Napisz recenzje na temat : 1. ta ksiazka powinna być umieszczona w kononie lektur szkolnych 2. ta ksiazka powinna byc skreslona z kanonu lektur szkolnych Jeden temat , do wyboru .
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Nie pierwszy raz błogosławię kanon lektur szkolnych, w którym znajdują się jeszcze książki nie grzeszące popularnością wśród umęczonej młodzieży szkolnej. Gdyby "Potop" Henryka Sienkiewicza nie zajmował szlachetnej pozycji w spisie lektur obowiązkowych klasy drugiej licealnej, z całą szczerością mogę przyznać, że nigdy nie sięgnęłabym po to dzieło. A przecież dużo bym straciła. Henryka Sienkiewicza znałam już z "Krzyżaków". Była to powieść wojenna, opowiadająca o mrocznym średniowieczu i nadpobudliwym Zbyszku z Bogdańca. Czytałam ją bez zbytniego zapału, ale za to z motywacją uzyskania lepszej oceny z polskiego. Tymczasem "Potop" od samego początku wzbudzał we mnie cieplejsze uczucia. Zuchwałego, z błyskiem w oku Kmicica, który przy pierwszym spotkaniu ochoczo łapie w objęcia zimną Oleńkę, obdarzyłam od samego początku niemałą sympatią. I muszę się przyznać, że przez wszystkie tomy to właśnie jego szukałam pośród pożółkłych stronic i z wypiekami na policzkach śledziłam jego niespokojne losy. Najwidoczniej pan Sienkiewicz był człowiekiem, który lubował się w wojennych romansach. Na tle ważnych wydarzeń w dziejach narodu polskiego, tj. potopu szwedzkiego, zarysował ciekawą historię niespokojnej miłości Andrzeja Kmicica i Oleńki Billewiczówny. Ci barwni bohaterowie musieli toczyć dwupłaszczyznową bitwę - o Polskę i o siebie samych. Mieli różne sposoby walki - pan Andrzej lubował się w walce pełnej krwi i mieczy, natomiast Oleńka walczyła rozsądkiem, dobrocią i zimnym spojrzeniem, które działało cuda. Przez pierwszy tom przemknęłam szybko, bez szczególnego zaangażowania, nerwowo liczyłam strony do końca, bo termin sprawdzianu zbliżał się nieubłaganie. Drugi tom wzbudzał w mym sercu mnóstwo uczuć, liczba stron nie wiadomo kiedy rosła, a ja ze złością reagowałam na każdy bodziec zewnętrzny, choćby na coś tak świętego, jak smaczny, niedzielny obiad. Trzeci tom był już bardziej stonowany, emocje opadły, ale to podczas jego czytania obdarzyłam platoniczną miłością mości Babinicza i Pana Wołodyjowskiego. Jako lekturę - szczerze polecam. Radzę nie zniechęcać się trudnym słownictwem (trochę czasu, a staropolskie wyrazy nagle same będą wydobywać się z naszej gardzieli), ani ciężkim początkiem czy skomplikowanymi i długimi opisami działań wojennych. Wszystko to po pewnym czasie przestanie przeszkadzać, a nawet zacznie wzbudzać nasze zainteresowanie.