Każdy ma swoje magiczne miejsce, w którym czas płynie inaczej. Moje to ukochane Tatry, a w nich najukochańsze ze wszystkich meijsc - Morskie Oko. Ale nie to, nad którym przetaczają się setki rozkrzyczanych turystów, zimą walących tłumnie saniami, a latem bryczkami, by z dumą zjeść w schronisku obiad, oczywiście nie odnosząc po sobie talerzy, a potem z obłędem w oczach obfotografować okoliczne szczyty. Moje Morskie Oko to cichy, spokojny staw, znad którego hałaśliwa masa ludzka już odpłynęła, kiedy zapada już zmierzch, a nad okolicznymi szczytami zapalają się gwiazdy i przegladają się w spokojnej wodzie. Tutaj przyjechałam z moją drugą polową na sobotni nów - złapać chwilę oddechu i zregenerowac się po komputerowym warszawskim życiu. Ostatni raz byliśmy w listopadzie i cieszyliśmy się jak dzieci, przedzierając się przez kopny snieg do bioder, bo w zwykłej pozagórskiej rzeczywistości było mokro i buro. Teraz było jeszcze piękniej, bo można było spacerować po zamarzniętym Moku, a nad naszymi głowami rozpościerało się prawdziwie włoskie niebo - nie szare i posępne, jak to zwykle bywa w Polsce zimą, ale słoneczne i błektne!
Każdy ma swoje magiczne miejsce, w którym czas płynie inaczej. Moje to ukochane Tatry, a w nich najukochańsze ze wszystkich meijsc - Morskie Oko. Ale nie to, nad którym przetaczają się setki rozkrzyczanych turystów, zimą walących tłumnie saniami, a latem bryczkami, by z dumą zjeść w schronisku obiad, oczywiście nie odnosząc po sobie talerzy, a potem z obłędem w oczach obfotografować okoliczne szczyty. Moje Morskie Oko to cichy, spokojny staw, znad którego hałaśliwa masa ludzka już odpłynęła, kiedy zapada już zmierzch, a nad okolicznymi szczytami zapalają się gwiazdy i przegladają się w spokojnej wodzie. Tutaj przyjechałam z moją drugą polową na sobotni nów - złapać chwilę oddechu i zregenerowac się po komputerowym warszawskim życiu. Ostatni raz byliśmy w listopadzie i cieszyliśmy się jak dzieci, przedzierając się przez kopny snieg do bioder, bo w zwykłej pozagórskiej rzeczywistości było mokro i buro. Teraz było jeszcze piękniej, bo można było spacerować po zamarzniętym Moku, a nad naszymi głowami rozpościerało się prawdziwie włoskie niebo - nie szare i posępne, jak to zwykle bywa w Polsce zimą, ale słoneczne i błektne!