Po informacji, że Polska w ciągu najbliższych lat może stać się drugim Katarem bardzo głośno zrobiło się wokół krajowych złóż gazu łupkowego. Zaczęto przed nami rysować perspektywy zbliżającego się bogactwa i dobrobytu. Pojawiły się również wątpliwości co do posunięć polskiej administracji, której zaczęto zarzucać działanie na szkodę skarbu państwa oraz rozdawnictwo narodowego majątku. Przyjrzyjmy się jednak przykładowym oskarżeniom i skonfrontujmy je z rzeczywistością.
Jeśli wydobycie mają się rozpocząć za 10-12 lat to jest okres, w którym już winne być prowadzone badania nad technologią wydobycia. Ważne aby to Polska zarobiła na tym i zapewniła sobie bezpieczeństwo energetyczne.
Proszę zwrócić uwagę na ryzyko opracowywania technologii oraz jej koszt. Niestety ale może zdarzyć się również sytuacja, że po wpompowaniu kilku mld złotych w technologię i próbnych odwiertach w różnych rejonach Polski okaże się, że gazu wydobyć nie można. Kto wtedy zostanie obarczony odpowiedzialnością za zmarnotrawione pieniądze, które można było przeznaczyć na „o wiele szczytniejsze cele niż jakieś tam grzebanie w ziemi”. Czytaj więcej o technologii wydobycia gazu łupkowego.
Ponadto, z tego co się dowiedziałem, to jesteśmy w stanie w ciągu 5-10 lat opracować własną technologię wydobycia tego surowca(pierwsze wydobycie gazu rozpocznie się za około 10lat).
Faktyczne rozpoczęcie wydobycia jest datą nieznaną, gdyż w dużej mierze zależy od sukcesów poszukiwawczych. Nie ma gwarancji, iż gaz łupkowy znajdujący się w Polsce będzie można wydobyć nawet przy wykorzystaniu posiadanych przez Amerykanów technologii. Zakładając, że opracowanie rodzimej technologii faktycznie zajmie 5-10 lat, to należy do tego dodać również okres potrzebny na badanie potencjalnych złóż, czyli etap do którego amerykańskie koncerny właśnie przystępują. Innymi słowy, przy dobrych wiatrach, samodzielnym opracowaniu technologii i odkryciu wydobywalnych złóż, będziemy o te kilka, kilkanaście lat w tyle, a tym samym ponosić będziemy dodatkowe straty z tytułu niezrealizowanego zysku oraz zakupu droższego gazu z Rosji.
Skoro dostaniemy tylko 1% to należy zadań pytanie – jakimi profitami?…
Tak jak już napisałem, bezpieczeństwo energetyczne kosztuje i związane jest czy to z zakupem drogiego surowca, czy budową infrastruktury. Zapewniając sobie krajowe źródła gazu zrzucamy z siebie ciężar wielu niepotrzebnych wówczas inwestycji, czyli de facto wielu mld złotych. Swoją drogą informacja, iż ktoś dotarł do kontraktów jest na tyle niesprawdzona, że nie powinno się wydawać na tej podstawie opinii. Tego typu umowy mają charakter niejawny, przez co dostęp do nich jest niemożliwy.
Wydobycie krajowe, które wynosiło kiedyś 5mld m3 jest obecnie na poziomie 1,4mld m3 rocznie.
Informacja nieprawdziwa, gdyż wydobycie gazu w Polsce w 2008 r. wyniosło według różnych źródeł 4,1 mld m sześc. (dane Urzędu Regulacji Energetyki) bądź 5,1 mld m sześc. (dane Państwowego Instytutu Geologicznego pojawiające się również w raportach Ministerstwa Gospodarki). Nie można również wskazać długookresowego trendu malejącego, gdyż spadek wydobycia obserwujemy dopiero od 2005 roku.
Swoją drogą ponoć nie stać nas na samodzielne wydobycie, bo nie mamy nowoczesnych technologii. No ale przecież ostatnich dwadzieścia lat (o wcześniejszym okresie możnaby długo mówić) wmawiano nam, ustami różnych neoliberanych mędrców, że państwo nie musi się o takie sprawy troszczyć, że najlepiej o nic niech się nie troszczy.
Proszę zerknąć na sytuację w Stanach Zjednoczonych, gdzie koncerny same w pogoni za potencjalnymi zyskami rozwijały technologię, która umożliwiła Ameryce uniezależnienie się od zewnętrznych dostaw gazu ziemnego. Budowane pospiesznie terminale od odbioru LNG przekształcono w terminale eksportowe. To właśnie dzięki temu wolnorynkowe ceny LNG na wszystkich światowych hubach spadły. PGNiG po prostu nie opłaca się rozwijanie technologii jeżeli na wydobywany przez nich gaz nakładana jest cena maksymalna, zdecydowanie niższa od ceny rynkowej. Dochodzimy tu niejako do meritum sprawy, czyli kwestii liberalizacji rynku oraz poziomu ingerencji państwa w sprawy, o które w zupełności mogłyby zatroszczyć się pojedyncze spółki.
