Napisz recenzję do rozdziału: "Dywizjon 303". Rozdział: "Usmiech poprzez krew" Proszę o średniej długości ciekawą pracę. Z góry dzięki XD
katbez
Oto streszczenie Dywizjonu 303. Bitwa o Brytanię 1940 roku Straszne lato 1940 roku. Inwazja Niemiec w Europie bez przerwy trwa. Pokonane zostały: Polska, Francja, Norwegia, Belgia. Ostatnim bastionem aliantów (sprzymierzeńców, sojuszników w walce z Niemcami) w Europie Zachodniej jest Anglia. "Wszyscy ludzie, wszyscy... jakby porażeni tracą nadzieję". 8 sierpnia 1940 roku rozpoczyna się niemiecka ofensywa, Hitler zapewnia, że jest to "ostatni akt wojennego dramatu", który zakończy się "rozbiciem w puch Imperium Brytyjskiego".
Podstawowym atutem Niemców w tej bitwie ma być lotnictwo. To niemiecka Luftwaffe ma zdecydować o zwycięstwie. Nad Wielką Brytanię nadlatują "roje zbrojnych maszyn". Rozpoczyna się bitwa o Anglię - dwa miesiące strachu i cierpień ludności cywilnej, dwa miesiące heroicznej walki wojsk alianckich, dwa miesiące upartych i systematycznych ataków niemieckiego lotnictwa. W ciągu tych dwu miesięcy Luftwaffe dokonuje 98 głównych ataków, w których uczestniczy 6000 samolotów bojowych.
We wrześniu rozpoczyna się trzecia, ostatnia faza bitwy. Między 15 a 20 września Niemcy zamierzają zadać Wielkiej Brytanii ostateczną klęskę. 15 września zostają przypuszczone dwa szturmy generalne. Naprzeciw siebie w powietrzu staje 500 niemieckich samolotów bojowych i 250 myśliwców alianckich. Trwa zacięta walka. Alianci zaciekle się bronią. Udaje im się strącić 185 samolotów niemieckich, pozostałe ratują się ucieczką.
Wśród wojsk alianckich walczą także Polacy - sławny Dywizjon 303 - którzy wchodzą do bitwy w ostatniej fazie. Żołnierze walczą 43 dni, ogółem strącają 126 niemieckich samolotów. Ginie pięciu z nich.
Winston Churchill już po pierwszej fazie bitwy stwierdza: "Never in the field of human conflict was so much owed by so many to so few" (nigdy w dziedzinie ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym).
Arkady Fiedler pisze: "Zwycięstwo w bitwie o Brytanię nie tylko uchroniło od zagłady całe Imperium, lecz uwolniło ludzkość od złego czaru ... ludzie się przekonali, że hitlerowców można bić, że nie są niezwyciężeni, że ich broń, choć straszliwa, nie jest wszechwładna".
Myśliwiec Ten rozdział jest poświęcony charakterystyce myśliwca - "rycerza wśród wspaniałego rodu lotników, ..., lotnika nad lotnikami". Jego podstawowym zadaniem jest obrona. Zawsze naciera, szturmuje. Samolot, którym leci, rozwija zawrotną szybkość 150 do 200 m/s. "Myśliwiec - na ziemi człowiek normalny jak każdy inny w powietrzu staje się szaleńcem szybkości, człowiekiem-błyskawicą". Jest zmuszony podejmować natychmiastowe decyzje, rozstrzygające o życiu lub śmierci nie tylko własnej, ale i narodu, kraju. W powietrzu, podczas ataku myśliwiec funkcjonuje jak mózg samolotu, zespala się z maszyną. Ich wspólnym sercem jest silnik samolotu, jeśli on przestaje działać, następuje katastrofa. Najważniejszym zmysłem myśliwca jest wzrok. Pilot spostrzegawczy, sprawnie podejmujący decyzje, celnie strzelający jest bezcenny. To on i jemu podobni decydują o losach bitwy. Momentem kulminacyjnym ataku jest chwila strzelania do przeciwnika. Lotnik strzela całym ciałem, w tym momencie następuje absolutna koncentracja.
Fiedler opisuje zdziwienie, jakie wywołały rewelacyjne zwycięstwa Polaków we wrześniu 1940 roku. Stwierdza, że ich przyczyną były przede wszystkim: przewaga wzroku (sokole oczy lotników, doskonały "instynkt wypatrywania"), polska taktyka bojowa (zbliżanie się do przeciwnika i natychmiastowy atak), zawziętość.
Pierwsza walka 31 sierpnia 1940 roku, godzina 18. Myśliwski Dywizjon 303 znajduje się w powietrzu. Jest piękny sierpniowy dzień, lotnicy z zachwytem spoglądają na pogrążoną w spokoju Anglię. Piloci patrolują okolice Londynu - stolica Imperium to teren, którego mają bronić. Dowodzący Dywizjonem major Kellet (Anglik) zżyma się nawet trochę z tego powodu. Za "zbytek sojuszniczej kurtuazji" uważa powierzenie obcym i nieznanym myśliwcom "z głębi Europy" tak ważnego terenu. Żołnierze jutro ruszą do walki, dziś to jeszcze "lot szkolny".
Nagle w słuchawkach radiowych żołnierze słyszą wskazówki, które wyraźnie naprowadzają ich na nieprzyjaciela. Okazuje się, że w powietrzu znajduje się zgrupowanie niemieckich bombowców. Myśliwcy zbliżają się do nich, ale zupełnie niespodziewanie, zaledwie 500 metrów od eskadry, pojawia się drugi klucz meserszmitów. Decyzja zapada błyskawicznie - każdy z myśliwców obiera obiekt ataku. Pierwszy strzela major Kellet i zapala środkowy samolot wroga. Wkrótce płoną następne niemieckie samoloty. Ale to jeszcze nie koniec, ponieważ na pomoc Niemcom ruszają z góry trzy następne meserszmity. Niemieccy piloci popełniają kardynalny błąd - mijają dwa polskie myśliwce, które ubezpieczają eskadrę. Samolot prowadzony przez Kelleta jest poważnie zagrożony, unika niebezpieczeństwa dzięki brawurowemu atakowi porucznika Fericia i sierżanta Wnsche. Jeszcze tylko śmiały atak porucznika Henneberga i żołnierze Dywizjonu 303 odnoszą wspaniałe zwycięstwo. Na lotnisku wita się ich z radością i podziwem. Pokazali co potrafią. Wkrótce ich odwagę będzie podziwiał cały świat.
