Była piątkowa noc, czy może raczej rano. W każdym bądź razie, niczego się nie spodziewając, obudziłem się w czyjejś sypialni. Leżałem na wielkim, drewnianym łożu (nie łóżku - właśnie łożu). Sypialnia była ogromna, zdobiona wazami, klejnotami, i czym tam się jeszcze dało. Na suficie namalowany był fresk przedstawiający jakieś, chyba mitologiczne, postacie, a na podłodze znajdował się, dość ładny, dywan. Nie byłoby w tym nawet nic dziwnego, chyba że obudzenie się w czyjejś sypialni nie jest niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że obok mnie leżała kobieta. Była młoda i bardzo, bardzo piękna. Nic, co dotąd widziałem, nie równało się z jej urodą. - Kim jesteś i gdzie ja jestem? - zapytałem kobietę. - Aaa! Ratunku, podglądacz. Aaaa! - krzyknęła dziwna pani, jak tylko mnie zobaczyła. - Hefajstosie, ratuj mnie! Chwilę później w sypialni zjawił się śmieszny gościu. Ubrany był, jak jakiś obdartus, w stare i zużyte szaty. Cały był osmolony i spocony. - Co robisz mojej żonie? - Zostaw ją! - rozkał, jak mniemam, Hefajstos. - Powtarzam, zostaw ją! - A co ci do tego? - zapytałem go. - Jestem jej mężem. To był szok. Ten nieokiełznany jegomość był mężem tej pięknej niewiasty? - To niemożliwe... - wydusiłem z siebie byle co. - A jednak. Więc ją zostawisz, czy nie? - Już dobrze, dobrze - odburknąłem. - A gdzie ja... - Pytania zostaw na później - rozkazał człowiek. - Teraz idziemy do Zeusa. To mnie trochę zdziwiło. Te wszystkie imiona: Zeus, Hefajstos. Prawdę mówiąc brakowało tu tylko Afrodyty. Myliłem się: - Kim jesteś i co robiłeś w sypialni Afrodyty? - powiedział dość duży jegomość trzymający jasnosrebrzysty piorun w ręku, tak jak Luke Skywalker trzymał swój miecz świetlny, i potwierdził tym moje domysły o tej kobiecie. - A ty kim jesteś? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. - Jak śmiesz się tak do mnie zwracać. Jam jest Zeus: Pan Olimpu. Władca tego świata! - rzekł ten człowiek. - O przepraszam, panie - starałem się udawać skruchę. - Jestem Pawe... Jestem Paulus, bóg przyszłości i resortu nowych technologii. Oto moja wizytówka - podałem zgnieciony świstek papieru z napisem:
Paulus, bóg przyszłości i resortu nowych technologii. Czynne od poniedziałku do piątku od 9 00 do 21 35. Niedziele - nieczynne.
- A więc... Taaak... - zastanawiał się Zeus drapiąc się piorunem po podbródku. - Możesz udowodnić, że znasz się na przyszłości? - Ależ oczywiście! - stwierdziłem bardzo pewnie. - Proszę, oto zegarek. Pokazuje mi godzinę. Jest lekki, poręczny i nie trzeba ciągle chodzić do zegara słonecznego. Zeus z zaciekawieniem oglądał to "osobliwe zjawisko". W końcu rzekł: - Mnie to wystarczy. Uważam cię za pełnoprawnego członka naszej społeczności. - Dziękuję, mości panie. - Ależ, po co te zwroty grzecznościowe! Nie mośćmy mościami. Po prostu: Zeusie - zachęcał bóg i, muszę przyznać, że udało mu się. - Dziękuję, będę pamiętał, Zeusie - powiedziałem, potwierdzając swoje zapewnienia.
