaczenie dla sukcesu tej walki i utrzymania Zbaraża aż do przyjazdu króla.
Akcja Ogniem i mieczem kończy się w tym miejscu, więc Sienkiewicz nie odnotowuje powolnego upadku popularności Jaremy, ani też nie wspomina o jego śmierci wkrótce po stoczeniu bitwy pod Beresteczkiem. Te obrazy nie miałyby już takiej wymowy, osłabiłyby moc wizerunku magnata – wielkiego patrioty. A zatem autor postąpił z nim podobnie jak z Chmielnickim, uwypuklając zupełnie inne cechy. Jednak Chmielnicki był jedynym przywódcą powstania, zaś na jego głównego przeciwnika mógłby właściwie Sienkiewicz wybrać kogoś innego, lepszego. Jednak w XIX wieku, a szczególnie w okresie, gdy powstawała Trylogia, historycy kreowali wojewodę ruskiego na bohatera. Antoni Rolle, który uwielbiał szperać po starych dokumentach, zauważył w 1880 roku: Gdy przyszły pierwsze klęski w 1648 r., wówczas wobec samowoli i zbrodni umilkło wszelkie prawo, wszelki głos sprawiedliwości; znalazł się jednak człowiek, który zaprotestował orężnie i jako straszny mściciel krzywd naszych wystąpił, był nim ks. Jeremi Wiśniowiecki, czynny, czujny, przezorny, odważny, poświęcający się, wytrwały, słowem ideał bohatera, owiany nawet urokiem zawiedzionego uczucia, do powieści historycznej nadać by się mógł łatwo. Nadał się. Autor Ogniem i mieczem pociągnął tylko jego legendę, a zarazem niejako zwieńczył ją swoim dziełem.
Również wydarzenia historyczne przedstawiał Sienkiewicz po swojemu, tak, aby jak najbardziej pasowały mu do wymowy powieści. Nie modyfikował ich, lecz odpowiednio naświetlał pewne fakty. Marceli Kosman w opracowaniu Na tropach bohaterów Trylogiistwierdza: Ogniem i mieczem kończy się opisem bitwy pod Beresteczkiem, która stanowiła sukces polskiego oręża. Sienkiewicz jednak nie mówi wszystkiego. W epilogu przedstawia samą bitwę – dosyć wiernie, zgodnie z ówczesną wiedzą historyczną. A przecież bitwa ta poprzedzona była niezbyt pięknymi czynami wojska, które buntowało się, rabowało ludność cywilną, nie słuchało rozkazów królewskich. Po zwycięstwie zaś – upojone triumfem i radosne – rozproszyło się niemal natychmiast, podczas gdy nieprzyjaciel zbierał nowe siły. Ale czy wzmianka o tym byłaby odpowiednia jako zwieńczenie działań walecznych żołnierzy, których dopiero co podziwiał czytelnik? Znany jest także przypadek, gdy opisując bitwę pod Machnówką, miał do dyspozycji kilka źródeł: Szanojchy, Maskiwicza i pewnego anonimowego autora, którego Pamiętniki o wojnach kozackich za Chmielnickiego wydane zostały w latach czterdziestych. Badacze Trylogii początkowo nie wiedzieli o tym dokumencie i sądzili, że niezgodny z prawdą przebieg bitwy i opis Jaremy zwyciężającego Krzywonosa zostały wykreowane przez Sienkiewicza; dopiero jeden z nich odkrył Pamiętniki. Świadczy to o interesującym stosunku Sienkiewicza do materiałów, z których korzystał: anonimowa relacja była mniej pewna niż opracowania historyków, lecz bardziej pasowała do założeń artysty – przedstawiała taki przebieg wydarzeń, jaki mu odpowiadał do krzepiącej serca powieści.
*
Wokół Potopu nie rozgorzała już taka dyskusja. Prawdopodobnie po części spowodowane to było reakcją Sienkiewicza na komentarze dotyczące poprzedniej powieści. Inną przyczyną mógł być fakt, że Ogniem i mieczem dotyczyło tragicznej wojny domowej, zaś napad Szwedów i zdradę Radziwiłła można było interpretować w jeden tylko sposób (zwłaszcza gdy z przyczyn cenzuralnych w Potopie nie ma prawie wzmianek o wojnie polsko-rosyjskiej, która rozgorzała po pakcie perejasławskim). Ponadto głównym motywem Potopu jest przemiana wewnętrzna Kmicica, co oznacza, że to jego – postać raczej fikcyjną – Sienkiewicz kreuje na wielkiego bohatera i patriotę.
