Napisz opowiadanie twórcze, wykorzystując plan ramowy. 1) Zaginięcie telefonu 2) Posądzenie o kradzież 3) Kłótnia 4) Bójka 5) Niebezpieczny upadek 6) Przybycie pogotowia 7) przypadkowe znalezienie komórki 8) Przeprosiny w szpitalu
DAJE NAJ!!!
Diffidentiae
Obudziłam się dziś rano. Przetarłam zaspane oczy, kierując wzrok na budzik. Czerwone cyfry wskazywały godzinę 7:30. Zaraz się spóźnię! Szybko ogarnęłam poranną toaletę i przebrałam się, pospiesznie jedząc śniadanie. Prawie zapomniałabym o telefonie. Spakowałam go do bocznej kieszeni torby i wybiegłam z domu. Na moje szczęście, autobus również się spóźnił. Prawie odjeżdżał, gdy dotarłam do przystanku. Kierowca jednak mnie znał, więc z ociąganiem przycisnął pedał gazu, pozwalając mi wskoczyć do pojazdu. Ciężko dysząc zajęłam miejsce w opustoszałym autobusie, w duchu dziękując pani od wychowania fizycznego za to, że tak szybko biegam. Oparłam się o fotel i zaczęłam podziwiać widoki, które z dnia na dzień stawały się coraz bardziej monotonne. Po dotarciu do celu przywitałam się z Łucją (wstaw imię jakie chcesz ^^). Zeszłam do szatni, w której siedziały 2 inne dziewczyny z naszej klasy i paru chłopaków. Nagle usłyszałam głos wychowawczyni. -Łucjo, Aniu, proszę, znajdźcie dziennik. - poprosiła. Z lekkim wahaniem odłożyłam torbę w kąt i poszłam z przyjaciółką do pokoju nauczycielskiego. Tam jednak go nie było, więc skierowałyśmy się do sekretariatu. Dziennik VI B (ewentualnie wstaw tu klasę, do której chodzisz) leżał na półce. Sięgnęłam po ową rzecz i ruszyłam w stronę szatni, w poszukiwaniu naszej pani. Znalazłyśmy ją błyskawicznie. Wręczyłyśmy jej dziennik. Poprosiłam Łucję, aby przyniosła mi torbę z szatni. Ta, z lekkim ociąganiem w końcu się zgodziła i przyniosła mi ją. Założyłam ją na ramię i ruszyłyśmy na wyższe piętra w poszukiwaniu sali, w której miały się odbyć lekcje. -Anka.. Gdzie my mamy? - jęknęła Łucja, gdy kolejny raz poszłyśmy do złej sali. Westchnęłam, gromiąc dziewczynę wzrokiem i sięgnęłam do torby. -Mamy w.. Zaraz! - krzyknęłam. - Gdzie mój telefon?! -Pytam się poważnie. - warknęła. -A myślisz, że ja żartuję? Łucja wykazała się odrobiną rozwagi i sprawdziła na planie lekcji, w której sali teraz mamy lekcję. Idąc w tamtą stronę zadzwonił dzwonek. Chcąc nie chcąc, musiałyśmy przyspieszyć i puściłyśmy się biegiem do sali nr 12. O dziwo była otwarta. Nasza klasa jak zwykle świrowała, gdyż pani Romowicz kserowała ćwiczenia na parterze. Ja w tym czasie wyrzuciłam całą zawartość torby na ławkę. Niechcący uderzyłam przy tym Łucję w twarz zeszystem do techniki. -Gdzie.. On.. Jest?! - jęknęłam zaniepokojona. Nagle doznałam olśnienia. Przecież zostawiłam moją biedną torbę na pastwę tych pięciu ludzi w szatni. Mocno zdenerwowana podeszłam do jasnowłosej postaci, która zajęła pierwsze miejsce na liście podejrzanych. -Gdzie jest mój telefon?! - warknęłam. -Co? Jaki telefon? - zapytała niepewnie. -Ten, który bezczelnie ukradłaś z mojej torby! - kolejny raz podniosłam głos na dziewczynę. Ta wstała i krzyknęła: -Nie mam pojęcia, czemu oskarżasz mnie o kradzież! To przecie.. -Bo to ty zawsze miałaś manię na punkcie mojego telefonu! - nie dałam