Nadszedł dzień wycieczki. Wszyscy zebrali się pod szkołą; uczniowie i nauczyciel, który wszystko zorganizował.
- Proszę pana, kiedy jedziemy? - spytała mała, złotowłosa dziewczynka patrząc swoimi jasnoniebieskimi, wielkimi oczami na wysokiego, lekko siwego nauczyciela matematyki ubranego w żółtopomarańczową koszulę w kratę i jasne dżinsy z okularami na nosie.
- Już. Powiedz wszystkim, Lauro, żeby się szykowali. - odpowiedział swoim spokojnym, lecz lekko drżącym głosem.
Dziewczynka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i pobiegła do rówieśników mówiąc by się szykowali. Ci pożegnali się z rodzicami i wsiedli do dużego pojazdu nauczyciela.
- Do widzenia! - krzyknął profesor wsiadając za stery. - Zapnijcie pasy.
Wszyscy wykonali polecenie nauczyciela i rozsiedli się wygodnie na swoich miejscach. Wtedy nauczyciel pociągnął dźwignię, wcisnął niebieski guzik oraz wpisał kod, a pojazd zerwał się z niesamowitą prędkością i wystartował do góry.
Dzieci wyjrzały zza szyby. Minęło kilka sekund od wystartowania a byli już tak wysoko. Po chwili pojazdem zaczęło trząść. Dzieci się zaniepokoiły.
- Spokojnie. - uspokoił je. - To turbulencje. Jesteśmy dość wysoko i tu ciśnienie jest inne, więc może być wam trochę nie dobrze i uszy wam się zatkną.
Po pewnym czasie transport przekroczył atmosferę ziemską i znaleźliśmy się w kosmosie. Nauczyciel ponownie wpisał jakiś kod i pojazd ponownie przyśpieszył, jednak...ster dziwnie szarpnął. Na twarzy nauczyciela pojawił się niepokój. Sprzęt, którym lecieliśmy po chwili zaczął głośno wyć i powtarzać 'awaria, awaria, awaria.' Dzieci zaniepokoiły się i zaczęły krzyczeć, przez co nauczyciel nie mógł skupić się na kierowaniu.
Po długim czasie wylądowaliśmy awaryjnie na jakiejś planecie. Odpięliśmy pasy i wyszliśmy na zewnątrz.
- Dobrze dzieci. Weźcie swoje zeszyty i długopisy i róbcie notatki tak jak mówiłem. Zapisujcie wszystko co weźmiecie za istotne. - rzekł i sięgnął po swoją dużą, brązową torbę przewieszając ją sobie na lewym ramieniu. - Spotykamy się tutaj za dwie godziny. Czy każdy z was ma swój nadajnik GPS w razie czego?
- Tak. - dzieci odpowiedziały chórem.
- Świetnie. Więc do zobaczenia. - dodał i wszyscy się rozeszli. Sam nauczyciel poszedł w stronę dziwnie wyglądającego lasu.
' Przede mną jest wejście do...różowego lasu? Drzewa mają dziwny kształt i kolor. Niektóre są różowe, niektóre żółte, a inne pomarańczowe. ' napisał w swoim notatniku uaktywniając GPS i sprawdzając swoje położenie.
Przedarł się on przez krzaki i dotarł do wielkiego drzewa. Było ogromne.
