Na Bezludną Wyspę zabrałam ze sobą świeży prowiant, ubrania i mały laptop. W pierwszym dniu po wylądowaniu na wyspie byłam nieco zagubiona, więc wolałam się nie zaszywać w nieznane mi rejony. Postanowiłam się wypakować. Pomyślałam, że gdybym znalazła konstrukcję jakiegoś domku, mogłabym go wypróbować i przekonać się, czy i mi wyjdzie. Za budowę mojego małego mieszkania zabrałam się dopiero na drugi dzień w porze obiadowej. W pierwszym dniu w nocy słyszałam szumy i piski, aż mi ciarki przeszły przez plecy. Bardzo się bałam, tak więc zasnęłam szybko. Nazajutrz zjadłam coś na śniadanie i zaczęłam szykować potrzebne mi przedmioty na tę budowlę, o której pomyślałam wczoraj. Zmęczona ukończyłam ją do połowy, resztę dokończyłam pod wieczór przy ogniu. Trzeciego dnia wszystko było już "upakowane" w domku, ale nadchodził czas rozsstawać się z mą wyspą. Na jej cześć nazwałam ją Dominica. Postanowiłam jeszcze troszkę pomoczyć się w wodzie i spędzić swoje ostatnie cudowne chwile.
Opiszę wam moje trzy dni na bezludnej wyspie. Jest ona na Oceanie Spokojnym.
Od razu zaczęłam panikować i szukać ratunku. W niczym to nie pomogło. Próbowałam się uspokoić, lecz nic to nie dało. Zaczęłam poszukiwać pożywienia. Gdy już zjadłam posiłek (były to trzy banany i sok z kokosa), zrobiłam sobie szałas z liści palmy. Umyłam się w morzu, a bluzkę oraz spodenki wypłukałam i powiesiłam na gałęzi, aby wyschły. Na końcu położyłam się spać. Drugiego dnia obudziły mnie mewy. Przygotowałam sobie "śniadanie" i próbowałam znaleźć jakąkolwiek butelkę, czy pudełko. Ujrzałam stary zardzewiały kuferek, który powoli płynął w morzu. Wzięłam go, na liściu palmy napisałam "Ratunku!" i rzuciłam daleko w wodę. Następny posiłek był mniej skromny, gdyż znalazłam ostrygi i zostawiłam je sobie na kolejny dzień. Dobrze, że przynajmniej je lubię. Zobaczyłam również, jak to jest być naprawdę głodnym. Nie podobało mi się to. Gdy zjadłam kolejny posiłek, poszłam spać. Trzeciego dnia w oddali zobaczyłam statek. Płynął w moja stronę. Zabrałam wszystko co miałam w worek (od początku trzymałam go w kieszeni), w skład tego wchodziły ostrygi, banany, kokosy i muszle. Wołałam coraz głośniej gdy się zbliżał. Gdy wzięli mnie na pokład okazało się, że są to na szczęście Polacy.
Ta przygoda była fascynująca. Nigdy jej nie zapomnę.
Ta wypowiedż może mieć ok. 260 słów. Mam nadzieję, że pomogłam.
Na Bezludną Wyspę zabrałam ze sobą świeży prowiant, ubrania i mały laptop. W pierwszym dniu po wylądowaniu na wyspie byłam nieco zagubiona, więc wolałam się nie zaszywać w nieznane mi rejony. Postanowiłam się wypakować. Pomyślałam, że gdybym znalazła konstrukcję jakiegoś domku, mogłabym go wypróbować i przekonać się, czy i mi wyjdzie. Za budowę mojego małego mieszkania zabrałam się dopiero na drugi dzień w porze obiadowej. W pierwszym dniu w nocy słyszałam szumy i piski, aż mi ciarki przeszły przez plecy. Bardzo się bałam, tak więc zasnęłam szybko. Nazajutrz zjadłam coś na śniadanie i zaczęłam szykować potrzebne mi przedmioty na tę budowlę, o której pomyślałam wczoraj. Zmęczona ukończyłam ją do połowy, resztę dokończyłam pod wieczór przy ogniu. Trzeciego dnia wszystko było już "upakowane" w domku, ale nadchodził czas rozsstawać się z mą wyspą. Na jej cześć nazwałam ją Dominica. Postanowiłam jeszcze troszkę pomoczyć się w wodzie i spędzić swoje ostatnie cudowne chwile.
Pozdro. ;*
Opiszę wam moje trzy dni na bezludnej wyspie. Jest ona na Oceanie Spokojnym.
Od razu zaczęłam panikować i szukać ratunku. W niczym to nie pomogło. Próbowałam się uspokoić, lecz nic to nie dało. Zaczęłam poszukiwać pożywienia. Gdy już zjadłam posiłek (były to trzy banany i sok z kokosa), zrobiłam sobie szałas z liści palmy. Umyłam się w morzu, a bluzkę oraz spodenki wypłukałam i powiesiłam na gałęzi, aby wyschły. Na końcu położyłam się spać. Drugiego dnia obudziły mnie mewy. Przygotowałam sobie "śniadanie" i próbowałam znaleźć jakąkolwiek butelkę, czy pudełko. Ujrzałam stary zardzewiały kuferek, który powoli płynął w morzu. Wzięłam go, na liściu palmy napisałam "Ratunku!" i rzuciłam daleko w wodę. Następny posiłek był mniej skromny, gdyż znalazłam ostrygi i zostawiłam je sobie na kolejny dzień. Dobrze, że przynajmniej je lubię. Zobaczyłam również, jak to jest być naprawdę głodnym. Nie podobało mi się to. Gdy zjadłam kolejny posiłek, poszłam spać. Trzeciego dnia w oddali zobaczyłam statek. Płynął w moja stronę. Zabrałam wszystko co miałam w worek (od początku trzymałam go w kieszeni), w skład tego wchodziły ostrygi, banany, kokosy i muszle. Wołałam coraz głośniej gdy się zbliżał. Gdy wzięli mnie na pokład okazało się, że są to na szczęście Polacy.
Ta przygoda była fascynująca. Nigdy jej nie zapomnę.
Ta wypowiedż może mieć ok. 260 słów. Mam nadzieję, że pomogłam.