W letni, upalny dzień wyszłam sobie na spacer z psem.
Świeciło słońce, latały kolorowe motylki i zapowiadał się wspaniały i spokojny dzień. Kiedy przechodziłam obok stadionu, zauważyłam 3 bijących się chłopaków. Na moje oko, nie wyglądało to groźnie, lecz zabawnie. Widać było że jeden z nich to amator, bo wywijał rękoma jakby chciał odgonić muchy. Drugi za to, śmiał się tak głośno że aż było słychać go z ulicy. Pomyślałam ; ,,Cóż tu zrobić.? Poprzyglądam się trochę i zaraz odejdę". Aż tu nagle na głowę jednego z chłopaków wskoczył duży, czarno - brązowy kocur. Nie wiem dlaczego tak się stało, ale w każdym razie śmiałam się tak głośno że aż ludzie się oglądali. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy nie mogłam utrzymać psa pędzącego w stronę chłopaków. Nie wytrzymałam. Moja piękna, nowa i ładnie zdobiona smycz pękła a pies rzucił się w stronę uciekającego kota. Nie było sensu gonić go po całym stadionie - w końcu był ogrodzony. Przytrzymałam się na małą pogawędkę z chłopakami, po czym zawołałam psa. Przyszedł do mnie, zmęczony i cały oblany kolorową farbą. Dopiero potem zauważyłam pana, który zbulwersowany szedł w moja stronę cały w farbie. Pies, miał zielone łapy, niebieski ogon i czerwoną głowę.
Za to Pan (który najwidoczniej malował płot) był w kolorze niebieskim. Po krótkiej rozmowie z Panem konserwatorem udałam się do domu z moim dziwnym kolorowym psem. Długo będę pamiętała to wydarzenie, ale nie chciałabym aby jeszcze kiedykolwiek mi się to zdarzyło.
W letni, upalny dzień wyszłam sobie na spacer z psem.
Świeciło słońce, latały kolorowe motylki i zapowiadał się wspaniały i spokojny dzień.
Kiedy przechodziłam obok stadionu, zauważyłam 3 bijących się chłopaków. Na moje oko, nie wyglądało to groźnie, lecz zabawnie. Widać było że jeden z nich to amator, bo wywijał rękoma jakby chciał odgonić muchy. Drugi za to, śmiał się tak głośno że aż było słychać go z ulicy. Pomyślałam ; ,,Cóż tu zrobić.? Poprzyglądam się trochę i zaraz odejdę". Aż tu nagle na głowę jednego z chłopaków wskoczył duży, czarno - brązowy kocur. Nie wiem dlaczego tak się stało, ale w każdym razie śmiałam się tak głośno że aż ludzie się oglądali. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy nie mogłam utrzymać psa pędzącego w stronę chłopaków. Nie wytrzymałam. Moja piękna, nowa i ładnie zdobiona smycz pękła a pies rzucił się w stronę uciekającego kota. Nie było sensu gonić go po całym stadionie - w końcu był ogrodzony. Przytrzymałam się na małą pogawędkę z chłopakami, po czym zawołałam psa. Przyszedł do mnie, zmęczony i cały oblany kolorową farbą. Dopiero potem zauważyłam pana, który zbulwersowany szedł w moja stronę cały w farbie. Pies, miał zielone łapy, niebieski ogon i czerwoną głowę.
Za to Pan (który najwidoczniej malował płot) był w kolorze niebieskim. Po krótkiej rozmowie z Panem konserwatorem udałam się do domu z moim dziwnym kolorowym psem.
Długo będę pamiętała to wydarzenie, ale nie chciałabym aby jeszcze kiedykolwiek mi się to zdarzyło.