Był ciepły, jesienny dzień. Gosia jak zawsze rano wyszła ze swoim psem na spacer. Nie było już tak słonecznie i ciepło jak parę tygodni temu, ale tej porze roku dodawały uroku kolorowe dywany z liści. Gdy wychodziła zawsze psa spuszczała ze smyczy i Bruno mógł pobiegać sobie wśród drzew. Dzisiaj Małgosia musiała zrobić jeszcze zakupy więc poszła chodnikiem. Bruno zawsze jako posłuszny pies szedł obok niej, lecz dzisiaj coś mu się odmieniło i był jakiś nieswój. Nagle rozległ się klakson jakiegoś samochodu i wystraszony pies pobiegł przez środek ulicy. Jezdnia po wczorajszym deszczu nie zdążyła wyschnąć i zdarzył się wypadek. Psa potrącił samochód. - O nie!!! - krzyknęła przerażona dziewczyna. Zebrało się kilku ludzi. Jeden z przechodniów pomógł Małgosi przewieść psa do weterynarza. Był to młody chłopak. Może o dwa lata starszy od dziewczyny. Bardzo jej zaimponował swoją postawą wobec całej tej sytuacji. Gdy siedzieli w poczekalni Gosia zaczęła rozmowę: - Dziękuję. Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie... - Nie ma sprawy.... A tak w ogóle to nazywam się Maciek. A ty??? - Gosia. - odpowiedziała Nagle milczenie przerwał gruby głos weterynarza: - Panna Małgorzata? - burknął - Tak to ja... - Pies musi zostać na obserwacji. Proszę podać numer telefonu. Zadzwonię kiedy można go odebrać. - Dobrze. - Odwiozę cię do domu - zaproponował nieśmiało Maciek - Dzięki Gdy jechali było strasznie cicho. Gosia nie wiedziała jak się ma zachować więc patrzyła na pola na których jeszcze niedawno rosły rośliny i było kolorowo. Przyglądała się także ogołoconym drzewom, które przypominały teraz wieszak, który stoi u niej w przedpokoju. - Jak się wabi twój pies? - zapytał chłopak - Bruno - odpowiedziała - Ja też miałem kiedyś psa - oznajmił smutno chłopak - Już nie masz? Dlaczego mówisz w czasie przeszłym? - No bo.. już go nie ma....wpadł pod ciężarówkę i już go nie ma.... - Przykro mi..... Ale czy nie chciałbyś mieć jakiegoś innego zwierzaka??? - drążyła dalej temat Gosia - Nie - odpowiedział sucho - Dlaczego? - Ponieważ za bardzo przywiązuje się do nich... - Aha... Przepraszam, że jestem taka wścibska.... - Heh... Nic nie szkodzi... - uśmiechnął się Gosia bardzo polubiła Macieja, lecz nie wiedziała czy będą utrzymywać ze sobą dalszy kontakt. Gdy dojechali na miejsce Maciek zaproponował aby wymienili się numerami telefonu. - To cześć - pożegnała się dziewczyna i poszła przed siebie - Odezwę się Gosiu!!! - krzyknął na pożegnanie chłopak Kiedy szła przez ogród zauważyła, że się zmienił. Bluszcz zżółknął i zaczęły opadać liście, pod krzewami zaczęły rosnąć malutkie grzybki. Gdy poszła do domu mam była zdziwiona jej zachowaniem. Nie przyniosła zakupów, psa też nie było... Po wyjaśnieniu całej tej historii Gosia poszła do swojego pokoju. Brakowało jej towarzystwa Maćka. Po kilku godzinach przyszła do niej wiadomość: SPOTKAMY SIĘ JUTRO??? MACIEK. - Ojeju - pomyślała Nie wierzyła w to ale jednak Bruno swoim wypadkiem przyniósł jej szczęście. - Tylko.... w co ja mam się ubrać?!?!?! - pomyślała - Mamo wychodzę!!! - krzyknęła i już jej nie było. Do centrum handlowego miała niedaleko. Weszła do pierwszego sklepu. Wystrój od jej ostatniej wizyty bardzo się zmienił. Ubrania na wystawie były cieplejsze i dominował kolor fioletowy. - W