Kmicica poznajemy jako wsławionego we wspomnianej już wojnie z Rosją, butnego dowódcę kompanii składającej się z walecznych awanturników, jakich mnóstwo w owym czasie uczestniczyło w wojnach, walcząc także dla kraju, lecz przede wszystkim dla osobistych korzyści. Taki Kmicic jest bardzo prawdopodobny i ma dużo cech wspólnych z noszącym to samo nazwisko Samuelem, który rzeczywiście żył na Litwie w owym czasie. Z kolejnych wydarzeń rysuje się obraz młodzieńca odważnego, pomysłowego, niezwykle pewnego siebie, lecz oddanego prywatnym sprawom, nie zaś ojczyźnie – wartości najważniejszej z punktu widzenia XIX-wiecznych czytelników. Kmicic od początku jednak wzbudza sympatię: być może także dlatego, że Sienkiewicz nie rozwodził się zbytnio nad opisywaniem czynów, jakie popełniali jemu podobni żołnierze. Gdyby czytelnik wiedział, że ów szlachcic był bardziej od Szwedów w paleniu wsi i mordowaniu zawzięty, nie miałby dla niego tyle sympatii. A takie postępowanie leżało w psychice ówczesnego żołnierza. Od tej watahy jednak Kmicic dość prędko odłącza, głównie na skutek miłości do Oleńki. To ona – szlachetna Polka – jest dla niego z początku najważniejsza i dla niej uczy się postępować jak prawdziwy patriota. Zdobędzie ją jednak dopiero, gdy nauczy się prawdziwej miłości do ojczyzny – po licznych przygodach i walkach, oczywiście przedstawionych w fascynujący sposób. Tylko tak krystalicznie czyste i uczciwe osoby jak pan Andrzej po przemianie, mogły stać się wzorem. Pokazać, że Rzeczpospolita to nie tylko liberum veto i jest za czym tęsknić. Jest to bardzo interesujący sposób rozbudzania miłości do kraju: pochłaniający z wypiekami na twarzy opowieści o perypetiach młodego chorążego orszańskiego, przeżywający wszystko razem z nim, czytelnik prawdopodobnie zechce choć przez chwilę przeżyć coś podobnego – czyli właśnie zatęskni za tamtymi czasami, za walką o Polskę.
To, że o historii w Potopie nie dyskutowano tak bardzo, nie oznacza, że Sienkiewicz wiernie się jej trzymał. Jednym z ważniejszych wydarzeń w powieści jest uczta w Kiejdanach. W rzeczywistości nie upłynęła w tak podniosłym nastroju. Biesiadnicy doskonale wiedzieli, co się stanie i już od dawna wznoszono toasty za zdrowie szwedzkie. Jednak taka wersja zdrady kiejdańskiej lepiej uzmysławia powagę sytuacji i tragiczność losów Polski. Wyobraźmy sobie tę scenę opisaną zgodnie ze źródłami: i obecnych na niej Wołodyjowskiego, Zagłobę, Skrzetuskich, od początku pozbawionych złudzeń… Niemożliwe, prawda? Ponadto tylko w okolicznościach wymyślonych przez Sienkiewicza Kmicic zostałby wplątany przysięgą w knowania Radziwiłłów – najczarniejszych charakterów w Potopie. Interesujące, że choć Sienkiewicz oczywiście odmalował ich na swój subiektywny sposób, opinia publiczna nie burzyła się przeciw temu. Ale też inni historycy oceniali postępowanie Janusza Radziwiłła bardziej negatywnie niż na przykład działania Krzysztofa Opalińskiego, zdrajcy spod Ujścia.
Kolejnym przełomowym wydarzeniem, zarówno dla dziejów Polski jak i losów Kmicica, jest obrona Jasnej Góry. Pisząc o niej, Sienkiewicz opierał się przede wszystkim na Nowej Gigantomachii księdza Kordeckiego, nie zmieniając ani faktów, ani podniosłego stylu, w jakim utrzymany jest opis walk, jednak zmienił jedną rzecz: w klasztorze wiedziano o możliwości ataku i bez ostrzeżeń Kmicica przygotowano się do niego: ojciec Kordecki już dawno polecił wywieźć cudowny obraz i skarby za granicę oraz poczynić przygotowania do obrony. Kmicic jednakże, jako postać fikcyjna, może dokonywać fikcyjnych czynów – tych zwłaszcza, które nie wpływają na bieg historii. Kmicic staje się ważny także dla Jana Kazimierza, popierając jego powrót do kraju – co prawie przypłacił życiem, walcząc w obronie monarchy.