Koleżeńskość Ważnym strategicznym punktem Wielkiej Brytanii jest przyczółek Dover. Właśnie nad nim w powietrzu dochodzi tego dnia do starcia Polaków z Dywizjonu 303 z Niemcami. Meserszmity nadlatują z południowego zachodu. Rozpoczyna się walka kołowa - z ziemi wygląda to jak wspaniałe popisy akrobatyczne lotników wysokiej klasy, ale w powietrzu rozgrywa się prawdziwy bój. Niemcy nie wytrzymują. Raz po raz któryś z meserszmitów odlatuje w stronę Francji. Polacy zaciekle ścigają samoloty wroga. Jest wśród nich porucznik Ferić, upatrzył już sobie "swojego" meserszmita i teraz szykuje się do ataku. Niemiec tymczasem robi pokaz powietrznych ewolucji, co osłabia prędkość i zwiększa szanse na udany atak. Ferić strzela kilkakrotnie. Nagle ogarniają go ciemności. Okazuje się, że pękły przewody z olejem. Następną katastrofą jest zatarty silnik. Porucznik zawraca, jedynym ratunkiem jest lot ślizgowy, podczas którego wykorzystane zostają jedynie skrzydła samolotu. Pilot ma do pokonania 25 kilometrów i niebezpieczeństwo ewentualnych ataków niemieckich, wobec których jest bezbronny.
Napięcie potęguje się, kiedy Ferić spostrzega z boku samolot. Jest niemal pewien, że to meserszmit. Na szczęście to hurrican, a w nim podporucznik Łokuciewski. Z drugiej strony nadlatuje porucznik Paszkiewicz. Obydwaj podejmują jednomyślną decyzję: mimo niebezpieczeństwa będą osłaniać towarzysza, nie opuszczą go. Ferić uspokaja się, teraz niepokoi się o to, czy uda się przelecieć nad wodą.
Nadchodzi jeszcze jeden niebezpieczny moment - lecą dwa meserszmity. Dwaj myśliwcy wznoszą się w górę, nad maszynę Fericia. Krążą nad nim osłaniając samolot. Niemcy wahają się przed atakiem, w końcu odlatują. Teraz już tylko trzeba dolecieć do brzegu. I to się udaje. Mężczyźni wesoło rozmawiają przez radiostację. Swoje wzruszenie i zdenerwowanie pokrywają rubasznym humorem.
A gdy kul zabrakło... Anglicy i Niemcy dobrze znają zawziętość polskich myśliwców. Jej przykład daje sierżant Karubin, młody, dwudziestokilkuletni mężczyzna. Przed chwilą udało mu się zestrzelić samolot wroga. Jeszcze cieszy się widokiem płonącego meserszmita, gdy nagle zostaje zaatakowany przez nowego przeciwnika. Karubin cudem unika niebezpieczeństwa i ze zdwojonym zapałem rzuca się do walki. Kieruje samolot wprost za meserszmitem. Zauważa, że ścigają go już dwa hurricany - bez skutku. Karubin przyspiesza, w szalonym pędzie mija samoloty kolegów. Niemiec obniża lot, po chwili obydwa samoloty lecą lotem koszącym tuż nad Tamizą. Karubin coraz bardziej zbliża się do przeciwnika, kilkakrotnie strzela, ale z nieprzyjacielskiego samolotu wydobywa się jedynie wąska stróżka ciemnego dymu. Jeszcze jedno natarcie, kilka strzałów i... koniec amunicji. Mimo to Karubin nie rezygnuje, nadal uparcie leci za meserszmitem. Ma z nim teraz osobiste porachunki, kilka chwil wcześniej o mało nie rozbił się o drzewo z powodu podstępu Niemca. Wyprzedza wroga. Teraz on ucieka się do brawurowego lotu wprost na wrogi samolot. Zacięte, harde oczy Karubina patrzą wprost przed siebie. Całkowicie panuje nad samolotem. Pędzi z zawrotną prędkością. Jest tuż, tuż przy samolocie wroga, przelatuje zaledwie metr nad nim, pod sobą widzi przerażoną twarz Niemca. Za sobą słyszy ogłuszający huk - ręka wroga drgnęła przy sterach. Zbyt obniżył lot maszyny i rozbił się.
Raz na wozie, raz pod wozem Wrze bitwa. Nad Anglią krążą niemieckie bombowce, które niszczą lotniska i miasta. W powietrzu przeciw lotnikom brytyjskim walczą myśliwce niemieckie. Jest 6 września, dzień który według zamierzeń Hitlera miał być sądnym dniem dla obrońców Anglii. Dywizjon 303 startuje o godzinie 8:45. Zgodnie z rozkazem myśliwce lecą na południowy wschód. Na swojej drodze spotykają eskadrę samolotów niemieckich, która spada na nich z góry. Trwa zacięta walka. Pierwszego meserszmita strąca porucznik Witold Urbanowicz. Major Zdzisław Krasnodębski ciężko poparzony skacze z samolotu na spadochronie. Sierżant Karubin zostaje ranny, z trudem, ale bezpiecznie ląduje. Z kabiny wyskakuje sierżant Wnsche - trafił meserszmita, ale sam też nie uniknął kul. Ścigany jest porucznik Ferić, przed którym niespodziewanie pojawia się niemiecki samolot. Polak celnie strzela i pikuje w dół - trafił wroga i sam umknął niebezpieczeństwu. Mimo bohaterstwa Dywizjon 303 ponosi duże straty. Nikt nie zginął, ale zniszczonych jest pięć samolotów i rannych czterech myśliwców. Ważny jest jednak fakt, że dzięki walce z meserszmitami, pozbawione osłony bombowce niemieckie zostały łatwo pokonane.
Tłusta przekąska: dorniery 7 września, sobota - dzień straszliwej masakry Londynu. Ranek tego dnia jest pogodny i spokojny. Ludzie odpoczywają korzystając z pięknej pogody. Niebezpieczeństwo nadchodzi w leniwe popołudnie. O 16:30 do miasta zbliżają się niemieckie bombowce - w mgnieniu oka Londyńczyków opanowuje popłoch. Wyją syreny, ludzie usiłują się ukryć - na próżno. Bomby wybuchające raz po raz sieją śmierć i zniszczenie.
Fiedler nazywa ten dzień "czarnym dniem dowództwa brytyjskiego myślistwa". Dywizjon 303 zostaje poderwany do walki na kilka chwil przed bombardowaniem. Dowódcą jest Anglik, kapitan Forbes. W wyniku jego nieudolności eskadra mija niemieckie bombowce. Wówczas dowodzenie przejmuje porucznik Paszkiewicz - doświadczony myśliwiec, wzorowy i energiczny żołnierz. Rusza z powrotem w stronę bombowców. Za nim podążają porucznicy Henneberg i Urbanowicz. Tymczasem inny klucz hurricanów atakuje meserszmity osłaniające bombowce.
Niemieckie bombowce - dorniery 215 - tworzą zwartą grupę. Te olbrzymie i ciężkie samoloty są bezsilne wobec dywizjonu myśliwców - "szaleńców akrobatyki i czartów kąśliwości". Rozprawa z nimi jest szybka i łatwa.
