Jerzy Iwanow-Szajnowicz to bez wątpienia jedna z najbardziej niesamowitych postaci II wojny światowej. Sportowiec (reprezentant Polski w piłce wodnej), agent brytyjskiego wywiadu i bohater greckiego ruchu oporu w jednej osobie. Ma na koncie między innymi takie niezwykłe wyczyny, jak wysadzenie w powietrze kilku niemieckich okrętów i statków (pokonywał wpław wielkie dystanse, by wedrzeć się niepostrzeżenie do baz wroga i założyć ładunki wybuchowe), próbę zgładzenia Mussoliniego, uszkodzenie wraz ze współpracownikami kilkuset nieprzyjacielskich samolotów i wielu parowozów. Oddał aliantom także bezcenne przysługi, wysyłając informacje o niemieckich konwojach do Afryki Północnej oraz ruchach i dyslokacji wojsk na terenie Grecji. Za jego głowę wyznaczono nagrodę w wysokości 500 tysięcy drachm. Dwa razy zdołał uciec gestapo, a gdy w końcu został złapany po raz trzeci, niemiecki sąd skazał go na potrójną karę śmierci. Na miejscu egzekucji podjął kolejną próbę ucieczki, jednak tym razem nieudaną. Ranionego przez jednego ze strażników Iwanowa doprowadzono przed pluton egzekucyjny i rozstrzelano. Historia Polaka to prawdziwa epicka opowieść, która mogłaby stanowić kanwę scenariusza niejednej hollywoodzkiej superprodukcji albo zrealizowanego z rozmachem serialu. W 1971 r. z biografią Iwanowa zmierzył się reżyser Zbigniew Kuźmiński, realizując film pt. „Agent nr 1”. Scenariusz do obrazu napisał Aleksander Ścibor-Rylski (który współpracował z Andrzejem Wajdą między innymi przy „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza”), a w tytułową rolę wcielił się Karol Strasburger. Obok niego w filmie zagrali m.in. Monika Sołubianka jako Gabriela oraz Piotr Fronczewski w epizodycznej roli Belińskiego, z którym główny bohater zostaje osadzony w celi. Film przedstawia historię Jerzego Iwanowa w sposób bardzo prosty. Główny bohater jest w zasadzie postacią zdjętą z pomnika, idealną, człowiekiem, który nigdy, nawet na moment, nie zwątpił w słuszność swojej sprawy. Filmowy świat nie jest może dychotomiczny, ale z pewnością nie należy do zbytnio skomplikowanych. Niemcy są bezwzględnie źli, Włosi zaś to raczej ludzie dobroduszni, którzy w gruncie rzeczy brzydzą się wojną (no i zawsze da się z nimi zrobić jakiś interes). Brytyjczycy, wiadomo, są chłodni i zdystansowani, a Grecy bohaterscy (choć mamy pokazaną także wysługującą się okupantowi miejscową bandę). Z przykrością należy stwierdzić, że „Agent nr 1” artystycznie wypada bardzo słabo. Brakuje przede wszystkim pogłębionych postaci oraz próby zastanowienia się nad ich motywacjami, lękami i słabościami. Film sprowadza się do formuły: Iwanow chce walczyć za wszelką cenę – nawet wbrew otrzymanym rozkazom i mimo coraz poważniejszych niebezpieczeństw. Kropka. Mamy więc w zasadzie akcję i nic poza tym. Aktorzy, z Karolem Strasburgerem na czele, wypadli nawet przyzwoicie, ale prawdę powiedziawszy nie mieli okazji do wykazania się. Choć twórcy na szczęście uniknęli górnolotnych, pełnych patosu dialogów, to w obrazie nie brakuje scen, które mogą irytować. Na przykład w jednej z nich Iwanow wyrywa się kilku przytrzymującym go Włochom i z furią atakuje żołnierza, który uderzył kobietę. W innej, nakręconej wśród antycznych ruin, bohater usiłuje skryć się przed ścigającymi go Niemcami. Ale czyni to w sposób tak nieporadny i głupi, że trudno nie odnieść wrażenia, że twórcom filmu nie chodziło o pokazanie brawurowej ucieczki, lecz epatowanie widza greckimi krajobrazami. A plątający się wśród kolumn Karol Strasburger ma stanowić chyba tylko żywy dowód na to, że ekipa rzeczywiście kręciła film w Grecji. Obraz Zbigniewa Kuźmiskiego estetycznie ciąży ku kinu akcji. A że jest to zły kierunek, gdy ma się niewielki budżet i możliwości, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Efekty specjalne w „Agencie nr 1”, a także oddanie ciężkiego uzbrojenia z epoki, są na dość słabym poziomie. Najbardziej rozczarowują jednak płaskie, wręcz komiczne makiety Stukasów, które Iwanow dzielnie wysadza w powietrze. W filmie jest także kilka wpadek specjalistów od udźwiękowienia. Mam tu szczególnie na myśli sceny na wodzie. Chlupot fal uderzających o kadłuby okrętów i statków brzmi jakby był nagrany w zamkniętym pomieszczeniu. W mojej ocenie, historia Jerzego Iwanowa-Szajnowicza przerosła twórców „Agenta nr 1”. Z jednej strony, nie wykorzystali jej artystycznego potencjału i spłaszczyli ją, z drugiej zaś nie zdołali pokazać bohaterskich wyczynów z odpowiednim rozmachem. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że losy dzielnego Polaka nie pójdą w zapomnienie i trafi się jeszcze kiedyś okazja, by przedstawić je na nowo i lepiej na ekranach kin.