jej dokończyć. Blondyna krzyknęła coś, czego nie zrozumiałam, a ja w przypływie szału mocno ją popchnęłam. Ta odpłaciła mi tym samym. Szarpnęłam ją za włosy, a ta, ku mojej początkowej uciesze straciła równowagę. Jednak uśmiech błyskawicznie spełzł z mojej twarzy. To, co widziałam, działo się jakby w spowolnionym tempie. Noga Justyny podjeżdża do przodu, a ona sama pochyla się bardzo mocno do tyłu. Jej głowa leci wprost na kant ławki, a dziewczyna traci przytomność. Głośny huk zaniepokoił nauczycieli z sąsiednich klas. Pan Tomaszek, nauczyciel przyrody natychmiast stanął w otwartych drzwiach. -Co tu się dzieje?! - ryknął, widząc nasze zgromadzenie. Natychmiast poczułam, że pieką mnie oczy. -Ja.. ja... - zaczęłam się jąkać. Nauczyciel utorował przejście pomiędzy nami i natychmiast zbladł, widząc leżącą bez ruchu Justynę. Pani Źródłowska, ucząca języka polskiego, zaalarmowana przez Łucję przybiegła z parteru, chcąc dowiedzieć się, co się stało. Potrząsnęła nieprzytomną dziewczyną i wezwała karetkę. Przyjechała w ekspresowym tempie. Mnie zaś wysłała do dyrektorki. Roztrzęsiona, poprosiłam Łucję aby poszła ze mną. Pani oczywiście się zgodziła. Idąc przez parter, opierając się na ramieniu przyjaciółki, moją uwagę zwrócił błysk pod grzejnikiem. Podeszłam do rzeczy, która mnie zaintrygowała. Błysk okazał się telefonem! -Łucja! Odnalazł się! - zawołałam zadowolona. Jednak po chwili posmutniałam. - Niesłusznie oskarżyłam Justynę.. Ciemnowłosa dziewczyna spoważniała, cicho westchnęła i pomogła mi dojść do gabinetu dyrektora. Dostałam sporą burę, parę punktów ujemnych i uwagę, jednak postanowiłam odwiedzić niewinną blondynę w szpitalu. Wychodząc ze szkoły, skierowałam kroki do sklepu, w którym kupiłam dużą bombonierkę i czekoladę. Łucja oczywiście poszła ze mną jak do sklepu, tak i do szpitala. Uśmiechnęłam się smutno, widząc Justynę leżącą w śnieżnobiałej pościeli. Nie miała żadnego opatrunku, a żywe barwy powróciły na jej uradowaną twarz. -Justyna.. - zaczęłam nieśmiało. Zabrakło mi słów, więc wyszeptałam tylko skromne "przepraszam" i położyłam podarunki na stoliku obok jej łóżka. Blondyna się do mnie uśmiechnęła i poczęstowała nas kawałkiem czekolady. -Wybaczam. - powiedziała z jeszcze szerszym uśmiechem.
-Łucjo, Aniu, proszę, znajdźcie dziennik. - poprosiła. Z lekkim wahaniem odłożyłam torbę w kąt i poszłam z przyjaciółką do pokoju nauczycielskiego. Tam jednak go nie było, więc skierowałyśmy się do sekretariatu. Dziennik VI B (ewentualnie wstaw tu klasę, do której chodzisz) leżał na półce. Sięgnęłam po ową rzecz i ruszyłam w stronę szatni, w poszukiwaniu naszej pani. Znalazłyśmy ją błyskawicznie. Wręczyłyśmy jej dziennik. Poprosiłam Łucję, aby przyniosła mi torbę z szatni. Ta, z lekkim ociąganiem w końcu się zgodziła i przyniosła mi ją. Założyłam ją na ramię i ruszyłyśmy na wyższe piętra w poszukiwaniu sali, w której miały się odbyć lekcje.
-Anka.. Gdzie my mamy? - jęknęła Łucja, gdy kolejny raz poszłyśmy do złej sali. Westchnęłam, gromiąc dziewczynę wzrokiem i sięgnęłam do torby.
-Mamy w.. Zaraz! - krzyknęłam. - Gdzie mój telefon?!
-Pytam się poważnie. - warknęła.
-A myślisz, że ja żartuję?