Jednym z walczących Polaków jest porucznik Marian Pisarek. Strąca trzeci z bombowców, ale sam jest zmuszony skakać na spadochronie. Wyskakując zahacza butem o brzeg kabiny. Przez chwilę leci głową w dół, w końcu udaje mu się wyswobodzić stopę, zauważa jeszcze, że ma dziurawą skarpetkę. W niebezpieczeństwie jest także porucznik Zumbach, który po gwałtownym skręcie stracił przytomność. Na szczęście w porę ją odzyskuje.
Ból Bohaterem tego rozdziału jest podporucznik Kazimierz Daszewski - Długi Joe. Zwracają uwagę jego pogodne oczy i promienny uśmiech, ale Fiedler pisze, że Daszewski ma "rogatą duszę i stalowe mięśnie". Jest tak z pewnością, lotnik ten przechodzi bowiem za życia "mękę piekła".
Podczas jednego z lotów jego samolot zostaje trafiony, a on sam straszliwie okaleczony. Szrapnel wyrywa mu fragmenty uda, biodra i ramienia. Ból paraliżuje. W dodatku twarz zostaje poparzona gorącym olejem. Kabinę wypełnia dym. Samolot jest niesprawny, lotnik w strasznym stanie. Mimo to Daszewski za wszelką cenę chce się ratować. Wie, że musi wyskoczyć, ale jest tak słaby i obolały, że pęd powietrza wpycha go z powrotem do kabiny. Kiedy wreszcie udaje mu się z niej wydostać, nowy kłopot - przewody przyczepione do kominiarki, którą ma na głowie, uniemożliwiają oderwanie się od maszyny. W końcu i ten problem zostaje pokonany. Ranny pilot z oszałamiającą prędkością leci z wysokości 7000 metrów. Jeszcze nie otwiera spadochronu, by uniknąć ewentualnych ataków meserszmitów W końcu, kiedy próbuje to zrobić, okazuje się, że bezwładną prawą ręką nie może pociągnąć za linkę. Rozpaczliwie szarpie lewą ręką i wreszcie spadochron otwiera się. Kilka chwil, mocne szarpnięcie i oszałamiający ból - pasy spadochronowe przechodzą przez ranę. Męczarnie wzrastają, lotnik pragnie rozluźnić pasy, co równa się samobójstwu. Z powodu osłabienia nawet ono jest niemożliwe. W końcu ląduje - spadochron ciągnie jego obolałe ciało po ziemi. Dopadają do niego ludzie. Jeszcze nie wiedzą, jak straszliwie jest ranny. Każdy ich dotyk zwiększa cierpienie. W końcu Daszewski traci przytomność.
Po ponad trzech miesiącach pobytu w szpitalu Długi Joe wraca do walki. Mimo przebytej męki wyraz jego oczu nie zmienia się, a na twarzy widać wciąż promienny uśmiech.
Uśmiech poprzez krew Tego dnia porucznik Zumbach obserwując rozciągający się pod nim, oświetlony słońcem, czarownie piękny dywan chmur ulega wrażeniu, że znalazł się w świecie baśni. Szybko zostaje wyrwany ze sfery marzeń. Przed nim pojawia się meserszmit, pilot strzela i bezbłędnie trafia. Niespodziewanie otacza go pięć wrogich samolotów. Zumbachowi pozostaje już tylko za wszelką cenę ratować życie. W walce z kilkoma samolotami nie ma szans. Trudno mu także wydostać się z pułapki. Tymczasem dwa niemieckie samoloty lecące nad nim otwierają ogień. Porucznik zręcznie unika pocisków, ale jego sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Nagle zauważa, że kula przeszywa powietrze tuż przy meserszmicie lecącym pod Zumbachem. Niemiec, myśląc, że to inny hurrican przybyły na pomoc, nurkuje. Za nim błyskawicznie leci Zumbach - to jego jedyna droga ucieczki. Przed lądowaniem udaje mu się jeszcze strącić meserszmita. Na ziemi witają go koledzy. Prosi o wodę. W kącikach ust pilota widać krople zakrzepłej krwi. Uśmiecha się.
Chmura W tym samym czasie w podobnej sytuacji znajduje się sierżant Wnsche. I on jest otoczony przez wroga, ale udaje mu się schować w gęstej chmurze. Niestety nie może się z niej wydostać, gdyż na zewnątrz czuwa nieprzyjaciel. Nie może też zostać zbyt długo - kończy się paliwo. Kilkakrotnie próbuje ucieczki - nadaremnie. Obłok staje się "makabrycznym przyjacielem". W duszy młodziutkiego żołnierza narasta lęk. Wydaje mu się, że we mgle widzi niemiecki samolot. Paliwa jest coraz mniej, w końcu Wnsche nie wytrzymuje napięcia. Desperacko wylatuje prosto w słońce. Tylko na to czekają Niemcy. W kilka chwil później samolot Polaka zostaje zestrzelony, a on sam wyskakuje. Znowu popełnia błąd - otwiera spadochron. Wie, że to wyrok śmierci na siebie - Niemcy strzelają do spadochroniarzy. I rzeczywiście niemal natychmiast w jego stronę ruszają dwa meserszmity. Wnsche zamyka oczy - czeka na śmierć. Ale nic się nie dzieje. Lotnicy dają kolejny dowód "powietrznej" przyjaźni. W pobliże Polaka dolatują trzy spitfiry. W ich otoczeniu pilot bezpiecznie opada w dół.
Najliczniejsze zwycięstwo 7 września rozpoczyna się tydzień niemieckich nalotów na Londyn. Jeden z najgwałtowniejszych ataków przypada na dzień 11 września. Jest to jednocześnie dzień najliczniejszego zwycięstwa pilotów z Dywizjonu 303. Po raz kolejny wykazują się zadziwiającą fantazją, brawurą i bohaterstwem. Tego dnia rozgrywa się jeden z najbardziej wstrząsających fragmentów wojny - sześciu myśliwców polskich - m.in. porucznik Henneberg, porucznik Paszkiewicz, porucznik Cebrzyński - walczy z przeważającą liczbą meserszmitów. Pozostali Polacy atakują bombowce. Udaje im się kilka zestrzelić, ale przede wszystkim wzbudzają w Niemcach przerażenie. Bombowce zaczynają uciekać. Wyczuwa się panikę niemieckich pilotów. Polacy uparcie ścigają samoloty wroga.
Podczas walki giną dwaj Polacy: porucznik Cebrzyński i sierżant Wojtowicz. Pierwszy z nich zostaje zastrzelony. Drugi, zaatakowany przez dziewięć meserszmitów, zaciekle się broni i strąca dwa z nich zanim sam ginie. Obserwatorzy walki - mieszkańcy miasteczka Bigginshill z zapartym tchem śledzą zmagania. Pamięć o tym wydarzeniu przetrwa wśród nich długie lata.
