Napisz recenzję książki pt.: "Tam gdzie spadają Anioły"... Bardzo mi na tym zależy, pomóżcie... PLISSSS
izkab39
Każdy człowiek w swojej wędrówce przez ten padół płaczu musi się kiedyś zastanowić nad mechanizmami, które kierująjego losem. Co powoduje, że zwykły dzień, zaczynający się jak każdy inny, może całkowicie niespodziewanie zamienić się w TEN DZIEŃ? Co powoduje, że pijany kierowca wybierze akurat tę samą ulicę, przez którą mam przejść? Że na przyjęciu, na które wcale nie miałem ochoty pójść, spotykam osobę, z którą spędzę resztę życia? Takie wydarzenia każą powątpiewać w ciągi przyczynowo-skutkowe i mądrości przekonujące, że "każdy jest kowalem własnego losu". Poczucie bezradności wobec losu, karmy, kismetu towarzyszy jednostkom ludzkim od pierwszych przebłysków dziecięcego myślenia i stanowi pewnie część podstawy rodzącej się religijności. Nieprzypadkowo więc pierwsza modlitwa, jakiej uczą się polskie dzieci, skierowana jest do tego, który jest bezpośrednim gwarantem naszego bezpieczeństwa: "Aniele Boży stróżu mój....". Ale nawet dzieci wiedzą, że nieszczęścia się zdarzają. Gdzie był wtedy Anioł? To narzucające się proste pytanie jest punktem wyjścia dla rozważań najważniejszych, odnoszących się do natury Dobra i Zła, porządku Świata. Najnowsza powieść Doroty Terakowskiej Tam gdzie spadają Anioły stanowi odważną próbę zmierzenia się z powyższymi arcyproblemami. Pięcioletnia Ewa obserwuje pewnego dnia na niebie zadziwiające widowisko: walkę białych i czarnych Aniołów. Jeden z tych świetlistych zostaje pokonany, spada w gąszcz lasu. Na nieszczęście dziewczynki jest to jej Anioł Stróż. Rodzice - wyznawcy "szkiełka i oka" - przyjmują z niedowierzaniem opowieści córki. Nie mogą jednak pozostać obojętni wobec niewytłumaczalnego pecha, który zaczyna prześladować ich dziecko. Zwichnięcia, skaleczenia, potłuczenia, choroby zdarzają się bowiem Ewie ze zdecydowanie "ponadnormatywną" częstotliwością. Jedynie babcia, która zdaje się bardziej sercem niż rozumem obejmować rzeczywistość, podejrzewa nadnaturaIną przyczynę nieszczęść. W końcu przychodzi najgorsze - trzynastoletnia już Ewa zapada na białaczkę. Lekarze nie dają dziewczynie wiele szans. Rodzice wtrąceni w mrok rozpaczy muszą odrzucić pancerz racjonalizmu, zaakceptować istnienie sił nieznanych rozumowi. Zmianę ich oglądu świata wspomaga zadziwiający ciąg przypadków, kierujący nadzieję właśnie ku Aniołom. A jeden z nich jest bardzo - realnie - blisko. Anioły nie umierają. Strącony, okaleczony, bezskrzydły Anioł Stróż Ewy - Ave - przyjął postać miejscowego upośledzonego bezdomnego. Narracja powieści biegnie dwutorowo: historia Ewy jest komentowana i obserwowana także z punktu widzenia owego Anioła; Ave wraz ze stale towarzyszącym mu prześladowcą - czarnym Aniołem, Veą - prowadzą dysputę na temat tego, co ich (a zarazem całe Dobro i Zło) łączy i dzieli. Ewa stanowi swoisty casus w tych rozważaniach. Vea twierdzi, że współistnienie dwóch pierwiastków, Bieli i Czerni, tworzy harmonię świata, że Czerń warunkuje istnienie Bieli i odwrotnie. W finale utworu oba wątki łączą się: dziewczyna pouczona przez Ave'go dokonuje dobrych, "anielskich" uczynków , które przezwyciężają chorobę, a jednocześnie wyzwalają jej niebieskiego opiekuna z konieczności bytowania na ziemi. Powieść Doroty Terakowskiej proponuje czytelnikowi spójny obraz porządku świata: byłby on wykuwany w zmaganiach dwóch wzajemnie dopełniających się żywiołów: Dobra i Zła. Taki obraz świata nie jest nowy; symbolizuje go taoistyczna mandala; pojawia się w światopoglądach manichejskich. Nieprzypadkowo w biblioteczce Ewy - jako jedna z ulubionych książek - stoi Mistrz i Małgorzata Bułhakowa. Motto tej powieści mogłoby