Łucja wykazała się odrobiną rozwagi i sprawdziła na planie lekcji, w której sali teraz mamy lekcję. Idąc w tamtą stronę zadzwonił dzwonek. Chcąc nie chcąc, musiałyśmy przyspieszyć i puściłyśmy się biegiem do sali nr 12. O dziwo była otwarta. Nasza klasa jak zwykle świrowała, gdyż pani Romowicz kserowała ćwiczenia na parterze. Ja w tym czasie wyrzuciłam całą zawartość torby na ławkę. Niechcący uderzyłam przy tym Łucję w twarz zeszystem do techniki.
-Gdzie.. On.. Jest?! - jęknęłam zaniepokojona. Nagle doznałam olśnienia. Przecież zostawiłam moją biedną torbę na pastwę tych pięciu ludzi w szatni. Mocno zdenerwowana podeszłam do jasnowłosej postaci, która zajęła pierwsze miejsce na liście podejrzanych.
-Gdzie jest mój telefon?! - warknęłam.
-Co? Jaki telefon? - zapytała niepewnie.
-Ten, który bezczelnie ukradłaś z mojej torby! - kolejny raz podniosłam głos na dziewczynę. Ta wstała i krzyknęła:
-Nie mam pojęcia, czemu oskarżasz mnie o kradzież! To przecie..
-Bo to ty zawsze miałaś manię na punkcie mojego telefonu! - nie dałam jej dokończyć. Blondyna krzyknęła coś, czego nie zrozumiałam, a ja w przypływie szału mocno ją popchnęłam. Ta odpłaciła mi tym samym. Szarpnęłam ją za włosy, a ta, ku mojej początkowej uciesze straciła równowagę. Jednak uśmiech błyskawicznie spełzł z mojej twarzy. To, co widziałam, działo się jakby w spowolnionym tempie. Noga Justyny podjeżdża do przodu, a ona sama pochyla się bardzo mocno do tyłu. Jej głowa leci wprost na kant ławki, a dziewczyna traci przytomność. Głośny huk zaniepokoił nauczycieli z sąsiednich klas. Pan Tomaszek, nauczyciel przyrody natychmiast stanął w otwartych drzwiach.
-Co tu się dzieje?! - ryknął, widząc nasze zgromadzenie. Natychmiast poczułam, że pieką mnie oczy.
-Ja.. ja... - zaczęłam się jąkać. Nauczyciel utorował przejście pomiędzy nami i natychmiast zbladł, widząc leżącą bez ruchu Justynę. Pani Źródłowska, ucząca języka polskiego, zaalarmowana przez Łucję przybiegła z parteru, chcąc dowiedzieć się, co się stało. Potrząsnęła nieprzytomną dziewczyną i wezwała karetkę. Przyjechała w ekspresowym tempie. Mnie zaś wysłała do dyrektorki. Roztrzęsiona, poprosiłam Łucję aby poszła ze mną. Pani oczywiście się zgodziła. Idąc przez parter, opierając się na ramieniu przyjaciółki, moją uwagę zwrócił błysk pod grzejnikiem. Podeszłam do rzeczy, która mnie zaintrygowała. Błysk okazał się telefonem!
-Łucja! Odnalazł się! - zawołałam zadowolona. Jednak po chwili posmutniałam. - Niesłusznie oskarżyłam Justynę..
Ciemnowłosa dziewczyna spoważniała, cicho westchnęła i pomogła mi dojść do gabinetu dyrektora. Dostałam sporą burę, parę punktów ujemnych i uwagę, jednak postanowiłam odwiedzić niewinną blondynę w szpitalu. Wychodząc ze szkoły, skierowałam kroki do sklepu, w którym kupiłam dużą bombonierkę i czekoladę. Łucja oczywiście poszła ze mną jak do sklepu, tak i do szpitala. Uśmiechnęłam się smutno, widząc Justynę leżącą w śnieżnobiałej pościeli. Nie miała żadnego opatrunku, a żywe barwy powróciły na jej uradowaną twarz.
-Justyna.. - zaczęłam nieśmiało. Zabrakło mi słów, więc wyszeptałam tylko skromne "przepraszam" i położyłam podarunki na stoliku obok jej łóżka. Blondyna się do mnie uśmiechnęła i poczęstowała nas kawałkiem czekolady.
-Wybaczam. - powiedziała z jeszcze szerszym uśmiechem.
Może być? ;p