Wróg tańczy taniec śmierci Po bohaterskiej walce z przeważającą liczbą meserszmitów podporucznik Tolo Łokuciewski oddala się od swoich. Ponieważ Polacy są rozproszeni i "polują" już na własną rękę, pilot postanawia lecieć nad brzeg Kanału i czatować na Niemców. W żołnierskim żargonie nazywano walkę tutaj "metodą Frantiszka". Tolo nie czeka długo - nadlatuje dornier 215. Łokuciewski strzela krótkimi seriami. Z silnika bombowca wydobywa się dym. I nagle dzieje się coś dziwnego. Ciężki i mało zwrotny bombowiec rozpoczyna powietrzny taniec: wznosi się, opada, przechyla, nurkuje, nagle wzbija się w górę. Te karkołomne ewolucje są spowodowane tym, że ranny został pilot samolotu. Łokuciewski przygląda się chaotycznym ruchom samolotu aż do chwili, gdy maszyna wpada do morza.
Sierżant Frantiszek - dzielny Czech Rozdział poświęcony jest niezwykłemu człowiekowi, doskonałemu pilotowi, kawalerowi Krzyża Walecznych i Virtuti Militari - sierżantowi Józefowi Frantiszkowi. W 1939 roku, kiedy armia niemiecka zajmuje Czechy, Frantiszek przedostaje się do Polski. Odtąd nie opuszcza Polaków. Towarzyszy im w Norwegii, na Bałkanach, we Francji i Belgii. Wszędzie daje dowody wyjątkowego bohaterstwa. W Anglii Czech dostaje się do Dywizjonu 303. Już go nie opuści.
Służbę w dywizjonie Frantiszek znaczy samymi triumfami. Prawie nigdy nie wraca bez wyniku. Zwykle ma na koncie dwa, a czasem nawet trzy zestrzelone meserszmity. Pewnego dnia Czech wykazuje niesubordynację, która mogła być powodem śmierci kilku Polaków. Podczas ataku zwartą grupą Frantiszek nagle się oddala - odlatuje nad Kanał i tam samodzielnie "poluje" na samoloty nieprzyjaciela. Po powrocie otrzymuje upomnienie i przez kilka dni zachowuje się wzorowo. Potem znowu wraca do swego nawyku, który koledzy nazywają, "metodą Frantiszka" i który staje się manią Czecha. Jest to związane z charakterem żołnierza - Frantiszek w walce chce być sam, nieskrępowany, wolny, jak dzikie zwierzę, które nie potrafi z nikim dzielić swoich zwycięstw ani zdobyczy.
Pod koniec września Frantiszek zaczyna miewać napady panicznego lęku przed ziemią. Jego żywiołem jest powietrze, w podniebnych przestworzach czuje się najlepiej. Przeczuwa, że ziemia przyczyni się do jego śmierci. Tak się też dzieje. Sierżant Józef Frantiszek ginie 8 października - podczas lądowania zahacza skrzydłem o kopiec i rozbija maszynę.
Szare korzenie bujnych kwiatów Tytuł rozdziału jest pięknym, poetyckim określeniem, jakiego autor używa w odniesieniu do mechaników. To oni czuwają nad sprawnością maszyn. Kiedy pilot ląduje, kończy się jego władza nad samolotem. Teraz stery przejmują samolotowi "lekarze". Dokładnie badają zniszczenia, naprawiają poważne i te, które na pozór wydają się drobne, ale tam w górze, mogą być powodem śmierci człowieka. Pilot obdarza mechanika absolutnym zaufaniem, to jemu należy się pierwszy uśmiech i słowa uznania, a także pierwsze wrażenia z walki. Mechanicy i myśliwcy są połączeni jednym wspólnym uczuciem - miłością do samolotów.
Podczas bitwy o Anglię mechanicy dokonują cudów. Polacy doskonale znają hurricany, maszyny nie mają przed nimi tajemnic. Tylko czterokrotnie w powietrze wylatuje mniej niż 12 samolotów - czyli cały Dywizjon 303. Kiedy 15 września do walki wylatują tylko 4 z nich, w górze nie napotykają już ani jednego samolotu Luftwaffe.
Kiedy trzeba, mechanicy pracują całą noc, jak właśnie 15 września. Następnego dnia do walki wyrusza 12 samolotów. Niestety mechanicy nie mogą otrzymywać odznaczeń, jedyną zapłatą za ich trud i poświęcenie jest wdzięczność pilotów, którzy w wielu wypadkach właśnie mechanikom zawdzięczają życie.
Lotnik bez lęku i skazy Rozdział ten jest poświęcony jednemu z dowódców dywizjonu, kapitanowi Urbanowiczowi. W 1940 roku ma 34 lata, olbrzymie doświadczenie, żelazny charakter. Jego przeszłość to heroiczna walka w 1939 roku, przejście do Rumunii, powrót, aby dalej walczyć, niewola, ucieczka. Przez cały czas opiekuje się podległymi mu i wyszkolonymi przez niego żołnierzami. Od września, po wypadku majora Krasnodębskiego, zostaje dowódcą Dywizjonu 303. Jego niewątpliwymi zaletami są: trafność decyzji, szybkość reakcji, odwaga, zaciekłość. Anglicy i Polacy uważają go za wzorowego żołnierza.
Mit meserszmita 110 Meserszmit 110 miał być straszliwą, niepokonaną bronią, o jakiej informowała niemiecka propaganda. Dzięki odwadze i zdecydowaniu polskich i brytyjskich myśliwców udaje się obalić ten mit.
W walce bierze udział kapitan Urbanowicz. Wraz z 20 samolotami alianckimi przychodzi mu się zmierzyć z eskadrą meserszmitów 110. Wychodzi z niej zwycięsko.
Podstępy Gdy wróg czuje zagrożenie, często ucieka się do podstępów. Zaatakowany przez Jana Zumbacha Messerschmitt właśnie udaje, że spada - zlatuje korkociągiem w dół i znacznie niżej wyrównuje lot. Ale Polak dostrzega podstęp, rzuca się w pogoń i strąca niemiecką maszynę.
Losy się ważą 15 września Luftwaffe przypuszcza generalny atak na Wielką Brytanię. Niemcy sądzą, że brytyjskie lotnictwo jest wyczerpane sześciotygodniową walką. Wróg w pewnych odstępach czasu wypuszcza trzy fale uderzeniowe o ogromnej sile, ale zostają one rozbite. W walkach bierze udział i Dywizjon 303. Walczy tu także inny polski dywizjon, 302, i też może się poszczycić dobrymi wynikami.
Losy się rozstrzygnęły Tego samego dnia Luftwaffe przypuszcza kolejny atak - opór Anglii należy złamać za wszelką cenę. Dwie potężne fale uderzeniowe ruszają na Wielką Brytanię. W rozbiciu ich dużą rolę znowu odgrywa Dywizjon 303. Luftwaffe ponosi druzgocącą klęskę.
"Zaczynamy poznawać Polaków" Po 15 września ataki Luftwaffe słabną. W Bitwie o Brytanię Dywizjon 303 zestrzelił trzy razy więcej wrogich maszyn i poniósł trzy razy mniejsze straty niż każdy inny dywizjon aliancki. O Polakach entuzjastycznie rozpisuje się prasa. Sprawili niespodziankę tym wszystkim, którzy uważali ich, po klęskach w Polsce i we Francji, za zdemoralizowanych i niezdolnych do walki.
