Byłam akurat na spacerze i przechodziłam przez Las Wspomnień, kiedy usłyszałam za sobą straszny łoskot. Odwróciłam się natychmiast, chcąc sprawdzić skąd dobiegł tak straszny hałas, ale za sobą ujrzałam chmurę błękitnego dymu, który leniwie rozwiewał się w czystym powietrzu dzisiejszego popołudnia. Cierpliwie czekałam, aż opary opadną. Kiedy w końcu byłam w stanie coś dojrzeć, otworzyłam szeroko oczy i cofnęłam się lekko skonsternowana i przerażona. Mniej więcej sto metrów prze de mną stał przybysz z innej planety. Wpatrywał się we mnie czarnymi, bezdennymi oczami. Przyjrzałam mu się uważnie - długie palce miały po trzy stawy, a skóra miała niespotykany na mojej planecie kolor, czyli róż pomieszany z seledynem. Ubarwienie miał bardzo oryginalne jak na moje oko, ale nie wiadomo jak to jest na jego planecie. Uniosłam rękę w geście powitania i pokoju używanego u nas przez wieki - palce wskazujący i środkowy wycelowane w górę, a pomiędzy nimi kciuk. Obcy przekrzywił głowę najwyraźniej zaciekawiony moim zachowaniem, ale powtórzył ruch jakby był moim lustrzanym odbiciem. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i odwróciłam z zamiarem odejścia w głąb lasu. Nieznajomy krzyknął coś i podbiegł do mnie. „Czego on o de mnie chce?" przemknęło mi przez myśl, kiedy wpatrywał się we mnie z nadzieją w wielkich czach. Zaczął coś mówić w innym języku, ale widząc moją minę wyrażającą głębokie zdziwienie - zamilkł. Po chwili ponowił próbę jakby sprawdzał w jakim języku się tu komunikujemy. Zanim znalazł właściwy naliczyłam, że zna około 26 języków.
- Jestem Ofner, syn Kalizjusza, a ty? - przemawianie w moim języku nie sprawiało mu trudności.
- Aora, córka Natashy. Co tutaj robisz?
- Przybyłem, aby zwiedzić waszą planetę i przeprowadzić przyjazną rozmowę z królem w imieniu mojego ojca, władcy Ferowerty.
- Tak, pani, ale najpierw wolałbym trochę pozwiedzać.
- Mówi mi Aora, proszę. Jeśli chcesz się widzieć z królem, musisz się odziać - popatrzyłam na jego gładkie, opływowe i niemal przeźroczyste ciało. Mogłoby się zdawać, że jest stworzone wyłącznie do pływania.
- Odzienie mam w statku, już po nie idę - śledziłam go wzrokiem póki nie zniknął w portalu statku, a wtedy usiadłam na miękkim msze pod drzewem.
Miałam wrażenie, że jest coś nie tak, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Przecież to przybysz z innej planety! Co może mi w nim przeszkadzać? Odrzuciłam te myśli w tył czaszki i skupiłam się nad czymś innym. Jest synem króla... to tłumaczy znajomość tylu języków. Jeśli ma ochotę widzieć się z królem chyba jestem zmuszona nauczyć go manier i zwrotów używanych na królewskim dworze. Mam nie jasne przeczucie, że zajmie mi to trochę czasu.
- Aoro czy taki strój odpowiada waszym standardom? - przyjrzałam mu się uważnie po raz kolejny tego popołudnia. Miał na sobie seledynową szatę, zwinnie zawiniętą jak na dworach. Coś psuło ten efekt tylko nie wiedziałam co. Wtedy spostrzegłam, że jego szyję zdobi naszyjnik czy też medalion noszony u nas wyłącznie przez kobiety.
- Zdejmij to. Taka ozdoba nie przystoi mężczyznom - nakazałam mu. Ofner tylko dotknął ręką ozdoby, która rozpłynęła się w powietrzu. - Teraz lepiej.
