Napisz opowiadanie na temat ''Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło''
TruEBlooD
„Miłe złego początki, ale koniec żałosny”
Działo się to w pewne słoneczne sierpniowe popołudnie Adam spotkał się z kolegami na boisku siatkarskim. Był to ostatni trening przed zawodami, które miały zacząć się następnego dnia.
Z początku trening przebiegał spokojnie. Później jednak jeden z podstawowej szóstki graczy podczas bloku upadł nieszczęśliwie. Po chwili okazało się, że skręcił kostkę. Nie mógł wystąpić w jutrzejszym meczu. Trener na miejsce Mikołaja wprowadził rezerwowego Adama. W szatni zwierzył się kontuzjowanemu koledze: - Nie wiem, czy dam radę. Zawsze byłem graczem rezerwowym. Nie mam dużego doświadczenia. - Nie martw się. Dam Ci pewne tabletki, które pomogą uwierzyć Ci w siebie. - Dzięki. Co to za tabletki?- zapytał zaciekawiony Adam. - Nie ma za co. To specjalne „witaminy”. Biorę je od dawna. To dzięki nim jestem w takiej formie i podstawowym składzie. - Przyjdę po nie do Ciebie później. Po kilku godzinach w drzwiach domu Mikołaja stanął Adam. - Weź jedną już dziś, ale nie więcej. Jutro będziesz grał świetnie. Gwarantuję Ci to. - Mam szczęście, że jesteś moim przyjacielem.
Adam uradowany wracał pospiesznym krokiem do domu. Nie był usatysfakcjonowany, nie czuł się wcale lepiej dzięki jednej małej tabletce. Myśląc, że ona nie działa, wziął jeszcze kilka. Następnego dnia poczuł rozpierającą go energię. Godzinę przed ważnym meczem wstąpił do Mikołaja. W drodze na halę sportową chłopcy połknęli jeszcze po jednej pigułce. Mikołaj obejrzał wspaniały debiut kolegi z trybun. Został jednomyślnie uznany za najlepszego zawodnika spotkania. Wszyscy nie szczędzili mu pochwał i słów uznania. Sam chłopak był uradowany całą sytuacją. Wszystkie mecze turniejowe grał perfekcyjnie, a przed każdym ze spotkań brał „witaminy”. Kostka Mikołaja z nieznanej przyczyny wcale się nie goiła, lecz puchła jeszcze bardziej. Chłopak czuł się coraz gorzej.
Adam poszedł do kolegi, lecz go nie zastał. Spostrzegł tylko odjeżdżającą na sygnale karetkę. - Róża, co się stało twojemu bratu? - Zabrała go karetka do szpitala. Nie mógł chodzić, strasznie bolała go noga. - Jak to? – zdziwił się Adam. - Nie mam pojęcia. Dopiero co wróciłam z treningu. Może to wina tych „witamin”. Które zażywał od dłuższego czasu.
Adam poczuł, że ogarnia go wewnętrzny strach., pożegnał się szybko z dziewczyną. Jak w gorączce biegł do domu. Obiecał sobie, że nigdy więcej nie zażyje tych wstrętnych, małych tabletek. Jednakże pokusa okazała się silniejsza niż wola. Kilka dni później odwiedził Mikołaja, który wrócił już ze szpitala. Dla relaksu nałykali się „witamin”, które tak na prawdę były narkotykami. Znalazła ich Róża, gdy oboje już byli nieprzytomni. Wezwała pogotowie, które zabrało ich na izbę przyjęć. Tam zrobiono im płukanie żołądka. Sprowadzono rodziców obu chłopców. Lekarz powiedział im, iż chłopcy są uzależnieni od narkotyków. Bliscy wyrostków nie wyobrażali sobie, jak mogło do tego dojść. Przecież byli to tacy dobrzy chłopcy. Rodziny nawzajem oskarżały się, który chłopiec uzależnił drugiego.
Po wypisaniu ich ze szpitala trafili na leczenie do ośrodka odwykowego. Leczyli się w nim bardzo długo. Mikołaj miał zbyt wyniszczone silnymi środkami odurzającymi nerki i wątrobę. Teraz czeka na przeszczep, lecz kolejka jest niezwykle długa. Adam zaś nie wygrał walki z nałogiem. Obaj nigdy nie wrócili do ukochanego sportu, czyli do gry w piłkę siatkową.
Tak skończyła się cała historia. Nie ma ona dobrego zakończenia. Chłopcom pozostał tylko żal i smutek za własną głupotę. Z tej opowieści możemy wyciągnąć pouczający morał: „Miłe złego początki, ale koniec żałosny”. Jest to zmyślone opowiadanie, ale branie narkotyków może się tak zakończyć.