przecież stanowić fragment dialogu Ave'go i Vei: "...więc kimże w końcu jesteś? I Jam częścią tej siły, l Która wiecznie zła pragnąc, l Wiecznie czyni dobro" (J. W. Goethe, Faust). Warto ponadto zwrócić uwagę na znaczące imiona bohaterów: Ewa (Eva?), Ave, Vea. Bohaterka Terakowskiej - i każda istota ludzka - byłaby więc owym okręgiem mandali, w którym splatałyby się i walczyły, jak i w całym kosmosie, Biel i Czerń. Istotą dobrego życia człowieka byłoby utrzymywanie tych żywiołów w harmonii oraz - zapewne - zrozumienie konieczności zaakceptowania zła jako elementu integralnie życiu przynależnego. (Podobną wizję proponowała wcześniej w Czarnoksiężniku z archipelagu Ursula K. Le Guin). Tam gdzie spadają Anioły to literatura najwyższej próby. W niezwykle przecież cenionym dorobku Terakowskiej może nawet rzecz najlepiej napisana. Zniknęły tutaj mankamenty poprzednich powieści: dłużyzny, dialogi, w których bohaterowie bardziej przemawiali do siebie niż rozmawiali, brak klarowności przesłania, niejasna symbolika (Samotność Bogów, W krainie kota). Najnowszą powieść czyta się gładko i szybko, autorka dostarcza czytelnikowi okazji do głębokiej refleksji nad sprawami naprawdę ważnymi, ale także do prawdziwego wzruszenia. Rzadkie to cechy we współczesnej literaturze dla młodzieży. Jeżeli do tego dodać ukryte aluzje do znanych dzieł literackich, można by pisać o prawdziwym wydarzeniu na polskim rynku książki. Co w takim razie każe recenzentowi używać trybu warunkowego ? Oto nie bardzo bowiem wiadomo, co począć w sytuacji, gdy czytelnik nie podziela wizji porządku świata nakreślonej przez autorkę? Albo - na przykład - nie chce (w przypadku dorosłego czytelnika), żeby jego nastoletnia pociecha podzieliła tę wizję? Cóż, jeżeli ktoś mnie przekonuje, że białe jest szare, to nawet piękno stylu i uroda argumentacji nie zmniejsza mego oporu wobec takiej wizji. Z drugiej strony, można jednak próbować odczytać powieść Terakowskiej na jeszcze inny sposób: potraktować całą sferę "anielską" utworu jako przenośnię i interpretować Tam gdzie spadają Anioły jako opowieść o miłości, o sacrum życia rodzinnego, o potrzebie metafizyki w codziennym zabieganym życiu. Sądzić jednak należy, że jakkolwiek takie przesłanie w utworze także się pojawia - bardzo dobitnie i sugestywnie sformułowane - to nie na nim ciężar utworu jest oparty. Czytelnik musi więc mierzyć się z zadanymi wcześniej przez recenzenta pytaniami. Od odpowiedzi na nie będzie uzależniona jego własna ocena tej niezwykłej powieści. PS. Projektant okładki - Jahoo Gliński - zrobił wszystko, żeby tytuł powieści był niemożliwy do odczytania (cieniutka kursywa o małej wysokości, pochylona pod kątem 45 stopni!).
Pięcioletnia Ewa obserwuje pewnego dnia na niebie zadziwiające widowisko: walkę białych i czarnych Aniołów. Jeden z tych świetlistych zostaje pokonany, spada w gąszcz lasu. Na nieszczęście dziewczynki jest to jej Anioł Stróż. Rodzice - wyznawcy "szkiełka i oka" - przyjmują z niedowierzaniem opowieści córki. Nie mogą jednak pozostać obojętni wobec niewytłumaczalnego pecha, który zaczyna prześladować ich dziecko. Zwichnięcia, skaleczenia, potłuczenia, choroby zdarzają się bowiem Ewie ze zdecydowanie "ponadnormatywną" częstotliwością. Jedynie babcia, która zdaje się bardziej sercem niż rozumem obejmować rzeczywistość, podejrzewa nadnaturaIną przyczynę nieszczęść. W końcu przychodzi najgorsze - trzynastoletnia już Ewa zapada na białaczkę. Lekarze nie dają dziewczynie wiele szans. Rodzice wtrąceni w mrok rozpaczy muszą odrzucić pancerz racjonalizmu, zaakceptować istnienie sił nieznanych rozumowi. Zmianę ich oglądu świata wspomaga zadziwiający ciąg przypadków, kierujący nadzieję właśnie ku Aniołom.
