Wszystko co śmieszne zdarza się nam właśnie wtedy, gdy nie jest nam wcale do śmiechu. I tym razem było bardzo podobnie. Wyobraźcie sobie: poniedziałek, 26 listopada, godzina 8 rano. Pierwsza lekcja: język polski. Klasa 2b pokotem czeka pod salą na przyjście nauczyciela. Niektórzy spędzają czas biernie - leżąc na wypchanych plecakach; inni z kolei stawiają na aktywność, nerwowo spisując, zadaną w zeszłym tygodniu, pracę domową. Dzwonek. Zza filara wyłania się zamglona postać naszego nauczyciela. Pod pachą dziennik. Pod drugą pachą termos z gorącą kawą typu instant. Rutyna. Nuda. Powtarzalność. Wchodzimy do klasy po kolei, nikt się nie pcha. Aktywiści stawiają ostatnią kropkę nad "i". Przybierają maski typu "To nie tak, jak pan myśli, panie profesorze". Siadamy w ławkach. Nauczyciel odczytuje listę obecności. Dwukrotnie wywołuje Karola Karolkiewicza. Rozglądamy się nerwowo, bo Karol ZAWSZE jest w szkole pierwszy, a tym razem nikt go jeszcze nie widział. Uświadamiamy sobie dziwność tego zdarzenia, przeczuwając jednocześnie, że ten poniedziałek nie będzie zwykłym, kolejnym dniem w naszym roboczym tygodniu. Nagle drzwi klasy otwierają się nazbyt energicznie, żeby mogła się w nich ukazać zdenerwowana twarz pani dyrektor. Do środka wpada Karol Karolkiewicz, ubrany wyjątkowo niebanalnie. Włosy rozwichrzone, okulary przekrzywione na czubku nosa, korpus odziany w podkoszulek z napisem "Słodkich snów Księżniczko" a na stopach różowe kapcie w kształcie króliczków. Cała klasa na ten widok wybucha śmiechem. Nauczyciel każe Karolowi zająć miejsce w ławce i dyskretnie pyta: -Karolu, gdzie Twój mundurek szkolny? -Panie profesorze, to wszystko przez dinozaury...-szepcze Karol. -To ciekawe, co mówisz, Karolu. Czy możesz jaśniej? - interesuje się nauczyciel. -Otóż nocowałem dziś u cioci i to był najgorszy dzień w moim całym życiu, jak widać...Ciocia i wujek są rodzicami dwojga bliźniąt, którzy przybyli do nich z najodleglejszej planety poza naszym układem. Ciocia i wujek nie mieli wyjścia, musieli przyjąć ich pod swój dach i wychowywać jak... -Karolu, do rzeczy...-upomina go nauczyciel. -Tak, tak. Otóż, bliźnięta kazały na siebie mówić T-rex i Yamaceratops. Odmówiłem, gdyż wedle mojej wiedzy, dinozaury nie były pasożytami, w odróżnieniu od dwójki, o której mowa. Nastawiłem sobie budzik na 5:30, żeby nie spóźnić się na zajęcia z języka polskiego, które zaczynają się już o 8 rano, a także, by móc przed wyjściem powtórzyć sobie wiadomości z Młodej Polski. Położyłem się spać nie podejrzewając, jak okrutną zemstę szykuje mi urażona duma dinozaurów. Obudziłem się sam o 7:50, ubrany w tę oto, różową koszulkę mojej cioci, którą dostałą od wujka na czternastą rocznicę ślubu, bambosze kuzynki i przyciasne skarpetki z dziurą na twarzy Boba Budowniczego. Rozpocząłem gorączkowe poszukiwania moich własnych ubrań. Niestety, dwa podstępne płazińce ukryły je bardzo dokładnie. Czas naglił, więc, przeanalizowawszy moją osobistą hierarchię wartości, zdecydowałem się nie spóźnić na lekcję pana profesora. -To bardzo szlachetne, Karolu- nauczyciel z trudem powstrzymuje łzy śmiechu.