Bitwa o Brytanię 1940 roku
Straszne lato 1940 roku. Inwazja Niemiec w Europie bez przerwy trwa. Pokonane zostały: Polska, Francja, Norwegia, Belgia. Ostatnim bastionem aliantów (sprzymierzeńców, sojuszników w walce z Niemcami) w Europie Zachodniej jest Anglia. "Wszyscy ludzie, wszyscy... jakby porażeni tracą nadzieję". 8 sierpnia 1940 roku rozpoczyna się niemiecka ofensywa, Hitler zapewnia, że jest to "ostatni akt wojennego dramatu", który zakończy się "rozbiciem w puch Imperium Brytyjskiego".
Podstawowym atutem Niemców w tej bitwie ma być lotnictwo. To niemiecka Luftwaffe ma zdecydować o zwycięstwie. Nad Wielką Brytanię nadlatują "roje zbrojnych maszyn". Rozpoczyna się bitwa o Anglię - dwa miesiące strachu i cierpień ludności cywilnej, dwa miesiące heroicznej walki wojsk alianckich, dwa miesiące upartych i systematycznych ataków niemieckiego lotnictwa. W ciągu tych dwu miesięcy Luftwaffe dokonuje 98 głównych ataków, w których uczestniczy 6000 samolotów bojowych.
We wrześniu rozpoczyna się trzecia, ostatnia faza bitwy. Między 15 a 20 września Niemcy zamierzają zadać Wielkiej Brytanii ostateczną klęskę. 15 września zostają przypuszczone dwa szturmy generalne. Naprzeciw siebie w powietrzu staje 500 niemieckich samolotów bojowych i 250 myśliwców alianckich. Trwa zacięta walka. Alianci zaciekle się bronią. Udaje im się strącić 185 samolotów niemieckich, pozostałe ratują się ucieczką.
Wśród wojsk alianckich walczą także Polacy - sławny Dywizjon 303 - którzy wchodzą do bitwy w ostatniej fazie. Żołnierze walczą 43 dni, ogółem strącają 126 niemieckich samolotów. Ginie pięciu z nich.
Winston Churchill już po pierwszej fazie bitwy stwierdza: "Never in the field of human conflict was so much owed by so many to so few" (nigdy w dziedzinie ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym).
Arkady Fiedler pisze: "Zwycięstwo w bitwie o Brytanię nie tylko uchroniło od zagłady całe Imperium, lecz uwolniło ludzkość od złego czaru ... ludzie się przekonali, że hitlerowców można bić, że nie są niezwyciężeni, że ich broń, choć straszliwa, nie jest wszechwładna".
Myśliwiec
Ten rozdział jest poświęcony charakterystyce myśliwca - "rycerza wśród wspaniałego rodu lotników, ..., lotnika nad lotnikami". Jego podstawowym zadaniem jest obrona. Zawsze naciera, szturmuje. Samolot, którym leci, rozwija zawrotną szybkość 150 do 200 m/s. "Myśliwiec - na ziemi człowiek normalny jak każdy inny w powietrzu staje się szaleńcem szybkości, człowiekiem-błyskawicą". Jest zmuszony podejmować natychmiastowe decyzje, rozstrzygające o życiu lub śmierci nie tylko własnej, ale i narodu, kraju. W powietrzu, podczas ataku myśliwiec funkcjonuje jak mózg samolotu, zespala się z maszyną. Ich wspólnym sercem jest silnik samolotu, jeśli on przestaje działać, następuje katastrofa. Najważniejszym zmysłem myśliwca jest wzrok. Pilot spostrzegawczy, sprawnie podejmujący decyzje, celnie strzelający jest bezcenny. To on i jemu podobni decydują o losach bitwy. Momentem kulminacyjnym ataku jest chwila strzelania do przeciwnika. Lotnik strzela całym ciałem, w tym momencie następuje absolutna koncentracja.
Fiedler opisuje zdziwienie, jakie wywołały rewelacyjne zwycięstwa Polaków we wrześniu 1940 roku. Stwierdza, że ich przyczyną były przede wszystkim: przewaga wzroku (sokole oczy lotników, doskonały "instynkt wypatrywania"), polska taktyka bojowa (zbliżanie się do przeciwnika i natychmiastowy atak), zawziętość.
Pierwsza walka
31 sierpnia 1940 roku, godzina 18. Myśliwski Dywizjon 303 znajduje się w powietrzu. Jest piękny sierpniowy dzień, lotnicy z zachwytem spoglądają na pogrążoną w spokoju Anglię. Piloci patrolują okolice Londynu - stolica Imperium to teren, którego mają bronić. Dowodzący Dywizjonem major Kellet (Anglik) zżyma się nawet trochę z tego powodu. Za "zbytek sojuszniczej kurtuazji" uważa powierzenie obcym i nieznanym myśliwcom "z głębi Europy" tak ważnego terenu. Żołnierze jutro ruszą do walki, dziś to jeszcze "lot szkolny".
Nagle w słuchawkach radiowych żołnierze słyszą wskazówki, które wyraźnie naprowadzają ich na nieprzyjaciela. Okazuje się, że w powietrzu znajduje się zgrupowanie niemieckich bombowców. Myśliwcy zbliżają się do nich, ale zupełnie niespodziewanie, zaledwie 500 metrów od eskadry, pojawia się drugi klucz meserszmitów. Decyzja zapada błyskawicznie - każdy z myśliwców obiera obiekt ataku. Pierwszy strzela major Kellet i zapala środkowy samolot wroga. Wkrótce płoną następne niemieckie samoloty. Ale to jeszcze nie koniec, ponieważ na pomoc Niemcom ruszają z góry trzy następne meserszmity. Niemieccy piloci popełniają kardynalny błąd - mijają dwa polskie myśliwce, które ubezpieczają eskadrę. Samolot prowadzony przez Kelleta jest poważnie zagrożony, unika niebezpieczeństwa dzięki brawurowemu atakowi porucznika Fericia i sierżanta Wnsche. Jeszcze tylko śmiały atak porucznika Henneberga i żołnierze Dywizjonu 303 odnoszą wspaniałe zwycięstwo. Na lotnisku wita się ich z radością i podziwem. Pokazali co potrafią. Wkrótce ich odwagę będzie podziwiał cały świat.