końcu jesień... - pomyślała Po dwóch godzinach kupiła sobie strój który jej odpowiadał. Nie mogła się doczekać następnego dnia. Nawet zakupy poszły szybciej niż myślała. Kiedy szła do domu myśli na temat Maćka wyrastały w jej głowie jak grzyby po deszczu. Nie wiedziała jaki on jest tak do końca. Pierwsze wrażenie natomiast było wspaniałe. Gdy wróciła do domu przywitało ją znajome szczekanie. - Bruno!!! - krzyknęła - Tak Bruno.. - odpowiedziała mama - Zadzwonił weterynarz i kazał go odebrać. - Strasznie się cieszę - oznajmiła córka - Już późno pójdę się położyć. Dobranoc. Gosię obudził wiatr, który szalał za oknem i strząsł ostatnie trzymające się liście na drzewach. - O 18.00 mam spotkanie. Spacer dobrze mi zrobi - pomyślała Gosia była pełna nadziei co do tego spotkania. Nastała 17.00. Dziewczyna zaczęła się szykować. Chciała zaimponować Maciejowi tak jak on zaimponował jej na pierwszym spotkaniu. Bardzo jej się podobał. Mieli spotkać się w parku. poszła w umówione miejsce trzydzieści minut wcześniej z pozytywną energią. Nawet wiatr i pogoda nie popsuły jej humoru. Na dworze było już szaro. Gdy dotarła na miejsce była godzina 17.45. Nikogo oprócz niej i paru jeszcze innych nieznanych jej osób nie było. Czekała... Jego spóźnienie usprawiedliwiała złymi warunkami do jazdy. Minęła 18.30, lecz z twarzy Gosi nie schodził uśmiech.... 19.00....19.30... Nikogo nie było widać. Tylko szlające na wietrze liści, które się niczym nie przejmowały... 19.45... Nikt nie przychodził. Gosia rozczarowana i ze łzami w oczach pobiegła do domu... Nie wiedziała, że jest aż tak naiwna.....
Był ciepły, jesienny dzień. Gosia jak zawsze rano wyszła ze swoim psem na spacer. Nie było już tak słonecznie i ciepło jak parę tygodni temu, ale tej porze roku dodawały uroku kolorowe dywany z liści.
Gdy wychodziła zawsze psa spuszczała ze smyczy i Bruno mógł pobiegać sobie wśród drzew. Dzisiaj Małgosia musiała zrobić jeszcze zakupy więc poszła chodnikiem. Bruno zawsze jako posłuszny pies szedł obok niej, lecz dzisiaj coś mu się odmieniło i był jakiś nieswój. Nagle rozległ się klakson jakiegoś samochodu i wystraszony pies pobiegł przez środek ulicy. Jezdnia po wczorajszym deszczu nie zdążyła wyschnąć i zdarzył się wypadek. Psa potrącił samochód.
- O nie!!! - krzyknęła przerażona dziewczyna.
Zebrało się kilku ludzi. Jeden z przechodniów pomógł Małgosi przewieść psa do weterynarza. Był to młody chłopak. Może o dwa lata starszy od dziewczyny. Bardzo jej zaimponował swoją postawą wobec całej tej sytuacji. Gdy siedzieli w poczekalni Gosia zaczęła rozmowę:
- Dziękuję. Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie...
- Nie ma sprawy.... A tak w ogóle to nazywam się Maciek. A ty???
- Gosia. - odpowiedziała
Nagle milczenie przerwał gruby głos weterynarza:
- Panna Małgorzata? - burknął
- Tak to ja...
- Pies musi zostać na obserwacji. Proszę podać numer telefonu. Zadzwonię kiedy można go odebrać.
- Dobrze.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował nieśmiało Maciek
- Dzięki
Gdy jechali było strasznie cicho. Gosia nie wiedziała jak się ma zachować więc patrzyła na pola na których jeszcze niedawno rosły rośliny i było kolorowo. Przyglądała się także ogołoconym drzewom, które przypominały teraz wieszak, który stoi u niej w przedpokoju.
