Było to w weekend. Nic specjalnego. Obiad u cioci. Zjechało się kuzynostwo, wujostwo i cała rodzina. Pojedli, popili, a potem przyszedł czas na sernik. Wyglądał bardzo smacznie, a wręcz kusił by go zjeść. Lecz gdy ugryzłam kawałek, na języku osiadła mi kupka zgniłych jaj. Przynajmniej tak poczułam. Pobiegłam do łazienki. Szybko, pod pretekstem umycia rąk i wyplułam całość do toalety. Wtem zobaczyłam za oknem schorowaną staruszkę. Widać że w podeszłym wieku-zmarszczki na twarzy, laseczka. Cała się trzęsła z zimna. Wyskoczyłam przez okno (na szczęście na parterze) i okazało się że prosi ona o jedzenie. Powiedziałam jej żeby zaczekała chwilkę. Ja poszłam do jadalni, gdzie cała rodzina popijała herbatą niejadalny sernik. Aż się prosili żebym zabrała tace z nim i zaniosła nie wiadomo gdzie.
-Czy ktoś będzie to jadł?
Nikt. Więc wzięłam tacę i zaniosłam do chorowitej staruszki. Ale jej tam nie było. Był tam tylko pies, który w mig zjadł zawartość tacy którą postawiłam. Później spytałam się cioci czy ten pies już tutaj bywał. Tak, bywał tu tylko żebrał o jedzenie, a ona mu nie dała bo coś tam. Zawsze jest jakaś wymówka.
Ja psa nakarmiłam. Kim byłą ta staruszka? Nigdy się nie dowiemy...
Było to w weekend. Nic specjalnego. Obiad u cioci. Zjechało się kuzynostwo, wujostwo i cała rodzina. Pojedli, popili, a potem przyszedł czas na sernik. Wyglądał bardzo smacznie, a wręcz kusił by go zjeść. Lecz gdy ugryzłam kawałek, na języku osiadła mi kupka zgniłych jaj. Przynajmniej tak poczułam. Pobiegłam do łazienki. Szybko, pod pretekstem umycia rąk i wyplułam całość do toalety. Wtem zobaczyłam za oknem schorowaną staruszkę. Widać że w podeszłym wieku-zmarszczki na twarzy, laseczka. Cała się trzęsła z zimna. Wyskoczyłam przez okno (na szczęście na parterze) i okazało się że prosi ona o jedzenie. Powiedziałam jej żeby zaczekała chwilkę. Ja poszłam do jadalni, gdzie cała rodzina popijała herbatą niejadalny sernik. Aż się prosili żebym zabrała tace z nim i zaniosła nie wiadomo gdzie.
-Czy ktoś będzie to jadł?
Nikt. Więc wzięłam tacę i zaniosłam do chorowitej staruszki. Ale jej tam nie było. Był tam tylko pies, który w mig zjadł zawartość tacy którą postawiłam. Później spytałam się cioci czy ten pies już tutaj bywał. Tak, bywał tu tylko żebrał o jedzenie, a ona mu nie dała bo coś tam. Zawsze jest jakaś wymówka.
Ja psa nakarmiłam. Kim byłą ta staruszka? Nigdy się nie dowiemy...
To było naprawdę dziwne zdarzenie...