Zima dobiegała końca, śniegu prawie już nie było. Pojawiły się już pierwsze kotki na wierzbie. Grupka dzieciaków wracała ze szkoły. Słońce mocno przygrzewało, więc wszystkie powkładały czapki do plecaków.
- O bociany! Widzę bociany!- krzyknął Arek.
- Jeden, dwa, trzy…- zaczął liczyć Witek.
- Hura! Boćki już wróciły. Ciekawe, które gniazdo wybiorą?- zapiszczały dziewczynki.
Jeden z bocianów stanął na gnieździe i zaklekotał:
- Cześć dzieciaki! Jak się urządzę, to zapraszam na moje opowieść. Kle, kle.
Była niedziela. Dzieci poszły do kościoła, a po obiedzie postanowiły odwiedzić pana Klekotka.
- Przyszliśmy posłuchać o twoich podróżach.- zawołały chórem.
- Dobrze, kle, kle. Dzisiaj opowiem wam o Afryce.-i zaczął opowiadać.
- Afryka to duży kontynent. Gdy tam jestem to widzę głód, choroby, wojny. Żal mi ty wszystkich ludzi, którzy tak strasznie cierpią. Mam tam przyjaciela Ralego, małego czarnoskórego chłopca. Mieszka on wraz z rodzicami i rodzeństwem w niewielkiej wiosce. Biedactwo nie może się uczyć, jego rodzina jest zbyt biedna, aby opłacić mu naukę w szkole. Rali, chociaż ma tyle lat co wy, zamiast się bawić, musi ciężko pracować. Strasznie o niego się martwię. Kiedy odlatywałem, ludzie w jego wiosce zaczęli chorować. Nie wiem, czy go jeszcze zobaczę za pół roku. Ten dzielny chłopiec stracił już dwóch braciszków; leczył ich miejscowy szaman- kle, kle-swoimi czarami.
Dzieci zauważyły łzy w oczach ptaka. Były zdumione, myślały w duchu: „może pan Klekot nie jest bocianem, a zaczarowanym w ptaka człowiekiem, bokto widział, żeby ptaki płakały”.
- Panie Klekocie, a gdzie byli lekarze? -zapytało któreś z nich.
- Kle, kle. Lekarze w Afryce? Ich prawie nie ma, a jeśli są to nie mają lekarstw. W ogóle Czarny Ląd to kontynent, na którym śmierć zbiera ogromne żniwo. Rali, gdy miał pięć lat, musiał uciekać z domu, bo wybuchła wojna.Sąsiednie plemię odebrało jego ziomkom wszystko bydło i ziemię. Dużo ludzi umarło z głodu. On sam jadł wtedy rośliny i robaki, jak ja kle, kle. Niektórzy mówią, że do Afryki nie dotarła cywilizacja, ale ona dociera tylko strasznie powoli. Mój pradziadek opowiadał, że dawniej Murzyni byli niewolnikami białych ludzi. Dzisiaj biali dali im wolność i niepodległość, ale nie pomagają. Gdy patrzę, ile marnuje się żywności. A przecież tam ludzie umierają, bo zabija ich głód. Wy macie coraz to lepsze cuda techniki, a taki Rali nie ma nic, nawet zeszytu. A przecież słońce świeci tak samo dla wszystkich. Czy to sprawiedliwe? Kle, kle.
Bocian zadumał się, a dzieci odeszły zmieszane. Co możemy zrobić, aby nasi czarnoskórzykoledzy mogli żyć tak jak my? Co?
Zima dobiegała końca, śniegu prawie już nie było. Pojawiły się już pierwsze kotki na wierzbie. Grupka dzieciaków wracała ze szkoły. Słońce mocno przygrzewało, więc wszystkie powkładały czapki do plecaków.
- O bociany! Widzę bociany!- krzyknął Arek.
- Jeden, dwa, trzy…- zaczął liczyć Witek.
- Hura! Boćki już wróciły. Ciekawe, które gniazdo wybiorą?- zapiszczały dziewczynki.
Jeden z bocianów stanął na gnieździe i zaklekotał:
- Cześć dzieciaki! Jak się urządzę, to zapraszam na moje opowieść. Kle, kle.
Była niedziela. Dzieci poszły do kościoła, a po obiedzie postanowiły odwiedzić pana Klekotka.
- Przyszliśmy posłuchać o twoich podróżach.- zawołały chórem.
- Dobrze, kle, kle. Dzisiaj opowiem wam o Afryce.-i zaczął opowiadać.
- Afryka to duży kontynent. Gdy tam jestem to widzę głód, choroby, wojny. Żal mi ty wszystkich ludzi, którzy tak strasznie cierpią. Mam tam przyjaciela Ralego, małego czarnoskórego chłopca. Mieszka on wraz z rodzicami i rodzeństwem w niewielkiej wiosce. Biedactwo nie może się uczyć, jego rodzina jest zbyt biedna, aby opłacić mu naukę w szkole. Rali, chociaż ma tyle lat co wy, zamiast się bawić, musi ciężko pracować. Strasznie o niego się martwię. Kiedy odlatywałem, ludzie w jego wiosce zaczęli chorować. Nie wiem, czy go jeszcze zobaczę za pół roku. Ten dzielny chłopiec stracił już dwóch braciszków; leczył ich miejscowy szaman- kle, kle- swoimi czarami.
Dzieci zauważyły łzy w oczach ptaka. Były zdumione, myślały w duchu: „może pan Klekot nie jest bocianem, a zaczarowanym w ptaka człowiekiem, bo kto widział, żeby ptaki płakały”.
- Panie Klekocie, a gdzie byli lekarze? -zapytało któreś z nich.
- Kle, kle. Lekarze w Afryce? Ich prawie nie ma, a jeśli są to nie mają lekarstw. W ogóle Czarny Ląd to kontynent, na którym śmierć zbiera ogromne żniwo. Rali, gdy miał pięć lat, musiał uciekać z domu, bo wybuchła wojna. Sąsiednie plemię odebrało jego ziomkom wszystko bydło i ziemię. Dużo ludzi umarło z głodu. On sam jadł wtedy rośliny i robaki, jak ja kle, kle. Niektórzy mówią, że do Afryki nie dotarła cywilizacja, ale ona dociera tylko strasznie powoli. Mój pradziadek opowiadał, że dawniej Murzyni byli niewolnikami białych ludzi. Dzisiaj biali dali im wolność i niepodległość, ale nie pomagają. Gdy patrzę, ile marnuje się żywności. A przecież tam ludzie umierają, bo zabija ich głód. Wy macie coraz to lepsze cuda techniki, a taki Rali nie ma nic, nawet zeszytu. A przecież słońce świeci tak samo dla wszystkich. Czy to sprawiedliwe? Kle, kle.
Bocian zadumał się, a dzieci odeszły zmieszane. Co możemy zrobić, aby nasi czarnoskórzy koledzy mogli żyć tak jak my? Co?