Walentynki. Znowu ! Tak z takim nastawieniem wstałem jeszcze w poniedziałek ale dziś... Zresztą nie uprzedzajmy faktów. Wszystko się zaczęło w poniedziałek 13 lutego. Dzień przed tym feralnym dniem jakim zawsze są dla mnie walentynki. W stałem jak zwykle w 'genialnym' nastroju, po szybkim prysznicu i zgarnięciu bułki z talerza wybiegłem z domu i tak już spóźniony do szkoły. Po drodze nie obyło się oczywiście bez ekscesów. Pewien piesek z bardzo 'odpowiedzialną' panią chyba zapomniał że wypadało by po sobie posprzątać a nie mogąc wyhamować... Wstyd przyznać poślizgnąłem się i to ostanie co pamiętam. Chyba uderzyłem się w głowę bo straciłem przytomność i ból głowy wydaje się nie do zniesienia. W każdym razie obudziłem się w karetce w drodze do szpitala. Powiedzieli ze zostawią mnie na noc na obserwacje bo prawdopodobnie mam wstrząs mózgu. Ach już od rana wydawało się że będzie ciekawie. Ale to co się stało na sali odwróciło go o 180 stopni. Wchodzę na salę - Cześć - słyszę kobiecy głos zza moich pleców. Niezbyt chętnie się obracam i - C...Cześć - wyjąkałem. Czy to objaw wstrząsu mózgu czy może jednak taki wpływ wywarła na mnie moja współlokatorka. Długie blond włosy do ramion, ładna figura, w sumie nawet w szpitalnej piżamie prezentowała się świetnie. - Jak masz na imię ? - Zapytała. - Echm... Ja ? Ja... jestem Marcin. - Wydukałem. - Oj przepraszam mam nadzieje że ci nie przeszkadzam. Bardzo cię boli ? - Powiedziała. Ładna i do tego wrażliwa. Moje serce zabiło mocnej. - Nie. Troszkę. A co się stało tobie dlaczego tu leżysz. ? - Postanowiłem podtrzymać rozmowę. - Mam chore serce. W środę operację. - Zwierzyła się Magda. Tak, Magda przedstawiła się w późniejszej rozmowie a rozmawialiśmy my jeszcze bardzo długo z małymi przerwami na odwiedziny któregoś z krewnych. Na zajutrz rano przybyła pielęgniarka z rodzicami i oświadczyli że wychodzę. Myślałem że posiedzę tu dłużej a teraz mam tak po prostu zostawić Magdę ? Pożegnałem się i wyszedłem ze szpitala. Wpadłem do pokoju i niewiele myśląc rozbiłem skarbonkę. Pobiegłem do sklepu po czekoladę i do kwiaciarni po kwiaty. Potem wróciłem do szpitala ale już nie jako pacjent. Uf... droga wolna Magda jest sama. Siedzi i czyta jakąś książkę. Oczytana ? Z każdą chwilą czuję ze zakochuje się coraz bardziej. Wbiegam do pokoju - Zzz...- Zebrałem się na odwagę. - Zostaniesz moją walentynką ? - Zapytałem w końcu. Najpierw milczała potem powiedziała tylko "Dziękuje", popłakała się i mnie przytuliła. Rozmawialiśmy jeszcze kilka godzin potem obiecałem ze przyjdę jutro. Następnego dnia przyszedłem widziałem że Madzia jest przestraszona i zdenerwowana cała operacją. Starałem się słowami dodać jej otuchy i odwagi. Kiedy przyszedł lekaż i powiedział że musi szykować ją na operację pożegnałem się i czekałem na korytarzu. Operacja trwała 12 godzin. Chodź mnie wydało się że co najmniej 12 lat czas tak nie miłosiernie się dłużył. Ale kiedy wyszedł lekaż i powiedział że operacja się udała i że już za kilka godzin będę mógł ją zobaczyć. Popłakałem się ze szczęścia. Wróciłem do domu się chwilę przespać i tak mnie do niej nie wpuszczą a może teraz kiedy wiem że już nic nie zagraża będę mógł spokojnie usnąć. Po obudzeniu się od razu poszedłem do szpitala i spotkałem się z Madzią. Widać że była jeszcze słaba ale bardzo się ucieszyła z mojego przybycia. Niestety nie mogliśmy porozmawiać. Obiecałem jej że kiedy stąd wyjdzie to wybierzemy się razem do kina. I odwiedzam ją codziennie. Teraz kiedy to pisze jeszcze czekam na wyjście Magdy ze szpitala i zaczynam się zastanawiać czy to tylko zwykłe (nie)szczęście że się wtedy poślizgnąłem czy może Walentynowy cud. Kto wie ?
