Zielony122
Przewidywalny, tendencyjny, z patetyczną muzyką i przerostem formy (czyli efektów specjalnych) nad treścią. Taki jest film "2012". Dokładnie taki, jak należało się spodziewać.
Jest rok 2012. Świat staje przed perspektywą totalnej zagłady. Żywioły w końcu biorą odwet na ludzkości. Masową klęskę przeżyją nieliczni.
Chyba nikt nie oczekuje po kosztownym dziele o globalnej apokalipsie błyskotliwych dialogów, drugiego dna, unikania banałów i zmarginalizowanej roli Amerykanów. Owszem, można było wpleść więcej humoru, można też było pominąć przegadane momenty, by nadać dziełu większego dramatyzmu, wszyscy do kina pójdą i tak po to by zobaczyć jak Himalaje zostają zalane przez tsunami. I warto! Efekty są naprawdę kapitalne i spektakularne. Hawaje zmienione w buchającą ogniem górę lawy, kolosalne fale, gigantyczne wieżowce składające się niczym domki z kart. To wszystko robi niemałe wrażenie. Chociaż fabuła jest mocno nieprawdopodobna (nie tyle chodzi o kataklizmy, co o losy bohaterów - rodziny, która cudem ucieka przed wszechobecnymi katastrofami), nie brakuje momentów trzymających w napięciu i człowiek żałuje, że fotele w kinie nie mają pasów.
Szkoda, ze nie wykorzystano w pełni potencjału Johna Cusacka, który genialnie potrafi łączyć histerię z humorem. Rozbudowanie roli szaleńca Charliego (przerażająco przekonujący Woody Harrelson) też by nie zaszkodziło (naturalnie kosztem mniej interesujących postaci). Skomplementować należy również Olivera Platta, który podjął się kreacji bezwzględnego doradcy prezydenta USA.
"2012" to wizualna uczta, potęga sił natury zaklęta w obrazach oraz perspektywa naprawdę ciekawego sequela.
Jest rok 2012. Świat staje przed perspektywą totalnej zagłady. Żywioły w końcu biorą odwet na ludzkości. Masową klęskę przeżyją nieliczni.
Chyba nikt nie oczekuje po kosztownym dziele o globalnej apokalipsie błyskotliwych dialogów, drugiego dna, unikania banałów i zmarginalizowanej roli Amerykanów. Owszem, można było wpleść więcej humoru, można też było pominąć przegadane momenty, by nadać dziełu większego dramatyzmu, wszyscy do kina pójdą i tak po to by zobaczyć jak Himalaje zostają zalane przez tsunami. I warto! Efekty są naprawdę kapitalne i spektakularne. Hawaje zmienione w buchającą ogniem górę lawy, kolosalne fale, gigantyczne wieżowce składające się niczym domki z kart. To wszystko robi niemałe wrażenie. Chociaż fabuła jest mocno nieprawdopodobna (nie tyle chodzi o kataklizmy, co o losy bohaterów - rodziny, która cudem ucieka przed wszechobecnymi katastrofami), nie brakuje momentów trzymających w napięciu i człowiek żałuje, że fotele w kinie nie mają pasów.
Szkoda, ze nie wykorzystano w pełni potencjału Johna Cusacka, który genialnie potrafi łączyć histerię z humorem. Rozbudowanie roli szaleńca Charliego (przerażająco przekonujący Woody Harrelson) też by nie zaszkodziło (naturalnie kosztem mniej interesujących postaci). Skomplementować należy również Olivera Platta, który podjął się kreacji bezwzględnego doradcy prezydenta USA.
"2012" to wizualna uczta, potęga sił natury zaklęta w obrazach oraz perspektywa naprawdę ciekawego sequela.