Koleżeńskość
Ważnym strategicznym punktem Wielkiej Brytanii jest przyczółek Dover. Właśnie nad nim w powietrzu dochodzi tego dnia do starcia Polaków z Dywizjonu 303 z Niemcami. Meserszmity nadlatują z południowego zachodu. Rozpoczyna się walka kołowa - z ziemi wygląda to jak wspaniałe popisy akrobatyczne lotników wysokiej klasy, ale w powietrzu rozgrywa się prawdziwy bój. Niemcy nie wytrzymują. Raz po raz któryś z meserszmitów odlatuje w stronę Francji. Polacy zaciekle ścigają samoloty wroga. Jest wśród nich porucznik Ferić, upatrzył już sobie "swojego" meserszmita i teraz szykuje się do ataku. Niemiec tymczasem robi pokaz powietrznych ewolucji, co osłabia prędkość i zwiększa szanse na udany atak. Ferić strzela kilkakrotnie. Nagle ogarniają go ciemności. Okazuje się, że pękły przewody z olejem. Następną katastrofą jest zatarty silnik. Porucznik zawraca, jedynym ratunkiem jest lot ślizgowy, podczas którego wykorzystane zostają jedynie skrzydła samolotu. Pilot ma do pokonania 25 kilometrów i niebezpieczeństwo ewentualnych ataków niemieckich, wobec których jest bezbronny.
Napięcie potęguje się, kiedy Ferić spostrzega z boku samolot. Jest niemal pewien, że to meserszmit. Na szczęście to hurrican, a w nim podporucznik Łokuciewski. Z drugiej strony nadlatuje porucznik Paszkiewicz. Obydwaj podejmują jednomyślną decyzję: mimo niebezpieczeństwa będą osłaniać towarzysza, nie opuszczą go. Ferić uspokaja się, teraz niepokoi się o to, czy uda się przelecieć nad wodą.
Nadchodzi jeszcze jeden niebezpieczny moment - lecą dwa meserszmity. Dwaj myśliwcy wznoszą się w górę, nad maszynę Fericia. Krążą nad nim osłaniając samolot. Niemcy wahają się przed atakiem, w końcu odlatują. Teraz już tylko trzeba dolecieć do brzegu. I to się udaje. Mężczyźni wesoło rozmawiają przez radiostację. Swoje wzruszenie i zdenerwowanie pokrywają rubasznym humorem.
A gdy kul zabrakło...
Anglicy i Niemcy dobrze znają zawziętość polskich myśliwców. Jej przykład daje sierżant Karubin, młody, dwudziestokilkuletni mężczyzna. Przed chwilą udało mu się zestrzelić samolot wroga. Jeszcze cieszy się widokiem płonącego meserszmita, gdy nagle zostaje zaatakowany przez nowego przeciwnika. Karubin cudem unika niebezpieczeństwa i ze zdwojonym zapałem rzuca się do walki. Kieruje samolot wprost za meserszmitem. Zauważa, że ścigają go już dwa hurricany - bez skutku. Karubin przyspiesza, w szalonym pędzie mija samoloty kolegów. Niemiec obniża lot, po chwili obydwa samoloty lecą lotem koszącym tuż nad Tamizą. Karubin coraz bardziej zbliża się do przeciwnika, kilkakrotnie strzela, ale z nieprzyjacielskiego samolotu wydobywa się jedynie wąska stróżka ciemnego dymu. Jeszcze jedno natarcie, kilka strzałów i... koniec amunicji. Mimo to Karubin nie rezygnuje, nadal uparcie leci za meserszmitem. Ma z nim teraz osobiste porachunki, kilka chwil wcześniej o mało nie rozbił się o drzewo z powodu podstępu Niemca. Wyprzedza wroga. Teraz on ucieka się do brawurowego lotu wprost na wrogi samolot. Zacięte, harde oczy Karubina patrzą wprost przed siebie. Całkowicie panuje nad samolotem. Pędzi z zawrotną prędkością. Jest tuż, tuż przy samolocie wroga, przelatuje zaledwie metr nad nim, pod sobą widzi przerażoną twarz Niemca. Za sobą słyszy ogłuszający huk - ręka wroga drgnęła przy sterach. Zbyt obniżył lot maszyny i rozbił się.
Raz na wozie, raz pod wozem
Wrze bitwa. Nad Anglią krążą niemieckie bombowce, które niszczą lotniska i miasta. W powietrzu przeciw lotnikom brytyjskim walczą myśliwce niemieckie. Jest 6 września, dzień który według zamierzeń Hitlera miał być sądnym dniem dla obrońców Anglii. Dywizjon 303 startuje o godzinie 8:45. Zgodnie z rozkazem myśliwce lecą na południowy wschód. Na swojej drodze spotykają eskadrę samolotów niemieckich, która spada na nich z góry. Trwa zacięta walka. Pierwszego meserszmita strąca porucznik Witold Urbanowicz. Major Zdzisław Krasnodębski ciężko poparzony skacze z samolotu na spadochronie. Sierżant Karubin zostaje ranny, z trudem, ale bezpiecznie ląduje. Z kabiny wyskakuje sierżant Wnsche - trafił meserszmita, ale sam też nie uniknął kul. Ścigany jest porucznik Ferić, przed którym niespodziewanie pojawia się niemiecki samolot. Polak celnie strzela i pikuje w dół - trafił wroga i sam umknął niebezpieczeństwu. Mimo bohaterstwa Dywizjon 303 ponosi duże straty. Nikt nie zginął, ale zniszczonych jest pięć samolotów i rannych czterech myśliwców. Ważny jest jednak fakt, że dzięki walce z meserszmitami, pozbawione osłony bombowce niemieckie zostały łatwo pokonane.
Tłusta przekąska: dorniery
7 września, sobota - dzień straszliwej masakry Londynu. Ranek tego dnia jest pogodny i spokojny. Ludzie odpoczywają korzystając z pięknej pogody. Niebezpieczeństwo nadchodzi w leniwe popołudnie. O 16:30 do miasta zbliżają się niemieckie bombowce - w mgnieniu oka Londyńczyków opanowuje popłoch. Wyją syreny, ludzie usiłują się ukryć - na próżno. Bomby wybuchające raz po raz sieją śmierć i zniszczenie.
Fiedler nazywa ten dzień "czarnym dniem dowództwa brytyjskiego myślistwa". Dywizjon 303 zostaje poderwany do walki na kilka chwil przed bombardowaniem. Dowódcą jest Anglik, kapitan Forbes. W wyniku jego nieudolności eskadra mija niemieckie bombowce. Wówczas dowodzenie przejmuje porucznik Paszkiewicz - doświadczony myśliwiec, wzorowy i energiczny żołnierz. Rusza z powrotem w stronę bombowców. Za nim podążają porucznicy Henneberg i Urbanowicz. Tymczasem inny klucz hurricanów atakuje meserszmity osłaniające bombowce.
Niemieckie bombowce - dorniery 215 - tworzą zwartą grupę. Te olbrzymie i ciężkie samoloty są bezsilne wobec dywizjonu myśliwców - "szaleńców akrobatyki i czartów kąśliwości". Rozprawa z nimi jest szybka i łatwa.
Jednym z walczących Polaków jest porucznik Marian Pisarek. Strąca trzeci z bombowców, ale sam jest zmuszony skakać na spadochronie. Wyskakując zahacza butem o brzeg kabiny. Przez chwilę leci głową w dół, w końcu udaje mu się wyswobodzić stopę, zauważa jeszcze, że ma dziurawą skarpetkę. W niebezpieczeństwie jest także porucznik Zumbach, który po gwałtownym skręcie stracił przytomność. Na szczęście w porę ją odzyskuje.