Król Jan Kazimierz, otaczany przez Sienkiewicza uwagą podobną nieco do tej poświęcanej Jeremiemu Wiśniowieckiemu, jest niewątpliwie postacią upiększoną. Według Kubali był on lekkoduchem, nie posiadającym cech niezbędnych monarsze. Jana Kazimierza poniekąd usprawiedliwia jednak to, że nie był wychowywany na następcę tronu. Młodszy brat króla Władysława IV korzystał ze swej wolności. Nie garnął do nauki, był rozpieszczany, zwłaszcza odkąd omal nie zginął w pożarze Wilna. Zmieniał zajęcia i zawody: był pułkownikiem cesarskim, więźniem króla francuskiego, jezuitą, kardynałem – aż w końcu otrzymał po zmarłym bracie koronę, której wcale nie chciał. Przyszło mu rządzić Polską w bardzo ciężkich czasach – Rzeczypospolita toczyła kolejne wojny, brakowało pieniędzy, magnaci spiskowali przeciw niemu, planując, że posadzą na tronie króla szwedzkiego… Autor przedstawia króla jako człowieka mądrego, szlachetnego, cierpiącego za winy swojego kraju. Jego Jan Kazimierz potrafi nie tylko leżeć krzyżem, ale i dowodzić w wielkiej bitwie, kierować się sprawiedliwością, dostrzegać krzywdy swoich poddanych. Jeśli popełnia błędy – to za sprawą dbających o własne korzyści doradców. Nieszczęścia kraju są jego nieszczęściami.
Król u Sienkiewicza z reguły jest w osobą świętą. Miłość do ojczyzny oznacza miłowanie jej władcy, a zatem król, jak i dzieje Polski, przedstawiany jest w Trylogii w ten charakterystyczny, podniosły sposób. Czuje się, że to ktoś większy i szlachetniejszy niż zwykły człowiek. Dotyczy to także Władysława IV w Ogniem i mieczem (szanowanego także przez Chmielnickiego) oraz Jana Sobieskiego w Panu Wołodyjowskim, wówczas jeszcze hetmana. Wyjątek uczynił Sienkiewicz tylko dla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W ciężkich czasach po abdykacji Jana Kazimierza naród żałował, że nie ma już Jaremy, przesławnego wodza, który ochroniłby Rzeczypospolitą przed kolejnymi najeźdźcami. Na kolejnego króla wybrano zatem jego syna, o panowaniu którego można powiedzieć tyle dobrego, że trwało krótko, jedynie cztery lata. Zatem powieściopisarz, nie mogąc wyidealizować postaci władcy, po prostu o nim milczał, od początku poświęcając całą swą uwagę wspaniałemu dowódcy, Sobieskiemu.
*
Najmniej kontrowersji wzbudził ostatni tom Trylogii. W Panu Wołodyjowskim niewiele jest zresztą wydarzeń czysto historycznych, zwłaszcza takich, które można by odmalować na różne sposoby. Wybór Wiśniowieckiego na króla jest tylko tłem dla wydarzeń mających miejsce w dworku Ketlinga; Wołodyjowski wyjeżdża z niego na wojnę, której autor nie poświęca prawie żadnej uwagi. Realia życia w Chreptiowie nie wydają się historykom zbyt ważne. Główny czarny charakter, demoniczny Azja syn Tuhaj-beja, jest postacią fikcyjną, aczkolwiek autentyczna jest historia zdrady, a potem powrotu Tatarów litewskich do Rzeczypospolitej, zaś dzieje Aleksandra Kryczyńskiego, przywódcy buntowników, częściowo przypominają historię Azji.