- Jak się wabi twój pies? - zapytał chłopak
- Bruno - odpowiedziała
- Ja też miałem kiedyś psa - oznajmił smutno chłopak
- Już nie masz? Dlaczego mówisz w czasie przeszłym?
- No bo.. już go nie ma....wpadł pod ciężarówkę i już go nie ma....
- Przykro mi..... Ale czy nie chciałbyś mieć jakiegoś innego zwierzaka??? - drążyła dalej temat Gosia
- Nie - odpowiedział sucho
- Dlaczego?
- Ponieważ za bardzo przywiązuje się do nich...
- Aha... Przepraszam, że jestem taka wścibska....
- Heh... Nic nie szkodzi... - uśmiechnął się
Gosia bardzo polubiła Macieja, lecz nie wiedziała czy będą utrzymywać ze sobą dalszy kontakt. Gdy dojechali na miejsce Maciek zaproponował aby wymienili się numerami telefonu.
- To cześć - pożegnała się dziewczyna i poszła przed siebie
- Odezwę się Gosiu!!! - krzyknął na pożegnanie chłopak
Kiedy szła przez ogród zauważyła, że się zmienił. Bluszcz zżółknął i zaczęły opadać liście, pod krzewami zaczęły rosnąć malutkie grzybki. Gdy poszła do domu mam była zdziwiona jej zachowaniem.
Nie przyniosła zakupów, psa też nie było... Po wyjaśnieniu całej tej historii Gosia poszła do swojego pokoju. Brakowało jej towarzystwa Maćka. Po kilku godzinach przyszła do niej wiadomość: SPOTKAMY SIĘ JUTRO??? MACIEK.
- Ojeju - pomyślała
Nie wierzyła w to ale jednak Bruno swoim wypadkiem przyniósł jej szczęście.
- Tylko.... w co ja mam się ubrać?!?!?! - pomyślała - Mamo wychodzę!!! - krzyknęła i już jej nie było.
Do centrum handlowego miała niedaleko. Weszła do pierwszego sklepu. Wystrój od jej ostatniej wizyty bardzo się zmienił. Ubrania na wystawie były cieplejsze i dominował kolor fioletowy.
- W końcu jesień... - pomyślała
Po dwóch godzinach kupiła sobie strój który jej odpowiadał. Nie mogła się doczekać następnego dnia. Nawet zakupy poszły szybciej niż myślała. Kiedy szła do domu myśli na temat Maćka wyrastały w jej głowie jak grzyby po deszczu. Nie wiedziała jaki on jest tak do końca. Pierwsze wrażenie natomiast było wspaniałe. Gdy wróciła do domu przywitało ją znajome szczekanie.
- Bruno!!! - krzyknęła
- Tak Bruno.. - odpowiedziała mama - Zadzwonił weterynarz i kazał go odebrać.
- Strasznie się cieszę - oznajmiła córka - Już późno pójdę się położyć. Dobranoc.
Gosię obudził wiatr, który szalał za oknem i strząsł ostatnie trzymające się liście na drzewach.
- O 18.00 mam spotkanie. Spacer dobrze mi zrobi - pomyślała
Gosia była pełna nadziei co do tego spotkania. Nastała 17.00. Dziewczyna zaczęła się szykować. Chciała zaimponować Maciejowi tak jak on zaimponował jej na pierwszym spotkaniu. Bardzo jej się podobał. Mieli spotkać się w parku. poszła w umówione miejsce trzydzieści minut wcześniej z pozytywną energią. Nawet wiatr i pogoda nie popsuły jej humoru. Na dworze było już szaro. Gdy dotarła na miejsce była godzina 17.45. Nikogo oprócz niej i paru jeszcze innych nieznanych jej osób nie było. Czekała... Jego spóźnienie usprawiedliwiała złymi warunkami do jazdy. Minęła 18.30, lecz z twarzy Gosi nie schodził uśmiech.... 19.00....19.30... Nikogo nie było widać. Tylko szlające na wietrze liści, które się niczym nie przejmowały... 19.45... Nikt nie przychodził. Gosia rozczarowana i ze łzami w oczach pobiegła do domu... Nie wiedziała, że jest aż tak naiwna.....