Walentynki. Znowu ! Tak z takim nastawieniem wstałem jeszcze w poniedziałek ale dziś... Zresztą nie uprzedzajmy faktów. Wszystko się zaczęło w poniedziałek 13 lutego. Dzień przed tym feralnym dniem jakim zawsze są dla mnie walentynki. W stałem jak zwykle w 'genialnym' nastroju, po szybkim prysznicu i zgarnięciu bułki z talerza wybiegłem z domu i tak już spóźniony do szkoły. Po drodze nie obyło się oczywiście bez ekscesów. Pewien piesek z bardzo 'odpowiedzialną' panią chyba zapomniał że wypadało by po sobie posprzątać a nie mogąc wyhamować... Wstyd przyznać poślizgnąłem się i to ostanie co pamiętam. Chyba uderzyłem się w głowę bo straciłem przytomność i ból głowy wydaje się nie do zniesienia. W każdym razie obudziłem się w karetce w drodze do szpitala. Powiedzieli ze zostawią mnie na noc na obserwacje bo prawdopodobnie mam wstrząs mózgu. Ach już od rana wydawało się że będzie ciekawie. Ale to co się stało na sali odwróciło go o 180 stopni. Wchodzę na salę
- Cześć - słyszę kobiecy głos zza moich pleców. Niezbyt chętnie się obracam i
- C...Cześć - wyjąkałem. Czy to objaw wstrząsu mózgu czy może jednak taki wpływ wywarła na mnie moja współlokatorka. Długie blond włosy do ramion, ładna figura, w sumie nawet w szpitalnej piżamie prezentowała się świetnie.
- Jak masz na imię ? - Zapytała.
- Echm... Ja ? Ja... jestem Marcin. - Wydukałem.
- Oj przepraszam mam nadzieje że ci nie przeszkadzam. Bardzo cię boli ? - Powiedziała. Ładna i do tego wrażliwa. Moje serce zabiło mocnej.
- Nie. Troszkę. A co się stało tobie dlaczego tu leżysz. ? - Postanowiłem podtrzymać rozmowę.
- Mam chore serce. W środę operację. - Zwierzyła się Magda. Tak, Magda przedstawiła się w późniejszej rozmowie a rozmawialiśmy my jeszcze bardzo długo z małymi przerwami na odwiedziny któregoś z krewnych. Na zajutrz rano przybyła pielęgniarka z rodzicami i oświadczyli że wychodzę. Myślałem że posiedzę tu dłużej a teraz mam tak po prostu zostawić Magdę ? Pożegnałem się i wyszedłem ze szpitala. Wpadłem do pokoju i niewiele myśląc rozbiłem skarbonkę. Pobiegłem do sklepu po czekoladę i do kwiaciarni po kwiaty. Potem wróciłem do szpitala ale już nie jako pacjent. Uf... droga wolna Magda jest sama. Siedzi i czyta jakąś książkę. Oczytana ? Z każdą chwilą czuję ze zakochuje się coraz bardziej. Wbiegam do pokoju
- Zzz...- Zebrałem się na odwagę.
- Zostaniesz moją walentynką ? - Zapytałem w końcu. Najpierw milczała potem powiedziała tylko "Dziękuje", popłakała się i mnie przytuliła. Rozmawialiśmy jeszcze kilka godzin potem obiecałem ze przyjdę jutro. Następnego dnia przyszedłem widziałem że Madzia jest przestraszona i zdenerwowana cała operacją. Starałem się słowami dodać jej otuchy i odwagi. Kiedy przyszedł lekaż i powiedział że musi szykować ją na operację pożegnałem się i czekałem na korytarzu. Operacja trwała 12 godzin. Chodź mnie wydało się że co najmniej 12 lat czas tak nie miłosiernie się dłużył. Ale kiedy wyszedł lekaż i powiedział że operacja się udała i że już za kilka godzin będę mógł ją zobaczyć. Popłakałem się ze szczęścia. Wróciłem do domu się chwilę przespać i tak mnie do niej nie wpuszczą a może teraz kiedy wiem że już nic nie zagraża będę mógł spokojnie usnąć. Po obudzeniu się od razu poszedłem do szpitala i spotkałem się z Madzią. Widać że była jeszcze słaba ale bardzo się ucieszyła z mojego przybycia. Niestety nie mogliśmy porozmawiać. Obiecałem jej że kiedy stąd wyjdzie to wybierzemy się razem do kina. I odwiedzam ją codziennie. Teraz kiedy to pisze jeszcze czekam na wyjście Magdy ze szpitala i zaczynam się zastanawiać czy to tylko zwykłe (nie)szczęście że się wtedy poślizgnąłem czy może Walentynowy cud. Kto wie ?