- Choć ze mną, jestem twoją wychowawczynią i mamy teraz razem lekcje. Pójdziemy razem i zobaczysz gdzie to jest. - powiedziała nauczycielka z którą miałam za moment lekcje matematyki. Moją pierwszą lekcję w tej szkole. Nie było mi na rękę tu przychodzić. Już pierwszego dnia nie mogłam znaleźć tej cholernej klasy o numerze "13" - taak wiem, to dlatego. I już mi się nie podobało wnętrze tego budynku. Te wszystkie klasy były pochrzanione! Strasznie ciężko się ich szukało. Byłam zła, że muszę iść do tej szkoły. Poprzednia była trochę lepsza z wyglądu, a tak ogólnie to nie wiem, zależy jak będzie w tej. Ale i tak już jestem zdenerwowana. Nie mogłam znaleźć tej głupiej klasy od matmy i musiałam kogoś zapytać, gdzie jest, ponieważ na portierni nawet nie było głupich sprzątaczek żeby mogły mi powiedzieć, więc zapytałam jakąś dziewczynę, która była w pobliżu pokoju nauczycielskiego. Stamtąd akurat wychodziła nauczycielka, która okazała się być moją matematyczką a zarazem moją wychowawczynią i gdy usłyszała o co pytam jedną z uczennic, zaproponowała mi, że pójdziemy razem do klasy. Akurat było już po dzwonku, więc nie protestowałam. Ale i tak już mnie wkurzył sam jej wygląd: krótkie blond włosy i lekko pomarszczona twarz plus okulary – „to nie wróży niczego dobrego” - pomyślałam. Wydawała mi się być surowa i wymagająca, ale jeszcze nie miałam okazji się o tym przekonać jaka jest, to też nie byłam do końca tego taka pewna. - A więc to ty jesteś tą nową uczennicą, o której tak ostatnio rozmawia całe grono pedagogów. Mam nadzieję, że dobrze się będziesz czuła w mojej klasie – powiedziała z lekkim uśmiechem. - Yyy... - zająknęłam się trochę - ja też mam taką nadzieję. – powiedziałam poważnie. - Spokojnie, nie przejmuj się tą szkołą. Tutaj jest dobrze. Nauczyciele będę dbali o twoje zachowanie. - Nie trzeba, sama sobie poradzę. – odpowiedziałam z równie poważną miną jak przy poprzedniej odpowiedzi. Co mi tu będzie pieprzyć o zachowaniu?! Ja wiem jak mam się zachowywać. A jeśli myśli, że się zmienię i podporządkuje się tym wszystkim nauczycielom, to się grubo myli. Nie jestem i nie będę jak ci wszyscy frajerzy. W końcu weszliśmy na górę pod klasę. - Dzień dobry! - powiedzieli uczniowie stojący pod tą nędzną "13". - Dzień dobry. - odpowiedziała matematyczka uśmiechając się i otwierając klasę. Kiedy wszyscy wchodzili zaczęli się zastanawiać kim jestem. Szeptali między sobą i wytrzeszczali gały, tak, że myślałam, że im zaraz wypadną. Boże, co za dziwaki - pomyślałam. Weszliśmy i wszyscy zaczęli się rozpakowywać jednocześnie na mnie patrząc. Ciekawe, czy w ogóle wiedzieli o tym, że będą mieli nową osobę w klasie, ale sądząc po ich minach, to raczej nie. Chciałam iść zająć sobie miejsce, ale pani mnie zatrzymała i powiedziała, że najpierw mnie przedstawi. O matko, nie chciałam tego. Zrobiłam burzliwą minę i stanęłam na środku klasy wraz - jak się później dowiedziałam - z panią Danutą Piekalską. Nie mylić, że przez "r". - Słuchajcie, to jest wasza nowa koleżanka - Karen, i będzie z wami chodzić do klasy. Waszym zadaniem jest ją dzisiaj dobrze przywitać, tak, aby się tutaj dobrze czuła. Bądźcie dla niej mili i uprzejmi. – powiedziała przy czym ponownie się uśmiechnęła. Zauważyłam, że starała się zrobić na mnie wrażenie miłej nauczycielki, jednak było widać, że uśmiecha się na siłę. Przyznam, że