Kolejne godziny mijały w miłej atmosferze. Zeus z resztą boskiej paczki urządził zabawę i hulanki, na które zresztą zostałem zaproszony. Uczta była bardzo wystawna. Pełno kurczaków, krów, prosiąt i kotów zalegało stosami na stole. Ambrozja i nektar lały się całymi strumieniami. Do mojego gardła lało się również niemało i miałem nadzieję, znając zbawienne skutki owych specyfików, że wywrze to w przyszłości wpływ na moją urodę. Wszyscy ucztowali przez cały dzień, aż w końcu nastał wieczór i wraz z bogami próbowaliśmy rozejść się najkrótszymi drogami do swoich domów. Drogi nie okazały się takie proste, jakie powinny były być, ale na szczęście wszyscy trafili tam, gdzie mieli. Noc była ciepła i gwieździsta, jednak, wbrew moim przypuszczeniom, nie minęła tak szybko jak powinna... Dokładnie o dwónastej w nocy przyszła do mnie Nike. - Cześć, przystojniaku - powiedziała podchodząc do mnie. - Jak się masz? - Dobrze, yyy... eee... - zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć. - Co tu robisz? Nie trafiłaś do swojego apartamentu? Odprowadzić cię? - Nie musisz. Trafiłam dokładnie tam, gdzie chciałam. Podeszła bardzo blisko. Było bardzo ciemno, ale mimo to zobaczyłem, że wolnymi ruchami zdejmowała z siebie "niepotrzebne" części garderoby. - Znasz się na przyszłości. Powiedz mi coś o mnie - poprosiła bardzo cicho. - Yyy, no tak. Więc... yyy... no to... w przyszłości... tak? - próbowałem coś wymyśleć, jednak sytuacja mi tego nie ułatwiała. - W przyszłości... Twoje imię będzie na wszystkich częściach garderoby... - To bardzo ciekawe, przystojniaku. Na wszystkich, mówisz? Za raz sprawdzimy... Dalej sytuacja potoczyła się nad wyraz niespodziewanie, oczywiście dla mnie. Nike zepchnęła mnie na środek łóżka i usiadła obok mnie. Po chwili leżeliśmy już oboje pod ciepłą kołderką, moja garderoba okazała się również niepotrzebna. Nie wiem, jak to możliwe, ale nic więcej z tamtego wieczoru nie pamiętam.
Obudziłem się, w dziwnie znajomej sypialni, na wielkim łożu. Obok mnie leżała śliczna Nike, okryta TYLKO pierzyną. Nie chciałem jej budzić, więc wstałem po cichu i poszedłem do Zeusa. - Dzień dobry, Zeusie. Ładny mamy dziś dzionek na Olimpie. - O co ci chodzi, jaki: Zeusie? - do mojego pokoju weszła mama. - No tak. Cześć, mamo. - Cześć, synku. Dzień rzeczywiście ładny, ale czy możesz mi wytłumaczyć, co ta kobieta robi w twoim łóżku?
Była piątkowa noc, czy może raczej rano. W każdym bądź razie, niczego się nie spodziewając, obudziłem się w czyjejś sypialni. Leżałem na wielkim, drewnianym łożu (nie łóżku - właśnie łożu). Sypialnia była ogromna, zdobiona wazami, klejnotami, i czym tam się jeszcze dało. Na suficie namalowany był fresk przedstawiający jakieś, chyba mitologiczne, postacie, a na podłodze znajdował się, dość ładny, dywan. Nie byłoby w tym nawet nic dziwnego, chyba że obudzenie się w czyjejś sypialni nie jest niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że obok mnie leżała kobieta. Była młoda i bardzo, bardzo piękna. Nic, co dotąd widziałem, nie równało się z jej urodą.
- Kim jesteś i gdzie ja jestem? - zapytałem kobietę.
- Aaa! Ratunku, podglądacz. Aaaa! - krzyknęła dziwna pani, jak tylko mnie zobaczyła. - Hefajstosie, ratuj mnie!
Chwilę później w sypialni zjawił się śmieszny gościu. Ubrany był, jak jakiś obdartus, w stare i zużyte szaty. Cały był osmolony i spocony.
- Co robisz mojej żonie? - Zostaw ją! - rozkał, jak mniemam, Hefajstos. - Powtarzam, zostaw ją!
- A co ci do tego? - zapytałem go.
- Jestem jej mężem.
To był szok. Ten nieokiełznany jegomość był mężem tej pięknej niewiasty?
- To niemożliwe... - wydusiłem z siebie byle co.
- A jednak. Więc ją zostawisz, czy nie?
- Już dobrze, dobrze - odburknąłem. - A gdzie ja...
- Pytania zostaw na później - rozkazał człowiek. - Teraz idziemy do Zeusa.
To mnie trochę zdziwiło. Te wszystkie imiona: Zeus, Hefajstos. Prawdę mówiąc brakowało tu tylko Afrodyty. Myliłem się:
- Kim jesteś i co robiłeś w sypialni Afrodyty? - powiedział dość duży jegomość trzymający jasnosrebrzysty piorun w ręku, tak jak Luke Skywalker trzymał swój miecz świetlny, i potwierdził tym moje domysły o tej kobiecie.