A jak było naprawdę z najważniejszą sceną w ostatnim tomie cyklu: wybuchem Kamieńca i śmiercią Wołodyjowskiego, który wolał zginąć niż się poddać? Warownią dowodził starosta podolski, Mikołaj Potocki – a pomagał mu pułkownik Jerzy Wołodyjowski, żołnierz bardzo dobry, nadzieja i otucha oblężonych, według słów Jasienicy. Kamieniec Podolski uchodził w dawniejszych czasach za twierdzę nie do zdobycia, lecz zmieniło się to, gdy udoskonalono artylerię. Przyczyną były wzniesienia górujące nad warownią; ustawione na nich armaty z łatwością mogły ostrzelać Kamieniec. Forteca była zatem skazana na klęskę. W trakcie walk część fortyfikacji całkowicie zniszczono. Kamieniec skapitulował 26 sierpnia 1772 roku. Wielki wezyr zagwarantował załodze i wszystkim innym możliwość wyjścia z miasta, które przejmował, a okolicznym ziemianom – nietykalność osób i majątków. Warunki były zatem dobre. W trakcie pertraktacji dowódca artylerii fortecznej, nazwiskiem Hejking lub Hekling, podpalił prochownię. W wybuchu zginęło ośmiuset żołnierzy, a z twierdzy pozostały ruiny. Wydarzenia są zatem bardzo podobne, różna jest natomiast ocena Sienkiewicza i historyków. Postępek był niewątpliwie bohaterski, ale utrata ośmiuset walecznych i sprawdzonych ludzi w czasach, gdy Rzeczpospolita rozporządzała minimalnymi siłami… Na wzmiankę o tym w Trylogii nie było miejsca – jest natomiast wzruszający opis pogrzebu, budujący epilog przedstawiający bitwę pod Chocimem i podsumowanie: Na tym kończy się ten szereg książek pisanych w ciągu kilku lat i w niemałym trudzie – dla pokrzepienia serc.
*
Sienkiewicz manipulował zatem wszystkimi faktami historycznymi całkowicie świadomie i w bardzo szlachetnym celu, który sam określa: w celu krzepienia serc. Krytycznie Polaków przedstawiali inni, on zaś zamierzał, zamiast wymieniać po raz kolejny błędy popełnione przez nasz naród na przestrzeni dziejów, odmalować ich wielkość. Trylogia pisana była w czasach ostrej rusyfikacji po nieudanym powstaniu styczniowym; negatywne ukazanie społeczeństwa polskiego, warcholstwa, rozpusty i działania wyłącznie dla własnych korzyści odebrałoby powieściom ich moc.
Rozbudzony patriotycznie naród mógł oczekiwać nadejścia wojny. Nastał rok 1914. Wielu legionistów niosło ze sobą, oprócz zwyczajnych przedmiotów niezbędnych do przeżycia i walki o niepodległość, któryś z tomów Trylogii. A podczas drugiej wojny światowej niejeden z żołnierzy oraz harcerzy przybrał imię po którymś z bohaterów sienkiewiczowskich. Trylogięczytywano także w obozach hitlerowskich…
Nieco wcześniej, w 1934 roku, napadł na Sienkiewicza Olgierd Górka w książce Ogniem i mieczem a rzeczywistość historyczna. Powyciągał różne nieścisłości, jak gdyby miał do czynienia ze studentem historii, sam przy tym popełniając wiele błędów. Jego praca nie została ciepło przyjęta. Narodowych świętości nie rozkłada się na czynniki pierwsze.
Wyobrażenie staropolszczyzny jest sienkiewiczowskie, tak barwnie i przekonująco przedstawił autor zarówno język, jak i obyczaje szlacheckie. Czytelnik ma pewność, że przedstawiony przez Sienkiewicza świat jest prawdziwy. Przekonanie to, przechodzące z pokolenia na pokolenie, jest tak silne, że Trylogia pełni rolę książki do nauczania historii Polski. Subiektywnej, to prawda. Można Sienkiewiczowi zarzucić tendencyjność, a nawet propagowanie wspaniałej Polski. Ale dlaczego nie? Po pierwsze, pozytywizm w ogóle cechował się tendencyjnością, po drugie zaś – czego trzeba było ludziom pozbawionym własnego kraju? Od 1795 roku, gdy upadła niepodległość szlachecka, minęło prawie sto lat, bardzo dla Polski niekorzystnych. Nie pomógł Napoleon, upadały kolejne powstania. Zaborcy starali się pozbawić Polaków tożsamości narodowej. Trylogia, gloryfikująca dawne zwycięstwa i umniejszająca klęski, czytana przez wszystkich, nie tylko odegrała wielkie znaczenie w procesie uświadamiania patriotycznego, ale i do dziś nie straciła na swojej uniwersalności, fascynując kolejne pokolenia czytelników (czego dowodem są chociażby dyskusje, które wybuchały podczas ekranizacji wszystkich jej części). Celowe zmiany w przedstawieniu niektórych faktów w niczym nie umniejszają zatem jej wielkości i absolutnie nie odbierają prawa do pozostawania klasyką polskiej literatury.