wyglądała trochę na niewyspaną osobę, mówiła cicho i spokojnie i za każdym swoim wypowiedzianym zdaniem na jej twarzy ukazywał się ten uśmiech, który pojawiał się tak jakby chciał a nie mógł. Stwierdziłam, że może mieć jakieś problemy ze sobą, bo wyglądała tak, jakby w ogóle nie miała chęci do życia, a udawała że jest wszystko w porządku. Po chwili usłyszałam szepty osób z klasy: "Karen?! Co to za imie?" - już się zdenerwowałam. Spojrzałam na ich miny - były takie same jak przy wejściu plus jeszcze te okropne uśmieszki. „Jak ja tu będę funkcjonować?” - pomyślałam. - Cześć! Siemka! - usłyszałam od innych. Zrobiłam poważną minę po czym matematyczka kazała mi zająć miejsce. Nigdzie nie było już wolnej ławki, więc zamierzałam usiąść na pierwszym lepszym wolnym miejscu. Akurat ono było koło jakiejś blondyny. - Tu jest już zajęte - powiedziała. - Jeśli dobrze widzę, to nikt tutaj nie siedzi. - odpowiedziałam poważnie po czym usłyszałam śmiech u innych. - No tak, ale tutaj siedzi Marlena, tylko, że jej dzisiaj nie ma. - powiedziała przejmująco. - Aha, świetnie. - oburzyłam się. Niektórzy to potrafią robić wielki problem z niczego. - Tej to się nawet nie tykaj, dawaj do mnie. - powiedział pewien chłopak, który wydawał być się niezłym cwaniaczkiem. Było mi obojętne gdzie usiądę, przecież i tak nikogo nie znałam. Zajęłam więc koło niego miejsce. Tymczasem blondyna za tą jego odzywkę do niej, spojrzała na niego oburzonym wzrokiem. - Akurat trafiłaś na największego zarozumialca tej klasy. Do Pauliny nawet nie ma co podchodzić, pamiętaj. - powiedział chłopak z ławki. - Okej, ale sama o tym zdecyduję, jak ją poznam. - odpowiedziałam, po czym nauczycielka usiadła przy swoim biurku i zaczęła coś grzebać w dzienniku. W klasie natomiast panował chaos. - Jestem Artur. - powiedział podając mi rękę. - Karen. - powiedziałam przy czym odwzajemniłam jego gest. - Fajne imię. Dlaczego takie? - spytał, po czym się lekko zirytowałam. Zawsze denerwowały mnie pytania i zdziwienia ludzi dotyczące mojego niezwykłego imienia. - Jeśli chcesz się tego dowiedzieć, to zapytaj się mojej mamy. - odpowiedziałam poważnie. - Okej, nie potrzebuję. - zaśmiał się lekko. - Skąd jesteś? - zapytał. - Jestem z tego miasta. - odpowiedziałam. - Ahh, ja też. Czemu przyszłaś do tej szkoły? No i czemu dopiero w drugim semestrze? - męczył mnie dalej. - Przyszłam, bo przyszłam. Po prostu poprzednia szkoła najwidoczniej nie była mi przeznaczona. – odpowiedziałam jak zwykle z powagą. - Ale czemu? Ktoś ci tam dokuczał, czy co? - dopytywał się wciąż półgłosem. - Powiedzmy, że tak. - Czyli tzw. przemoc szkolna? - zapytał z lekkim uśmieszkiem. - Tak, tak przemoc. Znęcanie się dziewczyn nade mną - odpowiedziałam już dla świętego spokoju. - A co ci robiły? – wciąż dopytywał. - Różnie to było. Szydziły ze mnie, śmiały się... A ja próbowałam się przed nimi tylko bronić. – powiedziałam szukając w myślach takiej odpowiedzi, która mogłaby zakończyć tą, jak dla mnie bezsensowna rozmowę . - O kurczę, to nieciekawie... - odpowiedział - i niesprawiedliwe! - dodał. Przez to, że się nad tobą znęcały, ty musiałaś się przenosić, a one bezkarnie sobie tam chodzą do szkoły... - powiedział ze zdumieniem. - Wcale nie bezkarnie. - odpowiedziałam. Jedna z nich przecierpiała już swoje w szpitalu... - dodałam, po czym nauczycielka zaczęła sprawdzać obecność.
