Jestem kamieniem leżącym u boki drogi. Trafiłem tu przypadkowo jakis chłopak mną rzucił, leże przy tej ulicy juz dobrych parę lat. Ciągle jestem sam, nie mam sie do kogo odezwać. W mojej głowie panuje zamęt. Serce mi peka gdy widzę szczęsliwą paczkę przyjaciół, albo szczęśliwą rodzine. Poprostu im zazdroszcze. Nie nawidze tej samotności, to, że jestem kamieniem nie znaczy, że nia mam serca i uczuć. Tez chciałbym byc kochany, chciałbym aby któś mnie przygarnął, albo chociaż mną rzucił w inne miejsce, bo sam nie dam rady się przemieścic.
Jestem kamieniem leżącym u boki drogi.
Trafiłem tu przypadkowo jakis chłopak mną rzucił, leże przy tej ulicy juz dobrych parę lat. Ciągle jestem sam, nie mam sie do kogo odezwać. W mojej głowie panuje zamęt. Serce mi peka gdy widzę szczęsliwą paczkę przyjaciół, albo szczęśliwą rodzine. Poprostu im zazdroszcze. Nie nawidze tej samotności, to, że jestem kamieniem nie znaczy, że nia mam serca i uczuć. Tez chciałbym byc kochany, chciałbym aby któś mnie przygarnął, albo chociaż mną rzucił w inne miejsce, bo sam nie dam rady się przemieścic.