Napisz opowiadanie na temat : przeżyłam katastrofę Titanica lub:Znalazłam się na bezludnej wyspie jedno z tych proszę szybko potrzebuje na jutro z góry dziękuję daję naj
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Był deszczowy dzień i zasnęłam. Obudziłam sie przez szumy fal i promienie słońca. Gdzie ja byłam? Otaczały mnie palmy i piasek. Zdziwiłam sie, bo przecież przed chwilką leżałam w domu! Chyba znalazłam się na bezludnej wyspie. Wszystko wokół mnie bylo takie piękne i kolorowe.... Widziałam wodę odbijającą w sobie niebo... Ale coś mi nie dawalo spokoju - mój żołądek. Burczał i burczał! Nie wiedziałam co robic więc weszłam w głąb drzew i lasu. Znalazłam drzewo z kokosami i dzięki ogromnemu wysiłkowi zdobyłam jednego kokosa. Wypiłam z niego mleko a to na pewien okres czasu zaspokoiło mój głód. Zrobiło się zimno więc poszukałam drewna aby rozpalić ogień. Gdy w końcu udało mi się zdobyć jakieś gałązku przypomniało mi się że nie mam przy sobie zapalniczki ani zapałek, a sama nie umiem rozpalić ognia. Zmęczona i smutna położyłam się i zasnęłam. Obudziło mnie szczekanie mojego psa. Z nowu znajdowałam się w moim pokoju a Burek skakał i szczekał. okazało się że to wszystko to tylko i wyłącznie sen!
Znalazłam się na bezludnej wyspie - opowiadanie
Ocknęłam się pod wpływem morskiej bryzy, która przemknęła po moi ciele delikatnie je łaskocząc. Mimowolnie pojawiła się gęsia skóra i skuliłam się w sobie w celu zatrzymania jak największej ilości ciepła i ogrzania się. I nagle zaskoczona otworzyłam przymknięte oczy, gdy poczułam, że mam na sobie mokre ubranie. Jednak to nie było największym szok. Rozejrzałam się dookoła i bardzo mocno podrapałam po głowie, uszczypnęłam boleśnie w ramię i... To nie fatamorgana. Beztrosko jakby to była naturalna część mojej egzystencji leżałam na piaszczystym brzegu nieznanego lądu. Lazurowa woda prawie dotykała moich stóp w czasie przypływu pieniąc się.
Widok zza pleców przedstawiał zawiły gąszcz drzew spokrewnionych z daktylowcami, który swoim majestatem przestraszył mnie jeszcze bardziej niż bezkresna toń zbiornika wodnego. Niezmącony spokój na horyzoncie pozwolił delektować się naturalną muzyką morza, szelestem liści. I w tym momencie rozczuliłam się nad tym pięknem. Jakimś niewyjaśnionym sposobem wyłączyłam podświadomość, która już pękała w szwach od zagrożeń wynikających z mojego położenia nie wspominając o liście domniemanej genezy sytuacji, w jakiej się pojawiłam.
Nie bacząc na nic położyłam się na piasku i obserwowałam i wsłuchiwałam się. To chyba nazywa się katharsis. Uwolniona od wszelkich rutynowych zajęć dnia powszechnego rozkoszowałam się słodkim smakiem egzotycznej wolności. Nieprzyzwoicie doskonała rzeczywistość zarysowana na horyzoncie przypomniała mi sny o podróżach, poznawaniu innych kultur, zobaczeniu po prostu kawałku świata. I teraz przyjemność doklejenia mojej osoby do krajobrazów z katalogów biur podróży była preludium do osiągnięcia nirvany. Poczułam, że wzrost dopaminy w moich ciele zarysował błogi uśmiech na rozpromienionej twarzy... I...
I zadzwonił budzik oznajmiając, że wakacje są dwa miesiące. Spojrzałam na niego groźnie, ale odpuściłam mu szybko. Cóż czas wracać do normalnego życia. Całą drogę do szkoły zamyślona patrzyłam za szybę z delikatnie uniesionymi kącikami ust marzyłam o mojej utopii.