licze na naj :) tez to miałam dostałam 6 zrob tak żeby to był dziennik nowej pani z matmy wystarczy zmienić kilka słow
- Choć ze mną, jestem twoją wychowawczynią i mamy teraz razem lekcje. Pójdziemy razem i zobaczysz gdzie to jest. - powiedziała nauczycielka z którą miałam za moment lekcje matematyki. Moją pierwszą lekcję w tej szkole. Nie było mi na rękę tu przychodzić. Już pierwszego dnia nie mogłam znaleźć tej cholernej klasy o numerze "13" - taak wiem, to dlatego. I już mi się nie podobało wnętrze tego budynku. Te wszystkie klasy były pochrzanione! Strasznie ciężko się ich szukało. Byłam zła, że muszę iść do tej szkoły. Poprzednia była trochę lepsza z wyglądu, a tak ogólnie to nie wiem, zależy jak będzie w tej. Ale i tak już jestem zdenerwowana. Nie mogłam znaleźć tej głupiej klasy od matmy i musiałam kogoś zapytać, gdzie jest, ponieważ na portierni nawet nie było głupich sprzątaczek żeby mogły mi powiedzieć, więc zapytałam jakąś dziewczynę, która była w pobliżu pokoju nauczycielskiego. Stamtąd akurat wychodziła nauczycielka, która okazała się być moją matematyczką a zarazem moją wychowawczynią i gdy usłyszała o co pytam jedną z uczennic, zaproponowała mi, że pójdziemy razem do klasy. Akurat było już po dzwonku, więc nie protestowałam. Ale i tak już mnie wkurzył sam jej wygląd: krótkie blond włosy i lekko pomarszczona twarz plus okulary – „to nie wróży niczego dobrego” - pomyślałam. Wydawała mi się być surowa i wymagająca, ale jeszcze nie miałam okazji się o tym przekonać jaka jest, to też nie byłam do końca tego taka pewna.
- A więc to ty jesteś tą nową uczennicą, o której tak ostatnio rozmawia całe grono pedagogów. Mam nadzieję, że dobrze się będziesz czuła w mojej klasie – powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Yyy... - zająknęłam się trochę - ja też mam taką nadzieję. – powiedziałam poważnie.
- Spokojnie, nie przejmuj się tą szkołą. Tutaj jest dobrze. Nauczyciele będę dbali o twoje zachowanie.
- Nie trzeba, sama sobie poradzę. – odpowiedziałam z równie poważną miną jak przy poprzedniej odpowiedzi. Co mi tu będzie pieprzyć o zachowaniu?! Ja wiem jak mam się zachowywać. A jeśli myśli, że się zmienię i podporządkuje się tym wszystkim nauczycielom, to się grubo myli. Nie jestem i nie będę jak ci wszyscy frajerzy.
W końcu weszliśmy na górę pod klasę.
- Dzień dobry! - powiedzieli uczniowie stojący pod tą nędzną "13".
- Dzień dobry. - odpowiedziała matematyczka uśmiechając się i otwierając klasę.
Kiedy wszyscy wchodzili zaczęli się zastanawiać kim jestem. Szeptali między sobą i wytrzeszczali gały, tak, że myślałam, że im zaraz wypadną. Boże, co za dziwaki - pomyślałam. Weszliśmy i wszyscy zaczęli się rozpakowywać jednocześnie na mnie patrząc. Ciekawe, czy w ogóle wiedzieli o tym, że będą mieli nową osobę w klasie, ale sądząc po ich minach, to raczej nie. Chciałam iść zająć sobie miejsce, ale pani mnie zatrzymała i powiedziała, że najpierw mnie przedstawi. O matko, nie chciałam tego. Zrobiłam burzliwą minę i stanęłam na środku klasy wraz - jak się później dowiedziałam - z panią Danutą Piekalską. Nie mylić, że przez "r".
- Słuchajcie, to jest wasza nowa koleżanka - Karen, i będzie z wami chodzić do klasy. Waszym zadaniem jest ją dzisiaj dobrze przywitać, tak, aby się tutaj dobrze czuła. Bądźcie dla niej mili i uprzejmi. – powiedziała przy czym ponownie się uśmiechnęła. Zauważyłam, że starała się zrobić na mnie wrażenie miłej nauczycielki, jednak było widać, że uśmiecha się na siłę. Przyznam, że wyglądała trochę na niewyspaną osobę, mówiła cicho i spokojnie i za każdym swoim wypowiedzianym zdaniem na jej twarzy ukazywał się ten uśmiech, który pojawiał się tak jakby chciał a nie mógł. Stwierdziłam, że może mieć jakieś problemy ze sobą, bo wyglądała tak, jakby w ogóle nie miała chęci do życia, a udawała że jest wszystko w porządku.