' Stoję przed wielkim drzewem. Jest ono normalnego koloru, jednak jego wielkość przyprawia mnie o dreszcze. Jest tak wysoki jak cztery sklejone ze sobą wieżowce. ' dopisał i wszedł do drzewa przez dziurę. Rozejrzał się jednak nic nie zobaczył bo panowały nie za dobre warunki. Było ciemno i wilgotno, więc rozpalić pochodni nie dałby rady. Wyjął więc z kieszeni latarkę, włączył ją i nakierował światło przed siebie. Nie zobaczył niczego ciekawego więc poszedł dalej. Skręcając i omijając duży korzeń jego oczom ukazało się dziwne stworzenie. Było jego wzrostu, coś podobnego do psa, tylko większe. Najwidoczniej spało. Nie chcąc by się obudziło powoli wycofał się, aczkolwiek nadepnął na liść, który zaszeleścił. Stworzenie zerwało się ze snu i spojrzało na nauczyciela. Mężczyzna stał oko w oko z potworem. Nie wiadomo czy przyjaznym czy nie, więc stał i nie ruszał się. Zwierzę ruszyło w jego stronę, a mężczyzna zerwał się do biegu. Biegł ile sił w nogach. Wyjął z kieszeni GPS. Był daleko od pojazdu. Nagle przed sobą ujrzał stojącego...kosmitę? Gwałtownie zahamował i zatrzymał się. Za nim biegło monstrum a przed nim stało inne dziwne stworzenie. 'Co mam robić?' spytał sam siebie.
Kosmita podszedł do niego, przyjrzał mu się a następnie skierował się do biegnącego na nas potwora. Zrobił płynny ruch ręką a stworzenie zastygło w bezruchu. Wyłupiłem oczy ze zdumienia.
Kosmita spojrzał na mnie i szepnął coś w niezrozumiałym języku. Był pomarańczowy w czerwone kropki. Miał długie, sklejone ze sobą, zielone włosy. Ubrany był tylko w szatę, która przewieszona była na jego biodrach. Gałki oczne miał niebieskie, a nie białe jak my. Byłem bardzo ciekawy więc spytałem się kim jest. Nieznajomy syknął i poszedł przed siebie. Podążałem za nim.
Przy wyjściu z drzewa pokazał ruchem ręki bym sobie poszedł. Pomyślałem, że lepiej już tak zrobię. Jeszcze znowu wpakuje się w niebezpieczeństwo.
Idąc w stronę pojazdu wysłałem wiadomość przez nadajnik do uczniów by zbierali się i wracali. Po jakimś czasie wszyscy już byli przy transporcie , a ja zająłem się naprawą pojazdu.
Po kilku godzinach mogliśmy wrócić na naszą planetę. Podczas lotu omawialiśmy co nam się przydarzyło.
Nadszedł dzień wycieczki. Wszyscy zebrali się pod szkołą; uczniowie i nauczyciel, który wszystko zorganizował.
- Proszę pana, kiedy jedziemy? - spytała mała, złotowłosa dziewczynka patrząc swoimi jasnoniebieskimi, wielkimi oczami na wysokiego, lekko siwego nauczyciela matematyki ubranego w żółtopomarańczową koszulę w kratę i jasne dżinsy z okularami na nosie.
- Już. Powiedz wszystkim, Lauro, żeby się szykowali. - odpowiedział swoim spokojnym, lecz lekko drżącym głosem.
Dziewczynka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i pobiegła do rówieśników mówiąc by się szykowali. Ci pożegnali się z rodzicami i wsiedli do dużego pojazdu nauczyciela.
- Do widzenia! - krzyknął profesor wsiadając za stery. - Zapnijcie pasy.
Wszyscy wykonali polecenie nauczyciela i rozsiedli się wygodnie na swoich miejscach. Wtedy nauczyciel pociągnął dźwignię, wcisnął niebieski guzik oraz wpisał kod, a pojazd zerwał się z niesamowitą prędkością i wystartował do góry.
Dzieci wyjrzały zza szyby. Minęło kilka sekund od wystartowania a byli już tak wysoko. Po chwili pojazdem zaczęło trząść. Dzieci się zaniepokoiły.
- Spokojnie. - uspokoił je. - To turbulencje. Jesteśmy dość wysoko i tu ciśnienie jest inne, więc może być wam trochę nie dobrze i uszy wam się zatkną.
Po pewnym czasie transport przekroczył atmosferę ziemską i znaleźliśmy się w kosmosie. Nauczyciel ponownie wpisał jakiś kod i pojazd ponownie przyśpieszył, jednak...ster dziwnie szarpnął. Na twarzy nauczyciela pojawił się niepokój. Sprzęt, którym lecieliśmy po chwili zaczął głośno wyć i powtarzać 'awaria, awaria, awaria.' Dzieci zaniepokoiły się i zaczęły krzyczeć, przez co nauczyciel nie mógł skupić się na kierowaniu.
