Pewnego dnia nie miałam co robić i siedziałam w domu przed komputerem. Opiekował się mną dziadek, który powiedział, że mam iść na dwór, ponieważ moje oczy się przy tym psują. Wyszłam więc na dwór i poszłam po koleżankę Marcelinę. Szłam a po drodzę poślizgnęłam się i wpadłam w kałużę. Byłam cała mokra więc wróciłam do domu przebrałam się i poszłam jeszcze raz, chociaż byłam już cała zdenerwowana! Tym razem Ubrałam kalosze, zimową kurtkę, szalik i czapkę. Marcelina bardzo się cieszyła, że po nią przyszłam, bo jej mama też chciała, by Marca wyszła z domu.
- FUJ ! FUJ ! - krzyknęła Marcelina.
- Co się stało? - odkrzyknęłam przerażona.
- no fuj, żaba ! - łkała Marca.
- hej, nie panikuj! - uspokajałam ją.
Wzięłam żabkę na ręce i wypuściłam daleko od Marceliny. Poszłyśmy potem na spokojny spacer, aż Marcelina odprowadziła mnie do domu i poszła do swojego. Dziadek zapytał co się wydarzyło, że wróciłam tak późno. Usiadłam koło niego, opowiedziałam mu historię moją i Marceliny i położyłam się spać.
W ten dzień bardzo padało. Nie mogłam wyjść na dwór i bylam z tego powodu bardzo zła. Lało jak z cebra. Wszyscy w domu byli w nie w humorze oprócz dziadka. Dziadek zawsze jest w humorze nawet wtedy kiedy pada deszcz. W związku z tym, że byliśmy w nie humorze dziadek postanowił nas zabrać nad staw żeby poskakać w kałużach. Jak to usłyszeliśmy z bratem to trochę humor nam się poprawił. Więc szybko założyliśmy kalosze i płaszcze przeciwdeszczowe i poszliśmy nad staw. Jak szliśmy nad staw to wszędzie były kałuże i wraz z Kubą i dziadkiem skakaliśmy jak się kolejna pojawiała. Wreszcie dotarliśmy nad staw. Zauważyłam stado żab. Jedna żaba podeszła do mnie i zakumkała. Uśmiechnełam się. Podeszłam bliżej żabki. Zaczęłam do niej mówić, a żaba patrzała się na mnie swoimi oczami. Jednak zaraz podskokami swoimi wpadła do stawu. Robiło się już późno. Musieliśmy się już zbierać. Jednak to był bardzo udany dzień, a nie nudny tak jak myślałam wcześniej. Szkoda, że już się skończył, ale czekam z niecierpliwościąn a następny dzień z deszczem.
Pewnego dnia nie miałam co robić i siedziałam w domu przed komputerem. Opiekował się mną dziadek, który powiedział, że mam iść na dwór, ponieważ moje oczy się przy tym psują. Wyszłam więc na dwór i poszłam po koleżankę Marcelinę. Szłam a po drodzę poślizgnęłam się i wpadłam w kałużę. Byłam cała mokra więc wróciłam do domu przebrałam się i poszłam jeszcze raz, chociaż byłam już cała zdenerwowana! Tym razem Ubrałam kalosze, zimową kurtkę, szalik i czapkę. Marcelina bardzo się cieszyła, że po nią przyszłam, bo jej mama też chciała, by Marca wyszła z domu.
- FUJ ! FUJ ! - krzyknęła Marcelina.
- Co się stało? - odkrzyknęłam przerażona.
- no fuj, żaba ! - łkała Marca.
- hej, nie panikuj! - uspokajałam ją.
Wzięłam żabkę na ręce i wypuściłam daleko od Marceliny. Poszłyśmy potem na spokojny spacer, aż Marcelina odprowadziła mnie do domu i poszła do swojego. Dziadek zapytał co się wydarzyło, że wróciłam tak późno. Usiadłam koło niego, opowiedziałam mu historię moją i Marceliny i położyłam się spać.
może być ? ;d
W ten dzień bardzo padało. Nie mogłam wyjść na dwór i bylam z tego powodu bardzo zła. Lało jak z cebra. Wszyscy w domu byli w nie w humorze oprócz dziadka. Dziadek zawsze jest w humorze nawet wtedy kiedy pada deszcz. W związku z tym, że byliśmy w nie humorze dziadek postanowił nas zabrać nad staw żeby poskakać w kałużach. Jak to usłyszeliśmy z bratem to trochę humor nam się poprawił. Więc szybko założyliśmy kalosze i płaszcze przeciwdeszczowe i poszliśmy nad staw. Jak szliśmy nad staw to wszędzie były kałuże i wraz z Kubą i dziadkiem skakaliśmy jak się kolejna pojawiała. Wreszcie dotarliśmy nad staw. Zauważyłam stado żab. Jedna żaba podeszła do mnie i zakumkała. Uśmiechnełam się. Podeszłam bliżej żabki. Zaczęłam do niej mówić, a żaba patrzała się na mnie swoimi oczami. Jednak zaraz podskokami swoimi wpadła do stawu. Robiło się już późno. Musieliśmy się już zbierać. Jednak to był bardzo udany dzień, a nie nudny tak jak myślałam wcześniej. Szkoda, że już się skończył, ale czekam z niecierpliwościąn a następny dzień z deszczem.