- Mam nadzieję, że król przyjmie mnie bez żadnych zastrzeżeń.
- Ja też. A teraz nauczę cię „savoir vivre" wymaganego na dworze królewskim.
W ciągu dwóch godzin spędzonych z Ofnerem w lesie zdążyłam go nauczyć rzeczy, które mi były wpajane już od niemowlęcia. Cały czas słuchał uważnie i zadawał niezliczone pytania, a na niektóre nie umiałam udzielić odpowiedzi lub jej nie znałam.
- Bardzo dziękuję za udzieloną naukę - skłonił się lekko.
- Ja dziękuję, że mogłam cię poznać. Nigdy nie zapomnę ani ciebie ani tego dnia. Myślę, że to czego cię nauczyłam przyda ci się nie tylko dzisiaj, ale i w przyszłości. Żegnaj - uniosłam rękę, tym razem lewą, w geście pożegnania, bywaj zdrów itp. Ofner wykonał ten sam ruch, tym razem bez zwłoki. Uśmiechnęłam się ciepło, a po policzku spłynęła mi samotna łza.
- Żegnaj Aoro, córko Natashy. Ja także nigdy nie zapomnę ciebie i tego dnia. Nie płacz. Jeszcze się kiedyś zobaczymy - to mówiąc ruszył w las i zniknął w zielonej gęstwinie.
A ja nadal siedziałam na mchu pod drzewem, bezskutecznie próbując powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. To dziwne jak szybko można się przyzwyczaić do kogoś innego, do kogoś kogo się ledwo zna. To dziwne, że równie szybko potrafimy znienawidzić i pokochać, zniszczyć i stworzyć, odrzucić i przygarnąć. Dlaczego to jest tak pokręcone? Mam głęboką nadzieję, że kiedyś znajdę odpowiedź na to pytanie i wiele, wiele innych, które jeszcze nie zostały zadane, ale wkrótce nadejdzie na nie czas.
Byłam akurat na spacerze i przechodziłam przez Las Wspomnień, kiedy usłyszałam za sobą straszny łoskot. Odwróciłam się natychmiast, chcąc sprawdzić skąd dobiegł tak straszny hałas, ale za sobą ujrzałam chmurę błękitnego dymu, który leniwie rozwiewał się w czystym powietrzu dzisiejszego popołudnia. Cierpliwie czekałam, aż opary opadną. Kiedy w końcu byłam w stanie coś dojrzeć, otworzyłam szeroko oczy i cofnęłam się lekko skonsternowana i przerażona. Mniej więcej sto metrów prze de mną stał przybysz z innej planety. Wpatrywał się we mnie czarnymi, bezdennymi oczami. Przyjrzałam mu się uważnie - długie palce miały po trzy stawy, a skóra miała niespotykany na mojej planecie kolor, czyli róż pomieszany z seledynem. Ubarwienie miał bardzo oryginalne jak na moje oko, ale nie wiadomo jak to jest na jego planecie. Uniosłam rękę w geście powitania i pokoju używanego u nas przez wieki - palce wskazujący i środkowy wycelowane w górę, a pomiędzy nimi kciuk. Obcy przekrzywił głowę najwyraźniej zaciekawiony moim zachowaniem, ale powtórzył ruch jakby był moim lustrzanym odbiciem. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i odwróciłam z zamiarem odejścia w głąb lasu. Nieznajomy krzyknął coś i podbiegł do mnie. „Czego on o de mnie chce?" przemknęło mi przez myśl, kiedy wpatrywał się we mnie z nadzieją w wielkich czach. Zaczął coś mówić w innym języku, ale widząc moją minę wyrażającą głębokie zdziwienie - zamilkł. Po chwili ponowił próbę jakby sprawdzał w jakim języku się tu komunikujemy. Zanim znalazł właściwy naliczyłam, że zna około 26 języków.
- Jestem Ofner, syn Kalizjusza, a ty? - przemawianie w moim języku nie sprawiało mu trudności.
- Aora, córka Natashy. Co tutaj robisz?