Po długim czasie wylądowaliśmy awaryjnie na jakiejś planecie. Odpięliśmy pasy i wyszliśmy na zewnątrz.
- Dobrze dzieci. Weźcie swoje zeszyty i długopisy i róbcie notatki tak jak mówiłem. Zapisujcie wszystko co weźmiecie za istotne. - rzekł i sięgnął po swoją dużą, brązową torbę przewieszając ją sobie na lewym ramieniu. - Spotykamy się tutaj za dwie godziny. Czy każdy z was ma swój nadajnik GPS w razie czego?
- Tak. - dzieci odpowiedziały chórem.
- Świetnie. Więc do zobaczenia. - dodał i wszyscy się rozeszli. Sam nauczyciel poszedł w stronę dziwnie wyglądającego lasu.
' Przede mną jest wejście do...różowego lasu? Drzewa mają dziwny kształt i kolor. Niektóre są różowe, niektóre żółte, a inne pomarańczowe. ' napisał w swoim notatniku uaktywniając GPS i sprawdzając swoje położenie.
Przedarł się on przez krzaki i dotarł do wielkiego drzewa. Było ogromne.
' Stoję przed wielkim drzewem. Jest ono normalnego koloru, jednak jego wielkość przyprawia mnie o dreszcze. Jest tak wysoki jak cztery sklejone ze sobą wieżowce. ' dopisał i wszedł do drzewa przez dziurę. Rozejrzał się jednak nic nie zobaczył bo panowały nie za dobre warunki. Było ciemno i wilgotno, więc rozpalić pochodni nie dałby rady. Wyjął więc z kieszeni latarkę, włączył ją i nakierował światło przed siebie. Nie zobaczył niczego ciekawego więc poszedł dalej. Skręcając i omijając duży korzeń jego oczom ukazało się dziwne stworzenie. Było jego wzrostu, coś podobnego do psa, tylko większe. Najwidoczniej spało. Nie chcąc by się obudziło powoli wycofał się, aczkolwiek nadepnął na liść, który zaszeleścił. Stworzenie zerwało się ze snu i spojrzało na nauczyciela. Mężczyzna stał oko w oko z potworem. Nie wiadomo czy przyjaznym czy nie, więc stał i nie ruszał się. Zwierzę ruszyło w jego stronę, a mężczyzna zerwał się do biegu. Biegł ile sił w nogach. Wyjął z kieszeni GPS. Był daleko od pojazdu. Nagle przed sobą ujrzał stojącego...kosmitę? Gwałtownie zahamował i zatrzymał się. Za nim biegło monstrum a przed nim stało inne dziwne stworzenie. 'Co mam robić?' spytał sam siebie.
Kosmita podszedł do niego, przyjrzał mu się a następnie skierował się do biegnącego na nas potwora. Zrobił płynny ruch ręką a stworzenie zastygło w bezruchu. Wyłupiłem oczy ze zdumienia.
Kosmita spojrzał na mnie i szepnął coś w niezrozumiałym języku. Był pomarańczowy w czerwone kropki. Miał długie, sklejone ze sobą, zielone włosy. Ubrany był tylko w szatę, która przewieszona była na jego biodrach. Gałki oczne miał niebieskie, a nie białe jak my. Byłem bardzo ciekawy więc spytałem się kim jest. Nieznajomy syknął i poszedł przed siebie. Podążałem za nim.
Przy wyjściu z drzewa pokazał ruchem ręki bym sobie poszedł. Pomyślałem, że lepiej już tak zrobię. Jeszcze znowu wpakuje się w niebezpieczeństwo.
Idąc w stronę pojazdu wysłałem wiadomość przez nadajnik do uczniów by zbierali się i wracali. Po jakimś czasie wszyscy już byli przy transporcie , a ja zająłem się naprawą pojazdu.
Po kilku godzinach mogliśmy wrócić na naszą planetę. Podczas lotu omawialiśmy co nam się przydarzyło.