A jeden z nich jest bardzo - realnie - blisko. Anioły nie umierają. Strącony, okaleczony, bezskrzydły Anioł Stróż Ewy - Ave - przyjął postać miejscowego upośledzonego bezdomnego. Narracja powieści biegnie dwutorowo: historia Ewy jest komentowana i obserwowana także z punktu widzenia owego Anioła; Ave wraz ze stale towarzyszącym mu prześladowcą - czarnym Aniołem, Veą - prowadzą dysputę na temat tego, co ich (a zarazem całe Dobro i Zło) łączy i dzieli. Ewa stanowi swoisty casus w tych rozważaniach. Vea twierdzi, że współistnienie dwóch pierwiastków, Bieli i Czerni, tworzy harmonię świata, że Czerń warunkuje istnienie Bieli i odwrotnie. W finale utworu oba wątki łączą się: dziewczyna pouczona przez Ave'go dokonuje dobrych, "anielskich" uczynków , które przezwyciężają chorobę, a jednocześnie wyzwalają jej niebieskiego opiekuna z konieczności bytowania na ziemi.
Powieść Doroty Terakowskiej proponuje czytelnikowi spójny obraz porządku świata: byłby on wykuwany w zmaganiach dwóch wzajemnie dopełniających się żywiołów: Dobra i Zła. Taki obraz świata nie jest nowy; symbolizuje go taoistyczna mandala; pojawia się w światopoglądach manichejskich. Nieprzypadkowo w biblioteczce Ewy - jako jedna z ulubionych książek - stoi Mistrz i Małgorzata Bułhakowa. Motto tej powieści mogłoby przecież stanowić fragment dialogu Ave'go i Vei: "...więc kimże w końcu jesteś? I Jam częścią tej siły, l Która wiecznie zła pragnąc, l Wiecznie czyni dobro" (J. W. Goethe, Faust). Warto ponadto zwrócić uwagę na znaczące imiona bohaterów: Ewa (Eva?), Ave, Vea. Bohaterka Terakowskiej - i każda istota ludzka - byłaby więc owym okręgiem mandali, w którym splatałyby się i walczyły, jak i w całym kosmosie, Biel i Czerń. Istotą dobrego życia człowieka byłoby utrzymywanie tych żywiołów w harmonii oraz - zapewne - zrozumienie konieczności zaakceptowania zła jako elementu integralnie życiu przynależnego. (Podobną wizję proponowała wcześniej w Czarnoksiężniku z archipelagu Ursula K. Le Guin). Tam gdzie spadają Anioły to literatura najwyższej próby. W niezwykle przecież cenionym dorobku Terakowskiej może nawet rzecz najlepiej napisana. Zniknęły tutaj mankamenty poprzednich powieści: dłużyzny, dialogi, w których bohaterowie bardziej przemawiali do siebie niż rozmawiali, brak klarowności przesłania, niejasna symbolika (Samotność Bogów, W krainie kota). Najnowszą powieść czyta się gładko i szybko, autorka dostarcza czytelnikowi okazji do głębokiej refleksji nad sprawami naprawdę ważnymi, ale także do prawdziwego wzruszenia. Rzadkie to cechy we współczesnej literaturze dla młodzieży. Jeżeli do tego dodać ukryte aluzje do znanych dzieł literackich, można by pisać o prawdziwym wydarzeniu na polskim rynku książki.
Co w takim razie każe recenzentowi używać trybu warunkowego ? Oto nie bardzo bowiem wiadomo, co począć w sytuacji, gdy czytelnik nie podziela wizji porządku świata nakreślonej przez autorkę? Albo - na przykład - nie chce (w przypadku dorosłego czytelnika), żeby jego nastoletnia pociecha podzieliła tę wizję? Cóż, jeżeli ktoś mnie przekonuje, że białe jest szare, to nawet piękno stylu i uroda argumentacji nie zmniejsza mego oporu wobec takiej wizji. Z drugiej strony, można jednak próbować odczytać powieść Terakowskiej na jeszcze inny sposób: potraktować całą sferę "anielską" utworu jako przenośnię i interpretować Tam gdzie spadają Anioły jako opowieść o miłości, o sacrum życia rodzinnego, o potrzebie metafizyki w codziennym zabieganym życiu. Sądzić jednak należy, że jakkolwiek takie przesłanie w utworze także się pojawia - bardzo dobitnie i sugestywnie sformułowane - to nie na nim ciężar utworu jest oparty. Czytelnik musi więc mierzyć się z zadanymi wcześniej przez recenzenta pytaniami. Od odpowiedzi na nie będzie uzależniona jego własna ocena tej niezwykłej powieści.
PS. Projektant okładki - Jahoo Gliński - zrobił wszystko, żeby tytuł powieści był niemożliwy do odczytania (cieniutka kursywa o małej wysokości, pochylona pod kątem 45 stopni!).