Wszystko co śmieszne zdarza się nam właśnie wtedy, gdy nie jest nam wcale do śmiechu. I tym razem było bardzo podobnie. Wyobraźcie sobie: poniedziałek, 26 listopada, godzina 8 rano. Pierwsza lekcja: język polski. Klasa 2b pokotem czeka pod salą na przyjście nauczyciela. Niektórzy spędzają czas biernie - leżąc na wypchanych plecakach; inni z kolei stawiają na aktywność, nerwowo spisując, zadaną w zeszłym tygodniu, pracę domową. Dzwonek. Zza filara wyłania się zamglona postać naszego nauczyciela. Pod pachą dziennik. Pod drugą pachą termos z gorącą kawą typu instant. Rutyna. Nuda. Powtarzalność. Wchodzimy do klasy po kolei, nikt się nie pcha. Aktywiści stawiają ostatnią kropkę nad "i". Przybierają maski typu "To nie tak, jak pan myśli, panie profesorze". Siadamy w ławkach. Nauczyciel odczytuje listę obecności. Dwukrotnie wywołuje Karola Karolkiewicza. Rozglądamy się nerwowo, bo Karol ZAWSZE jest w szkole pierwszy, a tym razem nikt go jeszcze nie widział. Uświadamiamy sobie dziwność tego zdarzenia, przeczuwając jednocześnie, że ten poniedziałek nie będzie zwykłym, kolejnym dniem w naszym roboczym tygodniu. Nagle drzwi klasy otwierają się nazbyt energicznie, żeby mogła się w nich ukazać zdenerwowana twarz pani dyrektor. Do środka wpada Karol Karolkiewicz, ubrany wyjątkowo niebanalnie. Włosy rozwichrzone, okulary przekrzywione na czubku nosa, korpus odziany w podkoszulek z napisem "Słodkich snów Księżniczko" a na stopach różowe kapcie w kształcie króliczków. Cała klasa na ten widok wybucha śmiechem. Nauczyciel każe Karolowi zająć miejsce w ławce i dyskretnie pyta:
-Karolu, gdzie Twój mundurek szkolny?
-Panie profesorze, to wszystko przez dinozaury...-szepcze Karol.
-To ciekawe, co mówisz, Karolu. Czy możesz jaśniej? - interesuje się nauczyciel.
-Otóż nocowałem dziś u cioci i to był najgorszy dzień w moim całym życiu, jak widać...Ciocia i wujek są rodzicami dwojga bliźniąt, którzy przybyli do nich z najodleglejszej planety poza naszym układem. Ciocia i wujek nie mieli wyjścia, musieli przyjąć ich pod swój dach i wychowywać jak...
-Karolu, do rzeczy...-upomina go nauczyciel.
-Tak, tak. Otóż, bliźnięta kazały na siebie mówić T-rex i Yamaceratops. Odmówiłem, gdyż wedle mojej wiedzy, dinozaury nie były pasożytami, w odróżnieniu od dwójki, o której mowa. Nastawiłem sobie budzik na 5:30, żeby nie spóźnić się na zajęcia z języka polskiego, które zaczynają się już o 8 rano, a także, by móc przed wyjściem powtórzyć sobie wiadomości z Młodej Polski. Położyłem się spać nie podejrzewając, jak okrutną zemstę szykuje mi urażona duma dinozaurów. Obudziłem się sam o 7:50, ubrany w tę oto, różową koszulkę mojej cioci, którą dostałą od wujka na czternastą rocznicę ślubu, bambosze kuzynki i przyciasne skarpetki z dziurą na twarzy Boba Budowniczego. Rozpocząłem gorączkowe poszukiwania moich własnych ubrań. Niestety, dwa podstępne płazińce ukryły je bardzo dokładnie. Czas naglił, więc, przeanalizowawszy moją osobistą hierarchię wartości, zdecydowałem się nie spóźnić na lekcję pana profesora.
-To bardzo szlachetne, Karolu- nauczyciel z trudem powstrzymuje łzy śmiechu.