- Przybyłem, aby zwiedzić waszą planetę i przeprowadzić przyjazną rozmowę z królem w imieniu mojego ojca, władcy Ferowerty.
- Ferowerta? - przytaknął ledwo zauważalnym skinieniem głowy. - Chcesz rozmawiać z królem?
- Tak, pani, ale najpierw wolałbym trochę pozwiedzać.
- Mówi mi Aora, proszę. Jeśli chcesz się widzieć z królem, musisz się odziać - popatrzyłam na jego gładkie, opływowe i niemal przeźroczyste ciało. Mogłoby się zdawać, że jest stworzone wyłącznie do pływania.
- Odzienie mam w statku, już po nie idę - śledziłam go wzrokiem póki nie zniknął w portalu statku, a wtedy usiadłam na miękkim msze pod drzewem.
Miałam wrażenie, że jest coś nie tak, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Przecież to przybysz z innej planety! Co może mi w nim przeszkadzać? Odrzuciłam te myśli w tył czaszki i skupiłam się nad czymś innym. Jest synem króla... to tłumaczy znajomość tylu języków. Jeśli ma ochotę widzieć się z królem chyba jestem zmuszona nauczyć go manier i zwrotów używanych na królewskim dworze. Mam nie jasne przeczucie, że zajmie mi to trochę czasu.
- Aoro czy taki strój odpowiada waszym standardom? - przyjrzałam mu się uważnie po raz kolejny tego popołudnia. Miał na sobie seledynową szatę, zwinnie zawiniętą jak na dworach. Coś psuło ten efekt tylko nie wiedziałam co. Wtedy spostrzegłam, że jego szyję zdobi naszyjnik czy też medalion noszony u nas wyłącznie przez kobiety.
- Zdejmij to. Taka ozdoba nie przystoi mężczyznom - nakazałam mu. Ofner tylko dotknął ręką ozdoby, która rozpłynęła się w powietrzu. - Teraz lepiej.
- Mam nadzieję, że król przyjmie mnie bez żadnych zastrzeżeń.
- Ja też. A teraz nauczę cię „savoir vivre" wymaganego na dworze królewskim.
W ciągu dwóch godzin spędzonych z Ofnerem w lesie zdążyłam go nauczyć rzeczy, które mi były wpajane już od niemowlęcia. Cały czas słuchał uważnie i zadawał niezliczone pytania, a na niektóre nie umiałam udzielić odpowiedzi lub jej nie znałam.
- Bardzo dziękuję za udzieloną naukę - skłonił się lekko.
- Ja dziękuję, że mogłam cię poznać. Nigdy nie zapomnę ani ciebie ani tego dnia. Myślę, że to czego cię nauczyłam przyda ci się nie tylko dzisiaj, ale i w przyszłości. Żegnaj - uniosłam rękę, tym razem lewą, w geście pożegnania, bywaj zdrów itp. Ofner wykonał ten sam ruch, tym razem bez zwłoki. Uśmiechnęłam się ciepło, a po policzku spłynęła mi samotna łza.
- Żegnaj Aoro, córko Natashy. Ja także nigdy nie zapomnę ciebie i tego dnia. Nie płacz. Jeszcze się kiedyś zobaczymy - to mówiąc ruszył w las i zniknął w zielonej gęstwinie.
A ja nadal siedziałam na mchu pod drzewem, bezskutecznie próbując powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. To dziwne jak szybko można się przyzwyczaić do kogoś innego, do kogoś kogo się ledwo zna. To dziwne, że równie szybko potrafimy znienawidzić i pokochać, zniszczyć i stworzyć, odrzucić i przygarnąć. Dlaczego to jest tak pokręcone? Mam głęboką nadzieję, że kiedyś znajdę odpowiedź na to pytanie i wiele, wiele innych, które jeszcze nie zostały zadane, ale wkrótce nadejdzie na nie czas.
..........................................................................
mam nadzieje ze pomoglam ;)