Po chwili usłyszałam szepty osób z klasy: "Karen?! Co to za imie?" - już się zdenerwowałam. Spojrzałam na ich miny - były takie same jak przy wejściu plus jeszcze te okropne uśmieszki. „Jak ja tu będę funkcjonować?” - pomyślałam.
- Cześć! Siemka! - usłyszałam od innych. Zrobiłam poważną minę po czym matematyczka kazała mi zająć miejsce. Nigdzie nie było już wolnej ławki, więc zamierzałam usiąść na pierwszym lepszym wolnym miejscu. Akurat ono było koło jakiejś blondyny.
- Tu jest już zajęte - powiedziała.
- Jeśli dobrze widzę, to nikt tutaj nie siedzi. - odpowiedziałam poważnie po czym usłyszałam śmiech u innych.
- No tak, ale tutaj siedzi Marlena, tylko, że jej dzisiaj nie ma. - powiedziała przejmująco.
- Aha, świetnie. - oburzyłam się. Niektórzy to potrafią robić wielki problem z niczego.
- Tej to się nawet nie tykaj, dawaj do mnie. - powiedział pewien chłopak, który wydawał być się niezłym cwaniaczkiem. Było mi obojętne gdzie usiądę, przecież i tak nikogo nie znałam.
Zajęłam więc koło niego miejsce. Tymczasem blondyna za tą jego odzywkę do niej, spojrzała na niego oburzonym wzrokiem.
- Akurat trafiłaś na największego zarozumialca tej klasy. Do Pauliny nawet nie ma co podchodzić, pamiętaj. - powiedział chłopak z ławki.
- Okej, ale sama o tym zdecyduję, jak ją poznam. - odpowiedziałam, po czym nauczycielka usiadła przy swoim biurku i zaczęła coś grzebać w dzienniku. W klasie natomiast panował chaos.
- Jestem Artur. - powiedział podając mi rękę.
- Karen. - powiedziałam przy czym odwzajemniłam jego gest.
- Fajne imię. Dlaczego takie? - spytał, po czym się lekko zirytowałam. Zawsze denerwowały mnie pytania i zdziwienia ludzi dotyczące mojego niezwykłego imienia.
- Jeśli chcesz się tego dowiedzieć, to zapytaj się mojej mamy. - odpowiedziałam poważnie.
- Okej, nie potrzebuję. - zaśmiał się lekko. - Skąd jesteś? - zapytał.
- Jestem z tego miasta. - odpowiedziałam.
- Ahh, ja też. Czemu przyszłaś do tej szkoły? No i czemu dopiero w drugim semestrze? - męczył mnie dalej.
- Przyszłam, bo przyszłam. Po prostu poprzednia szkoła najwidoczniej nie była mi przeznaczona. – odpowiedziałam jak zwykle z powagą.
- Ale czemu? Ktoś ci tam dokuczał, czy co? - dopytywał się wciąż półgłosem.
- Powiedzmy, że tak.
- Czyli tzw. przemoc szkolna? - zapytał z lekkim uśmieszkiem.
- Tak, tak przemoc. Znęcanie się dziewczyn nade mną - odpowiedziałam już dla świętego spokoju.
- A co ci robiły? – wciąż dopytywał.
- Różnie to było. Szydziły ze mnie, śmiały się... A ja próbowałam się przed nimi tylko bronić. – powiedziałam szukając w myślach takiej odpowiedzi, która mogłaby zakończyć tą, jak dla mnie bezsensowna rozmowę .
- O kurczę, to nieciekawie... - odpowiedział - i niesprawiedliwe! - dodał. Przez to, że się nad tobą znęcały, ty musiałaś się przenosić, a one bezkarnie sobie tam chodzą do szkoły... - powiedział ze zdumieniem.
- Wcale nie bezkarnie. - odpowiedziałam. Jedna z nich przecierpiała już swoje w szpitalu... - dodałam, po czym nauczycielka zaczęła sprawdzać obecność.
licze na naj :) tez to miałam dostałam 6 zrob tak żeby to był dziennik nowej pani z matmy wystarczy zmienić kilka słow