Był piękny wiosenny poranek, gdy pewien starzec przechadzał się po bujnej w roślinność okolicy. Miał długą, siwą brodę oraz piękny, brązowy płaszcz sięgający mu do kolan. Jego ubiór był z najpiękniejszej tkaniny w całej krainie. Nie był zwyczajnym, rozchorowanym człowiekiem, lecz czarodziejem o nieprawdopodobnych zdolnościach. Gdy w zadumie przechadzał po wąziutkich ścieżkach słońce wznosiło się coraz wyżej i wyżej. Wtem przed jego dystyngowaną postacią ukazał się nie wielki skrzat w jaskrawych spodenkach oraz z czapeczką umieszczoną nieco krzywo na jego czuprynie. Widać było że się zmachał, czarodziej poprosił, żeby usiadł na kamieniu wystającym z ziemi nieopodal. Gandalf, bo tak miał na imię starzec wiedział z jakiego powodu zawdzięcza to spotkanie. Jego mały kolega chciał wysłuchać kolejnej opowieści, która miała miejsce w ich krainie. Czarodziej zawsze miał jakąś ciekawą historię, którą mógł się podzielić z innymi. Rzeczywiście tak było i tym razem. Przycupnął na niewielkim kamieniu obok skrzata i zaczął swą opowieść : - Był dzień, taki jak dziś gdy na północnym-wschodzie pojawiły się trole. Sam dobrze wiesz, że one zbyt często się tam nie zapuszczają. Okoliczne rasy przestraszyły się gromadki obrzydliwych wielkoludów. Nie byli zbyt przyjemni z wyglądu ani z charakteru. Nikt nie chciał się z nimi spotkać a tym bardziej zostać schwytanym przez ich wielkie, brudne łapska. Mówiąc szczerze byli przerażeni pojawieniem się olbrzymów. Postanowili po słać po mnie, Bilba Bagginsa mam nadzieje, że pamiętasz go z moich wcześniejszych opowieści oraz po kompanię. Gdy wszyscy już dotarli na miejsce, zaczęli obmyślać plan związany z pozbyciem się z tej części krainy nieproszonych przybyszy. Gdy nasza strategia była gotowa postanowiliśmy zaczekać do godziny około trzeciej nad ranem. Czas szybko mi minął jak i również moim towarzyszom. Mieliśmy szczęście, że trole nie spały tylko balowały przy potężnym, jaskrawym ognisku i soczystej baraninie. W tym momencie jeden z troli chciał pochwycić spory kawałek mięsa gdy nagle przewrócił się o linkę, naszą pułapkę. Myślał, że to jego przyjaciel a nie ktoś z nas. Szybko rozpętała się bójka między dwoma wielkoludami. Następny olbrzym zaczął się kłócić o ten sam kawałek baraniny z innymi. Mijała godzina gdy słońce zaczęło się wznosić. Trolom nasz plan się nie spodobał, ponieważ gdy słońce oświetliło zakłopotanych zebranych, wszyscy zamienili się głazy na zawsze. Przed odejściem udało się nam sprawdzić czego te stwory szukały w tej okolicy. Wywnioskowaliśmy, że chcieli znaleźć pałac Króla Wargów, żeby związać z nim umowę dotyczącą najsmaczniejszego mięsa świata. Słuchacz cały oddał się tej fascynującej przygodzie czarodzieja. Grzecznie podziękował staremu człowiekowi i pobiegł do swojej kochanej rodziny, by powtórzyć wysłuchaną historię. Za to Gandalf ruszył na dalszy, już nie poranny lecz popołudniowy spacer. Był szczęśliwy, że znów mógł z kimś podzielić się swoimi przeżyciami.
Był piękny wiosenny poranek, gdy pewien starzec przechadzał się po bujnej w roślinność okolicy. Miał długą, siwą brodę oraz piękny, brązowy płaszcz sięgający mu do kolan. Jego ubiór był z najpiękniejszej tkaniny w całej krainie. Nie był zwyczajnym, rozchorowanym człowiekiem, lecz czarodziejem o nieprawdopodobnych zdolnościach.
Gdy w zadumie przechadzał po wąziutkich ścieżkach słońce wznosiło się coraz wyżej i wyżej. Wtem przed jego dystyngowaną postacią ukazał się nie wielki skrzat w jaskrawych spodenkach oraz z czapeczką umieszczoną nieco krzywo na jego czuprynie. Widać było że się zmachał, czarodziej poprosił, żeby usiadł na kamieniu wystającym z ziemi nieopodal. Gandalf, bo tak miał na imię starzec wiedział z jakiego powodu zawdzięcza to spotkanie. Jego mały kolega chciał wysłuchać kolejnej opowieści, która miała miejsce w ich krainie. Czarodziej zawsze miał jakąś ciekawą historię, którą mógł się podzielić z innymi. Rzeczywiście tak było i tym razem. Przycupnął na niewielkim kamieniu obok skrzata i zaczął swą opowieść :
- Był dzień, taki jak dziś gdy na północnym-wschodzie pojawiły się trole. Sam dobrze wiesz, że one zbyt często się tam nie zapuszczają. Okoliczne rasy przestraszyły się gromadki obrzydliwych wielkoludów. Nie byli zbyt przyjemni z wyglądu ani z charakteru. Nikt nie chciał się z nimi spotkać a tym bardziej zostać schwytanym przez ich wielkie, brudne łapska. Mówiąc szczerze byli przerażeni pojawieniem się olbrzymów. Postanowili po słać po mnie, Bilba Bagginsa mam nadzieje, że pamiętasz go z moich wcześniejszych opowieści oraz po kompanię. Gdy wszyscy już dotarli na miejsce, zaczęli obmyślać plan związany z pozbyciem się z tej części krainy nieproszonych przybyszy. Gdy nasza strategia była gotowa postanowiliśmy zaczekać do godziny około trzeciej nad ranem. Czas szybko mi minął jak i również moim towarzyszom. Mieliśmy szczęście, że trole nie spały tylko balowały przy potężnym, jaskrawym ognisku i soczystej baraninie. W tym momencie jeden z troli chciał pochwycić spory kawałek mięsa gdy nagle przewrócił się o linkę, naszą pułapkę. Myślał, że to jego przyjaciel a nie ktoś z nas. Szybko rozpętała się bójka między dwoma wielkoludami. Następny olbrzym zaczął się kłócić o ten sam kawałek baraniny z innymi.
Mijała godzina gdy słońce zaczęło się wznosić. Trolom nasz plan się nie spodobał, ponieważ gdy słońce oświetliło zakłopotanych zebranych, wszyscy zamienili się głazy na zawsze. Przed odejściem udało się nam sprawdzić czego te stwory szukały w tej okolicy. Wywnioskowaliśmy, że chcieli znaleźć pałac Króla Wargów, żeby związać z nim umowę dotyczącą najsmaczniejszego mięsa świata.
Słuchacz cały oddał się tej fascynującej przygodzie czarodzieja. Grzecznie podziękował staremu człowiekowi i pobiegł do swojej kochanej rodziny, by powtórzyć wysłuchaną historię. Za to Gandalf ruszył na dalszy, już nie poranny lecz popołudniowy spacer. Był szczęśliwy, że znów mógł z kimś podzielić się swoimi przeżyciami.
Dostane naj?