Jerzy Iwanow-Szajnowicz to bez wątpienia jedna z najbardziej niesamowitych postaci II wojny światowej. Sportowiec (reprezentant Polski w piłce wodnej), agent brytyjskiego wywiadu i bohater greckiego ruchu oporu w jednej osobie. Ma na koncie między innymi takie niezwykłe wyczyny, jak wysadzenie w powietrze kilku niemieckich okrętów i statków (pokonywał wpław wielkie dystanse, by wedrzeć się niepostrzeżenie do baz wroga i założyć ładunki wybuchowe), próbę zgładzenia Mussoliniego, uszkodzenie wraz ze współpracownikami kilkuset nieprzyjacielskich samolotów i wielu parowozów. Oddał aliantom także bezcenne przysługi, wysyłając informacje o niemieckich konwojach do Afryki Północnej oraz ruchach i dyslokacji wojsk na terenie Grecji. Za jego głowę wyznaczono nagrodę w wysokości 500 tysięcy drachm. Dwa razy zdołał uciec gestapo, a gdy w końcu został złapany po raz trzeci, niemiecki sąd skazał go na potrójną karę śmierci. Na miejscu egzekucji podjął kolejną próbę ucieczki, jednak tym razem nieudaną. Ranionego przez jednego ze strażników Iwanowa doprowadzono przed pluton egzekucyjny i rozstrzelano.
Historia Polaka to prawdziwa epicka opowieść, która mogłaby stanowić kanwę scenariusza niejednej hollywoodzkiej superprodukcji albo zrealizowanego z rozmachem serialu. W 1971 r. z biografią Iwanowa zmierzył się reżyser Zbigniew Kuźmiński, realizując film pt. „Agent nr 1”. Scenariusz do obrazu napisał Aleksander Ścibor-Rylski (który współpracował z Andrzejem Wajdą między innymi przy „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza”), a w tytułową rolę wcielił się Karol Strasburger. Obok niego w filmie zagrali m.in. Monika Sołubianka jako Gabriela oraz Piotr Fronczewski w epizodycznej roli Belińskiego, z którym główny bohater zostaje osadzony w celi. Film przedstawia historię Jerzego Iwanowa w sposób bardzo prosty. Główny bohater jest w zasadzie postacią zdjętą z pomnika, idealną, człowiekiem, który nigdy, nawet na moment, nie zwątpił w słuszność swojej sprawy. Filmowy świat nie jest może dychotomiczny, ale z pewnością nie należy do zbytnio skomplikowanych. Niemcy są bezwzględnie źli, Włosi zaś to raczej ludzie dobroduszni, którzy w gruncie rzeczy brzydzą się wojną (no i zawsze da się z nimi zrobić jakiś interes). Brytyjczycy, wiadomo, są chłodni i zdystansowani, a Grecy bohaterscy (choć mamy pokazaną także wysługującą się okupantowi miejscową bandę). Z przykrością należy stwierdzić, że „Agent nr 1” artystycznie wypada bardzo słabo. Brakuje przede wszystkim pogłębionych postaci oraz próby zastanowienia się nad ich motywacjami, lękami i słabościami. Film sprowadza się do formuły: Iwanow chce walczyć za wszelką cenę – nawet wbrew otrzymanym rozkazom i mimo coraz poważniejszych niebezpieczeństw. Kropka. Mamy więc w zasadzie akcję i nic poza tym. Aktorzy, z Karolem Strasburgerem na czele, wypadli nawet przyzwoicie, ale prawdę powiedziawszy nie mieli okazji do wykazania się. Choć twórcy na szczęście uniknęli górnolotnych, pełnych patosu dialogów, to w obrazie nie brakuje scen, które mogą irytować. Na przykład w jednej z nich Iwanow wyrywa się kilku przytrzymującym go Włochom i z furią atakuje żołnierza, który uderzył kobietę. W innej, nakręconej wśród antycznych ruin, bohater usiłuje skryć się przed ścigającymi go Niemcami. Ale czyni to w sposób tak nieporadny i głupi, że trudno nie odnieść wrażenia, że twórcom filmu nie chodziło o pokazanie brawurowej ucieczki, lecz epatowanie widza greckimi krajobrazami. A plątający się wśród kolumn Karol Strasburger ma stanowić chyba tylko żywy dowód na to, że ekipa rzeczywiście kręciła film w Grecji. Obraz Zbigniewa Kuźmiskiego estetycznie ciąży ku kinu akcji. A że jest to zły kierunek, gdy ma się niewielki budżet i możliwości, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Efekty specjalne w „Agencie nr 1”, a także oddanie ciężkiego uzbrojenia z epoki, są na dość słabym poziomie. Najbardziej rozczarowują jednak płaskie, wręcz komiczne makiety Stukasów, które Iwanow dzielnie wysadza w powietrze. W filmie jest także kilka wpadek specjalistów od udźwiękowienia. Mam tu szczególnie na myśli sceny na wodzie. Chlupot fal uderzających o kadłuby okrętów i statków brzmi jakby był nagrany w zamkniętym pomieszczeniu. W mojej ocenie, historia Jerzego Iwanowa-Szajnowicza przerosła twórców „Agenta nr 1”. Z jednej strony, nie wykorzystali jej artystycznego potencjału i spłaszczyli ją, z drugiej zaś nie zdołali pokazać bohaterskich wyczynów z odpowiednim rozmachem. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że losy dzielnego Polaka nie pójdą w zapomnienie i trafi się jeszcze kiedyś okazja, by przedstawić je na nowo i lepiej na ekranach kin.