Szłam ulicą. Była zima, więc wcześnie robiło się ciemno. W okół mnie było cicho. Ludzie siedzieli już w domach, przy kominku i pili ciepłe napoje, podczas gdy ja musiałam leciec na drugi koniec miasta, żeby kupić lek dla mojej młodszej siostry. Pochorowała się a to była jedyna apteka otwarta o tej porze.
Nagle usłyszałam dziwny szelest. Odwróciłam się przestraszona i ujrzałam dziwnego stwora. W ciemności prawie w ogóle nie rozróżniałam poszczególnych części ciała. Widziałam tylko tyle, że ma cztery nogi, długi ogon i całe ciało pokryte łuskami, odbijającymi się w ciemnosci.
-Jestem Bazyliszek...-usłyszałam w mojej głowie.-co robisz o tej porze na dworze?
-Ja..ja..ja..-zaczęłąm się jakać.-ide...do apteki-serce waliło mi jak oszalałe, kiedy bestia pochyliła łeb i tuż przed moimi oczami ukazały się duże, bursztynowe oczy potwora.
-Twoje oczy...
-Co..c..o z moimi oczmi?-wydukałam.
-Idziesz w dobrej intencji...
-T..tak do apteki. Moja siostra jest poważnie chora,
-A więc nie musisz się mnie obawiać. Pomogę ci.-rzekł, po czym przed nim zmaterializował sie przede mną lek.
-Weż go.- podsunął mi ją pod nogi.-I wracaj bezpiecznie do domu-rzekł po czym odbił się od ziemii i odleciał. Patrzyłam się na niego do puki nie zniknął za blokami.
Wzięłam lek, po czym zaczęłam iść niepewnie w stronę domu. Dwadzieścia minut później byłam w domu. Podobna sytuacja nigdy więcej się nie wydarzyła, jednak zawsze kiedy szłam w nocy czułam się przez KOGOŚ obserwowana. I zawsze bezpiecznie.
Szłam ulicą. Była zima, więc wcześnie robiło się ciemno. W okół mnie było cicho. Ludzie siedzieli już w domach, przy kominku i pili ciepłe napoje, podczas gdy ja musiałam leciec na drugi koniec miasta, żeby kupić lek dla mojej młodszej siostry. Pochorowała się a to była jedyna apteka otwarta o tej porze.
Nagle usłyszałam dziwny szelest. Odwróciłam się przestraszona i ujrzałam dziwnego stwora. W ciemności prawie w ogóle nie rozróżniałam poszczególnych części ciała. Widziałam tylko tyle, że ma cztery nogi, długi ogon i całe ciało pokryte łuskami, odbijającymi się w ciemnosci.
-Jestem Bazyliszek...-usłyszałam w mojej głowie.-co robisz o tej porze na dworze?
-Ja..ja..ja..-zaczęłąm się jakać.-ide...do apteki-serce waliło mi jak oszalałe, kiedy bestia pochyliła łeb i tuż przed moimi oczami ukazały się duże, bursztynowe oczy potwora.
-Twoje oczy...
-Co..c..o z moimi oczmi?-wydukałam.
-Idziesz w dobrej intencji...
-T..tak do apteki. Moja siostra jest poważnie chora,
-A więc nie musisz się mnie obawiać. Pomogę ci.-rzekł, po czym przed nim zmaterializował sie przede mną lek.
-Weż go.- podsunął mi ją pod nogi.-I wracaj bezpiecznie do domu-rzekł po czym odbił się od ziemii i odleciał. Patrzyłam się na niego do puki nie zniknął za blokami.
Wzięłam lek, po czym zaczęłam iść niepewnie w stronę domu. Dwadzieścia minut później byłam w domu. Podobna sytuacja nigdy więcej się nie wydarzyła, jednak zawsze kiedy szłam w nocy czułam się przez KOGOŚ obserwowana. I zawsze bezpiecznie.