Po informacji, że Polska w ciągu najbliższych lat może stać się drugim Katarem bardzo głośno zrobiło się wokół krajowych złóż gazu łupkowego. Zaczęto przed nami rysować perspektywy zbliżającego się bogactwa i dobrobytu. Pojawiły się również wątpliwości co do posunięć polskiej administracji, której zaczęto zarzucać działanie na szkodę skarbu państwa oraz rozdawnictwo narodowego majątku. Przyjrzyjmy się jednak przykładowym oskarżeniom i skonfrontujmy je z rzeczywistością.
Jeśli wydobycie mają się rozpocząć za 10-12 lat to jest okres, w którym już winne być prowadzone badania nad technologią wydobycia. Ważne aby to Polska zarobiła na tym i zapewniła sobie bezpieczeństwo energetyczne.
Proszę zwrócić uwagę na ryzyko opracowywania technologii oraz jej koszt. Niestety ale może zdarzyć się również sytuacja, że po wpompowaniu kilku mld złotych w technologię i próbnych odwiertach w różnych rejonach Polski okaże się, że gazu wydobyć nie można. Kto wtedy zostanie obarczony odpowiedzialnością za zmarnotrawione pieniądze, które można było przeznaczyć na „o wiele szczytniejsze cele niż jakieś tam grzebanie w ziemi”. Czytaj więcej o technologii wydobycia gazu łupkowego.
Ponadto, z tego co się dowiedziałem, to jesteśmy w stanie w ciągu 5-10 lat opracować własną technologię wydobycia tego surowca(pierwsze wydobycie gazu rozpocznie się za około 10lat).
Faktyczne rozpoczęcie wydobycia jest datą nieznaną, gdyż w dużej mierze zależy od sukcesów poszukiwawczych. Nie ma gwarancji, iż gaz łupkowy znajdujący się w Polsce będzie można wydobyć nawet przy wykorzystaniu posiadanych przez Amerykanów technologii. Zakładając, że opracowanie rodzimej technologii faktycznie zajmie 5-10 lat, to należy do tego dodać również okres potrzebny na badanie potencjalnych złóż, czyli etap do którego amerykańskie koncerny właśnie przystępują. Innymi słowy, przy dobrych wiatrach, samodzielnym opracowaniu technologii i odkryciu wydobywalnych złóż, będziemy o te kilka, kilkanaście lat w tyle, a tym samym ponosić będziemy dodatkowe straty z tytułu niezrealizowanego zysku oraz zakupu droższego gazu z Rosji.
Skoro dostaniemy tylko 1% to należy zadań pytanie – jakimi profitami?…
Tak jak już napisałem, bezpieczeństwo energetyczne kosztuje i związane jest czy to z zakupem drogiego surowca, czy budową infrastruktury. Zapewniając sobie krajowe źródła gazu zrzucamy z siebie ciężar wielu niepotrzebnych wówczas inwestycji, czyli de facto wielu mld złotych. Swoją drogą informacja, iż ktoś dotarł do kontraktów jest na tyle niesprawdzona, że nie powinno się wydawać na tej podstawie opinii. Tego typu umowy mają charakter niejawny, przez co dostęp do nich jest niemożliwy.
Wydobycie krajowe, które wynosiło kiedyś 5mld m3 jest obecnie na poziomie 1,4mld m3 rocznie.
Informacja nieprawdziwa, gdyż wydobycie gazu w Polsce w 2008 r. wyniosło według różnych źródeł 4,1 mld m sześc. (dane Urzędu Regulacji Energetyki) bądź 5,1 mld m sześc. (dane Państwowego Instytutu Geologicznego pojawiające się również w raportach Ministerstwa Gospodarki). Nie można również wskazać długookresowego trendu malejącego, gdyż spadek wydobycia obserwujemy dopiero od 2005 roku.
Swoją drogą ponoć nie stać nas na samodzielne wydobycie, bo nie mamy nowoczesnych technologii. No ale przecież ostatnich dwadzieścia lat (o wcześniejszym okresie możnaby długo mówić) wmawiano nam, ustami różnych neoliberanych mędrców, że państwo nie musi się o takie sprawy troszczyć, że najlepiej o nic niech się nie troszczy.
Proszę zerknąć na sytuację w Stanach Zjednoczonych, gdzie koncerny same w pogoni za potencjalnymi zyskami rozwijały technologię, która umożliwiła Ameryce uniezależnienie się od zewnętrznych dostaw gazu ziemnego. Budowane pospiesznie terminale od odbioru LNG przekształcono w terminale eksportowe. To właśnie dzięki temu wolnorynkowe ceny LNG na wszystkich światowych hubach spadły. PGNiG po prostu nie opłaca się rozwijanie technologii jeżeli na wydobywany przez nich gaz nakładana jest cena maksymalna, zdecydowanie niższa od ceny rynkowej. Dochodzimy tu niejako do meritum sprawy, czyli kwestii liberalizacji rynku oraz poziomu ingerencji państwa w sprawy, o które w zupełności mogłyby zatroszczyć się pojedyncze spółki.