Moje opowiadanie, nie z neta. Pisane w pierwszej kl. gim.
Działo się to w pewne słoneczne sierpniowe popołudnie Adam spotkał się z kolegami na boisku siatkarskim. Był to ostatni trening przed zawodami, które miały zacząć się następnego dnia.
Z początku trening przebiegał spokojnie. Później jednak jeden z podstawowej szóstki graczy podczas bloku upadł nieszczęśliwie. Po chwili okazało się, że skręcił kostkę. Nie mógł wystąpić w jutrzejszym meczu. Trener na miejsce Mikołaja wprowadził rezerwowego Adama. W szatni zwierzył się kontuzjowanemu koledze:
- Nie wiem, czy dam radę. Zawsze byłem graczem rezerwowym. Nie mam dużego doświadczenia.
- Nie martw się. Dam Ci pewne tabletki, które pomogą uwierzyć Ci w siebie.
- Dzięki. Co to za tabletki?- zapytał zaciekawiony Adam.
- Nie ma za co. To specjalne „witaminy”. Biorę je od dawna. To dzięki nim jestem w takiej formie i podstawowym składzie.
- Przyjdę po nie do Ciebie później.
Po kilku godzinach w drzwiach domu Mikołaja stanął Adam.
- Weź jedną już dziś, ale nie więcej. Jutro będziesz grał świetnie. Gwarantuję Ci to.
- Mam szczęście, że jesteś moim przyjacielem.
Adam uradowany wracał pospiesznym krokiem do domu. Nie był usatysfakcjonowany, nie czuł się wcale lepiej dzięki jednej małej tabletce. Myśląc, że ona nie działa, wziął jeszcze kilka. Następnego dnia poczuł rozpierającą go energię. Godzinę przed ważnym meczem wstąpił do Mikołaja. W drodze na halę sportową chłopcy połknęli jeszcze po jednej pigułce. Mikołaj obejrzał wspaniały debiut kolegi z trybun. Został jednomyślnie uznany za najlepszego zawodnika spotkania. Wszyscy nie szczędzili mu pochwał i słów uznania. Sam chłopak był uradowany całą sytuacją. Wszystkie mecze turniejowe grał perfekcyjnie, a przed każdym ze spotkań brał „witaminy”. Kostka Mikołaja z nieznanej przyczyny wcale się nie goiła, lecz puchła jeszcze bardziej. Chłopak czuł się coraz gorzej.
Adam poszedł do kolegi, lecz go nie zastał. Spostrzegł tylko odjeżdżającą na sygnale karetkę.
- Róża, co się stało twojemu bratu?
- Zabrała go karetka do szpitala. Nie mógł chodzić, strasznie bolała go noga.
- Jak to? – zdziwił się Adam.
- Nie mam pojęcia. Dopiero co wróciłam z treningu. Może to wina tych „witamin”. Które zażywał od dłuższego czasu.
Adam poczuł, że ogarnia go wewnętrzny strach., pożegnał się szybko z dziewczyną. Jak w gorączce biegł do domu. Obiecał sobie, że nigdy więcej nie zażyje tych wstrętnych, małych tabletek. Jednakże pokusa okazała się silniejsza niż wola. Kilka dni później odwiedził Mikołaja, który wrócił już ze szpitala. Dla relaksu nałykali się „witamin”, które tak na prawdę były narkotykami. Znalazła ich Róża, gdy oboje już byli nieprzytomni. Wezwała pogotowie, które zabrało ich na izbę przyjęć. Tam zrobiono im płukanie żołądka. Sprowadzono rodziców obu chłopców. Lekarz powiedział im, iż chłopcy są uzależnieni od narkotyków. Bliscy wyrostków nie wyobrażali sobie, jak mogło do tego dojść. Przecież byli to tacy dobrzy chłopcy. Rodziny nawzajem oskarżały się, który chłopiec uzależnił drugiego.
Po wypisaniu ich ze szpitala trafili na leczenie do ośrodka odwykowego. Leczyli się w nim bardzo długo. Mikołaj miał zbyt wyniszczone silnymi środkami odurzającymi nerki i wątrobę. Teraz czeka na przeszczep, lecz kolejka jest niezwykle długa. Adam zaś nie wygrał walki z nałogiem. Obaj nigdy nie wrócili do ukochanego sportu, czyli do gry w piłkę siatkową.
Tak skończyła się cała historia. Nie ma ona dobrego zakończenia. Chłopcom pozostał tylko żal i smutek za własną głupotę. Z tej opowieści możemy wyciągnąć pouczający morał: „Miłe złego początki, ale koniec żałosny”. Jest to zmyślone opowiadanie, ale branie narkotyków może się tak zakończyć.
Moje opowiadanie, nie z neta. Pisane w pierwszej kl. gim.