- A ty kim jesteś? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać. Jam jest Zeus: Pan Olimpu. Władca tego świata! - rzekł ten człowiek.
- O przepraszam, panie - starałem się udawać skruchę. - Jestem Pawe... Jestem Paulus, bóg przyszłości i resortu nowych technologii. Oto moja wizytówka - podałem zgnieciony świstek papieru z napisem:
Paulus,
bóg przyszłości i resortu nowych technologii.
Czynne od poniedziałku do piątku od 9 00 do 21 35. Niedziele - nieczynne.
- A więc... Taaak... - zastanawiał się Zeus drapiąc się piorunem po podbródku. - Możesz udowodnić, że znasz się na przyszłości?
- Ależ oczywiście! - stwierdziłem bardzo pewnie. - Proszę, oto zegarek. Pokazuje mi godzinę. Jest lekki, poręczny i nie trzeba ciągle chodzić do zegara słonecznego.
Zeus z zaciekawieniem oglądał to "osobliwe zjawisko". W końcu rzekł:
- Mnie to wystarczy. Uważam cię za pełnoprawnego członka naszej społeczności.
- Dziękuję, mości panie.
- Ależ, po co te zwroty grzecznościowe! Nie mośćmy mościami. Po prostu: Zeusie - zachęcał bóg i, muszę przyznać, że udało mu się.
- Dziękuję, będę pamiętał, Zeusie - powiedziałem, potwierdzając swoje zapewnienia.
Kolejne godziny mijały w miłej atmosferze. Zeus z resztą boskiej paczki urządził zabawę i hulanki, na które zresztą zostałem zaproszony. Uczta była bardzo wystawna. Pełno kurczaków, krów, prosiąt i kotów zalegało stosami na stole. Ambrozja i nektar lały się całymi strumieniami. Do mojego gardła lało się również niemało i miałem nadzieję, znając zbawienne skutki owych specyfików, że wywrze to w przyszłości wpływ na moją urodę. Wszyscy ucztowali przez cały dzień, aż w końcu nastał wieczór i wraz z bogami próbowaliśmy rozejść się najkrótszymi drogami do swoich domów. Drogi nie okazały się takie proste, jakie powinny były być, ale na szczęście wszyscy trafili tam, gdzie mieli. Noc była ciepła i gwieździsta, jednak, wbrew moim przypuszczeniom, nie minęła tak szybko jak powinna...
Dokładnie o dwónastej w nocy przyszła do mnie Nike.
- Cześć, przystojniaku - powiedziała podchodząc do mnie. - Jak się masz?
- Dobrze, yyy... eee... - zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć. - Co tu robisz? Nie trafiłaś do swojego apartamentu? Odprowadzić cię?
- Nie musisz. Trafiłam dokładnie tam, gdzie chciałam.
Podeszła bardzo blisko. Było bardzo ciemno, ale mimo to zobaczyłem, że wolnymi ruchami zdejmowała z siebie "niepotrzebne" części garderoby.
- Znasz się na przyszłości. Powiedz mi coś o mnie - poprosiła bardzo cicho.
- Yyy, no tak. Więc... yyy... no to... w przyszłości... tak? - próbowałem coś wymyśleć, jednak sytuacja mi tego nie ułatwiała. - W przyszłości... Twoje imię będzie na wszystkich częściach garderoby...
- To bardzo ciekawe, przystojniaku. Na wszystkich, mówisz? Za raz sprawdzimy...
Dalej sytuacja potoczyła się nad wyraz niespodziewanie, oczywiście dla mnie. Nike zepchnęła mnie na środek łóżka i usiadła obok mnie. Po chwili leżeliśmy już oboje pod ciepłą kołderką, moja garderoba okazała się również niepotrzebna. Nie wiem, jak to możliwe, ale nic więcej z tamtego wieczoru nie pamiętam.
Obudziłem się, w dziwnie znajomej sypialni, na wielkim łożu. Obok mnie leżała śliczna Nike, okryta TYLKO pierzyną. Nie chciałem jej budzić, więc wstałem po cichu i poszedłem do Zeusa.
- Dzień dobry, Zeusie. Ładny mamy dziś dzionek na Olimpie.
- O co ci chodzi, jaki: Zeusie? - do mojego pokoju weszła mama.
- No tak. Cześć, mamo.
- Cześć, synku. Dzień rzeczywiście ładny, ale czy możesz mi wytłumaczyć, co ta kobieta robi w twoim łóżku?