Ból
Bohaterem tego rozdziału jest podporucznik Kazimierz Daszewski - Długi Joe. Zwracają uwagę jego pogodne oczy i promienny uśmiech, ale Fiedler pisze, że Daszewski ma "rogatą duszę i stalowe mięśnie". Jest tak z pewnością, lotnik ten przechodzi bowiem za życia "mękę piekła".
Podczas jednego z lotów jego samolot zostaje trafiony, a on sam straszliwie okaleczony. Szrapnel wyrywa mu fragmenty uda, biodra i ramienia. Ból paraliżuje. W dodatku twarz zostaje poparzona gorącym olejem. Kabinę wypełnia dym. Samolot jest niesprawny, lotnik w strasznym stanie. Mimo to Daszewski za wszelką cenę chce się ratować. Wie, że musi wyskoczyć, ale jest tak słaby i obolały, że pęd powietrza wpycha go z powrotem do kabiny. Kiedy wreszcie udaje mu się z niej wydostać, nowy kłopot - przewody przyczepione do kominiarki, którą ma na głowie, uniemożliwiają oderwanie się od maszyny. W końcu i ten problem zostaje pokonany. Ranny pilot z oszałamiającą prędkością leci z wysokości 7000 metrów. Jeszcze nie otwiera spadochronu, by uniknąć ewentualnych ataków meserszmitów W końcu, kiedy próbuje to zrobić, okazuje się, że bezwładną prawą ręką nie może pociągnąć za linkę. Rozpaczliwie szarpie lewą ręką i wreszcie spadochron otwiera się. Kilka chwil, mocne szarpnięcie i oszałamiający ból - pasy spadochronowe przechodzą przez ranę. Męczarnie wzrastają, lotnik pragnie rozluźnić pasy, co równa się samobójstwu. Z powodu osłabienia nawet ono jest niemożliwe. W końcu ląduje - spadochron ciągnie jego obolałe ciało po ziemi. Dopadają do niego ludzie. Jeszcze nie wiedzą, jak straszliwie jest ranny. Każdy ich dotyk zwiększa cierpienie. W końcu Daszewski traci przytomność.
Po ponad trzech miesiącach pobytu w szpitalu Długi Joe wraca do walki. Mimo przebytej męki wyraz jego oczu nie zmienia się, a na twarzy widać wciąż promienny uśmiech.
Uśmiech poprzez krew
Tego dnia porucznik Zumbach obserwując rozciągający się pod nim, oświetlony słońcem, czarownie piękny dywan chmur ulega wrażeniu, że znalazł się w świecie baśni. Szybko zostaje wyrwany ze sfery marzeń. Przed nim pojawia się meserszmit, pilot strzela i bezbłędnie trafia. Niespodziewanie otacza go pięć wrogich samolotów. Zumbachowi pozostaje już tylko za wszelką cenę ratować życie. W walce z kilkoma samolotami nie ma szans. Trudno mu także wydostać się z pułapki. Tymczasem dwa niemieckie samoloty lecące nad nim otwierają ogień. Porucznik zręcznie unika pocisków, ale jego sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Nagle zauważa, że kula przeszywa powietrze tuż przy meserszmicie lecącym pod Zumbachem. Niemiec, myśląc, że to inny hurrican przybyły na pomoc, nurkuje. Za nim błyskawicznie leci Zumbach - to jego jedyna droga ucieczki. Przed lądowaniem udaje mu się jeszcze strącić meserszmita. Na ziemi witają go koledzy. Prosi o wodę. W kącikach ust pilota widać krople zakrzepłej krwi. Uśmiecha się.
Chmura
W tym samym czasie w podobnej sytuacji znajduje się sierżant Wnsche. I on jest otoczony przez wroga, ale udaje mu się schować w gęstej chmurze. Niestety nie może się z niej wydostać, gdyż na zewnątrz czuwa nieprzyjaciel. Nie może też zostać zbyt długo - kończy się paliwo. Kilkakrotnie próbuje ucieczki - nadaremnie. Obłok staje się "makabrycznym przyjacielem". W duszy młodziutkiego żołnierza narasta lęk. Wydaje mu się, że we mgle widzi niemiecki samolot. Paliwa jest coraz mniej, w końcu Wnsche nie wytrzymuje napięcia. Desperacko wylatuje prosto w słońce. Tylko na to czekają Niemcy. W kilka chwil później samolot Polaka zostaje zestrzelony, a on sam wyskakuje. Znowu popełnia błąd - otwiera spadochron. Wie, że to wyrok śmierci na siebie - Niemcy strzelają do spadochroniarzy. I rzeczywiście niemal natychmiast w jego stronę ruszają dwa meserszmity. Wnsche zamyka oczy - czeka na śmierć. Ale nic się nie dzieje. Lotnicy dają kolejny dowód "powietrznej" przyjaźni. W pobliże Polaka dolatują trzy spitfiry. W ich otoczeniu pilot bezpiecznie opada w dół.
Najliczniejsze zwycięstwo
7 września rozpoczyna się tydzień niemieckich nalotów na Londyn. Jeden z najgwałtowniejszych ataków przypada na dzień 11 września. Jest to jednocześnie dzień najliczniejszego zwycięstwa pilotów z Dywizjonu 303. Po raz kolejny wykazują się zadziwiającą fantazją, brawurą i bohaterstwem. Tego dnia rozgrywa się jeden z najbardziej wstrząsających fragmentów wojny - sześciu myśliwców polskich - m.in. porucznik Henneberg, porucznik Paszkiewicz, porucznik Cebrzyński - walczy z przeważającą liczbą meserszmitów. Pozostali Polacy atakują bombowce. Udaje im się kilka zestrzelić, ale przede wszystkim wzbudzają w Niemcach przerażenie. Bombowce zaczynają uciekać. Wyczuwa się panikę niemieckich pilotów. Polacy uparcie ścigają samoloty wroga.
Podczas walki giną dwaj Polacy: porucznik Cebrzyński i sierżant Wojtowicz. Pierwszy z nich zostaje zastrzelony. Drugi, zaatakowany przez dziewięć meserszmitów, zaciekle się broni i strąca dwa z nich zanim sam ginie. Obserwatorzy walki - mieszkańcy miasteczka Bigginshill z zapartym tchem śledzą zmagania. Pamięć o tym wydarzeniu przetrwa wśród nich długie lata.
Wróg tańczy taniec śmierci
Po bohaterskiej walce z przeważającą liczbą meserszmitów podporucznik Tolo Łokuciewski oddala się od swoich. Ponieważ Polacy są rozproszeni i "polują" już na własną rękę, pilot postanawia lecieć nad brzeg Kanału i czatować na Niemców. W żołnierskim żargonie nazywano walkę tutaj "metodą Frantiszka". Tolo nie czeka długo - nadlatuje dornier 215. Łokuciewski strzela krótkimi seriami. Z silnika bombowca wydobywa się dym. I nagle dzieje się coś dziwnego. Ciężki i mało zwrotny bombowiec rozpoczyna powietrzny taniec: wznosi się, opada, przechyla, nurkuje, nagle wzbija się w górę. Te karkołomne ewolucje są spowodowane tym, że ranny został pilot samolotu. Łokuciewski przygląda się chaotycznym ruchom samolotu aż do chwili, gdy maszyna wpada do morza.
Sierżant Frantiszek - dzielny Czech
Rozdział poświęcony jest niezwykłemu człowiekowi, doskonałemu pilotowi, kawalerowi Krzyża Walecznych i Virtuti Militari - sierżantowi Józefowi Frantiszkowi. W 1939 roku, kiedy armia niemiecka zajmuje Czechy, Frantiszek przedostaje się do Polski. Odtąd nie opuszcza Polaków. Towarzyszy im w Norwegii, na Bałkanach, we Francji i Belgii. Wszędzie daje dowody wyjątkowego bohaterstwa. W Anglii Czech dostaje się do Dywizjonu 303. Już go nie opuści.
Służbę w dywizjonie Frantiszek znaczy samymi triumfami. Prawie nigdy nie wraca bez wyniku. Zwykle ma na koncie dwa, a czasem nawet trzy zestrzelone meserszmity. Pewnego dnia Czech wykazuje niesubordynację, która mogła być powodem śmierci kilku Polaków. Podczas ataku zwartą grupą Frantiszek nagle się oddala - odlatuje nad Kanał i tam samodzielnie "poluje" na samoloty nieprzyjaciela. Po powrocie otrzymuje upomnienie i przez kilka dni zachowuje się wzorowo. Potem znowu wraca do swego nawyku, który koledzy nazywają, "metodą Frantiszka" i który staje się manią Czecha. Jest to związane z charakterem żołnierza - Frantiszek w walce chce być sam, nieskrępowany, wolny, jak dzikie zwierzę, które nie potrafi z nikim dzielić swoich zwycięstw ani zdobyczy.
Pod koniec września Frantiszek zaczyna miewać napady panicznego lęku przed ziemią. Jego żywiołem jest powietrze, w podniebnych przestworzach czuje się najlepiej. Przeczuwa, że ziemia przyczyni się do jego śmierci. Tak się też dzieje. Sierżant Józef Frantiszek ginie 8 października - podczas lądowania zahacza skrzydłem o kopiec i rozbija maszynę.
Szare korzenie bujnych kwiatów
Tytuł rozdziału jest pięknym, poetyckim określeniem, jakiego autor używa w odniesieniu do mechaników. To oni czuwają nad sprawnością maszyn. Kiedy pilot ląduje, kończy się jego władza nad samolotem. Teraz stery przejmują samolotowi "lekarze". Dokładnie badają zniszczenia, naprawiają poważne i te, które na pozór wydają się drobne, ale tam w górze, mogą być powodem śmierci człowieka. Pilot obdarza mechanika absolutnym zaufaniem, to jemu należy się pierwszy uśmiech i słowa uznania, a także pierwsze wrażenia z walki. Mechanicy i myśliwcy są połączeni jednym wspólnym uczuciem - miłością do samolotów.
Podczas bitwy o Anglię mechanicy dokonują cudów. Polacy doskonale znają hurricany, maszyny nie mają przed nimi tajemnic. Tylko czterokrotnie w powietrze wylatuje mniej niż 12 samolotów - czyli cały Dywizjon 303. Kiedy 15 września do walki wylatują tylko 4 z nich, w górze nie napotykają już ani jednego samolotu Luftwaffe.
Kiedy trzeba, mechanicy pracują całą noc, jak właśnie 15 września. Następnego dnia do walki wyrusza 12 samolotów. Niestety mechanicy nie mogą otrzymywać odznaczeń, jedyną zapłatą za ich trud i poświęcenie jest wdzięczność pilotów, którzy w wielu wypadkach właśnie mechanikom zawdzięczają życie.
Lotnik bez lęku i skazy
Rozdział ten jest poświęcony jednemu z dowódców dywizjonu, kapitanowi Urbanowiczowi. W 1940 roku ma 34 lata, olbrzymie doświadczenie, żelazny charakter. Jego przeszłość to heroiczna walka w 1939 roku, przejście do Rumunii, powrót, aby dalej walczyć, niewola, ucieczka. Przez cały czas opiekuje się podległymi mu i wyszkolonymi przez niego żołnierzami. Od września, po wypadku majora Krasnodębskiego, zostaje dowódcą Dywizjonu 303. Jego niewątpliwymi zaletami są: trafność decyzji, szybkość reakcji, odwaga, zaciekłość. Anglicy i Polacy uważają go za wzorowego żołnierza.
Mit meserszmita 110
Meserszmit 110 miał być straszliwą, niepokonaną bronią, o jakiej informowała niemiecka propaganda. Dzięki odwadze i zdecydowaniu polskich i brytyjskich myśliwców udaje się obalić ten mit.
W walce bierze udział kapitan Urbanowicz. Wraz z 20 samolotami alianckimi przychodzi mu się zmierzyć z eskadrą meserszmitów 110. Wychodzi z niej zwycięsko.
Podstępy
Gdy wróg czuje zagrożenie, często ucieka się do podstępów. Zaatakowany przez Jana Zumbacha Messerschmitt właśnie udaje, że spada - zlatuje korkociągiem w dół i znacznie niżej wyrównuje lot. Ale Polak dostrzega podstęp, rzuca się w pogoń i strąca niemiecką maszynę.
Losy się ważą
15 września Luftwaffe przypuszcza generalny atak na Wielką Brytanię. Niemcy sądzą, że brytyjskie lotnictwo jest wyczerpane sześciotygodniową walką. Wróg w pewnych odstępach czasu wypuszcza trzy fale uderzeniowe o ogromnej sile, ale zostają one rozbite. W walkach bierze udział i Dywizjon 303. Walczy tu także inny polski dywizjon, 302, i też może się poszczycić dobrymi wynikami.
Losy się rozstrzygnęły
Tego samego dnia Luftwaffe przypuszcza kolejny atak - opór Anglii należy złamać za wszelką cenę. Dwie potężne fale uderzeniowe ruszają na Wielką Brytanię. W rozbiciu ich dużą rolę znowu odgrywa Dywizjon 303. Luftwaffe ponosi druzgocącą klęskę.
"Zaczynamy poznawać Polaków"
Po 15 września ataki Luftwaffe słabną. W Bitwie o Brytanię Dywizjon 303 zestrzelił trzy razy więcej wrogich maszyn i poniósł trzy razy mniejsze straty niż każdy inny dywizjon aliancki. O Polakach entuzjastycznie rozpisuje się prasa. Sprawili niespodziankę tym wszystkim, którzy uważali ich, po klęskach w Polsce i we Francji, za zdemoralizowanych i niezdolnych do walki.